Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Dzień dobry panie doktorze. — Do mojego gabinetu nagle, bez pukania, wszedł wysoki, umięśniony mężczyzna. Rzucił jakieś papiery na biurko i usiadł na krześle.

— Dzień dobry — powiedziałem nieufnie, biorąc dokumenty do dłoni. — Co to takiego? — zapytałem, zaczynając je przeglądać.

— Zaświadczenie o odstąpieniu od dalszych badań mojego syna. Nie może pan pobrać od niego żadnych danych, a tym bardziej spisać o nim informacji. Postanowienie odgórne —  oznajmił formalnym głosem, twardo i stanowczo.

— Rząd się na to zgodził? — spytałem, nie mogąc w to uwierzyć.

Przecież ten chłopak jest niebezpieczny. I tak przełożyliśmy te badania o dobre osiem lat, a teraz nie będziemy mieli o nim nic? To niepoważne, nieodpowiedzialne. Sam bardzo dobrze wie, jaki jest jego syn. Własnoręcznie go szkolił! Zresztą... nie ma o czym myśleć. Jaki ojciec, taki syn. Ale rząd?

Oni też wiedzą, do czego ten chłopak i zresztą cała jego najbliższa rodzina jest zdolna. Mają zamiar siedzieć w swoim biurze i nic nie robić? Nie chcą się narażać? Ja rozumiem, oni są naprawdę niebezpieczni, ale do cholery jasnej, jeśli chcą w końcu zakończyć okres wzmożonych przestępstw, to to nie jest dobre posunięcie. Po tej decyzji twierdzę, że wcale nie do tego dążą...

A jeśli jednak i myślą, że dzięki zawarciu takiej umowy, zakończą to, to grubo się mylą. To tak nie działa... Owszem teraz mają spokój, nikt im nie wybije rodziny, nie stracą cieplutkiej posady, ale kiedy syneczek wkrótce dorośnie... Wszystko wtedy będzie wyglądało jeszcze gorzej.

— Tak, ma pan zakaz zapisywania o nim czegokolwiek, a tym bardziej mówienia o nim. Grozi panu za to solidna kara, nie opłaca się — jego głos był bardzo zdeterminowany. Przeraził mnie.

— Skoro tak... Dobrze, rozumiem. — Pokiwałem kilka razy głową, usiadłem zrezygnowany, a papiery położyłem na biurku przed sobą. Sprawdzenie ich i tak nic nie da. Wiem, że on to zrobił... Doprowadził do tego, do czego dążył od początku narodzin tego dziecka.

To niepojęte, co ludzie mogą zrobić, żeby przejąć władzę, terroryzować innych. Ten chłopak w rękach swojego ojca to okropna broń, która może zniszczyć ludzkość. Może, ale nie musi. Jeśli go powstrzymam...

— Proszę dla swojego dobra się w to nie wtrącać. Jeżeli pan się do tego nie dostosuje, osobiście dopilnuję kary. Niech lekarz pamięta, tylko pan wie o nim, cokolwiek, co może mu zaszkodzić. Jeśli ktoś jeszcze się dowie, to będzie wiadomo do kogo się udać, aby to wyjaśnić — warknął, wstał, posłał mi zastraszające, ale i triumfujące spojrzenie, a następnie wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.

Oparłem załamany głowę na dłoniach, a po chwili chwyciłem te cholerne papiery i porządnie zacząłem je sprawdzać. A może jednak... Może jednak znajdę coś, co go zatrzyma...

Niestety po dokładnym, kilkakrotnym przestudiowaniu plików nie znalazłem nic, kompletnie nic, co mogło by sprawić, że badania odbyłby się i zostały spisane w kartotece. Cholera...

To niewiarygodne, ale stało się! Bardzo niebezpieczna istota jest bez żadnych informacji w bazie danych, nic nikt oprócz mnie i jego najbliższych o nim nie wie. Nie wie do czego jest zdolny, jak cholernie niebezpieczny jest. Nie zostawię tak tego, nie mogę. Będę go śledzić, czuwać nad nim, a raczej nad osobami w jego pobliżu. Nie boję się kary, nie mam nic do stracenia...

Wyssany z energii, wróciłem do domu. Pustego, zimnego, ciemnego... Nie miałem ochoty nawet nic jeść, nie miałem siły się umyć. Po prostu położyłem się na łóżku i przetarłem dłońmi twarz.

Po co mi to było? Po co pakowałem się na te studia lekarskie? Gdybym wiedział, co dobre parę lat później się wydarzy, że przestępczość tak wzrośnie, a ja będę musiał zajmować się dziećmi, to bym poszedł na tego cukiernika... Pracowałbym sobie spokojnie w rodzinnej piekarni, może i by ktoś mnie napadł, ale po zgłoszeniu tego na policję, miałbym już spokój. A tak muszę się użerać nie dość, że z niemowlętami, to jeszcze z przerażającym ośmiolatkiem i jego rodziną...

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Hejka kochani. Tak, wiem, że czytaliście zapewne ten rozdział jako prolog, ale aktualnie mam zupełnie inną wizję na tę pracę, dlatego teraz to jest pierwszy rozdział tego opowiadania, a prolog jest napisany zupełnie od podstaw. Kolejny rozdział pojawi się niebawem :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro