Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spojrzałam na siebie w lustrze kończąc zapłatać warkocz. Jest już dawno po kolacji, dzień minął nieubłaganie szybko, a Redi wciąż nie ma. Nigdy jej tak długo nie było, ale może zacznijmy od tego, że nigdy nie zapuszczała się gdzieś sama. Przeniosłam swoje zmartwione spojrzenie na okno jeszcze bardziej pochłaniając się w swoich myślach. Może wpadła w jakieś kłopoty? Albo ktoś ją porwał? Albo co najgorsze...

- Przestań tak myśleć Karasu - zganiłam się kręcąc głową ponownie patrząc na swoje odbicie w lustrze, oświetlenym jedynie lampką nocną, przy okazji zmuszając się na sztuczny uśmiech - wszytko będzie dobrze

Z westchnięciem odwróciłam się rozglądając się po pokoju. Zaraz trzeba zbierać się do snu, ale nie mam na to siły, a tym bardziej ochoty. Moją głowę cały czas zajmuje wilczyca oraz słowa nękających mnie głosów. Pokręciłam głową odganiając wszystkie myśli spowrotem kierując swój wzrok na drewnie krzesło stojące obok szafy, na którym wciąż wisiała moja peleryna. Po chwili w mojej głowie zaświeciła się mała lapmka. Nie powinnam tego robić. Zwłaszcza teraz, ale hej. W końcu głupie pomysły to u mnie norma. Podeszłam szybko do krzesła biorąc pelerynę do ręki

- To głupie - powiedziałam zakładając trzymaną rzecz - prawdopodobnie czeka mnie rozmowa z Mistrzem... Ale i tak to zrobię

Odwróciłam się na pięcie w między czasie zarzucając ciemny kaptur na głowę wpatrując się w swoje niezbyt oświetlone odbicie. Westchnęłam cicho podchodząc do drzwi ostrożnie je otwierając. Wychyliłam lekko głowę rozglądając się po spowitym w mroku korytarzu. Zastrzygłam uszami nasłuchując. Wszędzie panowała głucha cisza. Dobrze. Szybko wyszłam z pokoju i najciszej jak to możliwe zamknęłam drzwi, a następnie zaczęłam przemykać się po korytarzach. Łazienka, pokój Kayna, Akali, Kennena. Jadalnia. Sala medytacyjna i na reszcie drzwi prowadzące na zewnątrz. Szybko podeszłam do celu chwytając za metalową klamkę z lekkim zawachaniem. Czy aby na pewno dobrze robię wymykając się w nocy? Czy aby nie lepiej byłoby poczekać do rana i poszukać z resztą?

- Nie - zdeterminowana najciszej jak to możliwe otworzyłam drzwi - już jest za późno

Przez moje ciało przeszedł nikły dreszcz spowodowany chłodnym wietrzykiem kołyszącym moją peleryną oraz mieżwiącym sierść. Spojrzałam w ciemność przede mną rozświetlaną nieco blaskiem księżyca

- Raz się żyje - wzięłam głęboki oddech wybiegając z klasztoru, a moje cieniowe macki ostrożnie zamknęły drzwi - Red lecę po ciebie

Łapa za łapą podążałam po kamiennej ścieżce wybiegając za mury Klasztoru Kinkou, a następnie znikając w cieniach drzew. Zwolniłam kroku rozglądając się dookoła. Nie będzie łatwo zważając na to, że korony drzew zatrzymują sporo blasku księżyca i jedynie pojedyńcze smugi światła docierają niżej. Ale nie powstrzyma mnie to. Odnajdę ją choćbym miała szukać całą noc. Bałam się, że coś mogło się jej stać, ale nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Będzie dobrze. Musi być... Pokręciłam głową odganiając wszystkie myśli. Muszę się skupić. Zimnymi dłońmi ściągnęłam kaptur z głowy. Odetchnęłam lekko zamykając oczy. Postawiłam uszy uważnie nasłuchując. Hukanie sowy, szmery małych, leśnych zwierząt oraz szum liści wprawianych w swój magiczny taniec przez chłodny wietrzyk

- To będzie długa oraz ciężka noc - westchnęłam zaczynając powoli stawiać kroki - ale znajdę cię. Muszę..

~~

Najpierw mijały sekundy, następnie minuty, a potem godziny. Jest środek nocy, a ja nie znalazłam nic. Żadnego śladu, nowego dźwięku. Kompletnie nic

- Nie mogłaś przecież zajść daleko - powiedziałam pocierając zimne ramiona, z każdą chwilą gasząc co raz bardziej tlący się płomyk nadziei - ale ten las bądź co bądź jest spory

Nie wiem już, który raz westchnęłam. Niedługo zacznie świtać, a Mistrz Shen podczas śniadania wspominał coś, że Xayah i Rakan mają nas odwiedzić. Tak dawno ich nie widziałam... Pokręciłam głową. Jeszcze trochę poszukam. Może mi się uda.. Zastrzygłam uszami rozglądając się. Ten dźwięk.. Jakby jakiś szmer albo ruch, ale słyszę go pierwszy raz.. Ponownie zastrzygłam uszami, a w moją stronę przecinając aurę ciszy leciał shuriken, który wbił się centralnie w drzewo obok mojej głowy. Niewiele myśląc zaczęłam biec w stronę skąd została rzucona gwizdka. Dobiegając do krzaków zauważyłam ruch niedaleko z przodu. Bez zbędnego przedłużania rzuciłam się w pościg za tym kimś bądź czymś. Sprawnie omijałam korzenie, krzaki, gałęzie oraz gdzieniegdzie powalone bądź połamane drzewa. Zastrzygłam uszami słysząc cichy głos. Przestraszona gwałtownie zaczęłam zwalniać niestety zahaczyłam o wystający dosyć sporych rozmiarów drzewa skutkiem czego był bolesny upadek na brzuch, a następnie stocznie się z nie dużego zbocza na jakąś polankę.

- Szlag by to - syknęłam obolała zmuszając się do siadu w między czasie łapiąc się za głowę - i co to za miejsce

Ostrożnie rozejrzałam się dookoła. Wszystko było dokładnie oświetlone blaskiem księżyca, który zaczynał powoli zniżać się do lini gdzie niebo styka się z ziemią. Polana nie była duża, ale znajdowało się na niej małe jeziorko, przy którym po przeciwnej stronie coś leżało. Wysunęłam prawą rękę przed siebie materializując w niej mój ulubiony srebrny kostur. Złapałam go oburącz i podpierając się na nim ostrożnie wstając. Byłam cała brudna, ale nie obchodziło mnie to. Zastanawiało mnie bardziej dlaczego nikt nie odnalazł tego miejsca i jak daleko zapuściłam się w las, a co ważniejsze co leży przy zbiorniku z wodą.

- Widzę, że nasza wilczyca dotarła aż tutaj - rozbrzmiał nagle basowy głos. Nie... Błagam... Tylko nie to coś. Nie teraz, nie tutaj! - ale o wiele za późno

- Daj spokój mój drogi - wokół rozbrzmiał drugi głos - wiesz kogo szuka, ale tutaj się z tobą zgodzę. Już jest trochę za późno

Z co raz większym strachem rozglądałam się po polanie. O czym oni mówią? Na co za późno? Moją głowę nagle wypełniła masa myśli oraz pytań bez odpowiedzi. Zdenerwowana machałam ogonem w te i we wte rozglądając się dookoła. Mimowolnie moje spojrzenie powędrowało na coś leżącego na przeciwnym brzegu jeziora. Zamrugałam kilka razy. Wydawało mi się czy tam coś jeszcze mieni się na biało? Powoli zaczęłam stawiać kroki wciąż podtrzymując się kostura. Im bliżej byłam tym bardziej zaczęłam dostrzegać co tam było. Na pewno była tam biała świecącą strzała, która wydawała mi się bardzo znajoma i jakbym ją już kiedyś widziała.

- Nie - zamarłam zdając sobie sprawę skąd znam tą strzałę oraz przypominając sobie kształt cieni na suficie - nie!

Puściłam kostur i nie zważając na ból mojego ciała zaczęłam biec. Mój strach rosół z każdą sekundą, a nadzieja gasła jeszcze szybciej niż kilka godzin temu. Zakryłam usta ręką, a do moich oczu momentalnie napłynęły łzy. To było straszne.. U moich łap leżała Red przebita na wylot białą, świecącą strzałą. Jej czerwone futerko było splamione własną zaschniętą krwią tak samo jak trawa wokół. Upadłam na kolana zalewają się łzami. W jednej chwili cały mój świat runął w czarną otchłań bez dna. W tamtym momencie nie obchodziło mnie nic, a świat wokół przestał dla mnie istnieć. Liczyła się tylko ona, której już nie ma

- Przepraszam - wyszeptałam zaciskając czerwone oczy roniąc słone łzy spływające po czerwonych policzkach - zawiodłam cię Red

- Proszę proszę! - zaśmiał się męski głos zszargany emocjami - nasza Karasu płacze! I to ona ma oszukać przeznaczenie proszę cię. Nie rozśmieszaj mnie!

- Spokojnie mój drogi - beznamiętny głos poniósł się echem - jeszcze możesz się zdziwić

- Wątpię! - śmiał się dalej, a we mnie zaczęło się gotować

- Odejdźcie - warknęłam ocierając łzy czując otaczającą mnie mgiełkę - i dajcie mi spokój

- Nie takim tonem - odwarknął basowy głos nagle poważniejąc - powinnaś się nas bać

- Nie mów mi co powinnam, a co nie - postawiłam uszy zaciskając ręce w pięści - a teraz dajecie mi spokój bo nie powtórzę się dwa razy

- Nie lekceważ mnie dzieciaku! - krzyczał, a ja wstałam wciąż wpatrując się w martwą wilczycę - w każdym momencie mogę cię zabić!

- Proszę bardzo - prychnęłam niewzruszona z co raz bardziej narastającym gniewem - droga wolna, a jak nie to wiecie co robić

Nie dostałam żadnej odpowiedzi tylko wokół zapanowała błoga cisza. Otarłam łzę spływającą po moim piekącym policzku szykują się do siadu po turecku, ale nagle polanę wypełnił okropny ryk, a wokół mnie momentalnie pojawił się czarno fioletowy dym. Zdezorientowana rozglądałam się dookoła, a mgiełka z cieni stała się bardziej wyraźna tak samo jak mój gniew

- Wyczuwam szybko bijące serce - warknęł męski głos - oraz narastający strach

- To źle wyczuwasz - ponownie przeniosłam swój wzrok na Red oraz strzałę - i dajcie mi spokój

Zastrzygłam uszami słysząc szyderczy śmiech. Wzięłam kilka oddechów próbując się nieco uspokoić oraz pomyśleć racjonalnie chociaż nie było to łatwe. Moje zdenerwowanie i tak było na wysokim poziome, a ten głos dolewał więcej oliwy do ognia! Jeśli dalej tak będzie wybuchnę, a tego bym bardzo nie chciała, ale wszystko zmierza w tym kierunku.

- Chyba żartujesz! - śmiał się w najlepsze - nie bawiłem się tak dobrze od stuleci!

- Odejdź - poruszyłam nieznacznie ogonem gotując się w środku. Czułam jak cienie zaczynają krążyć wokół moich łap - daje wam na to dziesięć sekund

- Ha! - wrzasnął, a ja zaczęłam odliczać w myślach - myślisz, że się ciebie boję?!

Osiem...

- Nikt jeszcze nie przeżył spotkania z nami! - krzyczał dalej. Ponownie machnęłam ogonem

Siedem...

- Myślisz, że możesz nas pokonać? - wycharczał. Położyłam uszy w geście ostrzegawczym - otóż mylisz się!

Sześć...

- Znamy twoje imię - kontynuował, a dym zaczął się poruszać - tak samo jak twój zapach

Pięć...

- Znamy twoją historię - zaśmiał się - o której tak bardzo próbujesz zapomnieć

Cztery...

- Wiemy na kim ci zależy - prychnął - oraz jak cię złamać

Trzy...

- Czasami śmierć jest lepsza - odezwał się wreszcie damski głos. Zacisnęłam ręce w pięści - bo to jak umieramy, pokazuje jak żyliśmy

Dwa...

- Nieważne ile będziesz uciekać - zawturował bas - oraz dokąd

Jeden...

- I tak jak wszyscy - kpił - skończysz z nami!

- Powiedziałam żebyście odeszli! - wrzasnęłam odwracając się gwałtownie

Cienie dotychczas wirujące wokół moich łap z zawrotną prędkością wypełniły przestrzeń rozpraszając otaczający mnie dym. Na polanie ponownie zapanowała cisza przerywana moim głównym oddechem. Rozejrzałam się wokół. Cienie rozproszyły się na trawie skutkując jej zmianą koloru na szarość. Powoli odwróciłam się biorąc kilka głębokich oddechów na uspokojenie. Rozluźniłam pięści, które od zbytniego ściskania były jaśniejsze niż zwykle oraz postawiłam uszy. Spojrzałam na niebo z westchnięciem. Księżyc już dawno zniknął za linią horyzontu, a świat zaczął powoli budzić się do życia wraz z powolnie wstającym słońcem. Ponownie westchnęłam przenosząc swoje spojrzenie na wilczycę. Z brakiem jakichkolwiek sił usiadłam na kolanach opierając się na piętach

- Jeszcze raz przepraszam cię Red - ostrożnie pogłaskałam ją po jej zimnej główce roniąc kilka łez - nie zasługiwałaś na to. To ja powinnam być na twoim miejscu

Zwiesiłam głowę zabierając rękę. Na trawę spadło kilka kropelek wody rozpraszając mgiełkę, która po chwili i tak wróciła na swoje miejsce. Wiatr delikatnie poruszał liśćmi, które zdawały się nucić pieśń żałobną. Zastrzygłam uszami lekko odwracając głowę spoglądając na jezioro. Na jego powierzchni z każdą sekundą zaczęło pojawiać się więcej małych punkcików spowodowanych kroplami wody

- Deszcz - mruknąłem odwracając głowę, a następnie patrząc w niebo mrużąc oczy - czy to ty płaczesz Red? Czy to twoje łzy moja kochana?

Ponownie zwiesiłam głowę, a po moich policzkach spłynęły kolejne łzy. Krople z każdą sekundą zaczęły spadać co raz szybciej mocząc wszystko wokół. Moje ubrania, włosy, sierść... Wszystko powoli zaczynało przemakać skutkiem czego zaczynało robić mi się zimno, ale nie obchodziło mnie to. Nie obudziło mnie teraz zupełnie nic. Tylko moja kochana Red, której już nie ma...

~~

Jest już dobrze po południu, a ja wciąż klęcze przy Redi. Słońca nie ma. Szare chmury kompletnie zakryły niebo, a ulewa przemieniła się w mżawkę. Jestem przemoknięta do suchej nitki tak, że woda dosłownie ze mnie kapie. Powinnam wstać i wracać, ale nie chcę. Nie chcę jej tak zostawiać z mojej winy. Pociągnęłam nosem, a po moim ciele przeszła fala dreszczy spodowana zimnym wiatrem. Zastrzygłam uszami od wielu godzin pierwszy raz podnosząc głowę. Głosy... Bardzo znajome chociaż dawno nie słyszane głosy, które co raz bardziej zbliżały się do mnie. Możliwe, że to ktoś z Zakonu, ale nie wydaje mi się. Po chwili usłyszałam szelest krzaków nieopodal mnie, a z krzaków wyszli Xayah i Rakan. Na początku mnie nie zauważyli, ale kiedy to się stało przerażeni szybko do mnie podbiegli, a ja ponownie spuściłam głowę. Wiedziałam, że mieli wiele pytań, ale kiedy zapewnie zobaczyli martwą wilczyce darowali sobie za co byłam im niezmiernie wdzięczna. Nie wytrzymałabym gdybym musiała im wszystko opowiadać. Teraz i tak jestem na skraju załamania nerwowego. Westchnęłam cicho, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Nagle poczułam ciepłe ramiona, a następnie zostałam ostrożnie uniesiona. Spojrzałam w górę. Był to Rakan, który zapewne będzie mnie niósł do Zakonu. Odwróciłam głowę. Xayah. Była przerażona moim stanem i było to widać. Z cichym westchnięciem oparłam się o klatkę mężczyzny przymykając oczy. Byłam tym wszystkim zmęczona nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Ten widok będzie mnie nękał każdej nocy oraz myśl, że nie ma jej już przy mnie i nie będzie.

W ciszy przerywanej jedynie naszymi oddechami zbliżaliśmy się do Klasztoru. Otworzyłam oczy, a przede mną ukazała się doskonale znana kamienna ścieżka oraz mury otaczające Zakon Kinkou. Ponownie westchnęłam w między czasie Xayah oraz niezmiennie niosący mnie Rakan przekroczyli bramę. Sprawnie wspieli się po schodach, a następnie dziewczyna nacisnęła dzwonek. Nie musieliśmy długo czekać. Nie minęły nawet dwie minuty, a drzwi stanęły otworem, w których stał nie kto inny jak Mistrz Shen. Kiedy mnie zobaczył zmartwiony przesunął się na bok robiąc miejsce dla pary kochanków. Dziewczyna weszła pierwsza potem chłopak, a na samym końcu Mistrz szybko zamykając za nami drzwi. W ciszy podążali korytarzami do nieznanego dla mnie celu, ale zakładam, że do mojego pokoju. Jak sądziłam tak też się stało. Xayah otworzyła drzwi Rakanowi. Ten tylko powoli przekroczył framugę drzwi i najostrożniej na świecie położył mnie na moje łóżko

- Dziękuję - wyszeptałam ledwo słyszalnie podnosząc na niego wzrok

W odpowiedzi dostałam tylko lekki uśmiech, który chciałam odwzajemnić, ale nie potrafiłam. Spojrzałam za oderwcającego się chłopaka. Xayah cicho, ale zaciekle dyskutowała o czymś z Mistrzem Shenem lecz widząc wychodzącego partnera skłoniła tylko lekko głowę, co zapewne było oznaką pożegnania się z Senseiem. Sprawnie wyminęła partnera w drzwiach mówiąc mu coś szybko na co ten tylko pokiwał głową zamykając za sobą drzwi. Dziewczyna ostrożnie podeszła do mebla, na którym się znajdowałam sama na nim siadając i bez żadnych słów przytuliła mnie. Wciąż nieco roztrzęsiona tym wszystkim również ją obiełam jeszcze bardziej się w nią wtulając

- Shen już wszystko wie prawda? - wydukałam ledwo słyszalnie

- Tak - pogłaskała mnie po plecach - i opowie wszystko reszcie jak wrócą

Jak wrócą? To gdzie oni są? Może poszli na jakiś trening czy coś albo szukają mnie.. Obstawiam tą drugą opcję

- Może pójdziesz się troszkę ogarnąć? - zapytała, delikatnie się ode mnie odsuwając - dobrze ci to zrobi, a potem się położysz

- Dobrze - kiwnęłam lekko głową - a zostaniesz ze mną? Nie chcę zostawać sama po tym wszystkim...

- Nawet i bez tego pytania bym została - posłała mi uśmiech - wiesz, że cię nie zostawię

Z cichym westchnięciem ociężale wstałam z łóżka i na wiotkich nogach podeszłam do szafy otwierając ją. Wyciągnęłam z niej pierwsze lepsze luźne spodenki do tego równie luźną bluzkę oraz czystą bieliznę. Zamknęłam mebel, a następnie wyszłam z pokoju kierując się do łazienki. Załamana tym wszystkim zamknęłam drzwi na klucz. Rzuciłam czyste ciuchy na szafkę obok. Spojrzałam w swoje odbicie. Wyglądałam strasznie. Moje oczy nie dość, że były opuchniętę i czerwone od płaczu to jeszcze były podkrążone od braku snu. Włosy były całe wilgotne tak samo jak ciuchy, które pod wpływem wody przyległy do mojego ciała. Sierść również nie była w najlepszym stanie. Ponownie westchnęłam zarzucając z siebie wszystko, a następnie wrzucając wszystko do kosza na pranie. Warkocz rozplotłam w między czasie wchodząc do kabiny. Odkręciłam ciepłą wodą dając strumieniom spływać po moim ciele. Chciałam w jakimś stopniu zmyć z siebie to wszystko, ale to nie jest takie proste. Ciecz zmyje tylko wszystko ze skóry, sierści, włosów... Lecz z psychiki niestety już nie. Żyje zawsze dawało mi w kość, ale to już cios poniżej pasa i dlaczego to zawsze musi przytrafiać się mnie? Ehh... Niektóre pytania zawsze pozostaną bez odpowiedzi.

Tak szybko na ile pozwalało mi ciało umyłam całe ciało oraz włosy. Powierzchownie wytarłam się ręcznikiem i ubrałam wcześniej przygotowane ciuchy. Włosy związałam w byle jaki warkocz zarzucając go na plecy pozwalając moczyć mu moją koszulkę. Wyszłam z zaparowanego pomieszczenia zmierzając do swojej jaskini. Przeszłam przez korytarz, na którym panowała grobowa cisza, a następnie weszłam do swojego pokoju, w którym niezmiennie znajdowała się dziewczyna nieco ponad rozłożona na moim łóżku. Jej peleryna leżała na krześle, a sama Xayah opierała się o wezgłowie mojego łóżka. Widząc mnie zrobiła mi miejsce, a ja położyłam się na miękkim materacu kładąc moją głowę na jej brzuch oraz obejmując rękami. Zawsze tak robiłam. Czy to Xayah czy Akali czy one mnie. Było to dla nas tak naturalne jako przyjaciółki, że aż mi tego brakowało, ale czemu akurat w takiej sytuacji?

- Odpoczywaj - zaczęła głaskać mnie po głowie. Zawsze mnie to uspakajało - dobrze ci to zrobi

- Dziękuję - szepnęłam wygodniej kładąc głowę - za wszystko

- Pierdoła - zaśmiała się lekko, w moje końciki ust lekko drgnęły - jak zawsze

Położyłam uszy oraz poprawiłam nieco ogon. Nie miałam już na nic siły tego dnia chociaż było późne popołudnie. Wtuliłam się bardziej w przyjaciółkę i nawet nie wiem kiedy usnęłam

~ Ból po stracie jest tak silny, jak silna była więź... ~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro