20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy zrozumiał co się stało, ona już wybiegła. Gdyby Lorena nie zatrzymała go serią, jego zdaniem nie potrzebnych pytań, na pewno by zdążył ją dogonić.

I wtedy ją zobaczył.
Rozmawiała z jakimś facetem.
Zawołał jej imię, a ona uciekła. Najzwyczaj w świecie uciekła.

Nie wrócił już na bal. Cała ta akcja charytatywna straciła sens w chwili gdy ich spojrzenia się spotkały.

Wsiadł do swojego samochodu, po czym wyciągnął telefon.

-Słucham- głos po drugiej stronie sygerował zaskoczenie rozmówcy.

-Ryan, wszystko zjebałem- powiedział z goryczą.

-Co zjebałeś?

-Freya. Ona już wie o Lorenie. Widziała nas dzisiaj.

-Jak to widziała? Zaraz, zaraz...czy ty jej jeszcze nie powiedziałeś?!
Carlos do cholery! czemu?!-nie szczędził mu wyrzutów.

-Nie wiem. Bałem się, że nie zrozumie. Dzisiaj po balu miałem zerwać z Loreną, ale ona tam była...nie wiem jak i czemu i..

-Dobra stary, uspokój się

-Muszę do niej jechać...wytłumaczyć...może- był zagubiony.

-Nie ja pojade, też jestem winny- przerwał mu Ryan.

- No nie wiem- Carlos nie był przekonany co do tego pomysłu.

-Porozmawiam z nią, ty lepiej załatw tą sprawę z Loreną- powiedział po czym się rozłączył.

Zrezygnowany wrócił do domu.Rozejrzał się po pustym salonie, po czym sięgnął po karawkę z whisky i nalał sobie pełną szklankę.
Lorena jeszcze nie wróciła, a po tym co wydarzyło się na balu potrzebował czegoś na odwagę, by jakoś przeprowadzić z nią rozmowę.
Ledwo przełknął ostatni łyk palącego w gardło alkoholu, a do domu wkroczyła Lorena. Stukot jej wysokich szpilek rozniósł się po korytarzu, gdy szybkim krokiem pokonała odległość dzielącą ją od salonu.

-Carlos! Co miał znaczyć cały ten cyrk na balu?!- zapytała podniesionym głosem, podpierając się pod boki.

Wyczuwając, że rozmowa, a właściwie kłótnia, na którą się zanosiło będzie gorsza niż przypuszczał, dolał sobie whisky.
Nie zrażona jego milczeniem kobieta stanęła tuż przed nim, w bojowym nastroju.

-Dlaczego wyszedłeś? Chciałam ci przedstawić bardzo ważnych ludzi!

Nie chciał dłużej słuchać jej wrzasków i pretensji. Postanowił to jak najszybciej skończyć.

-Usiądź- rozkazał.
Mimo iż złość ją roznosiła, postanowiła ustąpić  odrobinę.
Usiadła na skraju fotela naprzeciw mężczyzny, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-Zacznę od tego, że nie ma sensu żebym się teraz tłumaczył z tego co zaszło na balu.
Już miała coś powiedzieć, gdy Carlos gestem ręki ją powstrzymał.

-Lorena, ja ... nie wiem jak ci to powiedzieć. Myślę, że to całe nasze narzeczeństwo.....to wszystko- mówiąc zatoczył ręką koło w powietrzu- to farsa. Nie pasujemy do siebie, ba my się jedynie lubimy, a gdzie tu mówić o miłości.

-Czy ty właśnie zrywasz zaręczyny?!- zapytała zaskoczona.
Na potwierdzenie jedynie skinął głową.
Lorena zerwała się z miejsca i zaczęła nerwowo chodzić w kółko.

-Masz inną tak?! Już ci się znudziłam?!-wykrzykiwała pytania, nie oczekując odpowiedzi.
W pewnym momencie coś do niej dotarło. Jego zachowanie na balu. Wyjście zaraz za Freyą, podparte marnym tlumaczeniem. Połączyła fakty i stanęła w miejscu. Poczuła łzy cisnące się do oczu. Nie były one jednak spowodowane złamanym sercem, a bólem porażki. Z zaciśniętą szczęką spojrzała w oczy Carlosa, pełne skruchy. Była pewna, że się nie myli.

-To ta Freya, prawda?- zapytała nad wyraz spokojnie.
Jego milczenie odebrała za potwierdzenie.

Tchórz

-Jak długo to trwa?

-Lorena, tu nie chodzi o nią tylko o nas-powiedział ciężko przy tym wzdychając.

-Nas?-prychnęła- właśnie skresliłeś nas!-prawie wrzasnęła.

-Lorena jedyne co nas łączy to seks i to zwykle po kłótni. Ty robisz swoje, ja swoje. Kiedy robiliśmy coś razem?- zadał pytanie.

Nie potrafiła odpowiedzieć. Wiedziała, że ma rację jednak nie zamierzała mu tego przyznać. Nigdy.
Nigdy też nie chciała tych romantycznych bzdur. Spacery, trzymanie się za rączkę, kolacyjki przy świecach to nie było dla niej. Ona miała jeden jasny cel. Dostatnie życie. I chociaż sama zarabiała, nie miała ochoty żyć tylko ze swojej pensji.

-Powiedz mi co ty właściwie o niej wiesz, hmm?- nie była pewna ile Freya mu powiedziała, jednak widząc jego minę, gdy przedstawiła mu Statonów, była pewna że o nich nie wiedział. Postanowiła zagrać tą kartą.

-Czy to ważne? Nie znieniaj tematu Lorena, rozmawiamy o nas, nie o Freyi.

- Zależy ci na niej?
Pokiwał głową na potwierdzenie.

-A jej na tobie?Ja myślę, że jednak nie, skoro nie powiedziała ci, że uciekła z domu i zmieniła nazwisko- powiedziała i z satysfakcją obserwowała jego zmieszaną minę.
Jej słowa zbiły go z tropu.
Całkowicie zapomniał o sytuacji na balu, gdy Lorena przedstawiła mu starsze małżeństwo, mówiąc że to rodzice Freyi. Co on właściwie o niej wiedział? Nie rozmawiali o przeszłości,  jedynie o zainteresowaniach i błachostkach.
Mimo to postanowił wszystko z nią wyjaśnić. Musiał istnieć powód, dla którego nie mówiła o rodzicach.
On sam nie powiedział jej o Lorenie, nie mógł mieć do niej teraz pretensji.

-Nie mówmy o Freyi.

-Wiesz, ja znam jej rodziców. To tacy dobrzy ludzie. Byli strasznie załamani po tym co zrobiła-  powiedziała udawanym smutkiem.
Ciekawość Carlosa wygrała.

-Co zrobiła? -zapytał.
Na to właśnie czekała.

-Czyli nie wiesz?- bardziej stwierdziła niż zapytała.
Z powrotem usiadła na fotelu i głośno westchnęła.

-Freya miała romans z narzeczonym siostry, gdy wszystko się wydało, zwyczajnie uciekła- opowiedziała, po czym czekała na jego reakcję.

Tym razem to on wstał.
Przemierzył salon kilka razy ostatecznie zatrzymując się przed barkiem. Nalał sobie szklankę whisky, którą wypił jednym haustem.
Musiał to wszystko przemyśleć. Między nimi było tyle tajemnic.

Czy ona naprawdę byłaby do tego zdolna? Zrobiłaby coś takiego swojej siostrze? Ona ma siostrę? Czy moja Freya mogłaby zrobić coś takiego?

Milion myśli przewinęło się przez jego głowę. Wypity alkohol też nie pomagał. Zanim się obejrzał został w salonie sam. Lorena wykorzystała sytuację i ukradkiem udała się do już nie wspólnej sypialni, w której się zamknęła  obmyślając plan odzyskania Carlosa.

Sam Carlos postanowił, że następnego dnia zrobi wszystko by wyjaśnić całą tę sprawę z Freyą.

Późną nocą ze snu wybudził go dźwięk dzwoniącego telefonu.
Zerknął na budzik, który wskazywał drugą w nocy.

-Halo-powiedział ochrypłym od snu głosem.

-Ryan? Tu Noell, wiem że cię obudziłam, ale to ważne.
Gdy usłyszał, kto dzwoni od razu się podniósł do siadu i zdecydowanie bardziej wybudził.

-Noell?Skąd masz mój numer?- zapytał, bo nie pamiętał żeby przy ostatnim spotkaniu jej go podawał.

Usłyszał jak wzdycha.
-Od Freyi? Poczekałam aż zaśnie i sobie wzięłam? -sarkaz bił z jej wypowiedzi na kilometr.

-Dlaczego dzwonisz tak późno? -postanowił zmienić temat nie komentując jej odpowiedzi.

-Jak już wspominałam Freya dopiero zasnęła. Od twojego wyjścia ciągle płakała.

-To nie dobrze-odpowiedział zmieszany. Nadal czuł się winny.

-Nie dobrze?!czy ty się słyszysz? Nie dobrze to się pisze smsy w rękawiczkach! To jest cholerna porażka! Moja przyjaciółka cierpi przez ciebie i twojego kumpla złamasa! Dlatego widzimy się jutro o szesnastej w parku i lepiej żebyś miał gotowy plan jak to naprawić inaczej pożałujesz!-Powiedziała, a raczej wywarczała, po czym zakończyła rozmowę nie dając mu szansy na odpowiedź.

Leżał jeszcze kilka minut z telefonem w ręku zastanawiając się czy to aby mu się nie przyśniło.

Co za kobieta. Ten ogień. Musi być moja.

Z taki myślami zasnął.

Kochani, chcę was zaprosić na kolejną historię, która ukazała się na moim profilu.


Zapraszam na prolog.
Pierwszy rozdział już niebawem.

                          

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro