Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciało Bruna było napięte, a on sprawiał wrażenie, jakby to, że Loretta przyciska go do siebie, było ostatnią rzeczą, której chciał. Loretta nigdy nie dawała po sobie poznać, że bardzo za nim tęskniła i teraz kiedy w końcu miała go przy sobie, całkowicie zapomniała, że Bruno przesiedział w samotności dziesięć lat, pozbawiony fizycznego kontaktu z drugim człowiekiem. Zrozumiała, że taka dawka bliskości, do tego nagła, mogła sprawiać, że Bruno czuł się po prostu niekomfortowo i odsunęła się od niego.

Bruno odskoczył od niej jak poparzony. Serce Loretty pękło w pół.

— Przepraszam, Bruno, zapominam się — próbowała się tłumaczyć, siadając przed nim ze spuszczoną głową. — Cholera, ja nie chciałam.

Bruno zagryzł policzki od środka i popatrzył na nią, nadal w szoku.

— N-nic się nie stało — odpowiedział, siląc się na uśmiech. — Tylko... nie rób tak więcej, proszę. To sprawia, że czuję się przytłoczony.

— Dziękuję, że mi powiedziałeś. — Loretta uśmiechnęła się, ukazując szereg białych zębów. — Ale to nie będzie dla ciebie kłopot, jeśli czasem... no wiesz... złapię cię za rękę albo... coś w ten deseń?

Loretta poczuła, że się rumieni. Natomiast Bruno zachichotał i kiwnął głową. Obydwoje poczuli, że są na dobrej drodze do powrócenia do tego, co zostawili przed dziesięciu laty.

Słońce było jeszcze wysoko nad horyzontem, toteż Loretta postanowiła, że dokończy obszywanie bazy pod nową suknię Mirabel. Uznała, że nie będzie już zamęczać Bruna swoją obecnością, więc udała się przed dom i usiadła na ławkę z koszem z materiałami oraz igłami.

Nareszcie poczuła, że wszystko, małymi kroczkami, wraca do normy. Loretta była tam, gdzie spodziewała się, że będzie, kiedy skończy pięćdziesiąt lat — w domu z mężczyzną, którego kocha, kilkoma projektami na suknie i gromadą dzieci. Cóż, pociechy, z którymi dzieliła dom, może nie były jej, ale traktowała je jak swoje.

Wieczór był ciepły, a skąpana w słońcu Loretta nawet nie zauważyła, kiedy ściemniło się tak, że ledwo widziała, którym końcem igły szyje. Kiedy spojrzała na zegar, zaniemówiła, widząc na nim dziesiątą w nocy. Przerzuciwszy w połowie gotową sukienkę przez krawieckiego manekina, weszła do kuchni po małe co nieco.

Wyglądało na to, że nie tylko Loretta była nocnym markiem w Casicie. Julieta czytała książkę przed kominkiem, popijając śliwkowego grzańca.

— Matko, już dawno nie szyłam tak długo... — stęknęła Loretta, kładąc dłonie u dołu swoich pleców. — Ocho, jutro chyba nie wstanę...

— Jak się czujesz, mi amiga? — zapytała Julietta z lekkim uśmiechem, zakładając książkę włóczkową zakładką.

— No... dobrze, tak myślę — powiedziała Loretta, wzdychając. — Jestem zdezorientowana, ale pozytywnie. Wiesz...

— Lotta, dlaczego tak się jąkasz? — zachichotała Julietta. Wyciągnęła nogi na pobliskie krzesło i wyszczerzyła zęby jeszcze szerzej. — Nie wiesz, jak bardzo wszyscy cieszymy się z waszego powodu. Bruno był taki nieśmiały przez pierwsze dni po jego odnalezieniu... Myślę, że teraz, kiedy wszystko wróciło do normy, trochę się rozkręci.

— Boję się o niego — mruknęła Loretta i usiadła na oparciu fotela Julietty. Zwiesiła głowę i spojrzała na swoją przyjaciółkę wzrokiem pełnym współczucia. — Boje się, że nie wrócimy do tego, co było kiedyś... on tak się zmienił...

— Też się zmieniłaś, Lotta — oznajmiła czule Julietta i złapała Lorettę za dłoń. — I dobrze o tym wiesz. Zrobiłaś się jeszcze bardziej nadopiekuńcza niż wcześniej, ale i... piękniejsza i słodsza! — Julietta chwyciła ją w pasie i ścisnęła, a Loretta zaśmiała się, czochrając jej czarne, przyprószone siwizną włosy. — Mój brat kocha cię jak szaleniec, problem tkwi w tym, że nie wie już, jak to okazać.

— E tam, już wcześniej był kłębkiem nerwów, jeśli chodzi o bycie romantycznym. — Loretta machnęła dłonią. — Ano, tak się ślicznie rumienił, kiedy dawał mi kwiaty, lub czekoladki, albo, wiesz, robił inne, kochane rzeczy. Jak go kocham, Julietto. I żałuję, że wmawiałam sobie, że jest inaczej, przez te kilka tygodni.

Kobiety rozmawiały jeszcze przez chwilę, później rozeszły się do sypialni. Loretta wiedziała, że Bruno zapewne już spał, więc aby go nie budzić, zwinęła się w kłębek na kanapie w salonie. Miała nadzieję, że już ostatni raz.

Następnego ranka obudziła się skoro świt. Podczas śniadania ktoś zapukał do drzwi. Wróciwszy z holu, Abuela niosła w rękach kopertę, którą ku zaskoczeniu wszystkich wręczyła Loretcie. Kiedy czytała doręczony jej list, z każdą linijką jej twarz bardziej wykrzywiała się w grymasie.

Señora Loretta Torres.

Zgodnie z Encantońskimi zwyczajami nieużywane od więcej niż pół roku grunty mianowane są wspólnymi.

Jeśli nie chce pani, aby działka została pani odebrana na rzecz społeczności Encanto, jest pani zobowiązana do spożytkowania jej w sposób przez siebie wybrany. Jeśli nie odpowie pani na owo wezwanie i niezwłocznie nie rozpocznie na niej żadnej działalności, na rzecz społeczności lub własną, ziemia zostanie pani nieodpłatnie odebrana.

Z poważaniem

Główny inspektorat gruntów Encanto

Loretta fuknęła i rzuciła list na stół. Można by rzec, że całkowicie zapomniała, że posiada działkę, na której kiedyś stał jej dom, który spłonął w wyniku jej głupiego niedopatrzenia. Nie była tam od czasu spotkania z Kahlem Abrego i nie miała ochoty tam wracać, ale nie chciała też pozbywać się działki. Spojrzała na Bruna, który czytał jej przez ramię, a potem na Abuelę, która wydawała się zmartwiona.

— Jeśli nie zrobię czegoś z miejscem, w którym stał mój dom, zabiorą mi wszystko bez żadnej zapłaty — powiedziała krótko, marszcząc brwi.

— To przecież pryszcz, otwórz swój zakład krawiecki! — powiedział ochoczo Félix, waląc pięścią w stół. — Jesteś świetna w tę robotę!

— Nie mam grosza przy duszy, żyję tylko i wyłącznie z waszych pieniędzy — powiedziała, czując, że się rumieni. — Jeśli nie złamałabym nogi i nie wylądowała na wpół żywa u medyka, pewnie pracowałabym u Maríi w zakładzie. Nie mam za co postawić chociażby metr ogrodzenia.

Tak naprawdę decyzję podjęto bez zgody Loretty. Abuela powiedziała, że nie musi obawiać się kosztami i tylko chwyciła pergamin oraz kałamarz, napisała coś i podpisała kopertę adresem nadawcy listu Loretty, a jak się później okazało, zobowiązała się do postawienia gmachu sklepu w czasie nie dłuższym niż dwa lata.

— Wy jesteście niepoważni! — wrzasnęła Loretta, śmiejąc się przez łzy. — Jesteście wariatami!

Prawdziwe wariactwo rozpoczęło się wraz z pójściem Loretty w głąb wioski, gdzie mieściła się jej działka, na której walało się jeszcze kilka zwęglonych desek i cegieł. Bruno, który bezbłędnie wywiązywał się z obietnicy nieodstępowania Loretty na krok, złapał ją nieśmiało za rękę i powiedział:

— Przepraszam cię za moją rodzinę. Myślę, że chcą ci wynagrodzić uratowanie daru...

— Nie wygłupiaj się, gdyby nie twoja wizja i mądrość Mirabel, magia nigdy by do was nie wróciła — napomknęła, odwracając się do Bruna. Mocno ścisnęła jego rękę, jego źrenice rozszerzyły się. — No dalej, cariño, czas coś podziałać.

Gdyby tylko wiedziała, jak stawia się budynki w surowym stanie, Loretta nigdy nie poprosiłaby Kahla Abrego o pomoc. Problem tkwił w tym, że przyjaźnił się z Abuelą, która nie omieszkała skorzystać z usług jego i jego pracowników.

— Czyli señorita Loretta zostaje u was? — zagaił, zerkając na Lorettę niemal rozbierającym wzrokiem. — Chałupa czy nie chałupa, postawię wam budynek picuś-glancuś. Tutaj już coś stało, żadnej papierologii nie będzie. To liczy się jako remont, z którym chętnie wam pomogę.

Loretta nie spodziewała się, że samo przybycie robotników, przedstawienie planu budynku i postawienie jednej metalowej chatki na narzędzia zajmie im cały, calutki dzień. Wszyscy pracowali w pocie czoła. Luisa była bardzo pomocna przy przenoszeniu ciężarów, natomiast pozostali, nadający się do pracy na budowie Madrigalowie zajmowali się głównie uprzątaniem działki. Loretta czuła się jak po przebiegnięciu maratonu, a był to tylko wierzchołek góry lodowej.

Bo Kahlo nie dawał jej spokoju.

— Chodzą wieści, że wróciłaś do tego starego wariata — powiedział jej, wskazując podbródkiem na Bruna. — Jak na moje oko, zaraz przepowie ci jakąś katastrofę i tyle będzie z waszej wielkiej miłości. O tak, pamiętam, jak odtrąciłaś mnie dla tego magicznego chłopca z zielonymi oczyma.

— Wcale nie obchodzi mnie to, że Bruno włada jakimś darem — warknęła Loretta, opierając się na wbitym ziemię szpadlu. — A odtrąciłam cię przez twoją arogancję i nieczułość. Daj sobie spokój, Abrego, to nic nie znaczyło, to, co między nami było, nigdy nie było miłością.

— Nie wiem, co widzisz w tym durniu — prychnął, spoglądając na nią żałośnie. — Z tego, co pamiętam, uwielbiałaś, kiedy gładziłem cię po plecach, kiedy gładziłem cię po policzku...

Kahlo wyciągnął dłoń i owinął czarny lok Loretty wokół swojego palca. Loretta natychmiast odtrąciła jego dłoń, czując, że krew uderza jej do głowy.

— Co ty sobie myślisz, Abrego?!

— Sugeruję, żebyś przejrzała na oczy, ślicznotko.

— A ja sugeruję, żebyś nie zbliżał się do mojej narzeczonej, jeśli nie chcesz oberwać.

Loretta poczuła, jak owijają się wokół niej silne ramiona Bruna, który wpatrywał się w mężczyznę z nieokiełznaną zazdrością. Uniosła dłoń i wplątała ją w jego włosy, wykrzywiając wargi w krytycznym uśmiechu.

— Właśnie, Kahlo, nie zbliżaj się do mnie. I do mojego narzeczonego, no, chyba że chcesz oberwać po rzyci.

Kahlo zaniemówił i wpatrzył się w obejmującego Lorettę Bruna z czystą nienawiścią.

— Jesteście siebie warci — rzucił, po czym odszedł w kierunku swoich współpracowników.

Bruno natychmiast stanął przed Lorettą, czule złapał ją za ramiona i dokładnie przypatrzył się jej, jakby oczekiwał zobaczyć na jej ciele coś niepokojącego. Loretta znajdowała się w stanie głębokiego szoku i powiedzenie, że nie wiedziała, co powiedzieć, byłoby niedopowiedzeniem.

— Mi amor, wszystko dobrze? — zapytał z niepokojem Bruno, ujmując twarz Loretty w dłonie, Coś w dole jej żołądka zawirowało, kiedy spojrzała w jego lśniące zielenią oczy. Nie była to zwyczajna zieleń jego oczu. Bruno był zdenerwowany, a jego tęczówki rozbłysły szmaragdowym światłem. — Ten drań cię dotknął! Loretto, ja nie chciałem do tego dopuścić, widziałem was, nie zatrzymałem go w odpowiednim momencie.

— Hej, nie próbuj mi się tutaj obwiniać — powiedziała prędko Loretta, przerywając słowotok Bruna. — To moja wina, powinnam ubrać spodnie, nie tę sukienkę. — I ze wstydem spojrzała na swoją sięgającą kostek, roboczą suknię.

— O nie, nieważne jak byś się ubrała, Abrego nie miał prawa cię dotknąć bez twojej zgody — zaprzeczył Bruno, ponownie chwytając ją za ramiona, tym razem gniewnie i mocniej, niż ewentualnie zamierzał. — Nie powinienem był cię opuszczać.

— Och, cariño — westchnęła Loretta, mrużąc oczy. — To nie było przyjemne.

— Wróćmy do Casity, jest prawie osiemnasta, a ty wyglądasz, jakbyś wróciła z kamieniołomu. Chodź, inni i tak zaraz się zbierają.

— Może masz rację. Hej, Isa, powiedz Pepie i Julietcie, że my idziemy do domu, dobrze?

— Oczywiście, Tía Loretta — odrzekła Isabela, która właśnie zmierzała w kierunku Mirabel siłującej się z wyjątkowo uparcie wrośniętym w ziemię chwastem.

Bruno zmarkotniał, ba! Całkowicie stracił humor, kiedy obydwoje wrócili do Casity, która powitała ich radośnie, skrzypiąc okiennicami. Loretta pomyślała przez chwilę, że zrobiła coś nie tak i kiedy wyszła z łazienki z mokrymi włosami, podążyła do jego wieży, aby całą sytuację wyjaśnić. Zastała go w jego sypialni, jak leżał, skulony, na swoim łóżku.

— Dlaczego jesteś smutny, Bruno? — zagaiła, siadając na skraj łóżka. Mężczyzna spojrzał na nią i westchnął. — Słuchaj, jeśli obwiniasz się za tą sytuację z Kahlem, to...

— Nie wypowiadaj tego imienia w mojej obecności, proszę.

— Czyli jednak...

Loretta, niewiele myśląc, wślizgnęła się do łóżka i położyła się tuż naprzeciwko Bruna, sprawiając, że ten pokraśniał tak nagle, jak chwilę później zacisnął szczęki.

— Jesteś zazdrosny — zachichotała Loretta, wspierając głowę na łokciu. — To kochane.

Ale Brunowi zdecydowanie nie było do śmiechu. Jak nigdy obrzucił ją złym spojrzeniem i nie odpowiedział.

— No tak, przepraszam, to było nietaktowne.

— Ja po prostu... pamiętasz, jak mnie znalazłaś i zaciągnęłaś w głąb tego lasu? Od razu, kiedy opuściłaś dom Guzmánów? — zapytał Bruno. Loretta kiwnęła głową. — Powiedziałaś mi tam kilka... dość nieprzyjemnych rzeczy. Loretto, nie musisz pokazywać mi, że jestem do niczego. Nie musiałaś do mnie wracać.

Loretta pomyślała, że się przesłyszała.

— Co?

— Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam — powiedział, kładąc się na plecy. Loretta uniosła się do siadu, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. — Zmieniłem się, dobrze to wiesz, i ja to wiem. Nie miałem z nikim kontaktu przez dziesięć lat, ja zapomniałem, jak okazywać emocje. Abrego jest o wiele pewniejszy siebie, jeśli nie chcesz ze mną być...

— Bruno, nie spojrzałabym na niego kątem oka — powiedziała szybko Loretta. Czuła, że jeśli szybko tego nie zakończy, zaraz może stać się coś złego. — To egoista i cham, nie słyszałeś, co o tobie mówi. Kocham cię, Bruno. Kocham cię nad życie.

Mężczyzna spojrzał na nią, a na jego policzkach wykwitł dorodny rumieniec.

— Ja też cię kocham, mi vida. Ale spójrz tylko na mnie...

— Och, zamknij się, zam-knij-się!

Loretta złapała Bruna za ramię, pchnęła go na pachnącą kwiatami, miękką pościel i okrakiem usiadła na nim. W chwilę później ich usta złączyły się. Loretta poczuła ich szorstką powierzchnię oraz to, jak Bruno drętwieje pod jej wpływem. Cały jej świat zawirował, kiedy Bruno, delikatnie i nieśmiało, sam musnął jej górną wargę.

— Powiedziałam ci, że cię kocham — szepnęła Loretta, z żalem odrywając swoje usta od jego ust na parę milimetrów — a ty sugerujesz mi, że chcę od ciebie odejść? Kochanie, nie śmiałabym...

— Tak tylko powiedziałem — mruknął, zakładając za jej ucho kosmyk czarnych włosów. — Chyba trzeba było od razu iść w aktorstwo.

Bruno ponownie pocałował Lorettę, odpychając od siebie wszelkie negatywne myśli. Tak, czuł to. On też wychodził na prostą.

__________

A więc Loretta powraca, pomyślałam, że rozdział będzie dzisiaj dłuższy przez moją nieobecność.

Słuchajcie, tak się złożyło, że z dziewczynami musiałyśmy ustąpić pokój w internacie jakiejś mefedroniarze, nie wiem, co ona bierze, ale z pewnością musi zmienić dilera XDDD

Jak zdalne, bo ja powróciłam po pierwszym tygodniu i jestem zrujnowana.

No, ale plus jest taki, że zapisałam się na wartę honorową pod pomnikiem i składanie wieńców na święto żołnierzy wyklętych, więc jest moc.

Standardowo, opowiadajcie, jak leci?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro