Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W ciszy czekałam na Kayna jeszcze bardziej opatulając się kocem. Usiadłam po turecku owijając ogonem nogi. Nastroszyłam uszy słysząc uginanie się schodów, a zaraz w pokoju pojawił się chłopak niosąc dwie herbaty. Podał mi jedną. Podziękowałam cicho biorąc gorący kubek do moich zimnych niczym lód rąk. Miałam je tak chłodne, że naczynie nawet mnie nie parzyło. Upiłam ostrożnie łyk gorącego napoju odstawiając go na szafkę obok. Chłopak poszedł w moje ślady również odstawiając swój kubek na szafce i usiadł po turecku naprzeciwko mnie na łóżku zapadając się lekko w materacu. Dzięki lampce jego twarz oraz tors pokrywał półmrok, tak samo jak moją

- Może zacznę od tego momentu kiedy byłam w zakonie - zaczęłam niepewnie kichając - kiedy miałam około 7 lat trafiłam do zakonu cienia. Byłam szczęśliwa, że ktoś się mną zaopiekuje, zwróci uwagę... Przez jakieś dwa i pół roku należałam do zakonu. Byłam jedną z najlepszych uczennic zakonu oraz byłam ulubienicą samego lidera klasztoru. Uciekłam jednak bojąc się o swoje życie...

Przerwałam ocierając pojedynczą łzę spływającą po moim policzku gładząc ogon

- Kary w tamtym czasie były strasznie rygorystyczne - powiedziałam zaczesując ręką grzywkę za ucho wciąż nie patrząc na chłopaka - najlepsza z nich kończyła się na kilku bliznach albo zadrapaniach, ale najgorszą była śmierć... Dlatego właśnie uciekłam z zakonu. Bałam się o swoje życie mimo iż byłam jego ulubienicą. Uciekając z terenów wciąż należących do zakonu znalazłam bezbronnego szczeniaka. Był przerażony tak samo jak ja. Patrząc w jej oczy czułam jakby patrzyła na siebie

Kayn słuchaj uważnie nie ważył mi się nawet przerwać, a ja wciąż głaskałam swój ogon. Uspokajało mnie to nieco

- Nie mogłam jej tak zostawić - pokręciłam głową kontynuując - zabrałam ją ze sobą i przekroczyłam granicę. Szwędałam się tak kilka tygodni bez celu i pomysłu na dalsze życie. Byłam wyczerpana na skraju śmierci razem z Red kiedy znalazł nas Mistrz Shen i zabrał do zakonu. Od tamtego czasu odżyłam ucząc się wraz z przyjaciółmi z klasztoru pod pilnym okiem Shena. To dzięki niemu po części jestem teraz tym kim jestem i jestem tu gdzie jestem

Otarłam kolejne kilka łez spływających po moich policzkach odkrywając się szczelniej kocem

- Ale zanim jednak dostałam się do zakonu cienia wydarzyło się coś przez co na pewno nie będę już taka sama jak kiedyś - mój głos zaczął się łamać, a ręce zaczęły drzeć - mój własny wuj zabił moich rodziców prawie że na moich oczach w tym domu

W tamtym momencie uniosłam wzrok na Kayna cała zapłakana

- Chciałam uciec do lasu jednak byłam tylko dzieckiem nie uciekła bym za daleko - mówiłam wycierając rękami spływająca po moich policzkach łzy kładąc uszy po sobie - potknęłam się o korzeń, a on stał już za moimi plecami. Zaczęłam się cofać do czasu kiedy moje plecy nie dotknęły drzewa. Myślałam, że to już koniec. Zamknęłam oczy czekając na najgorsze jednak nic się nie wydarzyło. Kiedy otworzyłam oczy stał przede mną Zed, a resztę już znasz...

Rękami wytarłam ostatnie łzy spływające po piekących policzkach i uniosłam wzrok na Kayna. Uważnie mi się przyglądał i myślał nad czymś intensywnie nie odzywiając się. Zapewne myślał nad dobraniem odpowiednich słów. Po chwili dostrzegłam jednak, że przygląda się mojemu lewemu oku. Pokręciłam szybko głową strzepując grzywkę, która znalazła się na swoim stałym miejscu. Chłopak przybliżył się nieco i wyciągnął swoją lewą rękę w stronę mojej grzywki lecz zawachał się. Pokiwałam lekko głową na znak, że się zgadzam. Nie miałam już na nic siły. Chwilę potem poczułam ciepłą dłoń na swoim policzku odsuwającą całą moją grzywkę odkrywając całą lewą stronę twarzy. Nieśmiało podniosła głowę spotykając dwie różne świecące tęczówki. Znowu poczułam dłoń na moim policzku. Kciukiem przejechał po mojej bliźnie obserwując ją jak i moje oko

- To przez Zeda prawda? - zapytał jakby z troską ocierając moje zaschnięte łzy na policzku

- Tak - odpowiedziała cicho chcąc spuścić głowę, lecz uniemożliwił mi to

Wstydziłam się. Wstydziłam się tego strasznie. Nie chciałam pokazywać ludziom moich słabości albo tego, że się czegoś boję ze względu na to jak zostałam skrzywdzona. Przez moją przeszłość bałam się okazywać jakich kolwiek uczuć prócz radości. Nie chcę aby ktoś jeszcze bardziej skrzywdził moje i tak rozbite na tysiąc kawałków serce. Po moich policzkach mimowolnie znowu zaczęły płynąć łzy, które Kayn ocierał

- Puść... - powiedziałam ledwo słyszalnie łamiącym się głosem - proszę Kayn...

Chłopak momentalnie puścił mój policzek cofając rękę. Podciągnełam nogi do piersi chowają głowę w kolanach ponownie zanosząc się płaczem. Nie obchodziło mnie to co o mnie pomyśli. Że jestem słaba? Że jestem żałosna? Że użalam się nad sobą? Proszę bardzo! Chciałam się po prostu wypłakać i dać upust swoim emocjom, które i tak dusiłam w sobie o wiele za długo. Moi przyjaciele nie znają mojej przeszłości. Jedynie kto ją znał był Sensei, a teraz też Kayn. Owinęłam nogi ogonem wciąż rycząc jak bóbr. Nagle poczułam uginanie się materaca, a zaraz czyjeś ciepłe ręce obejmujące mnie i przytulające mnie do swojego torsu. Uniosła głowę wpatrując się czerwonymi od płaczu oczami w świecące tęczówki chłopaka. Nie wiem czemu przytuliłam się do niego wciąż płacząc. Może potrzebowałam trochę obecności drugiej osoby? Może po prostu potrzebowałam się komuś zwierzyć i wypłakać? Może potrzebowałam kogoś kto mnie wesprze? Sama nie wiem

- Już dobrze Karasu - powiedział gładząc mnie po plecach i opierając brodę na mojej głowie - to przeszłość, która już nie wróci. Może twoja historia nie zaczyna się zbyt dobrze, ale to tylko początek, a liczy się ciąg dalszy i jak sama go piszesz

Pociagnęłam nosem wycierając dłonią co raz mniejszą ilość łez. Trwaliśmy tak jakiś czas nie odzywając się. Nie chciałam go puszczać. Było mi tak przyjemnie ciepło, a koc czy kołdra nie rozgrzeje tak jak drugi człowiek. Przymknęłam oczy opierając głowę o jego tors myśląc czy dobrze zrobiłam mówiąc mu to wszystko. Może nie powinnam była tego robić? Może nie powinnam się zwierzać z takich trudnych dla mnie rzeczy chłopakowi, którego znam zaledwie miesiąc? Jednakże kim byśmy byli nie popełniając błędów? Zapewne wciąż ludźmi, ale nie takimi sami jakimi jesteśmy teraz. Co ma być to będzie i już tego nie zmienię. Na tę myśl rozluniłam się nieco poprawiając ogon. Chwilę potem odpłynęłam do krainy snów

~~

Uchyliłam lekko oczy. Podniosłam się do siadu ziewając. Przeciągnęłam się. Jeszcze lekko nie kontaktując spojrzałam na szafkę nocną, na której stał na wpół pełny kubek z herbatą. Położyłam jedno ucho zdezorientowana patrząc na naczynie. Po chwili jednak do mojej głowy napłynęły wspomnienia z dzisiejszej nocy. Opadłam spowrotem na łóżko czując lekki ból głowy i patrząc w sufit

- Karasu.. - zaczęłam mówiąc do siebie - jesteś idiotką

Przypomniała mi się nasza rozmowa oraz mój stan psychiczny. Na moją twarz wpełz dorodny rumieniec kiedy w mojej głowie pojawił się obraz mnie tulącej się do chłopaka. Kichnęłam ponownie podnosząc się do siadu, a świat wokół zawirował

- Uhh... - stęknęłam masując palcami skroń - zamiast czuć się chociaż odrobinkę lepiej czuje się jeszcze gorzej

Mimowolnie spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę dwunastą piętnaście. Przetarłam oczy dla pewności, ale nie pomyliłam się, chociaż co się dziwić skoro jestem chora. Do tego jeszcze ta dzisiejsza rozmowa...

- Karasu przestań, wszytko będzie dobrze - pokręciłam głową odganiając czarne scenariusze - mam nadzieję...

Opatuliłam się szczelnie kocem wstając z cieplutkiego posłania. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz kiedy moje łapy dostknęły dosyć chłodnej podłogi. Na chwiejnych nogach podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i kaszląc wyszłam na korytarz

- Super, jeszcze kaszel - mamrotałam zdenerwowana pod nosem - gorzej chyba już być nie mogło

Postawiłam uszy słysząc nieco głośniejszą wymianę zdań na parterze. Powoli podeszłam do schodów ostrożnie schodząc po nich do salonu. Z tego co wciąż słyszałam słowa dochodziły z jadalni oraz kuchni. Cicho przemknęłam przez salon. Będąc przy łuku lekko równie cicho zatrzymałam się w przejściu opierając się ramieniem o jedną z filarów łuku będąc świadkiem nieco głośniejszej wymiany zdań Darkina z chłopakiem

- Mówiłem ci idioto nie bierz się za coś czego nie umiesz bez pomocy! - darła się kosa oparta o krzesło w salonie

- Ja ci nie wytykam tego w jak dziecinny sposób zostałeś zapieczętowany w kosie! - wydarł się zdenerwowany Kayn - ale jak widać powinienem zacząć porąbany szpadlu!

- Nie zapominaj kim jestem Kayn - wysyczała kosa - i pamiętaj co mogę zrobić

Zdenerwowanyn chłopak wszedł do salonu. Otrzepał ręce podchodząc powoli do kosy. Był co raz bliżej jednak zatrzymał się w pół kroku kiedy nie umiałam powstrzymać kaszlu. Przeklęty kaszel! Momentalnie zatrzymał się w pół kroku i spojrzał w moją stronę

- Cześć - powiedziałam, a mnie znowu zaatakował kaszel i świat wokół zawirował

- Umm.. Hej - odpowiedział nieco się uspakajając - długo tutaj tak stoisz?

- Może pięć minut - wzruszyłam ramionami - i o co tym razem poszło?

- Ten dekiel próbował przygotować rosół, ale coś mu nie wyszło! - dotychczas cichy Rhaast kładąc nacisk na ostatnie słowa - i witaj Karasu, jak tam zdrowie?

- Jak widać - odparłam kaszląc oraz masując się po skroni - zamiast być co raz lepiej jest co raz gorzej

- Niestety - westchnęłam - i co tak dziwnie pachnie?

W tym momencie chłopak pognała do kuchni, z której mogłam usłyszeć cichy syk bólu. W miarę szybko na ile pozwalał mi mój stan przeszłam przez salon i weszłam do tego samego pomieszczenia co przed minutą Kayn. Otworzyłam szerzej oczy kiedy zobaczyłam panujący wokół chaos. Różne składniki leżały to trochę na blacie to na podłodze, garnki również walały się na blacie oraz inne niezidentyfikowane przeze mnie przedmioty. Spojrzałam na chłopaka, który trzymał palec wskazujący w buzi. Wygląda na to, że musiał się oparzyć

- Jak z dzieckiem - zaśmiałam się kręcąc głową

- Niepełnosprytnym chyba! - śmiał się Darkin

Podeszłam do szafki po mojej prawej wciąż lekko rozbawiona. Otworzyłam ją szukając plastra. Znalazłszy to co chciałam zamknęłam szafkę i podeszłam do chłopaka

- Pokaż to - powiedziałam kładąc przedmiot na czystym skrawku blatu oraz zadzierając głowę

Wyciągnęłam jedną rękę w stronę Kayna czekając. Spojrzał na mnie wyciągając palec z buzi oraz podając mi rękę. Przyjrzałam się oparzeniu. Nie było ono wielkie. Miał on tylko czerwoną poduszkę, ale skóra na pewno trochę zejdzie. Odkręciłam zimną wodę, a następnie umiejscowiłam rękę chłopaka pod bieżącą wodą. Spojrzałam na niego kątem oka. Jego ciało przeszły lekkie ciarki spowodowane lodowatą wodą, a na twarzy malował się lekki grymas. Zakręciłam wodę i podałam Kaynowi ścierkę aby wytarł dłoń. W między czasie poprawiłam koc znajdujący się na moich plecach lekko kaszląc. Chłopak oddał mi ścierkę, a ja położyłam ją gdzieś na blacie obok. Ponownie wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka, a drugą wzięłam wcześniej przygotowany plaster.

- Możesz mi powiedzieć co próbowałeś zrobić? - zapytałam nagle przyklejając plaster - i gotowe

- Eeee.. Hehe.. - zaśmiał się wymijająco drapiąc się opatrzoną już ręką po karku - a jak się spało?

- Nie unikaj odpowiedzi. Nie nawrzeszczę przecież na ciebie - powiedziałam wyrzucając papierki z plastra kaszląc - i o dziwo dobrze, ale czuję się jeszcze gorzej

Odwróciłam się do niego zamykając drzwiczki nogą oraz zakładając ręce na piersi

- Więc jak? - zadarłam głowę wpatrując się w dwie różne tęczówki

- Ehh.. - westchnął - próbowałem przygotować rosół z pomocą tego szpadla

- Mnie w to nie mieszaj! - krzyknął Rhaast z jadalni - ja ci tylko przepis czytałem! Nie moja wina, że jesteś ułomny i nie umiesz przygotować rosołu!

- Nikt cię nie prosił o zdanie szpadlu! - wrzasnął

- Dobra spokojnie - przerwałam im kichając - nic się nie stało przecież, a praktyka czyni mistrza, więc wylewamy to, ogarniamy troszku kuchnie i gotujemy na nowo

Nie czekając na odpowiedzieć założyłam rękawice kuchenne i wzięłam garnek prawdopodobnie z czymś co miało być rosołem. Wylałam całą zawartość do zlewu kichając w towarzystwie cichego westchnięcia. Odłożyłam trzymany przedmiot spowrotem na gazówkę i ściągnęłam rękawice. Ponownie podeszłam do zlewu otwierając drzwiczki szafki, w której znajduję się kosz na śmieci. Zimnymi rękami zaczęłam wyciągać ze zlewu składniki, które nie nadają się już do niczego. Schyliłam się wyrzucają wszystko, a przez mój krzyż przeszła niezbyt duża fala bólu. Skrzywiłam się lekko prostując, a następnie zamykając szafkę. Jeszcze do tego wszystkiego krzyż, super. Ciekawe co będzie następne? Przepłukałam ręce ciepłą wodą i wytarłam je w pierwszą lepszą ścierkę. Poprawiłam koc lekko kaszląc. Zabierając się się za ogarnianie blatu po mojej lewej kątem oka spojrzałam na chłopaka, który ogarniał drugą część blatu. Ogarniając pomieszczenie od dłuższego czasu zapomniałam, że chłopak jest w nim ze mną i zaczęłam cicho nucić pod nosem

- Give me your eyes, for I see not with my own
Give me your lungs, I breathe each breath not my own
I'll take your soul, I need something to call my own - nuciłam pod nosem

- He? - zapytał lekko zdezorientowany - możesz głośniej?

Podskoczyłam lekko wystraszona omal nie upuszczając trzymanego w ręce talerza lekko się rumieniąc.

- Ale ja nic nie mówiłam - wymyśliłam na prędce, zasłaniając się włosami na ile to możliwe i wkładając talerz do odpowiedniej szafki

- Nie jestem tego taki pewny - odpowiedział podejrzliwie i mogłabym przysiąc, że wpatruje się w moje plecy okryte kocem - wydawało mi się, że coś mówiłaś

- To źle słyszałeś - wzruszyłam ramionami wyciąż stojąc tyłem do Kayna z lekkim rumieńcem na twarzy lekko kaszląc - ale można się już zabrać za gotowanie, ponieważ kuchnia wygląda w miarę przyzwoicie

- To ja może się ulotnie... - powiedział chyba nieco za głośno pod nosem chłopak

-O nie, nie mój drogi - odwróciłam się szybko łapiąc Kayna za warkocz - pomożesz mi kochanieńki

- Nie podoba mi się, że tak do mnie mówisz - odwrócił się, a ja puściłam jego warkocz z nie wyjaśnionym uśmiechem - tak samo jak ten uśmiech. Taki sam uśmiech miałaś podczas naszej podróży kiedy coś wykombinowałaś

- Nieeeee... No coś ty! - machnęłam ręką wciąż się uśmiechając - jak ja bym mogła coś wykombinować tragicznego w skutkach? Nigdy!

- Powiedzmy, że ci wierzę - opowiedział niepewnie patrząc na mnie - ale tylko powiedzmy

- Grzeczny chłopiec - podeszłam do niego klepiąc go po ramieniu wciąż z tym samym uśmiechem - a teraz trzeba przygotować ten rosół

Minęłam chłopaka wyciągając odpowiedniki garnek. Czując na sobie wzrok chłopaka wyciagałam z szafek odpowiednie składniki oraz przedmioty. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej pod nosem śmiejąc się w myślach z mojego pomysłu. To, że jestem chora nie znaczy, że nie będzie trenować. Do strzelania z łuku nie trzeba jakoś wiele. Ja nie jestem wredna. Ja tylko dbam o jego trening. Pokręciłam głową ze śmiechem, a po jakiś pięciu minutach zaczęliśmy pracę. Musiałam przyznać iż ciekawie się z nim gotowało. Nie zawsze podawał mi odpowiednie składniki gdyż mylił je z innymi, albo mnie nie słuchał. Co prawda  z pomocą ochrzanów od Darkina w stronę chłopaka po jakieś półtora godzinie pracy udało się przyrządzić ten nieszczęsny posiłek i w miarę ogarnąć pomieszczenie

- Powiem ci ciekawie mi się z tobą gotowało - przyznałam nalewając gorącej zupy - zważając na kilka problemów to nawet dobrze ci szło

- Jasneee - odparł biorąc pełne talerze i idąc do salonu - nabijaj się ze mnie!

- Karasu cię pochwaliła, a ty co?! - usłyszałam krzyk kosy z jadalni biorąc łyżki - wstydził byś się deklu!

- Milcz szpadlu! - krzyknął chłopak - nikt cię nie prosił o zdanie i jeszcze nie znasz się na żartach!

-  Chłopaki spokojnie - uspokoiłam ich wchodząc do salonu i kładąc sztućce na stole - po co te kłótnie? Nie chcę mi się znowu słuchać waszych krzyków zważając na mój stan

Broń tylko prychnęła coś w stronę Kayna i zamknęła oko. Westchnęłam cicho i podeszłam do kosy biorąc ją do rąk. Rhaast momentalnie otworzył oko mierząc mnie nim

- Przeniosę cię do salonu na kanapę - powiedziałam szybko kichając oraz napawając się bijącym od niego ciepłem - będzie ci tam wygodniej

- Ohh.. Miło z twojej strony Karasu - nie wiedział chyba co ma odpowiedzieć - i masz strasznie zimne ręce

- Ciekawe dlaczego? - zapytałam ironicznie śmiejąc się wchodząc do salonu - ale niedługo mi przejdzie

- No ja nie wiem - droczył się ze mną - ale wiem kto może ci je rozgrzać

Spojrzałam na niego niezrozumiale podchodząc do kanapy. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę o co mu chodzi, a moje policzki zaróżowiły się

- Ugh, jesteś głupi - powiedziałam kładąc go na kanapę - na prawdę Rhaast

Darkin nie odpowiedział nic tylko zaczął się śmiać. Poprawiłam koc na moich barkach oraz ramionach kręcąc ze zrezygnowaniem głową. Odwróciłam się na pięcie. Wciąż w towarzystwie śmiechu broni weszłam do salonu i usiadłam na krzesło

- Smacznego - powiedziałam biorąc łyżkę do ręki

- Wzajemnie - odparł chłopak również biorąc łyżkę do ręki - i czemu Rhaast się tak śmieje?

Przełknęłam zupę omal się nią nie dławiąc. Przełyk trochę mnie przez to zapiekł, ale zaraz wrócił do normy

- Gada głupoty i dlatego - machnęłam lewą ręką kaszląc i czując ciepło na policzkach - a wiesz jak to on, znasz go dłużej

- Niestety - westchnął - i czy masz gorączkę? Masz strasznie czerwone policzki

- Umm.. Możliwe - odparłam nieco ciszej - ale zaraz mi przejdzie

- Nie wydaje mi się - kontynuował niepewnie

- Byłam już chora nie raz - przerwałam mu - więc spokojnie, a teraz jedzmy zanim wystygnie

Kayn nie odpowiedział nic tylko zaczął spożywać posiłek tak samo jak i ja. Z każdą łyżką ciepłego rosołu czułam przyjemne ciepło rozgrzewające mnie od środka. Tego mi było trzeba. Ciepły rosołek najlepszym lekarstwem podczas choroby! Skończywszy posiłek wstałam, zabierając naczynia ze sztućcamk ze stołu i udałam się do kuchni. Szybko umyłam talerze oraz łyżki i wytarłam ręce w ścierkę

- Umiem jeszcze umyć talerz wiesz - powiedział opierając się ścianę - jeszcze nie jestem takim tłumokiem

- Skoro tak mówisz - zaczęłam z uśmiechem - to zobaczymy jak ci pójdzie na treningu

- Jesteś chora - powiedział przyglądając się mi - więc raczej na razie chyba nie potrenujemy

- To, że jestem w stanie jakim jestem nie zwalnia cię z treningów - podeszłam do niego zadzierając głowę - zawsze moge przywołak kukłę i cię obserwować, a z resztą mój stan nie przeszkadza w dzisiejszm treningu

Nie czekając na jaką kowiek odpowiedź wyminęłam chłopaka wchodząc do jadalni, a następnie do salonu

- A! - krzyknęłam stając na pierwszym schodku- i za piętnaście minut widzimy się za domem!

Szybko weszłam po schodach i weszłam do swojego pokoju. Podeszłam do lustra przeglądając się w nim. Zaśmiałam się pod nosem widząc moje włosy. Idąc gdzieś lasem w nocy zapewne mogłabym kogoś wystarczyć. Rozplątałam warkocz i w miarę sprawnie rozczesywałam chaos na mojej głowie. Zaplatanie ich w moją codzienną fryzurę nie miało sensu, więc ponownie związałam je w niskiego warkocza. Spojrzałam w stronę okna. Westchnęłam. Taka piękna pogoda, a ja muszę być chora. Pokręciłam głową prowizorycznie zaścielając łóżko. Spojrzałam szybko na zegarek, na którego tarczy widniał godzina czternasta dziesięć i wyszłam z pomieszczenia. Ponownie zeszłam po schodach w towarzystwie lekkiego kaszlu. Minęłam śpiącego na kanapie Rhaasta i wyszłam z domu cicho zamykając za sobą drzwi. Moją twarz oświetlały promienie gorującego na widnokręgu słońca. Moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz kiedy zawiał minimalny wietrzyk. Mamrocząc pod nosem poprawiłam koc na moich plecach opatulając się nim zmierzają za budynek. Rozejrzałam się wokół. Kayna jeszcze nie było więc miałam jeszcze chwilkę czasu na ogarnięcie pola treningowego. Stuknęłam dwa razy łapą w ziemię, a momentalnie przede mną w odpowiednich odległościach zaczęły materializować się tarcze łucznicze. Rozstawione one były w odpowiednich od siebie odstępach lecz różnych odległościach

- Eee... Co to ma być? - zapytał chłopak stając obok mnie

- Tarcze łucznicze - zaśmiałam się pod nosem - postrzelasz sobie

-  Chyba sobie żartujesz - spojrzał na mnie więc i ja spojrzałam na niego zadzierając głowę

- Nie - uśmiechnęłam się

- Przecież ja nie umiem strzelać z łuku! - zbulwersował się

- Dlatego właśnie jest ten trening abyś się nauczył - powiedziałam spokojnie - i nie denerwuj się bo nie ma po co

Postawiłam kilka kroków w przód wystawiając rękę, w której po chwili zmaterializował się mój ulubiony łuk, który był dosyć spory. Wykonany był on z solidnego materiału z dodatkami metalowych części oraz czerwonych, które świeciły. Miejsce, w którym trzymało się broń była wykonana z drewna, a reszta z metalu oraz świecącego czerwonego czegoś. Nigdy nie wiem co to jest. Wygląd strzał był podobny. Grot wykonnay był z tego swiecącego materiału, pióra miały kolor biały, reszta była wykonana z solidnego drewna. Odwróciłam się w stronę chłopaka z bronią w ręku

- No to chyba możemy zaczynać - powiedziałam z uśmiechem pochodząc do Kayna i podając mu broń

- Ale, że tak ja już? - zapytał - może mi chociaż pokarzesz jak mam go trzymać czy coś

- Niech ci będzie - westchnęłam stając w lini najdalej stojącej tarczy - patrz uważnie

Pewniej złapałam broń w przeznaczonym do tego miejscu. W lekkim rozkroku stanęła bokiem do tarczy. Odpowiednio ustawiłam łuk lewą ręką zaczynając naciągać cięciwe palcami wraz ze strzałą, która momentalnie się tam pojawiła. Wyrównałam oddech czując pióra strzały obok mojego policzka. Spokojnie wycelowałam, a następnie rozluźniłam palce tym samym puszczając cięciwe ze strzałą. Patrzyłam na strzałę wybitą w sam środek tarczy rozluźniając się oraz opuszczając rękę z bronią

- W sam środek - powiedziałam przenosząc wzrok na chłopaka zadzierając lekko głowę - teraz twoja kolej

Nie wiedział chyba co ma powiedzieć gdyż cały czas jego wzrok wędrował ze mnie na tarcze i z tarczy na mnie

- Jakim cudem? - zapytał nagle - przecież to jest oddalone o jakieś trzy metry

- Praktyka czyni mistrza - uśmiechnęłam się podchodząc do Kayna i wciskając mu łuk do ręki - jak już mówiłam teraz twoja kolej

Nie odpowiedział nic tylko cicho westchnął. Wciąż uśmiechnięta odsunęłam się od chłopaka robiąc mu miejsce. Stanęła kilka kroków dalej uważnie go obserwując. Ustawił się w lini dzielącej go od najbliżej ustawionej tarczy

- Nogi szerzej i stań bardziej bokiem do tarczy - poradziłam obserwując go

Mamrotał chyba coś pod nosem jednak zastosował moje wskazówki. Powoli zaczął naciągnać cięciwe wraz z pojawiającą się strzałą. Wiedziałam, że nie trafi w tarczę lecz nie odzywałam się. Po chwili puścił cięciwe i tak jak sądziłam strzała nie trafiła w tarczę tylko wbiła się w ziemię obok

- Powiem ci dobrze zacząłeś - zaczęłam podchodząc do niego lekko kaszląc - a później poszło już gorzej

- No co ty nie powiesz? - wtrącił ironicznie

- Nie dąsaj się - skarciłam go zadzierając głowę - nikt od razu nie został mistrzem, teraz słuchaj. Można powiedzieć, że podczas strzelania z łuku twoja cała górna część ciała musi pracować

- Przecież pracowała - przerwał mi

- Daj mi dokończyć - powiedziałam wywracając oczami - jak już mówiłam musi pracować cała górna część ciała, a najbardziej plecy. Można powiedzieć, że plecami masz naciągać cięciwe. Ręką oraz całe ramię mają być tylko przedłużeniem strzały, a teraz spróbuj jeszcze raz

Ponownie lekko się odsunęłam robiąc miejsce chłopakowi poprawiając koc. Stałam tak dobre kilka minut przyglądając się Kaynowi, który nie trafia w tarczę. Westchnęłam cicho podchodząc do niego po kolejnej nieudanej próbie strzału. Wcisnęłam się między jego jedną, a drugą rękę. Moją prawą dłoń położyłam na jego ścisniętej dłoni trzymającej łuk. Przez chwilę chyba nie widział co robię tak samo z resztą jak ja. Oparłam się plecami o jego klatkę piersiową. Czułam przyjemne ciepło bijące od niego nawet przez koc, ale nie pora na to. Ustawiłam się w takiej samej pozycji patrząc na nogi

- Nogi szerzej - popchnęłam jego nogę łapą

Nie odpowiedział nic tylko warknął coś cicho łapiąc drógą ręką za cięciwe. Ja uczyniłam to samo tylko położyłam dłoń na jego dłoni. Powoli zaczął ją naciągać wraz ze strzałą, a ja podążałam za jego ruchami dzgając go lekko łokciem aby to kręgosłup pracował, a ręką była przedłużeniem strzały. Po raz kolejny warknął coś pod nosem. Kiedy cięciwa wraz ze strzałą była napięta, pomogła mu nakierować łuk w miejsce gdzie miała się wbić strzała. Odetchnęłam w miarę cicho wyrównując oddech aby moje ręce nie zaczęły drzeć albo żeby nie zaatakowała mnie fala kaszlu. Jak to się mówi praktyka czyni mistrza

~ Jednak nawet uczeń czasem przerasta samego mistrza ~

-----------------------------------------------------------------

Przetłumaczony tekst piosenki użytej w rozdziale (piosenka jak zawsze w mediach)

Daj mi swoje oczy, bo nie widzę ich własnymi
Dajcie mi swoje płuca, oddycham każdym oddechem, a nie własnym
Zabiorę twoją duszę, potrzebuję czegoś, żeby zadzwonić do mojej

P. S Ja przepraszam za to co się tam odwaliło, ale moja dusza romantyczki uaktywniła się za bardzo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro