Rozdział 14:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- To co idziemy na trening.. - zapytałam go kiedy siedzieliśmy w holu na kanapie.

- Sorry, ale dzisiaj nie mogę. Jest impreza i umówiłem się z kumplami. - rzekł.

- Aa.. okej. - miałam nadzieję, że nie wyczuł tego sarkazmu w głosie z jakim usłyszałam to w myślach.

- A może pojedziesz ze mną... - rzucił.

- O nie! Nigdy.... - powiedziałam szybko.

- Dlaczego? - westchnął.

- Nie chce brać w tym wszystkim udziału.. - pokazywałam rękami. Alan uśmiechnął się i spojrzał na moje dłonie.

- Czyli nie będziesz zła jak pojadę? - zapytał. Co? No pewnie, że będę.. znów wygrasz i będziesz się pieprzył z jakąś laską??? A ja mam się na to zgodzić?? Ale przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi... Ech.. - pomyślałam.

- Nie... spoko. - machnęłam i spuściłam wzrok.

- Okej. To ja lecę. Za godzinę muszę być u Lucasa. - wstał i dał mi buziaka w policzek. Siedziałam tak na tej kanapie jeszcze chwilę i coraz bardziej byłam na siebie zła. Kiedy ktoś od tyłu nagle mnie nie wystraszył, nakładając na moje usta ręce....o mało nie spadłabym..

- Jeny jak się wystraszyłam. - pisnęłam i spojrzałam za siebie. Chłopak przeskoczył kanapę i już po chwili siedział obok mnie.

- Ashton. - podał mi dłoń.

- Agnes. - uścisnęłam ją. Muszę przyznać, że chłopak był bardzo przystojny. Miał blond włosy postawione do góry, które żyły własnym życiem. Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, a usta wygięły w lekki uśmiech, na co od razu zalałam się rumieńcem. Miał na sobie szare dresy i luźny czarny t-shirt. Jeśli wszyscy tak wyglądają jak Alan i Ashton to ja się chyba popłaczę...

- Właśnie wróciłem i zobaczyłem, jakąś nową istotkę u nas.. - zaśmiał się. - Skąd jesteś? - zapytał.

- Z Michigan. A ty... - zapytałam.

- Z Nowego Jorku. - westchnął. - Słyszałam, że jest dziś jakaś impreza...to prawda? - zmarszczył czoło.

- Yyy tak. - pokiwałam głową.

- Nie idziesz? - uśmiechnął się.

- Nie.. Jakoś nie czuje się tu pewnie... - popatrzyłam w dół.

- Czemu? A może jednak dasz się namówić. Obiecuje, że nie odstąpię Cię na krok! - podniósł dwa palce ku górze..

- Niee... - poprawiłam się na kanapie.

- Możemy być tylko na samej imprezie, a potem na wyścigi pojedziemy z powrotem do akademika, jeśli o nie Ci chodzi.. - uśmiechnął się.

- No, ale ty na pewno będziesz tam chodził ze znajomymi, a ja.. - przerwał mi.

- Nie.. obiecuje, że cały czas będę przy tobie... Potańczymy, pogadamy ...- powiedział. Nastała chwila ciszy. W sumie... jeśli nie musielibyśmy zostawać na zawodach.. to mogę jechać.. pomyślałam.

- No dobra... ale.. - podniosłam palec do góry. - przed wyścigami wychodzimy.

- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się. - To ile czasu potrzebujesz? - spojrzał na zegarek.

- ymm.. 30 minut. - przygryzłam dolną wargę.

- Okej. Spotykamy się w holu. - wstaliśmy z kanapy i rozeszliśmy do swoich pokoi.

Jak najszybciej otwarłam pokój i wparowałam do łazienki. Umyłam włosy i wysuszyłam suszarką. Kiedy wyszłam powtórzył się ten sam przebieg wydarzeń co kiedyś tylko z bólem nogi a nie łokcia.

- Kurwa Alan! - pisnęłam pocierając nogę.

- Nie zamknęłaś drzwi, więc.. - uśmiechnął się.

- A ty nie miałeś iść na imprezę? - podeszłam do szafy, wyciągnęłam moją zwiewną, różową spódniczkę i czarną bokserkę.

- Idę. Chciałem się jeszcze zapytać czy nie podrzucić Cię do klubu, ale widzę, że się tam nie wybierasz. - spojrzał na moje ubrania pod ręką.

- No.. nie dzięki, ale miło że pomyślałeś. - uśmiechnęłam się. - Przepraszam, ale nie mam za dużo czasu. - przebierałam z nogi na nogę i spoglądałam na zegarek.

- A mogę chociaż wiedzieć, gdzie się tak szykujesz? - wstał i podszedł do mnie. Hm... będzie zły jak mu powiem... chyba nie. - przeanalizowałam.

- Na tę imprezę, ale jak zaczną się wyścigi to wracam. - spojrzałam na niego.

- A to może pojedziesz z ... -przerwałam mu.

- Nie serio, dzięki. Jestem już umówiona. - poganiałam go.

- Okej. - szepnął i wyszedł. Jakby załamany? Nie ważne! Mam 15 minut! Tym razem upewniłam się czy drzwi są zamknięte i wbiegłam do łazienki. Ubrałam się i zrobiłam makijaż. Szybkim tempem zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i zbiegłam do holu, gdzie czekał na mnie Ashton. Miał na sobie czarne jeansy i biało- czarną koszulkę. Włosy poprawił układając je bardziej pod górę i dzięki temu wyglądał... cholernie mnie to krępowało. Kiedy usłyszał moje kroki odwrócił się i uśmiechnął.

- Gotowa? - przejechał po mnie wzrokiem, na co na pewno zalałam się rumieńcem.

- Tak. - uśmiechnęłam się i przeszłam koło niego w drzwiach.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro