Rozdział 1:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Agnes zejdź na dół! - usłyszałam i szybko wyłączyłam odkurzacz. Poczłapałam się do kuchni i usiadłam na taborecie.

- Wołałaś mnie? - zapytałam mamę.

- Tak, słuchaj dużo Ci jeszcze zostało do spakowania? - spojrzała na mnie otwierając jakiś karton.

Mama wysyła mnie na uczelnie w Londynie.. twierdząc, że tu nie ma dla mnie warunków. Tak naprawdę, to jestem na nią zła... Nie dość, że jesteśmy same, bo tata zmarł jak miałam 14 lat, to teraz się rozdzielimy..
Czemu? Pytałam... Ale jej odpowiedzi były wciąż takie same... Nie marudź.. Przynajmniej pozwiedzasz... zobaczysz nowe miasto... Ja, żeby zostać prawnikiem też musiałam zostawić rodzinę i wyjechać...

Tylko nie przemyślała jednego, że kiedy przeprowadziliśmy się tutaj do Michigan, nie miałam żadnych przyjaciół... bo wszystkich zostawiłam w Orlando... musiałam zacząć wszystko od nowa i już w pierwszym miesiącu szkoły.... wiedziałam, że nie będzie tu dobrze. Nikt mnie nie polubił.. Czemu? Nie wiem.. Może dlatego, że jestem zbyt nieśmiała? Ale nie umiem być inna. Myślałam, że może w wakacje zacznę chodzić do klubu fitness na tańce i tam kogoś poznam, ale jak widać moja matka stwierdziła, że już w wakacje mnie tam wyśle.

- Jeszcze parę rzeczy, dlaczego? - westchnęłam.

- No to ruchy! - klasnęłam w ręce. - Za 10 minut wyjeżdżamy. - popatrzyłam na zegarek i nie wiedziałam, że moje pakowanie tyle zajęło.

- O rany.. to już ta godzina- pisnęłam i pobiegłam na górę. To mieszkanie podobało mi się nawet bardziej niż to w Orlando, lecz co mi z tego... jak matka właśnie wysyła mnie do jakiegoś akademika... Ubrałam kurtkę, trampki i spakowałam walizki do samochodu. Oczywiście.. korki... miałam szczęście, że zdążyłam. Starszy Pan odebrał ode mnie bagaże, a ja pożegnałam się z mamą.

- Trzymaj się córeńko! - krzyknęła jeszcze.. a ja pomachałam jej. Zaczęłam szukać mojego miejsca w samolocie. Usiadłam przy oknie i włączyłam sobie muzykę.. Odpłynęłam nie wiedząc kiedy...

****

Na lotnisku miał na mnie czekać jeden z nauczycieli, ale nigdzie nie widziałam, żeby tu ktoś na kogoś czekał. Wzięłam walizki i jeszcze raz pokręciłam się szukając.. w sumie to nie wiem.. kogoś kogo nie znałam? To bez sensu.. Kiedy stanęłam i chciałam zadzwonić do mamy.. ktoś zawołam jakby moje imię?
- Agnes?! - odwróciłam się i zobaczyłam machającego do mnie jakiegoś faceta. Podjechałam walizkami bliżej niego i stanęłam. - O matko szukałem Cię! - wykrztusił zdyszany.

- Aa... no... to Pan miał po mnie przyjechać? - zapytałam zdezorientowana.

- No nie do końca, ale nie ważne.. zasiedziałem się chwilę w środku i nie zauważyłem kiedy przyleciałaś... - uśmiechnął się. - James Wessters. - podał mi rękę.

- A.. jery, to Pan jest dyrektorem.. - dziwnie zmarszczyłam nos.. - Agnes Nowers.. - podałam mu dłoń.

- Chodź... to jeszcze dzisiaj  pokaże ci akademik.  - powiedział i zaprowadził mnie do swojego samochodu.

Przeraziłam się widząc ten wielki budynek.. o jeny.. pewnie jest tu wiele ludzi... a ja tak nienawidzę tłumów... od razu mam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i śmieją się...- Ugh.. muszę to zmienić... - pomyślałam. Wysiadłam z samochodu i biorąc swoje walizki ruszyłam za dyrektorem. - To jest główny hol... tam na lewo jest stołówka.. a na prawo taki pokój rozrywek.. - pokazał tylko ręką i udał się do windy. - Piętro 1 i 2 jest częścią męską.. a 3 i 4 damską.. - wytłumaczył mi i wyszedł z windy. - Proszę tu jest twój pokój... myślę, że dogadasz się z Mią... - uśmiechnął się.. - No... ogólnie jest tu pełno młodzieży, ale teraz powyjeżdżali na wakacje do rodziny, więc jest więcej spokoju. A i.. jakbyś chciała zwiedzić okolicę to Mia z chęcią Ci ją pokaże.. sama lepiej na pierwszy raz nie wychodź. - puścił mi oczko i dał klucze do pokoju. Zauważyłam chłopaka, który szedł w naszą stronę, co mnie zdziwiło.

- Tato idziesz!? - krzyknął chłopak idący w naszą stronę.

- Dobrze ja już muszę iść... - rzucił szybko.

- To do widzenia. - uśmiechnęłam się i w tym samym momencie chłopak stanął obok nas, spojrzał na mnie. Szybko odwróciłam wzrok, zawstydzając się jego wyglądem.. był.. taki przystojny... na sobie miał czarne rurki i białą koszulę, która opinała się na jego klatce piersiowej. Nie zdążyłam się przyjrzeć jego twarzy dokładnie, ale zapamiętałam jedno, wielkie, zielone tęczówki.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro