Rozdział 15:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Ash wjechał w leśną ścieżkę i zaparkował. Wyszliśmy z samochodu i już teraz czułam zapach alkoholu.. którego nie lubiłam za bardzo. Szłam za nim przeciskając się przez tłumy ludzi. Na tej imprezie było jeszcze więcej osób... Dotarliśmy do baru i zamówiliśmy drinki. Usiedliśmy na hokerach i zaczęliśmy rozmawiać. Oczywiście trzymałam się postanowienia 2 drinki - nie więcej. Odwróciłam się i zeskoczyłam z krzesła.

- Idziemy tańczyć?! - krzyknął mi na ucho Ash. Spojrzałam przed siebie i .... zobaczyłam Alana, który patrzył na nas z wielką odrazą? złością? żalem? Przecież ja nic nie robię!

- Okej. Tylko najpierw skoczę do toalety! - rzuciłam, a on tylko kiwnął głową na tak. Udałam się do wielkiej willi i po dłuższej chwili znalazłam. Poprawiłam jeszcze makijaż i wyszłam na dwór. Nie spodziewałam się takiego widoku. W tym samym miejscu gdzie stałam ja i Ash, teraz stał Alan i jakaś dziewczyna. Chciałam się wycofać, ale zauważyli mnie. Nie prędko podeszłam do nich.

- Cześć. - rzuciłam i spojrzałam na wszystkich. Wyglądali jakby mieli mnie właśnie zabić, prócz Asha, który raczej mówił ,, Sorry?"

- Cześć. Słuchaj Bardzo Cię proszę. Nie! Zbliżaj! Się! Do! Mojego! Chłopaka! - dziewczyn coraz mocniej wbijała mi swój paznokieć w obojczyk. Alan odsunął ją ode mnie warknął.

- Nie dotykaj jej.

- Ashton idziemy! - krzyknęła i odeszła.

- Sorry.- pisnął Ash i pobiegł za nią. Coś cały czas mi nie pasowało..

- Kim ona jest? - popatrzyłam w bok.

- Jego dziewczyną. - rzucił. - Właśnie wróciła od rodziców.

- Dobra. Trudno. - machnęłam ręką i usłyszałam, że zaraz zacznie się wyścig. - To ja się będę zbierać. - powiedziałam i wyciągnęłam telefon by zadzwonić po taksówkę.

- Czekaj! - złapał mnie za nadgarstek. - Odwiozę Cię.

- Przecież masz wyścig! Idź, bo się spóźnisz. - wybrałam numer i chciałam odejść zadzwonić, lecz Alan zabrał mi telefon. Odwróciłam się, a on uciekał przeciskając się przez ludzi. Przewróciłam oczami. Poszłam w stronę ucieczki chłopaka i stanęłam przy barierkach toru. Jeden z motocyklistów popatrzył na mnie wyjął z kieszeni mój telefon. Pokazał go w moją stronę i z powrotem schował do kieszeni.

Ruszyli. Kibice krzyczeli różne imiona zawodników i stali mocno zdenerwowani... tak jak ja.. tylko, że ja nie kibicowałam... prosiłam o to by Alan nie wygrał.... Lecz nigdy nie spełnia się to czego chcę.

Tłum ludzi poderwał się i zaczął klaskać. Na mecie zobaczyłam Alana i Lucasa.. uściskali się i stanęli przodem do kibiców. Zostali nagrodzeni jeszcze większymi brawami. Przez głośniki wydobył się głos gratulacji i jeszcze jedne słowa.... ,, Zapraszam zwycięzców po odbiór kluczy do sypialni". Moja mina od razu nabrała powagi. Zobaczyłam, jak chłopcy przeskakują przez bramki i idą w moją stronę.

- Cześć. - krzyknął Lucas.

- Hej. - podałam mu rękę i uśmiechnęłam się.

- Rozumiem, że Agnes jest już zajęta? - popatrzył na Alana.

- Tak. - warknął. - Musisz szukać dalej. - poklepał go po ramieniu.

- Okej. - westchnął. - Poszukam Chrisa. - minął nas obojga i znikł w willi. Poczułam, ręce na moich biodrach i spojrzałam na Alana.

- Gdzie idziemy? - zmarszczyłam brwi widząc, że kierujemy się w stronę toru.

- Muszę coś jeszcze załatwić. - uśmiechnął się. Przeszłam przez tor, który z góry.. wydawał się o wiele mniejszy. Weszliśmy do budynku i podeszliśmy do jakiegoś starszego mężczyzny. - Cześć. Ja odstępuje dziś od nagrody. Zbieram się. - powiedział do niego. Facet dziwnie spojrzał na nas i uśmiechnął się.

- Okej to na razie. Tylko na następny trening masz się nie spóźnić. Jasne? - warknął.

- Jasne. - burknął i pociągnął mnie do wyjścia.

- A i schowaj motor! - krzyknął. Alan wyprowadził mnie z pomieszczenia i udaliśmy się do motoru.

- Poczekasz tu chwilę? - popatrzył na mnie. Pokiwałam głową na tak. Chłopak wsiadł na maszynę i znikł za budynkiem. Odwróciłam się i zobaczyłam, jakieś dwie dziewczyny idące w moją stronę. Cały czas jeździły po mnie z góry do dołu, śmiały się i szeptały. Dawna ja, pewnie nie przejęłaby się, lecz jednak tą teraźniejszą uraziło. Szły w moją stronę i zaczęły mówić coraz głośniej, zapewne tak bym je słyszała.

- Ty patrz jakaś nowa dziewczyna Alana?!

- Chyba, żartujesz. Nie chciałby jej nawet jako nagrody.... - prychnęła druga, stanęły parę metrów ode mnie i znów krzyczały do siebie.

- Pewnie mu odmówiła za pierwszym razem, więc postanowił tak długo za nią latać dopóki jej nie przeleci... - napłynęły mi łzy do oczu, lecz odwróciłam się w drugą stronę i nie pokazałam tego. Usłyszałam zza siebie... podniesiony, męski głos i odwróciłam się. Alan krzyczał coś na te dziewczyny i kazał im się wynosić. Potem spojrzał na mnie i podszedł.

- Wszystko okej. Wiem co powiedziały.. pożałują. - przyciągnął mnie i przytulił. Odwzajemniłam uścisk.

- Alan! Ty taki nie jesteś prawda? - odepchnęłam się i spojrzałam mu w oczu. Spojrzał smutny i spuścił wzrok.

- Chodź. Jedziemy. - pociągnął mnie do samochodu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro