21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Kazuo

Gdy się obudziłem była godzina 9, a obok mnie leżał śpiący Hitoshi.

Chciałem usiąść i otrząsnąć się ze snu który właśnie miałem... Wiecie, jaki on był okropny? Zostałem porwany i byłem gwałcony! Płakać mi się chcę na samą myśl, że mogło by to być realne.

Gdy miałem zamiar się podnieść, przez moje ciało przeszedł okropny ból. Ból, nie do opisania... Jakby każdy skrawek mojego ciała był darty na strzępy.

Nie rozumiejąc bólu, podniosłem koszulkę w górę, by zobaczyć co go powodowało. I to co zobaczyłem, po prostu zmroziło mi krew w żyłach...

Bandaże. Wszędzie bandaże przesączone krwią. Wszystkie wspomnienia ze wczoraj wróciły, czego skutkiem było niekontrolowane wybuchnięcie płaczem. Nie płakałem z bólu. Płakałem przez to, co zrobił mi ten psychopata. To tak strasznie boli w serce...

Próbowałem kontrolować łzy, siedząc oparty o poduszki. Nie chciałem obudzić Hitoshiego, nie chciałem go martwić... Łkałem w ciszy, ale w środku aż wyłem z rozpaczy.

Po kolei wycierałem łzy kapiące po moich policzkach.

Materac obok mnie skrzypnął i się ugiął, więc automatycznie spojrzałem w tamtą stronę.

- Ej, czemu płaczesz?... - Zapytał przejętym głosem Hitoshi, widząc moje mokre policzki, a ja na to tylko wybuchnąłem jeszcze większym płaczem, rzucając się na niego i wtulając się w jego klatkę piersiową. Było to bolesne, jednak ciepło które poczułem było tego warte. - Spokojnie... Już dobrze. - Mówił, głaszcząc moje czarne włosy. - Już wszystko będzie dobrze... - Ucałował mnie w czubek głowy.

Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, a ja stopniowo uspokajałem się, słysząc kojący ton Hitoshiego. Dopiero gdy z moich oczu przestały lecieć łzy, a moje ciało już nie trzęsło się, facet pozwolił mi się od niego odsunąć.

- Już okej? - Spytał z miłym uśmiechem, głaszcząc mój policzek dłonią. Oddałem uśmiech i twierdząco pokiwałem głową. - Połóż się, musisz odpoczywać... - Powiedział już poważniejszym tonem.

- Nie chcę mi się. - Mruknąłem. Mimo tego, że wszystko mnie boli, nie chcę siedzieć i się nudzić.

- Musisz. - Zaśmiał się i pomierzwił moje włosy. - A ja pójdę zrobić nam śniadanie. - Odparł, z zamiarem wstania z łóżka.

Nie. Nie chcę znowu zostać sam. Nie po tym, co mnie spotkało. Nie chcę, by to się powtórzyło, a jestem pewny, że jest taka możliwość...

- Nie. - W ostatniej chwili chwyciłem go za nadgarstek, jednak przez ranę na dłoni którą zrobiłem sobie podczas szukania największego szkła, głośno syknąłem z bólu i odsunąłem dłoń. - Nie idziesz... - Powtórzyłem, z grymasem bólu na twarzy, siadając na łóżku i krzyżując nogi, taka pozycja sprawiała mi najmniej bólu.

Spojrzał na mnie z czułością w oczach, jakby patrzył właśnie na małe, urocze dziecko.

- Uważaj, masz sporo ran. - Powiedział z czułością, a mi się aż chciało rzygać od przesączonej słodyczą sceną. - Musimy coś zjeść. - Dodał, siadając z powrotem na łóżko.

- Poproś kogoś innego. - Zaproponowałem, a widząc jego niepewną twarz dodałem. - Proszę. - Zrobiłem oczy, jak u szczeniaczka. Nie miałem zamiaru mówić mu, że po prostu się boję, nie musi tego wiedzieć...

Ten dalej się lekko wahał, jednak po chwili zrezygnowany pokiwał głową.

- Dobrze. - Chwycił swój telefon i zaczął coś w nim robić, zapewnie do kogoś pisał. Po chwili odezwał się. - Zaraz ktoś nam przyniesie. - Położył telefon z powrotem na szafce nocnej i przetarł swoją twarz dłońmi, zapewne próbując odgonić tym sen z powiek. - Idź jeszcze spać, powinieneś odpoczywać.

- Wiesz... Chyba pierwszy raz będę tego samego zdania co ty. - Westchnąłem głośno, próbując się położyć.

- To dobrze, że w końcu mnie rozumiesz. - Przyznał, pomagając mi się położyć.

Pov: Hitoshi

Już po dwudziestu minutach przed drzwiami znajdował się Minoru ze śniadaniem.

Otworzyłem mu drzwi i wpuściłem go głębiej do pokoju, a on tylko kiwnął mi głową.

- Dzięki wielkie... - Powiedziałem, przyjmując od przyjaciela tacę z talerzami i szklankami z sokiem pomarańczowym.

- Jak on się czuję? - Spojrzał na chłopaka leżącego na łóżku, udającego, że wcale nie słyszy rozmowy i zajmuje się własnym światem. - Nie wygląda dobrze. - Stwierdził Minoru, a ja próbowałem nie wybuchnąć śmiechem, widząc jak bardzo Kazuo próbuje ukryć grymas urazy.

- No i dobrze nie jest. Mało brakowało by się wykrwawił... - Powiedziałem ciszej, zerkając kątem oka czy brunet czasem nie podsłuchuje. - Będzie miał sporo blizn, ale ważne, że żyje.

- Powodzenia ci życzę w opiece nad nim. - zaśmiał się lekko. - Pamiętaj, że jak coś to jestem do dyspozycji. - Odwrócił się w stronę drzwi, jednak ja go zatrzymałem przed wyjściem, zdając sobie z czegoś sprawę.

- Minoruuu... - Zacząłem, z maślanymi oczkami. Nie wnikałem jak to wyglądało, obchodziła mnie jedynie skuteczność. - Mógłbyś przyjść później po talerze?

- Kaleką jesteś? - Zmarszczył brwi.

- No nie... Ale wiesz, ten mały. - Wskazałem głową na Kazuo, a mój przyjaciel rozumiejąc, zrobił głuche "aaa".

- Jasne. - Kiwnął głową.

- Dzięki, jesteś wielki. - Odetchnąłem z ulgą.

- Wiem. - Powiedział dumny i z uśmiechem na twarzy wyszedł z pokoju.

Robię się zazdrosny, że każdy tak bardzo interesuje się tylko Kazuo... Zakochali się, czy co?

Podszedłem do dziewiętnastolatka i położyłem obok niego tackę z naszym jedzeniem, a sam usiadłem po drugiej stronie łóżka.

Obaj wzięliśmy swoje talerze i w ciszy zaczęliśmy jeść.

Po chwili poczułem lekkie szturchanie ze strony Kazuo, więc spojrzałem w jego stronę. Ten natychmiast podniósł prawą, zabandażowaną dłoń na wysokość swojej głowy, a ja rozumiejąc o co chodzi ucieszyłem się jak dziecko gdy dostanie wymarzoną zabawkę pod choinkę.

Wziąłem widelec i nóż z jego talerza i z szerokim uśmiechem na twarzy zacząłem karmić rannego bruneta.

Pov: Kazuo

Za cholerę mi głupio, że nie potrafię nawet, kurwa, jeść. Czuję się jak roczne dziecko które nie potrafi utrzymać widelca w dłoni.

- Smakowało? - Zapytał, odkładając sztućce na tackę.

- To co ty mi przynosiłeś, zdawało się lepsze... Ale to też jest smaczne. - Odpowiedziałem szczerze. Hitoshi nie odpowiedział, tylko wziął się za jedzenie, już zimnego śniadania. - Przepraszam, że sprawiam tyle problemów... - Ze stresu zacząłem skubać skórki dookoła paznokci. Co, jak mnie wyrzuci? Co, jak stwierdzi, że teraz jestem kompletnie bezużyteczny i mnie wyrzuci prosto w las, lub mnie zabije?

- To nie twoja wina. - Uśmiechnął się w moją stronę, próbując zapewne mnie tym przekonać, jednak bezskutecznie. - Połóż się już, musisz odpoczywać. - Dodał z tym samym uśmiechem, a ja byłem pewny, że będę słyszeć to zdanie jeszcze wiele razy.

Mruknąłem cicho z niezadowolenia i niechętnie, z wielkim trudem, położyłem się na lewym boku, tak, by nie widział mojej mocno skrzywionej miny. Z trudem powstrzymywałem łzy bólu cisnące mi się do oczu. Jak to cholernie boli...

- Przepraszam, że jestem taki bezużyteczny. - Niekontrolowanie załkałem.

- Nie jesteś bezużyteczny. Nie ty zrobiłeś sobie krzywdę. To ty zostałeś pokrzywdzony. Powinieneś leżeć i odpoczywać. - Mówił, jednak to za cholerę mnie nie uszczęśliwiało.

--------------------

przepraszam za krótki rozdział

Chciałam wam powiedzieć że macie szczęście. Właśnie zachorowałam i do końca tygodnia będę siedzieć w domu. Jednak nie wiem czy uda mi się codziennie wstawiać rozdział, nie mam zbyt wiele sił by nawet siedzieć w telefonie.

Wielbie was, już 2000 wyświetleń <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro