1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Kazuo

- Ja chcę to, ja chcę to! - Krzyknął, wskazując palcem bluzę widoczną na ekranie laptopy.

- Taką? Napewno? - Spytałem niepewny.

- Proszę, tato. - Zrobił swoje szczenięce oczka.

- No niech będzie... - Odetchnąłem i  dodałem przedmiot do koszyka.

W pomieszczeniu niespodziewanie zapaliło się światło, więc razem z chłopakiem spojrzałem w stronę włącznika, który znajdował się obok drzwi.

- Co wy tu robicie? - Zaśmiał się Hitoshi, opierając się o framugę drzwi.

Akihito i ja spojrzeliśmy na siebie, a po chwili obaj wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem.

- Szukamy ubrań dla niego. - Odpowiedziałem, opanowując śmiech.

- Dlatego Akihito nazwał cię tatą? - Spojrzał na nas obu wymownie.

- Trochę nam odwaliło. - Odezwał się kucharz. 

- Trochę bardzo. - Stwierdził Hitoshi. - Ale nie ja tu po to. Chodź Kazuo na chwilę, chciałbym z tobą porozmawiać. - Powiedział.

Z głośnym jękiem niezadowolenia wyszedłem spod koca i mozolnym krokiem podszedłem do Hitoshiego, który wyprowadził mnie z pokoju Akihito, po czym zamknął za nami drzwi.

- Co chcesz? - Zapytałem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Ale co tak chamsko? - Spojrzał na mnie zdziwiony.

- Bo jestem leniwy, a ty kazałeś mi się ruszyć. - Odpowiedziałem.

- Przepraszam, następnym razem sam cię wyniose na rękach. - Powiedział i się zaśmiał, jednak gdy ujrzał mój wzrok spod byka od razu spoważniał. - Chciałem tylko spytać... Nie chciałbyś może gdzieś wyjść? - Zapytał.

- W jakim sensie "wyjść"? - Zagestykulowałem zdziwiony.

- Wyjść, w sensie, że na miasto. Do galerii na przykład. - Wytłumaczył.

- Wiesz... Nie jestem za tym pomysłem. - Odpowiedziałem niepewnie.

- Nie takiej reakcji się spodziewałem. - Zdziwił się. - Myślałem, że zaczniesz mnie ściskać, dziękować. - Zaśmiał się zakłopotany.

- Przepraszam Hitoshi. Gdybyś zaproponował mi to jakieś trzy miesiące temu, zgodziłbym się chętnie. - Powiedziałem. - Ale teraz... Boje się po prostu wyjść. Dawno nie miałem styczności z chociażby czterema osobami naraz... A co dopiero z tyloma ludźmi! Boje się, że nie będę w stanie tam normalnie funkcjonować.

- Rozumiem. - Stwierdził smutny.

- Ale. - Zacząłem.

- Ale? - Zapytał z nadzieją.

-  W zasadzie... Mógłbym się chyba na to zgodzić... Pod jednym warunkiem. - Westchnąłem od niechcenia.

- Jaki? - Zrobił jeden krok w moją stronę z iskrami w oczach, a ja na prawdę zastanawiałem się, czy nie mam doczynienia z siedmioletnim dzieckiem...

- Mogę pojechać... - Zacząłem, specjalnie przedłużałem tą chwilę. - Jeśli Akihito z nami pojedzie.

Spojrzał się na mnie jak na idiotę. Pomrugał kilka razy, po czym się odezwał.

- To tyle? - Zapytał, drapiąc się w tył głowy. - Jasne, nie ma problemu. - Wzruszył rękoma.

Drzwi od pokoju Akihito nagle otworzyły się z sporą prędkością, a z pomieszczenia wyskoczył kucharz.

- Gdzie jedziemy? - Spytał, podbiegając do mnie.

***

- Telefon, portfel, klucze... - Zaczął wymieniać Hitoshi.

- Zostaw broń. - Rozkazałem, widząc pistolet w jego kieszeni, którego z jakiegoś powodu nie wymienił...

- Ale co jak będzie mi potrzebny? - Spytał retorycznie.

- Nie będzie. Odłóż to. - Powtórzyłem, niczym wkurzona żona. 

- Ale...

- Nie ma żadnego ale. Odłóż. Tą. Broń. - Skrzyżowałem ręce na piersi. 

Ten niechętnie, mozolnymi ruchami położył pistolet na komodzie w korytarzu, w którym właśnie się znajdowaliśmy.

- Wyglądacie jak stare małżeństwo. - Zaśmiał się Akihito, wchodząc do pomieszczenia. - O Boże ale nie mogę się doczekać! Już od dawna chciałem z tobą jechać do miasta. - Wypiszczał. 

- Ja się za to stresuje. - Przyznałem, ubierając już buty. Nie było już jednak odwrotu. Zgodziłem się na to, oraz nie mogę sprawić przykrości Akihito...

- Nie masz czym! - Stwierdził kucharz, czochrając moje czarne włosy. - Kupimy ci jakieś cudowne ubrania! - Chwycił moje dłonie.

- To ja może zostawię portfel w domu... - Zaśmiał się nerwowo Hitoshi.

- Tobie spodobają się szczególnie, szefie. - Szepnął w jego stronę, jednak na tyle głośno, by było słychać go w całym pomieszczeniu.

- To ja może pójdę po więcej pieniędzy. - Odchrząknął i skierował się w stronę salonu, jednak gdy przechodził obok mnie ja chwyciłem go za przedramię.

- Nigdzie nie idziesz. - Westchnąłem głośno, już zmęczony jego zachowaniem. - Jedźmy już.

***

- A co powiesz na to? - Akihito przybliżył w moją stronę ubranie. - Tak! Idealnie pasuje ci do oczu. - Stwierdził, nie dając mi wyrazić swojego zdania. Włożył do koszyka kolejny... Strój. Nie ubranie, strój... Domyślcie się jakiego rodzaju strój.

- Błagam cię Akihito, tyle wystarczy... Wyjdźmy już stąd. - Jęknąłem już zmęczony. 

- Akihito, dam ci premię jak wybierzesz jeszcze dwa podobne ubrania. - Odezwał się Hitoshi, podchodząc do naszej dwójki. 

- Jebie to, wychodzę. - Westchnąłem, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę wyjścia. 

- Ej, Kazuo, zaczekaj! - Usłyszałem za sobą głos Akihito, który po chwili znajdował się u mojego boku. - No weź się nie obrażaj. - Zrobił szczenięce oczka, tuląc moją rękę. 

- Nie obrażam się... Po prostu chciałem już stamtąd wyjść. - Wytłumaczyłem. Nie chciałem, by tak to wyglądało z ich perspektywy... - Za dużo było tam tego wszystkiego, a to dla mnie... Nowe.

- Przepraszam, następnym razem... - Chciał kontynuować, jednak coś go powstrzymało... Dokładnie to wpadł na jakiegoś faceta.

O mało co się nie wywrócił, jednak refleks nieznajomego chwycił jego ramiona, dzięki czemu Akihito nie wylądował na ziemi.

- O Boże przepraszam! - Krzyknął Akihito.

- Nie, to moja wina. - Stwierdził facet.

I tak o to zaczęła się ich pogawędka...

Mi już nawet nie chciało się ich słuchać. Tylko stałem obok nich i rozglądałem się dookoła...

Akihito był zajęty, Hitoshiego nie ma obok... A jakby...

- Nie myśl o tym. - Usłyszałem szept przy moim uchu, a następnie sporą dłoń czochrającą moje włosy. Przez moje ciało przeszły nieokreślone dreszcze.

- Przepraszam, w czymś pomóc? - Zapytał Hitoshi z nieprzyjaznym nastawieniem.

- Nie... Znaczy... Przepraszam, że przeszkodziłem... - Zaśmiał się przestraszony facet i już po chwili zniknął w tłumie ludzi.

- Szefie! - Krzyknął i tupnął nogą sfrustrowany Akihito.

- No co! - Podniósł ręce w akcie kapitulacji.

Akihito przez chwilę wpatrywał się w niego nieziemsko wkurzony.

Ale co go tak wkurzyło?...

- Kazuo! - Akihito zwrócił się do mnie. - Hitoshi ma broń! - Powiedział głośniej, niż powinien.

Spojrzałem na kieszeń faceta przykrytą koszulką, jednak przez materiał dalej był widoczny kontur pistoletu...

- Hitoshi... - Westchnąłem zrezygnowany.

- Ale...

- Nawet nie myśl o czymś więcej niż pocałunek, przez najbliższe dwa tygodnie. - Pokręciłem głową.

Gorzej niż z dziećmi...

***

- Hitoshi, ja cię kiedyś zamorduje. - Westchnąłem teatralnie, zamykając za sobą drzwi wejściowe mieszkania.

- Tak, tak, wszyscy wiemy, że zbyt mnie uwielbiasz by to zrobić. - Przybliżył się o krok i dał mi małego buziaka w usta.

Mimo, że robiliśmy tak dobre setki razy, dalej było to dla mnie tak samo zawstydzające jak na początku... Jeszcze przy Akihito! Dlaczego im to w ogóle nie przeszkadza?

- Ktoś mógł zobaczyć, że masz broń. - Dodałem, wchodząc za Hitoshim do salonu.

- Ale nikt nie zauważył. - Stwierdził, siadając na kanapie.

- Tak, a jednym razem do drzwi zapuka policja. - Prychnąłem, siadając obok niego.

- Mówię ci, ni...

I w tym momencie po pomieszczeniu rozległ się dźwięk pukania w drzwi...

- Hitoshi... - Zacząłem przerażony.

- Czekaj tutaj. - Powiedział zachowując spokój i wstając z kanapy.

- Co robisz? - Spytałem, widząc jak idzie do korytarza. - Nie rób nic głupiego. - Dodałem, również wstając z kanapy.

- Idę tylko zobaczyć kto to. - Odpowiedział uspokajającym tonem, jednak mało co to dało...

Podszedłem na tyle blisko, by widzieć co robi facet.

Podszedł do drzwi z lekkim zawahaniem. Spojrzał w Judasza.

- Kto to?... - Zapytałem przerażony.

----------------------------

Okej, ale ten rozdział wydaje mi się wyjątkowo do dupy...

Szybko poszło mi napisanie tego rozdziału. Myślałam, że zajmie mi więcej czasu...




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro