Rozdział 6
Rzuciłam klucze na szafkę i uśmiechnięta ruszyłam do salonu, w którym czekali na mnie przyjaciele.
- Co ty taka uśmiechnięta? Co takiego się stało? No mów- ponagliła mnie Sally.
- Jedziemy na zakupy- zawołałam.
Spojrzała na mnie zdziwiona, ale po chwili w jej oczach zabłysło zrozumienie. Podbiegła do mnie i chwyciła mnie za ręce.
- Serio? Nie żartujesz? Zaprosił cię?- dopytywała.
- Tak.
Obie zaczęłyśmy skakać i piszczeć. Dałyśmy ponieść się emocjom. Lewis patrzył na nas jak na wariatki.
- O co chodzi? Czemu się tak ekscytujecie? Co się takiego wydarzyło?- spytał zdezorientowany.
Uspokoiłam się i usiadłam naprzeciwko chłopaka.
- Nick zaprosił mnie na tą imprezę wiosenną, a ja się zgodziłam. A skoro z nim idę to muszę wyglądać jak milion dolarów.
- Hm, to było do przewidzenia. Widząc waszą reakcję. I brać pod uwagę to ile czasu razem spędzacie i, że jesteście parą.
- Taaak- powiedziałam powoli.- Jest nawet spoko. Jaka szkoda, że będę musiała go zabić- uśmiechnęłam się groźnie.
- Jutro jest sobota więc pojedziemy do galerii- powiedziała entuzjastycznie moja przyjaciółka.
Lewis już otwierał usta, żeby powiedzieć, że bez niego, ale w tym momencie powiedziałyśmy jednocześnie:
- TY TEŻ!!!
W odpowiedzi uniósł ręce pokonany.
- No dobra- westchnął.
I w sobotę przed południem byliśmy w galerii.
Zaczęłyśmy od Lewisa. On przytaknął już przy pierwszej propozycji. I zanim zdążyłyśmy wcisnąć mu coś innego pobiegł do kasy. Gdy wrócił uśmiechnął się niewinnie. Łypnęłyśmy na niego groźnie.
- No co? Naprawdę mi się spodobał.
-Jasne- powiedziała Sally i wyszła ze sklepu.
Mi i mojej przyjaciółce wybranie odpowiednich kreacji zajęło o wiele więcej czasu. Spędziłyśmy w sklepi kilka godzin. Lewis cierpliwe oceniał nasze suknie i tylko trochę narzekał.
Gdy stałam przed lustrem z przyjaciółką zdałam sobie sprawę, że o coś ich nie zapytałam.
- A tak w ogóle, z kim idziecie?
- Lewis zaprosił Maye Rosser.- mówiąc to szturchnęła mnie łokciem. Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia.- A mnie zaprosił Chris.
- Chris jest przystojny- szepnęłam.
- Jest mój- warknęła Sally. Po czym obie wybuchłyśmy śmiechem.
- Z czego się śmiejecie?- zapytał Lewis, który czekał na kanapie w przebieralni.
Zachichotałyśmy.
- Czyli gadka o chłopakach. To się nie wtrącam- stwierdził.
Ja zdecydowała się na długą czarną sukienkę z cienkimi ramiączkami i rozcięciem od połowy uda.
Sally wybrała czerwoną minisukienkę.
Po zakupach poszliśmy jeszcze na miasto. Postanowiliśmy uczcić mój sukces. Było fajnie, ale nie mogłam przestać myśleć o czekający mnie zadaniu. I o tym, że świętujemy śmierć człowieka.
Jeśli to czytacie napiszcie komentarz albo dajcie gwiazdkę<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro