4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kochani, już jestem!

Słysząc entuzjazm w jej głosie, zacisnął pięści tak bardzo, aż zbielały mu knykcie. Niestety z odległości w jakiej była nie mogła tego dostrzec.

Przybierając sztuczny uśmiech, wyszedł jej na przeciw.
Gdy oboje byli nadal na tyle daleko, by inni niewiele słyszeli chwycił ją za przedramię i zatrzymał w miejscu.

-Gdzieś ty znowu była, co?-warknął ściszonym głosem.

-Dylan proszę cię nie teraz. I tak już jestem spóźniona. Dokończmy próbę, dobrze?- próbowała, go udobruchać.

-Jeszcze do tego wrócimy- warknął, ściskając mocniej jej rękę, sprawiając jej tym samym ból- syknęła cichutko, jednak nie odpowiedziała.

Już jakiś czas temu zauważyła, że Dylan zbyt szybko się denerwuje i bywa agresywny. Myślała nawet by z nim zerwać, jednak obawiała się, że wtedy z pewnością wydalił by ją z ekipy, a tego wolałaby uniknąć. Połykanie ognia i żonglerka sprawiało jej przyjemność.  Czuła się wtedy wolna. Liczył się tylko żywioł i obcowanie z nim.Kontrola nad czymś, czego w normalnych warunkach nie idzie poskromić.

Oboje podeszli do reszty grupy, z równie sztucznymi uśmiechami.
Freya nie chciała, żeby reszta wiedziała jak między nimi jest. To by mogło popsuć wzajemne relacje, a w pracy jaką wykonywali nie mogli sobie na to pozwolić.

Każdy zajął swoją pozycję. Sati rozdał wszystkim clubsy* i zaczęli żonglować. Freya z uwagi, że się spóźniła zaczęła od rozgrzewki.
Gdy Dylan podpalił clubsy dołączyła do reszty.

Trening przebiegał w nerwowej atmosferze. Głównie za sprawą Dylana, który nadal zdenerwowany ciągle wszystkich się czepiał.
Tuż przed końcem treningu rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Odszedł na bok i odebrał połączenie.

-Słucham.

-Witam, z tej strony Ryan Obrie. Czy mam przyjemność z Dylanem?

-Tak, o co chodzi?-zmarszczył brwi zaciekawiony.

-Wraz z wspólnikiem organizujemy ewent i brakuje nam części artystycznej. Niedawno widziałem wasz występ.
I to właśnie czas na moje pytanie. Jest możliwość wynajęcia was na jakąś godzinę?

-Jasne. Musisz mi podać dzień, godzinę no i musimy dogadać się w kwestii zapłaty.

-Ewent jest dziewiętnastego. Rozpoczyna się o dziewiętnastej. Pokaz mógłby odbyć się. ..niech pomyśle o dwudziestej?-odpowiedział Ryan.

-Nie mamy planów na ten dzień. A jeśli chodzi o wynagrodzenie to wyjdzie jakiś tysiąc pięćset, pasuje?

-Pasuje-odpowiedział Ryan-adres wyśle smsem.

Po skończonej rozmowie Dylan przekazał wszystkim dobre nowiny dotyczące zlecenia.

*

Dziewiętnasty nadszedł szybciej niż wszyscy się spodziewali.

Ekipa Dylana w pełni gotowa czekała tylko na odpowiednią godzinę by zjawić się na miejscu zlecenia.

Carlos jak to miał w zwyczaju zakopał się w pracy. Zaufał umiejętnością Ryana do organizowania imprez i w pełni powierzył mu pieczę nad ewentem.
Sam miał zamiar zjawić się na miejscu dopiero o dziewiętnastej.

Od rana dopisywał mu dobry nastrój.
Wszystko miał dopięte na ostatni guzik.
Tego wieczoru miał nadzieję wykręcić mały numer Carlosowi. Dobrze wiedział jak na przyjaciela działają tego typu występy. Uważał je za zbyt odważne i szalone.

Zupełnie jak dziewięćdziesięcio letni staruszek.

Chciał też zobaczyć dziewczynę, która nieźle namieszała mu w głowie.
Od czasu gdy ją wtedy zobaczył nie było dnia, żeby o niej nie myślał.

Rozgryzę twoją tajemnicę kwiatuszku. A później. ..ech

Uśmiechnął się do swoich myśli i zaczął szykować się do ewentu.

Punktualnie o dziewiętnastej przez masywne dwu skrzydłowe drzwi zaczęli wchodzić zaproszeni goście, w tym Carlos w towarzystwie Loreny, która jak zawsze zachwycała nienaganną fryzurą,  makijażem i doskonale dopasowaną sukienką,tym razem koloru dojrzałej wiśni.

Carlos również prezentował się świetnie.
Czarny dopasowany garnitur, biała koszula i oczywiście krawat w kolorze sukni jego narzeczonej. Wszystko to komponowało się z jego ciemnym włosami i niebiesko-zielonymi oczami, a dwudniowy zarost dodawał mu tylko uroku.

Sala bankietowa, wyglądała skromnie i elegancko.
Tak jak zaplanował Ryan.

Goście zajęli swoje miejsca i Carlos wraz Ryanem przedstawili ogólny program ewentu, produkty i zarys polityki firmy.

Ryan raz po raz z  niecierpliwością spoglądał na zegarek umieszczony na jego nadgarstku, odliczając minuty do dwudziestej.

Dokładnie pięć minut przed występem ponownie wystąpił na scenę.

-Proszę wszystkich o uwagę - gdy gwar rozmów ucichł, kontynuował.

-Na dzisiejszy wieczór zaplanowaliśmy dla państwa specjalny pokaz, jednak odbędzie się on na zewnątrz.
Dlatego zapraszam państwa do tylnego wyjścia- ogłosił.

Wszyscy zgromadzeni w tym i zaskoczony Carlos wyszli na średniej wielkości placyk, na którym także są organizowane różne imprezy.

Ich oczom ukazał się niecodzienny widok.
Trzech mężczyzn w czarnych skórzanych strojach i dwie kobiety w czarnych spodenkach i czerwonych przylegajach do ciała typach stali na samym środku w otoczeniu różnych przedmiotów.

Carlos ze zdziwienia, aż otworzył usta.

Rozpoczął się pokaz. Najpierw żonglerka płynącymi clubsami, później pochodniami.
Każdy z artystów dał indywidualny pokaz obręczami, kulami i innymi płynącymi przedmiotami.

W końcu nadszedł czas na ostatni pokaz.

Freya wyszła na sam środek niosąc ze sobą dwie pochonie.
Zaczęła poruszać się w rytm muzyki w rozbrzmiewającej w tle.
Najpierw powoli i zmysłowo poruszała biodrami, by po chwili nadać swemu ciału szybsze tempo. Jej ruchy i gesty były kobiece i pełne wdzieku, jednocześnie bardzo pociągające i zmysłowe. Cały ten czas obracała także trzymanymi przez siebie pochodniami.

Carlos stał z resztą gości nie mogąc oderwać od niej wzroku.
Cała złość na Ryana za zorganizowanie pokazu, na który nigdy nie wyraziłby zgody z niego wyparował.

Obserwował każdy jej ruch, mięśnie brzucha gdy wiła się zmysłowo. Długie i smukłe nogi. Ponętne piersi odziane w skąpą bluzeczkę. Cały jej taniec okraszony ogniem.
Gdy wykonała salto w tył ciągle trzymając pochodnie wstrzymał oddech wraz z resztą zebranych. Na jej pięknej buzi malowało się skupienie i coś jeszcze czego nie potrafił nazwać.
Wydawała mu się taka dzika, szalona.Zafascynowała go,chociaż wiedział, że nie pasowała zupełnie do jego poukładanego życia. Jednak coś w nim mówiło mu, że nie może jej w nim zabraknąć.

*clubsy przypominają kształtem maczugi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro