11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko wsiedli do jego auta, cisza jaka między nimi była stała się jakby bardziej krępująca.
On ze wszystkich sił starał się nie patrzeć w jej stronę.
Ona nie potrafiła odmówić  sobie zerkania na jego poważny profil.

Ryan miał rację. Ciągle jest poważny i spięty.
Jak to zmienić?

Zamyślona nawet nie zauważyła, że od dłuższego czasu mu się przygląda.
Carlos jednak to zauważył.

-Freya?

Słysząc swoje imię zamrugała kilkakrotnie wyrywając się z zadumy.

-Tak panie Millan?

-Mów mi Carlos, pan Millan to bardziej pasuje do mojego ojca-Odpowiedział z uśmiechem, który bardzo spodobał się Freyi.

-W porządku- odpowiedziała trochę nieśmiało.

Jeszcze większy uśmiech wpłynął na usta Carlosa.

-Carlos?
Sposób w jaki wymówiła jego imię sprawił, że przeszły mu po ciele ciarki.

-Tak?- starał się przybrać jak najbardziej opanowany wyraz twarzy.

- Chciałam ...- nie dane jej jednak było dokończyć, bo telefon Carlosa rozdzwonił się tym samym przerywając jej.

-Przepraszam to Ryan, muszę odebrać- powiedział.
Freya skinęła głową. Po części nawet cieszyła się, że nie dane jej było skończyć. Do końca sama nie wiedziała co chce powiedzieć. Gdy tylko przenosił na nią wzrok, automatycznie zapomniała o wszystkim.

- Słucham- powiedział do rozmówcy po drugiej stronie telefonu.

-Dojechaliście już? -Padło pytanie.

- Nie, jeszcze nie.

- To nie fatygujcie się. Dzwonił do mnie Wesley i przełożył spotkanie na osiemnastą.

Carlos przeklął soczyście,  oczywiście w myślach.

-Świetnie- odpowiedział z przekąsem- zaraz wracamy-dodał.

-Właściwie jak już jesteście w drodze, może byś pokazał Freyi służbowe mieszkanie.
Ja nie miałem czasu, a może będzie chciała się szybciej wprowadzić? Aha i najważniejsze, zabierz ją na obiad, biedna nic jeszcze nie jadła- powiedział po czym od razu zakończył rozmowę.
Jego słowa huczały mu w głowie. Mieszkanie. Obiad. Freya blisko.
Jego ciało przeszedł dreszcz ekscytacji.

Otrząsnął się, po czym spojrzał na dziewczynę.
Patrzyła na niego wyczekująco z lekko rozchylonymi ustami. Podejrzewał, że to jakiś jej nawyk. Nawyk, który bardzo go kręcił.
Oblizał usta.

-Wygląda na to, że ze spotkania nici, ale może masz ochotę zobaczyć służbowe mieszkanie?- zaproponował.

- Czemu nie- odpowiedziała ze szczerym uśmiechem.
Wreszcie będzie mogła wyprowadzić się z hotelu. W prawdzie nie było tam źle, jednak nie chciała robić więcej problemów Ryanowi.
Zrobił dla niej już tak wiele.

Na miejscu byli już po jakiś piętnastu minutach. I tym razem towarzyszyła im cisza, jednak nie była już taka niezręczna.
Odziwo zaczęli czuć się lepiej w swoim towarzystwie. I dużo bardziej swobodnie.

-Zapraszam-powiedział do dziewczyny,  gdy otworzył jej drzwi od auta.
Freya wysiadła z gracją, wspierając się na wyciągnietym ku niej  ramieniu Carlosa.

Poprowadził ją do windy.
Przez głowę przeszła jej scena z Greya, na którego obejrzenie namówiła ją kiedyś Noell. I choćby próbowała się wypierać, sama przed sobą musiała się przyznać, że nie miałaby nic przeciwko, gdyby teraz spotkało ją to samo co filmową Anne. 

Dzwonek windy zasygnalizował, że są już na miejscu.
Mieszkanie numer  czterdzieści pięć.
Carlos otworzył je kluczem, wcześniej wziętym z recepcji i zaprosił do środka.

Mieszkanie było nie duże, urządzone dość nowocześnie.
Mały korytarzyk prowadzący do kuchni połączonej z jadalnią. Wszystko utrzymane w jasnych barwach.
Salon również był niewielki. Sofa i dwa fotele otaczające szklany stolik kawowy.
Z salonu wychodził kolejny korytarz, który prowadził do sypialni po prawej i łazienki po lewej.

Freya oglądała wszystko dokładnie i z nie małym zachwytem. Od zawsze lubiła minimalizm. Już teraz była pewna, że będzie jej tu dobrze.
Weszła do sypialni. Tu kolory były już znacznie ciemniejsze. Przeważały brązy i beż.
Na środku stało dwuosobowe łóżko, a po obu jego stronach szafki nocne.
Tak jak w poprzednich pomieszczeniach, tak i tu królował minimalizm.
Na wprost dziewczyny znajdowało się duże okno, które od razu przyciągnęło jej uwagę. Podążała do niego.  Widok wprost ją zachwycił. Nie zdawała sobie sprawy, że oglądanie miasta z piątego piętra może być takie ciekawe.
Po chwili poczuła za sobą obecność Carlosa.
Stanął za nią na tyle blisko, że poczuła jego zniewalający zapach. Jego oddech rozbijał się o jej włosy, mimo to i tak czuła towarzyszące mu ciepło.
Przez jej ciało przeszedł dreszcz.

-Piękny widok prawda?- zapytała ściszonym głosem, jednak była pewna, że usłyszał.
I tak też było. Słyszał jej pytanie i każdy urywany oddech, tak podobny do jego.

-Tak -odpowiedział krótko, nawet nie patrząc w okno.
Dla niego najpiekniejszym widokiem stała się ona. Oświetlona dziennym światłem,  muskana promieniami słonecznymi, przebijającymi się przez szybę.
Przesunął się jeszcze bliżej, by móc zatopić się w jej słodkim zapachu.
Miał ochotę zadać jej mnóstwo pytań. Pragnął nie tylko jej ciała, ale także umysłu.
Ta kobieta go intrygowała i postanowił dowiedzieć się o niej jak najwięcej.

-Freya- wymruczał, wprost w jej włosy. Na dźwięk jego zachrypniętego głosu zadrżała.
Czuła ciepło jego ciała tuż za swoim.
Dreszcz podniecenia zalał jej ciało. Nie pamiętała czy kiedykolwiek jakiś mężczyzna tak na nią działał.  Sama jego obecność, głos, zapach pobudzały jej zmysły.

Jak zawsze coś musiało się stać. Dźwięk telefonu Carlos sprawił, że ten się od niej odsunął. Wyjął go, spojrzał na wyświetlacz i po uprzednim odrzuceniu połączenia schował z  powrotem w kieszeni spodni.
Cały czar chwili zniknął gdzieś i powrócił ponurak Carlos.
Freya zdecydowanie wolała go w tej bardziej rozluźnionej wersji.

- Jestem głodna- powiedziała zdecydowanie.

-No tak, przepraszam - odpowiedział skruszony.

- Nie przepraszaj, ja sama zapomniałam o głodzie- roześmiała się i ruszyła do drzwi.

-Dokąd idziesz? -Zapytał

-No jak to dokąd? Choć idziemy coś zjeść- odparła ze zmarszczonymi brwiami.

Nie widząc innego wyjścia ruszył za nią.
Gdy byli przy jego samochodzie Freya zwyczajnie go minęła idąc dalej.
Zrównał z nią krok.

- Nie jedziemy samochodem?- zdziwił się.

- Carlos jest taki piękny dzień. Nie lepiej się przejść?

W jej spojrzeniu było coś takiego, że nie mógł odmówić. Ten delikatny uśmiech, którym obdarzała wszystkich dookoła. Taka radosna, niewinna, a zarazem dzika i kusząca.
Tak bardzo chciał ją poznać bardziej.

Ponownie się zamyslił. Nie zauważył nawet jak dotarli do budki z hoddogami.

-Z jakimi chcesz dodatkami?- zapytała, po raz kolejny sprowadzając go na ziemię.

Sprzedawca spojrzał na niego wyczekująco.

- Niech będzie kechup?- bardziej zapytał niż odpowiedział.
To było takie inne. Zwykle jadał w restauracjach, budka z zjedzeniem to była abstrakcja.
Widząc Freye zajadającą się z uśmiechem hoddogiem, sam też się uśmiechnął. Lorena nigdy nie zjadłaby na ulicy, nawet nie zaproponowałaby spaceru.
Freya była taka inna.

Nim się obejrzał pociagnęła go za rękaw, w sobie tylko znanym kierunku.
Poczuł się jak nastolatek, którym już dawno nie był.

Chwilę później znaleźli się w parku, na jednej z ławek, kończąc jedzenie.

Freya roześmiała się patrząc na niego.

- Ubrudziłeś się- powiedziała i kciukiem wytarła kącik jego ust, muskając jego dolną wagę i  na końcu wkładając go do swoich ust.
W ułamku sekundy zrobiło mu się gorąco.
Niby nic nie znaczący gest, a tak bardzo na niego podziałał.
Freya oblizała usta i wstała z ławki.

- Choć- wyciągnęła do niego rękę, którą od razu chwycił.

Mam wrażenie, że mógłbym pójść za tobą na koniec świata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro