Rozdział 2:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dyrektor miał rację... Mia jest świetna! Choć można powiedzieć, że jest przeciwieństwem mnie, ponieważ jest odważna, niczego się nie boi, jest otwarta i dość wyzywająco się ubiera...Eh.. ale może wreszcie będę mieć przyjaciółkę! - pomyślałam i uśmiechnęłam się. Niestety dziś nie za bardzo miała czas.. do południa rozmawiałyśmy o różnych rzeczach. Okazało się, że też jest z Michigan i nie chce tam jechać, nawet na wakacje, ponieważ nie ma stamtąd dobrych wspomnień, lecz nie dowiedziałam się jakich. Kiedy w pokoju zostałam już sama... zaczęło mi się nudzić.. pooglądałam jakiś film na laptopie, pogadałam z mamą na skypie, ale ile można tak siedzieć?? Postanowiłam sprawdzić w internecie czy jest gdzieś w pobliżu jakaś siłownia i wrócić do pomysłu z Michigan. Zalazłam! - ucieszyłam się i na mapie pokazała mi się droga jak tam dojść. Hmm.. 2 km.. DAM RADĘ!!

Spakowałam szybko rzeczy w jakiś często trenuje i zamknęłam pokój. Włączyłam sobie GPS'a i szłam ulicami trochę się rozglądając, kiedy zobaczyłam budynek FitnessTime... przyspieszyłam... lecz gdy stanęłam przy drzwiach i zobaczyłam ile jest tam osób chciałam się wycofać..

- Proszę, proszę zapraszam.. - popchnął mnie jakiś mężczyzna w stronę kasy.. no trudno.. raz się żyje! Wyszukałam szatnię i przebrałam się. Okazało się, że akurat za chwilę zaczynają jakieś zajęcia i mogę na nie dołączyć, w sumie.. czemu nie.. nie chce mi się iść na siłownię - przeanalizowałam. Kiedy byłam gotowa nikogo nie było już w szatni.. Ups.. a miałam wyjść za kimś, żeby się przyłączyć. No nic... wyszłam i skierowałam się w stronę kasy..

- Przepraszam, a gdzie są prowadzone te zajęcia, na które... - popatrzyłam na kasjerkę.

- Na górze.. pierwsze drzwi na lewo. - przerwała mi i uśmiechnęła się..

- Dziękuje. - odwróciłam się i.. chcąc odejść wpadłam na jakiegoś chłopaka.

- Uważaj, dziewczyno! - krzyknął i odsunął się ode mnie, dopiero wtedy zobaczyłam te zielone tęczówki.

- Przepraszam, nie chciałam! - powiedziałam wystraszona i pobiegłam na górę. Wbiegłam na salę i szybko znalazłam sobie miejsce.

*****

Uf... wypadłam z formy - pomyślałam. Kiedy strasznie zmęczona schodziłam do szatni. Wszystko było, by okej, gdyby koło schodów nie stał ON.. Rozmawiał z jakimś kumplem i kiedy się na mnie spojrzał ja szybko odwróciłam wzrok i przeszłam obok zbiegając obolałymi nogami do szatni.

Jeszcze tu był? Może tu pracuje? - zastanawiałam się. Wzięłam prysznic i przebrałam w czyste rzeczy. Założyłam sweterek, plecak i wyszłam przed budynek. Było już ciemno, a z parku obok dobiegały śmiechy jakiś chłopaków.. czego się lekko przestraszyłam. Wyciągnęłam telefon z kieszeni.. i...

- Cholera! - krzyknęłam i usiadłam na schodku przed klubem.

- Coś się stało? - usłyszałam głos przed sobą. Podniosłam głowę i zauważyłam chłopaka, którego dobrze już kojarzyłam, a w oddali z parku chyba jego kolegów.

- Nie nic.. wszystko w porządku.. Jeszcze raz przepraszam.. nie zauważyłam Cię.. - zaczęłam się tłumaczyć, lecz po chwili zobaczyłam, że chłopak siada obok mnie. Odsunęłam się lekko i chyba to zauważył, bo się zaśmiał.

- Nic się nie stało, ale uważaj następnym razem. Nie powinnaś już iść do akademika... to nie jest zbyt bezpieczna okolica? - wskazał na park.

- No powinnam, ale doszłam tu za pomocą GPS'a w telefonie, który właśnie się rozładował. - wskazałam na komórkę. Zapadła chwila ciszy. - Okej... dobra, a idę.. cześć i jeszcze raz.. - wstałam i już zaczęłam się oddalać.

- Hej.. ty sobie chyba żartujesz.. ?!- podszedł do mnie i się zaśmiał.

- Ale.. co.. - zdenerwowałam się.

- Poczekaj tu. - rzucił chłodno i szedł w stronę grupki chłopaków, którzy się z czegoś śmiali. Powiedział im coś, a oni znów wybuchnęli śmiechem... Miałam wrażenie, że to o mnie i nie miałam ochoty na to patrzeć. Ruszyłam przed siebie. Przeszłam przez pasy i nagle poczułam mocny uścisk na nadgarstku.. - Co ja Ci powiedziałem! - krzyknął, a ja się wystraszyłam.

- O co Ci chodzi?! Zostaw mnie! - krzyknęłam i powstrzymywałam łzy. Wyrwałam się i zaczęłam biec, lecz znów poczułam szarpnięcie do tyłu.. tym razem za moje biodra.

- Okej... Przepraszam.. nie chciałem Cię wystraszyć, po prostu jakoś nie mam dzisiaj humoru.. sorry.. Chodź.. - chciał mnie złapać za rękę, lecz schowałam ją za siebie.

- Nie.. ja.. idę akademika.. zostaw mnie... - odwróciłam się, lecz ON znalazł się przede mną, tak blisko, że momentalnie cofnęłam się do tyłu.

- Przecież nie znasz drogi... - warknął. - Albo jedziesz ze mną i trafisz do akademika bezpiecznie... - przerwałam mu.

- Albo?! - krzyknęłam. Skąd u mnie agresja? Jeny!

- Chyba nie muszę Ci tłumaczyć co się najczęściej w noc dzieje słonko.. - rzucił z ironią.

- Dobra sorry... powinna się cieszyć, że chcesz mnie podwieźć. - burknęłam, szłam za nim i już po chwili siedziałam w czarnym porsche, no... widać, że jego ojciec jest nie byle kim.. - pomyślałam zapinając pas. Jechaliśmy w ciszy i kiedy już widziałam gmach akademika uśmiechnęłam się do siebie.

- No co ty, aż tak się bałaś ze mną jechać.. - zaśmiał się, a ja speszona popatrzyłam na niego.. Cholera.. jaki był przystojny.. Zaparkował przed budynkiem i kiedy chciałam otworzyć drzwi.. były jeszcze zamknięte. Spojrzał na mnie, a ja na pewno się zarumieniłam. - Alan. - podał mi rękę.

- Agnes. - ujęłam ją i lekko zacisnęłam. Po chwili wpatrywania się w siebie zadzwonił jego telefon.. a ja dalej nie mogłam wyjść... pokazywałam mu, że są zamknięte.. bo nie chciałam mu przeszkadzać, lecz dał mi do zrozumienia, że jak skończy to mi je otworzy..


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro