6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Hitoshi

Dzisiaj Kazuo nie dostał nic do jedzenia. Minoru jutro da mu śniadanie, obiad i kolacje. Dzisiaj nawet nie zaglądałem do niego, no ale nawet nie ma dlaczego, uciec nie ucieknie, umrzeć też nie umrze, więc jest dobrze.

Pov: Kazuo

Spanie tutaj jest okropne. Jeszcze na dodatek, nic wczoraj nie jadłem. Mam nadzieję że dzisiaj coś dostanę.

***

Cóż, myliłem się. Nic, dosłownie nic nie dostałem. Nic. Nikt nawet do mnie nie zajrzał czy żyje... Siedzę tutaj od wczoraj w zamknięciu, bez jedzenia, bez świeżego powietrza... Jak im zdechne z głodu to ich wina. Dzień nie minął jakoś ciekawie. Tylko tutaj sobie siedziałem i patrzyłem się w ścianę, bądź sufit, nic ciekawego... A co miałbym ciekawszego robić?

***

Obudziłem się z strasznym bólem brzucha spowodowanym głodem. Chociaż mam tutaj wodę... Która akurat i tak się kończy, a próbuje ją oszczędzać jak tylko mogę. Ciekawe, czy dzisiaj coś dostanę, czy na prawdę Hitoshi chcę mnie w taki sposób torturować... Nie mogę tak umrzeć.

Wypiłem ostatni łyk wody. Najwidoczniej tak umrę... Po moim policzku poleciała osobna łza. Nie płaczę zbyt często, no ale jednak smuciła mnie taka śmierć. Chociaż to lepsze, niż zostać zabawką do seksu, niewiadomo kogo. Przykre jest to, że nawet nikt mnie nie będzie pewnie szukał, bo wszyscy myślą że spokojnie sobie mieszkam w Tokio... A ja nawet nie wiem gdzie teraz jestem! Chcę już po prostu zdechnąć i mieć takie życie z głowy. Po co mnie tu sprowadził, nie mógł po prostu mnie od razu zabić? Teraz jestem dla nich tylko uciążliwym gówniarzem, ale cóż... Sami tego chcieli.

- Żyjesz jeszcze? - Do pomieszczenia wszedł Hitoshi a ja słabym wzrokiem na niego spojrzałem, nawet nie podnosząc głowy.

- Mogę coś zjeść?... - Odezwałem się słabo, ledwo żywy. Spragniony, głodny, zmęczony, brudny...

- Nie przesadzasz? Kiedy ostatnio jadłeś? - Zacząłem się zastanawiać, jednak szczerze, nie miałem pojęcia.

- Nie wiem ile minęło dni, nie ma tu, ani okna, ani zegarka... Ostatnio jadłem tą jajecznicę. - Wyjaśniłem.

- O kurwa... - Mruknął ledwo zrozumiale.

Wyszedł z pomieszczenia w którym spałem. Wyszedł? Wręcz wybiegł. Chyba nie zakluczył drzwi, idealny moment na ucieczkę... Pf, i tak mnie nie zabije. Powoli podszedłem do drzwi i je otworzyłem, były otwarte, na korytarzu też nikogo nie widziałem... Zacząłem iść w kierunku windy, teraz tylko by zostać nie zauważonym. Już byłem blisko windy, jeszcze kilka kroków.

- A gdzie to się idzie? - Ktoś wyszeptał mi do ucha, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.

Oczywiście od razu rozpoznałem głos. Był to Hitoshi a kto by inny... Nogi się pode mną ugieły, przez co upadłem. Nie widziałem Hitoshiego, byłem odwrócony do niego plecami, ale już wiedziałem, że nie będzie ze mną dobrze... Co mnie w ogóle podkusiło, by ponownie spróbować ucieczki?!

- J-ja przepraszam... J-ja p-p oprostu nie chcę... - Zacząłem płakać. Znowu. Przez to wszystko zrobiłem się beksą...

- Czego nie chcesz? Zostać sprzedany, zgwałcony, zabity, zagłodzony? Nie chcesz nic jeść? - Zaczął wyliczać, tym samym mnie podnosząc.

- Nie chcę tak żyć... - Odpowiedziałem, ledwo słyszalnie.

On nie odpowiedział. Jedynie mocniej chwycił mnie za zdrowe ramię i wepchnął do windy, po czym sam do niej wszedł. Ja siedziałem skulony w kącie windy. - Nie sprzedawaj mnie... Pozwól mi iść do domu... - Łkałem z bezsilności, a ten dalej się nie odzywał. Winda się zatrzymała na trzecim piętrze.

- Wstawaj. - Rozkazał surowo.

Zrobiłem to co powiedział, a on ponownie chwycił mnie za ramię prowadząc mnie gdzieś. Ciągle byłem wpatrzony w swoje stopy więc nie wiedziałem gdzie idziemy. Otworzył drzwi do jakiegoś pomieszczenia a ja spojrzałem przed siebie. O dziwo był to pokój Hitoshiego...

- Usiądź na łóżko. - Powiedział już łagodniej.

Usiadłem na łóżko, tak jak rozkazał i dostałem w ręce. Obiad? Czy może śniadanie, albo kolacja?... Nie mam pojęcia.

- Mogę zjeść?... - Spytałem się nie pewnie. To może być jakiś podstęp...

- Głupio się pytasz, jedz. - Pozwolił.

Od razu zacząłem wcinać danie, było przepyszne... Albo chociaż mi tak się zdawało bo byłem strasznie głodny, nie jadłem od kilku dni. - Zaglądał ktoś chociaż do ciebie? - Pokręciłem przecząco głową. - Przepraszam, że nie przychodziłem, ani nic. Musiałem wyjechać i kazałem zająć się tobą jednemu z moich pracowników, ale jak widać kompletnie o tobie zapomniał. - Na końcu westchnął głęboko. On mnie przeprasza?

- Ale żartowałeś z tym, że mnie sprzedasz, co nie? - Dalej miałem kapkę nadziei, że może jednak żartował.

- Nie. Może i nie chcę twojej śmierci, ale i tak zostaniesz sprzedany. - Może tylko tak mówi?... Może jeszcze zmieni zdanie?...- Eh, same problemy z tobą...

- To nie moja wina, to wy złamaliście mi rękę, doprowadziliście do choroby i to wy mnie głodziliście. - Prychnąłem.

- Tak, tak, wiem. - Przewrócił oczami

Pov: Hitoshi

Zajebie Minoru... Miał, do kurwy, zająć się Kazuo i dać mu jedzenie, a on nawet nie zajrzał czy czasem nie uciekł... Mógł tu umrzeć z głodu!

Przyznam, jest coraz bardziej szkoda mi tego młodego. I taki ze mnie szef mafii, że mi szkoda takiego gówniaka... Nie moja wina, ta jego buźka po prostu nie może się zmarnować.

Nie jestem pewny, czy chcę go sprzedawać, sam mogę go traktować jako zabawka. Nie, nie mogę, gdyby to była kobieta to okej, ale nie chłopak. Chociaż nie chcę, by był gwałcony kilka razy dziennie, przez tamtego pojeba... Wypuścić też go nie wypuszczę, ale musi się do czegoś przydać... Jako sprzątaczka i kucharz w życiu, łatwo mógłby uciec. Jest coś jeszcze? Na ochroniarza się nie nadaje. No jedyne, do czego mógłby się przydać do seksu. Nie traktowałbym go chociaż jak konkretnego śmiecia, jak by tamten pojeb zrobił...

Tak pomyśleć, mogłoby nie być tak źle, może by tak spróbować? Właśnie odłożył talerz na szafkę nocną. Od razu popchnąłem go na łóżko, by czegoś spróbować...

- Co ty robisz? Zostaw mnie! - Zaczął się szarpać, a ja tylko przycisnąłem jego ręce do łóżka. - Uważaj na gips! To boli! - Wrzeszczał.

- Ja chcę tylko spróbować seksu z chłopakiem. Jak będzie dobrze to cię nie sprzedam, a sam będę traktował jako zabawka, no tylko, l że trochę lepiej. Wolisz zostać sprzedany, czy zostać ze mną? - Zbliżyłem się do niego ciałem tak blisko jak mogę. Widziałem, że był przerażony, a w jego oczach gościły łzy.

- Nic nie wolę! I tak i tak będę gwałcony! Zostaw mnie! - Odwrócił głowę i zaczął wierzgać nogami.

Jedną ręką dalej trzymałem jego ręce a drugą chwyciłem jego szczękę i odwróciłem w swoją stronę. Natychmiast wbiłem się w jego usta. Nie powiem, pocałunek nie był najgorszy... Miał mięciutkie usta, a smak, jakby codziennie je smarował truskawkową pomadką.

Zaczął jeszcze żywiej się wyrywać. Na prawdę strasznie tego nie chciał. Oderwałem się od jego miękkich ust z nie chęcią. Po jego policzkach poleciały kolejne już dzisiaj łzy.

- Zostaw mnie!.. puść! Ja nie chcę! Możesz już mnie zabić po prostu?! - Wtedy go puściłem, a on od razu tylko wbiegł do łazienki w której się zakluczył.

Co ja, kurwa, robię... Jeszcze niedawno myślałem o tym jakie to ohydne by dwaj faceci się całowali, a ja właśnie to zrobiłem. Najgorsze jest jednak to, że to było w chuj dobre uczucie!

Usłyszałem szlochanie z łazienki. Ile on może ryczeć?

- Kiedy wyjdziesz? - Spytałem po chwili, gdy zaczął denerwować mnie już jego płacz.

- Gdy ty wyjdziesz z pokoju. - Cały czas płakał. - A najlepiej nigdy.

- Jasne jasne, już wychodzę. Ale wiedz, że prędzej czy później tu przyjdę. I zakluczam drzwi! - Nie odpowiedział.

Oczywiście nie miałem zamiaru wychodzić. Podszedłem do drzwi, otworzyłem i trzasnąłem nimi by brzmiało to tak, jakbym wychodził. Po cichu podszedłem do drzwi łazienki i czekałem, aż wyjdzie Kazuo. W końcu drzwi lekko się uchyliły i wyszedł z łazienki przerażony chłopak. Zanim się rozejrzał chwyciłem go i podniosłem na co on zareagował krzykiem.

- Kurwa Hitoshi! Zostaw mnie! Ja nie chcę znowu! Zostaw mnie! - Ja nawet się nie ruszyłem, widziałem jak strasznie się bał.

- Już, spokojnie, nie bój się. Nie zrobię już tak. Przepraszam, trochę mi odbiło. - Ten znowu się rozryczał. No ile można? który to już raz dzisiaj?

- Zostaw mnie, chcę iść do swojego pokoju. - Jeszcze ostatnio mówił, że to nie pokój...

- Dzisiaj śpisz tutaj, znowu będziesz chory. - Oświadczyłem, dalej trzymając go na rękach.

- Nie, znowu ci odbije. - Zaczął ocierać policzki z łez.

- Dla twojej pewności, że nic nie zrobię, będę spał w innym pokoju. Okej? - Westchnąłem głośni, przewracając oczami.

- Puść mnie. - Zrobiłem to, o co poprosił, a on ruszył w kierunku łóżka w którym po prostu się położył.

Sam wyszedłem z pokoju zakluczając za sobą drzwi. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Fujiego

"Halo?"

- Fuji, słyszałem, że jutro jedziesz do miasta, to prawda? - Spytałem już na samym początku.

"Tak, potrzebujesz czegoś?"

- Mógłbyś załatwić jakieś ciuchy dla tego gówniaka?" - Poprosiłem

"Skąd ja mam wiedzieć, jakie on ma rozmiary?"

- Improwizuj, na pewno trafisz. Pieniądze oddam ci jak przyjdziesz do mnie z zakupami. Masz do wydania trzydzieści pięć tysięcy jenów, ani jena więcej, okej? - Powiedziałem.

"Okej, okej. To wszystko?"

- Tak, narazie. - Rozłączyłem się i poszedłem do pokoju naprzeciwko tego mojego, w którym jestem skazany dzisiaj spać... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro