35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Hitoshi

W dzień gorączka Kazuo nie była taka okropna, 38.2, jednak z godziny na godzinę temperatura robiła się coraz wyższa.

Zawsze gdy temperatura podwyższała się o chociażby jedną dziesiątą stopnia, ja robiłem mu zimne okłady, jednak mało to dawało.

Jest godzina 23, a ja jak mamusia siedzę nad Kazuo i zmieniam mu okład...

Zdjąłem mokrą ścierkę z czoła Kazuo i przyłożyłem do niego termometr.

- 39.9... Coraz wyższa... Nie wiem, może zadzwonię po karetkę... - Mruknąłem sam do siebie, na nowo zakładając mu okład. Kazuo uśmiechnął się słabo, a następnie cicho zaczął się śmiać. To było... Martwiące. - Wszystko okej? Czemu się śmiejesz? - Dotknąłem wierzchem dłoni jego rozpalonego policzka.

- Zachowujesz się jak matka. - Skończył się śmiać z głośnym westchnieniem. Po policzku pociekła mu pojedyncza łza co zignorowałem, ponieważ pojawiła się tam pewnie tylko przez to jaki był rozpalony. - Zawsze chciałem mieć taką matkę. - Kontynuował, bawiąc się skrawkiem mojej koszulki w której spałem. - Taką opiekuńczą... Moi rodzice ciężko pracowali, dzięki czemu miałem luksusy o jakich nawet nigdy nie marzyłem, ale... - Zamilkł na chwilę. - Po cholerę mi to było, gdy byłem tam niepotrzebny. - Głos mu się załamał. - Opiekowały się mną opiekunki na zmianę. Rodziców widziałem pięć minut na czterdzieści osiem godzin. To było okropne dla mnie, jako dziecko. - Kolejna łza pojawiła się na jego policzku, którą tym razem starłem.

Nie odpowiedziałem na to ani słowem, bo po prostu nie wiedziałem jak. Ja miałem cudowną rodzinę, która zawsze wspierała mnie i moje decyzję, a samo szczęście było bardziej ku mojej stronie.

Pov: Kazuo

Gdy się obudziłem już nikogo nie było obok mnie, co mnie nie zdziwiło. Była godzina... 13:27. No to sobie pospałem!

Gdy zdałem sobie sprawę z tego, jak długo nie jadłem, natychmiastowo zrobiłem się głodny...

Zszedłem z miękkiego łóżka, z zamiarem zajrzenia do kuchni i zobaczenia, czy nie ma czasem obiadu.i zacząłem iść w stronę drzwi. Na początku trochę kręciło mi się w głowie, jednak zanim zdążyłem wyjść z pokoju przyzwyczaiłem się do tego, dzięki czemu nie było już to takim samym utrapieniem jak na samym początku.

Miałem zamiar iść do Akihito, jednak jak po drodze zobaczyłem tą babę z mopem, zmieniłem zdanie... Pokaże tej szmacie, że nie zostawię tak tego!

Ominąłem ją próbując nawet na nią nie patrzeć i udałem się do biura Hitoshiego. Drzwi były uchylone, więc bez pytania wszedłem do pomieszczenia, gdzie na moje szczęście akurat się znajdował. Siedział przy komputerze, czymś widocznie naprawdę zajęty, ponieważ nawet nie zwrócił uwagi na moją obecność. Dopiero gdy stanąłem przy jego biurku, zauważył mnie.

- Wszystko okej, Kazuo? Dobrze się czujesz? - Zapytał już na samym początku, odwracając się na fotelu w moją stronę.

Nie odpowiedziałem, tylko usiadłem na jego kolanach okrakiem, zakładając ręce za jego głowę.

- Dobrze się czujesz? - Powtórzył zmartwiony, a bardziej zdziwiony całą sytuacją.

Nie odpowiadając wbiłem się w jego usta, jednak nie na długo tak trwaliśmy, ponieważ po niecałych czterech sekundach Hitoshi odepchnął mnie od siebie.

- Spytam jeszcze raz i ostatni. Czy wszystko okej? - Powiedział już nieco poważniej.

- Czuje się świetnie, czemu pytasz? - Skłamałem, na nowo próbując dobrać się do jego ust.

- Bo odbija ci. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywałeś. - Odpowiedział.

- Nie odbija mi. - Przewróciłem oczami. - Nie jestem już chory.

- Właśnie widzę. - Prychnął. Próbował zdjąć mnie z kolan, jednak ja na to tylko mocniej go objąłem. - Złaź. Odwala ci od choroby.

- Ty możesz mnie całować, ale ja już ciebie nie mogę, tak? Inni mogą cię całować, ale ja ciebie już nie, tak? - Parsknąłem z wyrzutami. - Gdzie tu sprawiedliwy?

- O co ci chodzi, Kazuo? - Zapytał zdezorientowany.

- O to, że nie raz mnie całowałeś. Ostatnio widziałem, jak to babsko opętane cię całuje. A ja akurat nie mogę? - Odpowiedziałem.

- Przecież tamto wytłumaczyliśmy. - Westchnął.

- Jeden pies! - Krzyknąłem, po czym w pomieszczeniu na chwilę zapadła cisza.

Po pokoju rozległ się cichy śmiech Hitoshiego.

- Zazdrosny jesteś? - Zapytał, dalej cicho podśmiechując, a ja nie odpowiedziałem.

No a co miałem zrobić? Ja sam nie wiem dlaczego tak mną to ruszyło... Po prostu nie chcę, by ktokolwiek inny go całował! Czyli... Czyli tak, jestem zazdrosny.

Hitoshi chwycił mnie za podbródek, przybliżył swoją twarz do mojej i połączył nasze usta w już dłuższym pocałunku. Oderwał się dopiero po dwudziestu sekundach, gdy nam obu brakło dechy w piersiach.

- Idź do łóżka. - Powiedział i korzystając z mojego chwilowego rozkojarzenia się zdjął mnie z swoich kolan, stawiając mnie na zimną podłogę. Lekko się zachwiałem przez nagłą utratę gruntu. - Może lepiej ci pomogę. - Zaśmiał się i wstał z krzesła.

Hitoshi wziął mnie na ręce, niczym pannę młodą, już nawet nie zlicze który raz w tym tygodniu...

- Nie chcę iść do łóżka. Wolę jeść. Chodźmy do kuchni! - Zacząłem wiercić się na jego rękach, niczym sześcioletnie dziecko chcące zabawkę ze sklepu.

- Przyniosę ci jedzenie do łóżka. - Powiedział, idąc w stronę drzwi.

- Sam się przejdę, mam nogi. - Oznajmiłem, próbując zejść z rąk Hitoshiego, jednak na marne.

Usłyszałem ciche dreptanie małych nóżek, a następnie do biura wpadł Clif, a zaraz za nim wszedł Akihito.

- Sory, że przeszkadzam, ale fajnie by było gdybyście przyszli zjeść obiad. - Odezwał się kucharz, opierając się o framugę drzwi.

- Widzisz? Idź się kładź i przyniosę ci jedzenie do łóżka. - Powiedział zadowolony z siebie Hitoshi, na co ja tylko przewróciłem oczami.

- Wal się. Ale najpierw mnie postaw, chcę pogłaskać Clifa. - Rozkazałem, na co Hitoshi, tym razem bez zbędnego gadania odstawił mnie na ziemię.

Od razu podbiegłem do szczeniaczka merdającego ogonkiem, po czym zacząłem miziać go po jego mięciutkim pyszczku.

Wziąłem pieska na ręce i razem z nim ruszyłem do kuchni, a zaraz za nami Akihito i Hitoshi.

Gdy dotarliśmy do kuchni postawiłem Clifa na podłogę, by też mógł zjeść swoje jedzenie.

- Lepiej już się czujesz, Kazuo? - Zapytał Akihito gdy siedziałem już przy stole i miałem zamiar wziąć pierwszy kęs.

- Zdecydowanie. - Uśmiechnąłem się do chłopaka.

- Przepraszam bardzo, ale ty nie miałeś jeść w łóżku? - Spytał niezadowolony Hitoshi, stając obok siedzącego mnie.

- Nie, tylko ty sobie coś ubzdurałeś. - Stwierdziłem, jeszcze szerzej się uśmiechając.

Ten dalej niezadowolony dotknął wierzchem dłoni moje czoło.

- Ja pieprzę, dalej ciepłe. - Westchnął głośno. - Dzwonię po lekarza. - Powiedział, wyciągając telefon z tylnej kieszeni spodni.

Chciałem protestować, jednak on już w mgnieniu sekundy rozmawiał z dobrze znanym mi doktorkiem...

-----------------------

Nie wiem co tu napisać.

Ogólnie too wiecie, że życie mnie jakoś nie specjalnie lubi, co nie? ALEE będzie 6 z matmy na koniec!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro