Rozdział 10:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- No przestań! Idziesz ze mną. Nic Ci nie przyniosę. - krzyknęłam Mia.

- To nie... i tak nie zejdę. - burknęłam i przewróciłam się na brzuch, lecz po chwili moja kołdra wylądowała na podłodze. - Ej!

- Wstawaj! - pisnęła i rzuciła mnie poduszką. Nie byłam jej dłużna.. - Nie możesz się przed nim chować... Co teraz masz zamiar się zaszyć w pokoju? - popatrzyła na mnie stojąc przy drzwiach. 

- Nie wiem. - rzuciłam i założyłam trampki. Nie chętnie wyszłam z pokoju i poczłapałam do schodów. 

- Nie martw się, na pewno już zjedli. W końcu tylko takie idiotki jedzą śniadanie o 12.. - dała mi kuksańca w ramię i zaczęła się śmiać. Stanęłam w drzwiach stołówki i oczywiście.. Lepiej może być tylko w bajkach..

- Ta... idioci. - westchnęłam i spojrzałam na Mię, która o mało nie wybuchnęła śmiechem. Usiadłam do nich tyłem, by nie musieć patrzeć w tamtą stronę. Zjadłam kanapkę i wypiłam herbatę, po czym zaczęłyśmy rozmawiać z Mią. 

- yyy.. Agnes. - skrzywiła się i popatrzyła za mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Alan idzie w moją stronę.

- O nie! - szepnęłam i wstałam od stołu. Mia także opuściła stół, lecz ja pobiegłam do pokoju, a ona odstawiała nasze naczynia. Na szczęście zdążyłam się schować. Kiedy przyjaciółka weszła, po jej minie było widać, że nie jest zadowolona z mojego zachowania.. 

- Agnes! Dzieci się bardziej umieją dogadać... - usiadła przy biurku. - Słuchaj. Umm... ja muszę Ci coś powiedzieć. - rzuciła niepewnie. 

- No słucham. Chyba już nic mnie więcej nie zdziwi. - przewróciłam oczami i spojrzałam na nią.

- Dzwoniła do mnie mama i kupiła mi lot do Michigan. Chce, żebym przyleciała na jej urodziny i zobaczyła się z rodziną. Ale jeśli chcesz, żebym zos.. - przerwałam jej.

- Oszalałaś. Leć! - pisnęłam. - A na jak długo? I kiedy? -zapytałam.

- Po jutrze. I chyba na 3 dni. - przygryzła wargę i spojrzała na mnie.

- Spoko, ale mam prośbę... - przerwałam - Czy pomogłabyś mi się wymknąć na spacer? - zrobiłam kocie oczka i wyciągnęłam do przodu wargę.

- Ech.. No dobrze.. Poszłabym z tobą na ten spacer, ale... jestem umówiona z Jacobem. - powiedziała i od razu jej oczy zaświeciły się jak gwiazdki na niebie. 

- Nie wnikam, ale powiedz mi... jak to jest, że spotykasz się z nim, a sypiasz z nie wiadomo kim?  - spojrzałam na nią, sama skrępowana moim pytaniem.

- Yyy.. No to nie tak. Chris wybrał mnie na swoją nagrodę.. więc nie mogłam mu tego odmówić, a nawet bym tego nie zrobiła.. - wyszczerzyła zęby. - Ale on chyba nie szuka związku.. dla niego liczą się tylko motory i seks, więc reszty szukam  u kogoś innego. Wiem, że to nie wygląda dość normalnie, ale .... ugh. nie wiem. - poddała się. - Dobra to co chcesz się wymknąć, tak? - podniosła jedną brew, a ja się zaśmiałam.

- Tak. - kiwnęłam głową.

- Okej. Jest 14... Może Ci się uda. Zejdę na dół i napiszę Ci czy możesz wyjść. Ok? - zapytała z powrotem ubierając trampki. 

- Dobra. - rzuciłam i poszłam jeszcze do łazienki, a telefon położyłam na biurku. Pomalowałam szybko rzęsy i otworzył drzwi..  - Jeny.. - podskoczyłam wystraszona i jednocześnie uderzyłam się w łokieć. - Ała.. Co ty tu robisz? - zapytałam Alana, który spokojnie siedział sobie na krześle. 

- Nic. Unikasz mnie, a teraz chcesz się wymknąć. - powiedział, a ja spojrzałam na telefon leżący na biurku. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam wiadomość od Mii:

,, Droga wolna. Możesz schodzić" 

odpisałam: ,, Taa.. Wracaj na górę"

- Nie miałam ochoty z tobą rozmawiać. - burknęłam i spojrzałam na łokieć. Przez całą rękę przechodziło mnie dziwne mrowienie... które z bólem było dziwną mieszanką emocji..

- Pokaż. - rzucił i podszedł do mnie. Złapał za rękę i parę razy wyprostował. - Chyba wszystko okej. - powiedział niskim, ochrypłym głosem, który z dalszym dotykiem mnie, wywołał ciarki na całym ciele. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro