Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cisza, która zapadła, była głośnia i, co najgorsze, okropnie krótka. Nastąpił wielki huk, a potem po nośnej ścianie przebiegł pajączek pęknięcia i rozpętał się harmider. Moce obdarzonych Madrigalów wnet zaczęły wyczyniać najróżniejsze głupstwa, których nie sposób było uniknąć. Guzmánowie byli przerażeni. Na domiar złego drzwi Casity otworzyły się z łomotem, ukazując wiwatujący tłum z banerem.

Z wielkiej chmury Pepy lunął deszcz, mocząc wszystkich do suchej nitki. Abuela wyglądała, jakby duch ją opuścił. Wpatrzyła się w spanikowaną Mirabel, nie czyniąc nic, aby powstrzymać powstałe zamieszanie.

Wszyscy rzucili się do ucieczki. Guzmánowie wybiegli jako pierwsi. Abuela pobiegła za nimi, a za nią wszyscy Madrigalowie. Loretta nie wiedziała, co się dzieje, co nie powstrzymało jej jednak przed zaprzysiężeniem, że jeśli spotka Mirabel, rozerwie ją na strzępy, warstwa po warstwie.

— MIRABEL! — wrzasnęła, a jej głos potoczył się po rozniesionym domu. — COŚ TY NAJLEPSZEGO NAROBIŁA?!

— Nic! To wizja Bruna!

— TO NIE UPOWAŻNIŁO CIĘ DO UPOWSZECHNIANIA MOICH BŁĘDÓW Z MŁODOŚCI! WRACAJ TUTAJ!

Mirabel pobiegła na górę, goniąc szczury, które niosły w pyszczkach kawałki przepowiedni. Loretta rzuciła się za nią w pogoń. Niestety, jej kombinezon zahaczył o wystający ze schodów gwóźdź i minęło kilka chwil, zanim się od niego uwolniła.

Mirabel zniknęła jej z pola widzenia. Musiała na dodatek zawadzić o obraz, bo niebezpiecznie się chybotał. Loretta poprawiła go i pobiegła dalej. W pokoju nikogo nie było. Wycofała się z niego, drżąc z wściekłości. Nie mogła uwierzyć, że Mirabel odstawiła taki cyrk. Nie dość, że wcześniej każdy dowiedział się, że Loretta była narzeczoną chodzącego nieszczęścia, to teraz jeszcze przypomniano o tym Abueli, której przysięgała trzymanie języka za zębami.

Wyrzeknięcie się Bruna było jedynym sposobem na pozostanie w mieście. Nie chciała tego, nawet jeśli nienawidziła go z całego serca. Wiedziała, jak to jest, być odrzuconym przez kogoś, kogo kocha się nad życie; matka zostawiła ją w sierocińcu w wieku pięciu lat i już nigdy więcej nie widziała jej na oczy.

Loretta usłyszała na dole dźwięki rozmów. Zeszła więc po schodach i wpadła na roztrzęsionych Julietę, Félixa, Agustína, Pepę oraz Abuelę głośno się kłócących. Gdy tylko została zauważona, Alma wskazała na nią palcem.

— TY! — powiedziała, a w jej głosie wybrzmiał chłód. — Nie taka była umowa. Miałaś już nigdy nie zdradzić, kim jesteś! Przez ciebie Casita może upaść!

— Jeśli chcecie kogoś karcić, to waszą Mirabel — odrzekła, mierząc ich wszystkich spojrzeniem. — Kocham ją jak własną córkę, ale jeśli jeszcze raz stanie mi na drodze, trzymajcie mnie. Pepa, przestań sypać tym śniegiem!

— CIESZ SIĘ, ŻE TO NIE HURAGAN!

— Mamo, zawsze byłaś za ostra, i dla Mirabel, i dla Loretty — odezwała się Julieta, kurczowo trzymając w talii Agustína. — Dlaczego wymusiłaś na niej milczenie? A Mirabel? To nie jej wina, że nie dostała daru.

Pęknięcie w ścianie poszerzyło się.

— Spójrzcie. — Abuela wskazała na nie. — Musimy chronić naszą rodzinę, nasze Encanto! Nie możemy stracić naszego domu. A ty — wskazała groźnie na Lorettę — możesz pakować swoje manatki, kiedy tylko wszystko wróci do normy. Złamałaś złożoną mi obietnicę.

I wyszła z Casity w kierunku kilkoro mieszkańców, trzaskając drzwiami. Loretta uznała, że najlepiej będzie, jeśli uda, iż niczego nie słyszała. Zakasała rękawy i udała się na poszukiwania Mirabel. Co rusz przecinała drogę z Camilo, który patrzył na nią jak na ducha. Jego dar również szwankował, z tego względu łaził z głową niemowlęcia przez dobre pół godziny. Jedyna ich nadzieja, czyli Dolores, zaszyła się w swoim pokoju z bólem głowy. Z pewnością nie pomogłaby im, nie po słowach, które skierowała do niej Loretta.

Wszystko zaczęło się pieprzyć.

Loretta czasami odnosiła wrażenie, że ktoś ją obserwuje.

— Nie no, to nie ma najmniejszego sensu — powiedziała do siebie, wychodząc z pokoju Mirabel. Pustego pokoju Mirabel. — Mam tego dość, idę do siebie...

— Tía Loretta! Jak to miło cię widzieć!...

Loretta tak mocno zacisnęła szczęki, aż poczuła strukturę swojego każdego pojedynczego zęba. Odwróciła się przez ramię i ujrzała Mirabel stojącą tuż za nią z niewinnym uśmieszkiem na ustach. Ostatkami sił powstrzymała się od złojenia jej skóry.

— Poskradałaś zmysły, dziewczyno? — syknęła, zbliżając się do niej w niebezpiecznie powolnym tempie. — W zabawie w kotka i myszkę to ja jestem kotem. Ty właśnie dałaś się złapać.

— Tía, ale po co te nerwy! — powiedziała zdawkowo, nadal bezczelnie się szczerząc. — Wiesz, ostatnio dowiedziałam się wielu fascynujących rzeczy, na przykład, że jesteś z Brunem! To świetna wiadomość! Długo się znacie?

— Jeśli jeszcze raz wypowiesz te imię w mojej obecności, pożałujesz. — Loretta przycisnęła Mirabel do ściany. Pęknięcia poszerzyły się po raz kolejny. — Nie wiem, dlaczego tak bardzo uczepiłaś się tego człowieka, ale ODPUŚĆ. Nie widzisz, co się przez niego dzieje? Casita jest prawie w ruinie!

— Nie tylko ja dużo o nim rozmawiam — zacmokała dziewczyna, umykając pod jej ramieniem. — Loretto, a co byś zrobiła, jeśli Br... ON... nagle wrócił?

— Zabiłabym.

— No ale nie czujesz już do niego nic? Nic a nic?

To uderzyło Lorettę głęboko w serce. Odwróciła wzrok i objęła się ramionami. Czy faktycznie nic nie czuła do Bruna? Powinna, z tym zabiciem go nie żartowała, ale istniało coś takiego jak sentyment i cały plan ów morderstwa szlag strzelił. Mirabel uśmiechnęła się od ucha do ucha, lecz uśmiech ten natychmiast zszedł jej z twarzy, kiedy zobaczyła, jak Loretta biegnie w jej stronę z bardzo rozzłoszczoną miną.

— WYBIJĘ CI GO Z GŁOWY!

Idealnie, pomyślała Mirabel, rzucając się do biegu, udało się! Teraz muszę tylko zmusić ją do powiedzenia kilku słów. I nie dać się złapać.

Mirabel skręciła na klatkę schodową. Wtem, balustrada wystrzeliła w chmury, a trzymająca się jej dziewczyna razem z nią. Nie mogła jej uciec. Loretta z rozbiegu wskoczyła na nią i chwiejąc się, dotarła na pokryty mchem dach Casity. Było tam ślisko i parno. Mirabel pokazała do niej język zza komina. Loretta związała włosy jednym, sprawnym ruchem i rozpoczęła szarż na nastolatkę, która była zdecydowanie zbyt zwinna jak na swój wiek. Loretta nie mogła jej dogonić!

— No powiedz to! — usłyszała gdzieś jej głos. — Powiedz, że go kochasz!

— Gdzie jesteś?! Natychmiast mi się pokaż!

Loretta przeskoczyła pęknięcie i pobiegła w kierunku wieży, ale tam też nie znalazła Mirabel. Widziała stąd całe Encanto... zasłane kwiatami? Czy Isabela też przechodzi okres buntu?

I wtem dostrzegła rąbek jej sukienki znikający za balkonem, w którym stała świeca. Rzuciła się za nią w pogoń. Mirabel nawet nie uciekała — stała oparta o ścianę z założonymi ramionami. Loretta wypluwała już płuca z wymęczenia!

— Powiedz, że go kochasz, to dam ci spokój.

— Nie masz... pojęcia... co... mi... zrobił... — wydyszała. — Nie będę... kłamać...

— Loretto, zrób mi dzień i powiedz to.

— Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy — powiedziała Loretta, marszcząc brwi i ocierając pot z czoła. Czuła ból wszystkich mięśni w swoim ciele. — To moja prywatna sprawa.

— Zależy mi na szczęściu mojego wujka — odparła Mirabel, podchodząc do niej. Magiczna świeca zajaśniała.

— Mówisz tak, jakby tu był — westchnęła Loretta drżącym głosem. Łzy napływały jej powoli do oczu. — Nie wiesz, jak to jest, zostać opuszczonym przez miłość swojego życia z dnia na dzień. Bez słowa, bez listu. 

— Bruno uciekł, aby mnie chronić — wyznała Mirabel, łapiąc ją za rękę. Łzy pociekły kobiecie po policzku i wsiąknęły w kołnierzyk jej kwiecistego kombinezonu. — Nigdy nie chciał cię zostawić. Nie miał wyboru. Tak jak ty, kiedy musiałaś przysięgać milczenie przed Abuelą. On cię kocha, Loretto.

— Nic nie wiesz, nic... — jęknęła Loretta. Mirabel łamała ją kawałek po kawałku. — Przepowiedział mi, że spali mi się dom! A teraz mieszkam z wami, bo po mojej chacie została sterta popiołu!

— Złe rzeczy nie dzieją się przez Bruna — powiedziała troskliwym głosem. — Loretto, gdyby wrócił, wybaczyłabyś mu?

Żar lał się z nieba, słońce oślepiało Lorettę, ponieważ odbijało się od okularów Mirabel. Rzucona pomiędzy kowadło a młot, powiedziała:

— Ale minęłoby wiele, wiele czasu.

— Kochasz Bruna?

— Kocham Bruna. Szczerze. Choć i tak go zabiję.

__________

Łapcie prezent z okazji mojej hot szesnastki <3

Wolałabym spędzić ten dzień z przyjaciółmi w internacie, a nie na zdalnych, ale wczoraj powiedziano nam, że musimy wracać, bo nasza nauczycielka ma covida. Mój wkurw był potężny... 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro