4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Kazuo

- Ależ ty się o mnie martwisz. - Zaśmiałem się z Hitoshiego, który właśnie mierzył mi gorączkę.

- Nie chcę, byś zdechł. - Powiedział nawet na mnie nie zerkając. - 39.2.

- Po pierwsze, sam jeszcze nie dawno celowałeś do mnie z broni. Po drugie, od zwykłej gorączki nie umrę. - Przewróciłem się na drugi bok, by leżeć odwrócony plecami do Hitoshiego.

- Jakbym trzymał cię dalej w takich warunkach podczas choroby, mogłoby stać się coś poważnego. - Westchnął głośno.

- Czyli się martwisz. - Stwierdziłem z uśmiechem na ustach. - Jak nie chcesz bym tam umarł, to daj mi chociaż łóżko.

- Nie, jak wyzdrowiejesz, to wracasz do pokoju z materacem. - Powiedział.

- To o nie jest pokój, tylko więzienie. W sumie, w więzieniu mają lepsze warunki. - Uświadomiłem go. - I tak poza tym, mógłbyś dać mi coś do zjedzenia? To jabłko nie było jakoś pożywne.

- Nie, przed chwilą znowu próbowałeś uciec. Jutro dostaniesz może śniadanie. - Jak nie chce mnie zabić, to mogę próbować uciekać ile chce...

- Czemu nie chcesz mnie zabić? - Wypaliłem nagle.

- Później możesz być do czegoś przydatny. - Odpowiedział.

- To daj mi jedzenie! - Krzyknąłem, siadając i odwracając wzrok w stronę Hitoshiego. Widziałem, że się zdziwił trochę moją reakcją. Nie moja wina, jak jestem głodny robię się nerwowy... Na dodatek jeszcze ta gorączka. - Ugh, która godzina, jestem śpiący, idę spać. - Ponownie się położyłem i odwróciłem się do niego plecami przykrywając się kołdrą. Było cholernie zimno.

- Przebierz się najpierw. - Powiedział.

- W co, jak nie mam tu jakichkolwiek ubrań! - Znowu podniosłem głos.

- Poczekaj. - Słyszałem jak wstaje z łóżka i gdzieś idzie. - Proszę. - Odwróciłem się, a on rzucił na łóżko bokserki i t-shirt.

- Mam nosić ubrania po tobie? W życiu. - Prychnąłem.

- Albo sam to ubierzesz, albo na siłę cię ubiorę. - Jego głos stał się nieco groźniejszy.

- Już dobra, ale wyjdź lub chociaż się odwróć. - Przewróciłem oczami.

- Po pierwsze, nie rozkazuj mi. Pamiętaj, że ja tutaj rządzę. Po drugie z miłą chęcią. - Po tym się odwrócił w stronę drzwi ale nigdzie nie chciał wyjść. Chociaż tyle. Ubrałem się w ubrania które dał mi Hitoshi, a wcześniejsze które miałem na sobie złożyłem w kostkę, kładąc na podłodze obok łóżka. Ugh, ten t-shirt jest za duży, chociaż bokserki mi nie zlatują z dupy. Miałem spore utrudnienia z ubranie t-shirtu przez gips ale udało się. - Już?

- Tak. - Powiedziałem, przykrywając się kołdrą, czułem się trochę luźniej. - Mogę już iść spać? - Już miałem zamknięte oczy i byłem przygotowany do snu.

- Tak, ale jutro rano nie zapomnij się umyć. W tych drugich drzwiach jest łazienka. - Zapewne wskazał na nie.

- jasne jasne... - Mruknąłem, już w połowie będąc w krainie snów.

***

Spało mi się wyjątkowo dobrze, jednak gdy wstałem, nie było najlepiej, czułem jakbym zaraz miał umrzeć...

Obejrzałem się dookoła. Nikogo nie było w pokoju. Na szafce nocnej obok łóżka leżało śniadanie, jednak nie wiem czy jest to dla mnie. Zjem, jedynie dostanę opieprz. Na talerzu była pysznie wyglądająca jajecznica. Smakowała tak pysznie jak myślałem, była wspaniała.

Czuję jak moja gorączka wzrasta, nie zdziwiłbym się gdyby przekraczała powyżej czterdziestu stopni. Ugh, trzeba się chyba umyć, tak jak kazał Hitoshi. Nie mam siły by wstać... Poczekam, aż przyjdzie Hitoshi. On pomoże mi chociaż dojść do łazienki. Śmieszne jest to, że jakiś szef mnie porwał, a mówimy do siebie jak starzy przyjaciele. Chociaż nie wiem, czy przyjaciel grozi drugiemu przyjacielowi, że go zabije... I tak tego nie zrobi.

Czuję się okropnie. Gdzie on ma ten termometr... Usiadłem na łóżku i zacząłem przeglądać szuflady w komodzie.

Po chwili grzebania w jego rzeczach, znalazłem to, czego szukałem. przyłożyłem termometr do czoła. Oczywiście, 40.3.

Spojrzałem na zegar, była 12. Nie wiem, czy ten czas tak szybko zleciał, czy tyle spałem.

Chcę grubsze ubrania, jest zimno... Strasznie zimno... Kołdra nic nie daje. Do tego chcę mi się spać, cholernie spać. Może się zdrzemnę jeszcze chwilę?... Tak, to chyba najlepszy pomysł jak dotychczas. Jak i pomyślałem, tak i zrobiłem.

Pov: Hitoshi

Tak się akurat na nieszczęście złożyło, że mam spotkanie... Nawet nikt mnie nie poinformował, bym mógł się przygotować. Nawet kasy z tego nie będę miał, zwyczajne pogaduszki... Chociaż nie muszę się na to zgadzać w sumie.

- Minoru, zadzwoń do kogoś od Osamu i powiedz, że nie przyjadę, nie mam czasu. - Oznajmiłem

- Jasne, a coś się stało? Tutaj nie masz zbyt dużo roboty. - Powiedział.

- Ten gówniak jest chory, a nie chcę by mi umarł, później może być potrzebny. - Odpowiedziałem.

- Pójść do Fujiego i go przysłać? - Zapytał.

- Nie, dam sobie radę, to nic poważnego. - Westchnąłem głośno.

- Okej. - Rzucił krótko i wrócił do poprzednich zajęć.

***

Już 15, powinienem sprawdzić jak radzi sobie Kazuo...

Wjechałem windą na trzecie piętro, po czym odkluczyłem drzwi i wszedłem do swojego pokoju. Chyba spał. Podszedłem do niego bliżej i poszturchałem lekko po ramieniu.

- Śpisz? - Zaspany Kazuo odwrócił się w moją stronę i lekko uchylił powieki. - Myłeś się? - On lekko pokręcił głową, co oznaczało nie.

- Czuję się okropnie... - Nie tylko tak się czuł, ale i wyglądał. Znaczy nie, że był brzydki, ale wyglądał na porządnie chorego. - Która jest?... - Brzmiał, jak ledwo żywy.

- 15:36 - Po zjedzonym śniadaniu na szafce nocnej, zakładam, że obudził się wcześniej ale z powrotem zasnął.

Sięgnąłem po tabletki do szafki nocnej, powinienem jakieś mieć. Były tam. Butelkę wody zawsze mam obok łóżka, więc nie muszę schodzić na dół.

- Weź tabletki. - Powiedziałem przysuwając rękę z dwiema tabletkami do Kazuo.

- Nie, możesz mnie otruć. - Odepchnął moją rękę, odwracając głowę. - Wolę tak się czuć, niż być uśpiony, czy coś w tym stylu.

- Co ci wpadło do głowy? To są normalne tabletki, weź i popij. - Przysunąłen rękę bliżej niego.

- Nie. - Odwrócił się już cały na łóżku.

- Wepchne ci to siłą do gęby. Musisz wziąć, nie chcę cię dłużej niańczyć. - Zakrył buzię obiema rękami. Boże, czy on musi się tak wydurniać akurat teraz? - Jak chcesz. - W tej chwili odwróciłem go w swoją stronę. Jego ciało było całe gorące, boje się, jak wtedy ciepłe musi być jego czoło.

- Dobra, dobra wezmę! - Powiedział odkrywając usta. Usiadł i wziął obie tabletki do buzi i popił wodą. - Już? Mogę iść spać? - Bez mojego słowa położył się i przykrył kołdrą.

- Jeszcze? Ile ty potrafisz spać? Rozumiem, że choroba no ale, aż tyle? - Pytałem zdziwiony.

- Daj mi po prostu spać. - A niech sobie idzie, chociaż nie będzie mi głowy zawracał. - Dlaczego masz windę w mieszkaniu? - Zapytał się nagle, spoglądając na mnie, ledwo żywy.

- Nie tylko ja tutaj mieszkam, mieszkają tu też moi pracownicy. - Wyjaśniłem.

- Mhm. - Mruknął w akcie zrozumienia. - Oni też mają takie pokoje? - Położył się na plecach i spojrzał w sufit

- Nie, ale też nie jakieś najgorsze. No i nie mają osobnej łazienki. - Powiedziałem.

- Nie mógł bym zamieszkać w jakimś pustym pokoju? Czemu trzymacie mnie w pokoju bez chociażby łóżka? Poza tym po co mnie porwaliście jak i tak aktualnie mam sobie dobrze, śpie sobie w twoim łóżku, mam tutaj łazienke, darmowe ciuchy i jedzenie, osobistego lekarza którym jesteś ty. No nie zbyt miłego, ale chociaż daje mi lekarstwa i mierzy gorączkę co jakiś czas, taka mamusia. - Zaśmiał się cicho na swoje ostatnie słowa.

- Nie przesadzasz z tym lekarzem? Jak tak bardzo ci zależy, to możesz wrócić do swojego pokoju. - Zagroziłem mu.

- Kolejny raz powtórzę, to nie pokój. - Westchnął głośno.

- Na prawdę masz sobie tutaj za dobrze, mówisz do mnie, jak do kolegi. - Usiadłem obok niego.

- A ty właśnie mówisz, jak typowa matka.. - przewrócił oczami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro