24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Kazuo

- I jak, podoba ci się mieszkanie? - Zapytał Hitoshi, a ja chciałem go po prostu wyśmiać za takie głupie pytanie.

- Jest cudowne! - Krzyknąłem.

- To dobrze, że ci się podoba. - Uśmiechnął się w moją stronę.

- Tylko trochę denerwuje mnie to, że znowu muszę mieć pokój z tobą. - Skłamałem. Muszę chociaż udawać, że mi się to nie podoba, przecież i tak nie da mi oddzielnego pokoju.

- Jak chcesz, mamy dwa wolne pokoje. - Zaproponował. - Chodź, wyszykujemy jeden dla ciebie. - Powiedział, jednak on sam nie ruszył się z miejsca.

Co? Nie tego się spodziewałem. Myślałem, że będzie chciał mnie trzymać przy sobie... Jak ja się z tego wykręce?

- Nie... Nie musisz się z tym kłopotać, mogę tutaj zostać. - Zaśmiałem się desperacko.

- To dla mnie nie problem. - Wzruszył ramionami, odwrócił się do mnie plecami i powolnym krokiem ruszył do drzwi.

- Na prawdę nie musisz! - Krzyknąłem, zatrzymując go tym samym przed naciśnięciem klamki.

- Ale czemu? - Spytał, mozolnie odwracając się w moją stronę.

- Bo... - Kurwa, Kazuo, myśl! - Muszę pilnować łóżka by nie uciekło! - Rzuciłem bezmyślnie.

- Pilnować łóżko? By nie uciekło? - Spojrzał na mnie jak na idiotę, krzyżując ręce na klatce piersiowej...

- Przepraszam, pomyliłem się... - Kazuo, wykaż się inteligencją... - By potwór spaghetti nie ukradł! Ponoć żyje w lasach, może zjeść nam łóżko! - Hitoshi, kurwa, nie każ mi dalej robić z siebie takiego idiotę.

- Masz rację, musisz pilnować nasze łóżko. - Pokiwał twierdząco głową, jakby na czymś myśląc, a ja jak debil ucieszyłem się, że nie muszę już się tłumaczyć.

Przez chwilę między nami trwała cisza, po której można było usłyszeć głośny śmiech Hitoshiego.

- Błagam cię, Kazuo. - Powiedział, po zaprzestaniu śmiechu. - Potwór spaghetti? - Ponownie prychnął śmiechem, a moja twarz była już czerwona jak burak. - Mogłeś wymyśleć cokolwiek, a dajesz na wymówkę zaatakowanie potwora spaghetti? - Kolejny raz wybuchnął śmiechem, trzymając się za brzuch.

- Ale mówię na prawdę! - Powiedziałem, gdy przestał się śmiać.

- Nawet ja wiem, że nie jesteś aż takim idiotą. - Dzięki Hitoshi, normalnie dzięki. - Powiedz, dlaczego nie chcesz spać w osobnym pokoju. - Westchnął, próbując uspokoić swój śmiech, który co chwila wydobywał się z jego ust.

- Bo... - Zacząłem niepewnie. - Po prostu się boje. - Mruknąłem ciszej, patrząc w podłogę i bawiąc się palcami.

- To dlaczego na początku marudziłeś? - Dopytał.

- Chciałem się podroczyć. - Mruknąłem, będąc czerwony jak burak.

Kurwa, wyszło gorzej niż miało wyjść. Miało wyjść na to, że nie chce z nim spać ale jestem do tego zmuszony, a wyszło, że chce spać z nim w jednym pokoju bo się boje i na dodatek, że lubię się z nim droczyć. Cholera.

Pov: Hitoshi

- Chciałem się podroczyć. - Mruknął pod nosem ledwo słyszalnie, patrząc gdzieś w bok, a jego twarz była uroczo czerwona.

Czy ja dobrze słyszę? Mój Kazuo chciał się ze mną podroczyć? Jak słodko...

Ale mimo wszystko, nie chciałem już więcej go dręczyć, za to w duchu cieszyłem się jak szalony...

***

- Kazuo, co chcesz na obiad? - Spytał Akihito, siedzącego przy wyspie kuchennej bruneta.

- Nie wiem... - Mruknął w odpowiedzi. - Możesz zrobić curry? - Zapytał po chwili namysłu.

- Nie ma sprawy, już się robi. - Zasalutował Akihito, przez co Kazuo uroczo się zaśmiał.

Kurwa, jaki on słodki. Jak ja bardzo chciałbym posmakować te jego słodkie usteczka...Normalnie dawno bym się o to ubiegał, jednak nie chcę mu przypominać żadnych wspomnień, złych wydarzeń...

I jak na moje nieszczęście, w tym momencie przyszło do mnie powiadomienie. No cholera, pofantazjować o uroczym chłopcu nie można.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni, włączyłem urządzenie i spojrzałem kto to taki. Było ono od najbardziej znienawidzonej przeze mnie osoby... Haruo, ten pierdolony gwałciciel. Nie chciało mi się czytać wiadomości którą do mnie napisał, niech ze mną, kurwa, porozmawia jak człowiek.

Bez jakiegokolwiek słowa wstałem i ruszyłem do schodów.

- A ty gdzie idziesz? - Zapytał Akihito, gdy miałem zamiar już wchodzić po schodach na górę.

- Muszę coś załatwić. - Odpowiedziałem, nawet nie zerkając w ich stronę.

Gdy byłem już na górze i miałem pewność, że nikt nie będzie słyszeć mojej rozmowy, zadzwoniłem do tego potwora. Dopiero po czwartym sygnale odebrał.

"Tak?" Usłyszałem w słuchawce jego wkurzający głos.

- Czego ode mnie chcesz? - Warknąłem, już na samym początku wkurzony.

"Chciałbym się spotkać, co ty na to?" Mimo, że go nie widziałem, jestem pewien że na jego twarzy widnieje szeroki uśmiech.

Nie przeszkadzało mi to, by się z nim spotkać, w końcu będę mógł roztrzaskać mu ten pusty łeb!

- Kiedy i gdzie. - Rzuciłem krótko.

"Jutro u ciebie, o 16" Odpowiedział.

Nie odpowiadając, rozłączyłem się. Nie miałem zamiaru rozmawiać z nim ani sekundy dłużej.

Poczekałem chwilę, by się uspokoić, a potem zszedłem na dół odkładając telefon do kieszeni.

- Z kim rozmawiałeś? - Zapytał Kazuo gdy usiadłem na krześle.

- Z nikim ważnym. - Westchnąłem głośno, kładąc głowę na dłoni.

- Jasne. - Mruknął Kazuo sam do siebie, odwracając głowę w przeciwnym kierunku.

- Jutro wyjeżdżam... O 14:30. Zająłbyś się Kazuo, Akihito? - Zapytałem kucharza.

- Nie jestem dzieckiem. - Warknął mało groźnie brunet, jednak ja z Akihito udawaliśmy, że go nie słyszymy.

- Okej, nie ma sprawy. - Odpowiedział bez żadnego zastanowienia, wracając do robienia obiadu.

- Dzięki... - Westchnąłem głośno z ulgą. - Ale pamiętaj, by być cały czas przy nim. - Przypomniałem chłopakowi.

- Mówiłem coś, nie jestem dzieckiem. - Powtórzył Kazuo.

- Jasne, jasne, nie odstąpie go na krok. - Powiedział Akihito i jestem pewny, że przewrócił przy tym oczami.

Kazuo był już strasznie wkurzony z powodu, że zachowujemy się tak, jakby on był dzieckiem, jednak ja dobrze wiem, że długo nie wytrzymałby sam w pustym pokoju, on się zbyt boi... Oczywiście, chciałbym by chłopak przestał się bać, ale zostawianie go samego w domu niczego nie da, a może nawet pogłębi jego lęki. Może powinienem zastanowić się nad terapią dla niego...

***


Chwyciłem broń w rękę, odbezpieczyłem pistolet i otworzyłem drzwi do mojego dawnego biura. Wszedłem do niego, a pierwsze co rzuciło mi się w oczy, a bardziej ktoś, to Haruo.

- Ale co tak agresywnie na samym wejściu? - Zapytał mocno zaskoczony facet, podnosząc dłonie w górę w akcie kapitulacji.

- Czego chcesz. - Warknąłem, omijając jego pytanie. Chcę jak najszybciej go zabić.

- Chciałem ci powiedzieć, że... - Mówił przeciągle. - Wcale go nie zgwałciłem.

- Nie zgwałciłeś? - Prychnąłem z rozbawieniem. - To jak wytłumaczysz mi te wszystkie jego rany?

- No dobra, byłem trochę brutalny, ale on sam mnie do tego zachęcał. - Odpowiedział. - A teraz tylko próbuje wzbudzić twoje współczucie.

- Przestań łgać! - Krzyknąłem, poprawiając w dłoni broń. - To wszystko co masz do powiedzenia?

- Nie strzelałbym na twoim miejscu. - Odbił się od krzesła o które jeszcze przed chwilą się opierał, będąc totalnie spokojnym.

Wyciągnął telefon z kieszeni, zaczął coś w nim klikać i już po kilku sekundach podał mi swój telefon.

Nic nie rozumiejąc chwyciłem jego telefon dalej trzymając broń na wysokość jego głowy, po czym spojrzałem na ekran telefonu.

Oglądałem przez chwilę filmik który mi pokazał dalej nic nie rozumiejąc, ale po chwili rozpoznałem obie postacie. Haruo pieprzył Kazuo, który tylko jęczał i prosił o więcej.

Kurwa, zajebiście.

Zostałem po prostu okłamany. A ja tak się nim opiekowałem, tak mu współczułem... A ten szczeniak tylko kłamał!

Opuściłem broń i rzuciłem z powrotem telefon do jego właściciela i nawet nie zerkając na Haruo, po prostu wyszedłem rozwścieczony do granic możliwości z biura.

-------------------

Wstawiam to teraz bo why not

Mam dzisiaj sporo weny to pisze jak najwięcej mogę, a jak napisałam to odrazu też wstawię

Dziękuję za komentarze i gwiazdki <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro