Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy nadszedł wieczór, Casita była ozdobiona po ostatnią dachówkę. Gdy na stole wylądowała ostatnia przystawka, wszyscy popędzili do swoich sypialni przebrać się w odświętne szaty. Loretta nie miała tak szerokiego wyboru, jak przedtem, ale wybrała granatową, własnoręcznie wyszywaną suknię. Należała do Pepy, ale kto by na to patrzył (kiedyś dostała od niej zamówienie właśnie na nią). Kręcone włosy przepasała chustą w tym samym kolorze.

Loretta pamiętała, co wydarzyło się dziesięć lat temu i nie chciała już nigdy więcej oglądać owej świecy, która, według niej, nigdy nie przyczyniła się do powstania czegoś dobrego. Tym samym jednak chciała się tam pokazać, ponieważ miała nadzieję znaleźć ludzi, u których mogłaby się zatrudnić i zarobić na odbudowę domu.

W otwartym holu zebrało się prawie całe miasteczko. Antonio, który był dzisiejszym jubilatem, ganiał się po schodach z innymi dziećmi. Casita tylko im to utrudniała, formując schody w wielką zjeżdżalnię. Korzystając z okazji, Loretta wzięła rozpęd i zjechała po niej, trochę zdzierając sobie podeszwy sandałów.

Antonio i dziewczynka, która kilka godzin wcześniej osaczała Mirabel, popatrzyli na nią z podziwem.

— Jeszcze nie jestem tak zdziadziała, jak może się wam wydawać — zaśmiała się, czochrając włosy Antonia. Dzieci zachichotały. — Wszystkiego najlepszego, kochasiu, oby twój dar był tak wspaniały, jak ty.

— Dziękuję, Tía Loretta!

— Ach, tu jesteście, nicponie — odezwała się Pepa, podchodząc do nich i wzięła swojego syna na ręce. — Tía Loretta, tak? — Pepa spojrzała na nią znacząco. — Jeszcze trochę i zaadoptujesz mi dziecko. Musimy iść, Lotta, Abuela chce porozmawiać z Antonio przed ceremonią. Miłej zabawy.

— Z wzajemnością.

Loretta wmieszała się w gości i ukradkiem dopatrywała, czy wszystko aby na pewno wygląda idealnie. Isabela wykonała kawał dobrej roboty, pomyślała, przyglądając się kwiecistym ozdobom. W kuchni stały trzy beczki alkoholu, na piętrze pianino. To na pewno zasługa Luisy. Dolores stała przy drzwiach i nasłuchiwała, czy ktoś jeszcze zmierza w kierunku Casity, natomiast Pepa strzelała gdzieś piorunami.

A gdzie Mirabel?

Nie było czasu na ponowne przeczesywanie Casity. Loretta wyłowiła wymowne spojrzenie Abueli i szybko wspięła się na piętro. Stanęła przy Julietcie, Agustínie i jej córkach.

— Gdzie jest Mirabel? — zapytała, wypatrując jej w tłumie.

— Pewnie zamknęła się w pokoju i ryczy — odparła złośliwie Isabela. Machnęła dłonią w powietrzu i utworzyła piękny, niebieski kwiat. — Proszę, Loretto, będzie ci pasował.

— Dziękuję. Ale nie mów tak o swojej siostrze.

Wtem Abuela weszła na schody, trzymając w dłoniach dużą zdobioną, palącą się świecę. Pogasły wszystkie światła. Ludzie utworzyli ścieżkę wiodącą prosto od przesłanianego kurtyną łuku.

— Pięćdziesiąt lat temu rodzina Madrigalów otrzymała drugą szansę w postaci tej oto świecy — powiedziała Abuela. — Zsyła na nas dary, którymi możemy wam służyć, aż po dziś dzień. Tego wieczoru otrzymamy kolejny.

Tłum odwrócił się w kierunku kurtyny, która zatrzęsła się i rozsunęła. Pośrodku kamiennego łuku stał Antonio. Jego lica zdobiły rumieńce. Casita dodała mu otuchy, ale ani myślał ruszyć się z miejsca. Zamiast tego wyciągnął prawe ramię, a zza kamiennej kolumny wyłoniła się... Mirabel! Ku zaskoczeniu wszystkich, Antonio przylgnął do jej boku i dopiero razem podążyli w kierunku mieniących się na złoto, przygotowanych drzwi.

W chwili, gdy Mirabel odeskortowała swojego kuzyna, podeszła do Loretty, która bez zwłoki objęła ją ramieniem i ciasno przycisnęła do piersi. Isabela prychnęła pod nosem.

Abuela pochyliła się tak, aby Antonio mógł wziąć w dłonie magiczną świecę. Przyrzekł, że będzie chronić rodzinę i mieszkańców Encanto i sięgnął do klamki.

Rozbłysło oślepiające, złote światło i nagle, na ramieniu małego chłopca wylądował tukan.

— Aha! — zawołał Antonio, w chwili kiedy zaskrzeczał. — Ja cię rozumiem! Rozumiem cię!

— Otrzymaliśmy kolejny dar! — obwieściła uroczyście Abuela.

Każdemu kamień spadł z serca.

W nowym pokoju Antonia rozpoczęła się prawdziwa impreza. Wszyscy goście tańczyli i popijali drinki w akompaniamencie pianina, marakasów i akordeonów. Po kątach ganiały się zwierzęta. Loretcie dreszcz przebiegł po plecach, kiedy zobaczyła masywnego jaguara łaszącego się do Agustína.

To był czas, aby Loretta mogła chwilę powęszyć. Niestety, kiedy napomykała o wolne posady, spotykała się z odmowami i setkami kondolencji. Poddała się, kiedy zapytawszy o chęć kupienia sukni, dostała propozycję wymiany lnu na cement. Spędziła tak pół przyjęcia, aż w końcu wzięła do ręki koktajl i usiadła na sofie z nabzdyczoną miną.

I wreszcie nadarzyła się okazja.

— Señora Loretta, czy tak?

Loretta odwróciła się przez ramię. Podeszła do niej jakaś starsza kobieta z talerzem tortu urodzinowego Antonia.

— Tak, to ja — odparła Loretta. — Czy mogę w czymś pomóc?

— Słyszałam o pańskiej tragedii i jest mi naprawdę przykro z powodu tego, co się stało. Nazywam się María i prowadzę zakład krawiecki niedaleko stąd. Dostałam wiadomość, że szuka pani pracy i widząc pani suknie i hafty, pomyślałam, że może byłaby pani zainteresowana pracą u mnie? Chcę pomóc pani stanąć na nogi, a poza tym pilnie potrzebuję pracownika.

Loretta zaniemówiła z zaskoczenia. Niezmierne się ucieszyła i umówiła się z Maríą na spotkanie na za tydzień, na którym miały omówić szczegóły warunków przyjęcia jej do zakładu. Kiedy María pożegnała się i odeszła, Loretta z lubością wtopiła się w kanapę, ciesząc się jednym problemem z głowy mniej.

Całkowicie nieoczekiwanie do pokoju Antonia wbiegła Maribel. Była blada i przerażona. Loretta natychmiast zerwała się z miejsca i podbiegła do niej, zadzierając suknię.

— Mirabel, co się stało?

— Casita się stała! — zawołała Mirabel w kierunku Abueli, w której oczach błyszczał cień złości. — Wszędzie są pęknięcia, spadają dachówki, a świeca prawie zgasła! Abuela, proszę, musisz to zobaczyć!

Serce podskoczyło Loretcie do gardła.

Nie, nie ma żadnych pęknięć.

Nie, magia wcale nie słabnie.

Nie, on nie miał racji.

Wszyscy w popłochu wybiegli na schody. Mirabel stała na środku, wpatrując się w zupełnie normalne ściany i posadzkę, na jasno palącą się świecę. Źrenice Abueli zamieniły się w małe, czarne kropki, co nie zwiastowało niczego dobrego.

— Ale... ale przed chwilą...

— Dosyć tego, Mirabel — powiedziała zimnym tonem. Obrzuciła ją nienawistnym spojrzeniem i odwróciła się do tłumu gości, szeroko się uśmiechając. — To tylko fałszywy alarm! Nasza magia jest silna! Tak jak nasze wino! Muzyka, bawimy się dalej!

Loretta nagle poczuła silny uścisk na ramieniu.

— Chodź ze mną — wyszeptała Julieta, bez wyjaśnień ciągnąć ją za sobą. Loretta próbowała się wyrwać, ale ta tylko chwyciła ją mocniej i zaprowadziła je do kuchni.

— Julietta, naprawdę, ja nic nie wiem!

— Nie kłam — mruknęła głosem nieznoszącym sprzeciwu. Julieta złapała ją za ramiona i gwałtownie zbliżyła się do jej twarzy. — Czy to była właśnie wizja mojego brata? Dlaczego Mirabel? Co on jej zrobił?

— Julietto, nie mam pojęcia — wydusiła Loretta, czując, że wszystko wymyka się spod jej kontroli. — Nic mi nigdy nie powiedział. Nie mam z tym nic wspólnego!

Do środka weszła Mirabel, nerwowo mnąc rąbek swej sukienki. Kobiety natychmiast odsunęły się od siebie. Julieta posłała Loretcie spojrzenie mówiące "jeszcze do tego wrócimy" i podeszła do niej.

— Co ty wyrabiasz, mi amor? — napomknęła, przyglądając się jej z bliska.

— No nic, nic nie robię! — powiedziała ze złością, zaciskając pięść. Loretta wyczuła woń krwi. — Dom był w ruinie, nie śmiałabym zakłócić ceremonii Antonia, gdyby to nie była prawda!

— Myślę, że ten dzień był dla ciebie ciężki, Mirabel — westchnęła Loretta i wskoczyła na blat obok niej. — Pokaż rękę, widzę, że coś ci się stało. — Mirabel przewróciła oczami i podała jej dłoń. Widniało na niej głębokie rozcięcie.

— Och, już biorę się za ciastka...

— Może powinnaś się przespać? — zaproponowała delikatnie Loretta i chciała dotknąć ramienia dziewczyny, ale ona zeskoczyła ze stołu i skrzyżowała ramiona.

— Ja wiem, co widziałam.

Loretta naprawdę nie chciała wierzyć Mirabel. Ale nie miała innego wyjścia.

— Kochanie, mój Bruno zniknął właśnie z tego powodu — powiedziała, poczuła, jak jej żołądek wypełnia się ołowiem i nabiera masy z każdą sekundą. — Twój Tío Bruno też pokłócił się z rodziną o waszą magię. Nie chcemy, żeby to samo spotkało ciebie.

Mirabel wyglądała, jakby właśnie otrzymała policzek. Julieta natomiast złapała się za grzbiet nosa i westchnęła.

— Tía Loretta... — zaczęła, marszcząc brwi. — Jak to... twój Bruno?


__________

W wyniku natłoku prac i sprawdzianów, które nagromadziły się mi przez ferie oraz zdalne, w najbliższym tygodniu nie pojawi się kolejny rozdział. Druga klasa liceum zobowiązuje, na dodatek wystawiałam dzisiaj w szkole przedstawienie z okazji Trzech Króli i jestem padnięta! 

Ten rozdział pojawił się tylko dlatego, że aż wzruszyłam się po zobaczeniu tak wielkiego ruchu pod tą książką. No naprawdę, kocham was, nie spodziewałam się, że ktoś kiedykolwiek tak polubi moje prace.

Miłego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro