Far Cry 2, czyli witaj w afrykańskim piekle.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

TYTUŁ: Far Cry 2.

TWÓRCY: Ubisoft Montréal (Kanada).

DATY/PLATFORMY:
21 października 2008: PC, PS3, Xbox 360.

KATEGORIA: Strzelanina, gra akcji.

OGRYWANE NA: PC.

Wstępik.

Ach, Afryka. Któżby nie chciał odwiedzić tego pięknego kontynentu pełnego dzikiej fauny, flory, i zamieszujacych te ziemie ludzi? A nie, czekaj... jeśli ten wyjazd ma polegać na wybijaniu posterunków do usranej śmierci, to chyba wolę zostać w Polsce. Tak można zareklamować tą grę. Ubisoft, proszę, muszę coś jeść! Weźcie mnie do zespołu! Ale wracając, pamiętam jak lata temu grałem w FC2 na działce u znajomej i byłem w szoku nad realizmem i grafiką. Nawet dzisiaj jest przyzwoita, choć filtry i wyblakłe odcienie mogą być denerwujące na dłuższą metę (podobnie miałem z Resident Evil 5. Ogólnie produkcję osadzone w Afryce, przynajmniej te z lat zamierzchłych i te w które grałem, wyglądają jak wyprane w perwolu). Postanowiłem ograć ją po latach i sprawdzić, czy zestarzała się godnie. I ojejku... To była ciężką przeprawa. Pełna pijawek, respiących się rebeliantów, zacinającej się broni i wyrywanych z kończyn odłamków.

Ekspozycja fabularna.

Co ciekawe, nie jesteśmy skazani na jednego protagonistę. Mamy do wyboru kilku z nich, co niestety odbija się drastycznie na narracji. Bohater lub bohaterka jest niemową. Co z tego że widzimy model wybranego herosa, jego wszystkie dane, skąd pochodzi itd., skoro nie ma to przełożenia na faktyczną rozgrywkę ani prowadzenie opowieści, ba, powiem, że jest to nawet szkodliwe. Przy przyjmowaniu zleceń towarzyszy nam niezręczna cisza, podczas gdy nasz pracodawca nawija o tym, jak to bardzo musimy zniszczyć konwój. Zmarnowany potencjał. Dobra, teraz konkretnie o fabule. Jesteśmy najemnikiem z misją: musimy wejść w głąb afrykańskiego lądu z toczącą się wojną domową w tle i zlikwidować handlarza bronią znanego jako Szakal. Przyjeżdżamy do hotelu i jak nie huknie! Nagle działania wojenne przenoszą się do miasta, a my zwiewamy. Do znaczy próbujemy, bo łapie nas Szakal, po czym nas... wypuszcza? No ok. Od teraz będziemy biegać po Afryce za fetch questami, zabijając w sumie wszystkich, którzy do nas celują.

Strzelanie, czyli gorzko-słodki posmak.

Z jednej strony mamy niesamowity realizm jeśli chodzi o działanie i zachowanie się broni. Po długim czasie użytkowania gnaty mogą się zacinać, a w końcu wybuchną nam w rękach bądź nas okaleczą. Broni jest kilka rodzajów, pistolety, strzelby czy karabiny, nie ma tu tragedii, każdy znajdzie coś dla siebie. Jest nawet maczeta czy miotacz ognia. Tyle że szybko okazuje się, że to całe niszczenie się broni bardziej przeszkadza niż pomaga wczuć się w świat i po prostu gra robi się męcząca. Celowanie również nie powala, często żeby w cokolwiek trafić trzeba stać blisko, a nawet bardzo blisko.

Zdrowie i choroby.

Nie powiem, jakim tłukiem trzeba być żeby wysyłać chorego na malarię człowieka w serce Afryki z misją zamordowania dilera bronią, to chyba jasne... Ale przez to gra wcale nie robi się łatwiejsza. Co jakiś czas dostajemy napadu malarii, ekran faluje, robi się żółty, a bohater chodzi jakby miał ból zwieraczy. Zaszedł tu bardzo ciekawy zabieg immersyjny, jako że byłem tuż poszczepione i wszystko mnie bolało, mięśnie, głowa itd., to poczułem nieco większą więź z cierpiącym cyfrowym awatarem. Malarii nie da się uleczyć, można za to brać tabletki łagodzące jej postępowanie. Tabletek mamy niewiele, a zdobywamy je robiąc niektóre misje. Kiedy przestaniemy je brać, umrzemy. Cool. Ale tak naprawdę jest to po prostu kolejna męcząca na dłuższą metę mechanika... W sumie jak każda choroba, więc to się zgadza.

Waluta, czyli kolejne zbieractwo...

Walutą na tych ziemiach są diamenty, jako że pieniądze utraciły tam jakąkolwiek wartość. Diamenty dostajemy za wykonane zadania, a nawet jako zaliczki. Można je też odszukać samodzielnie, z pomocą nadajnika w GPS, który wskazuje czy jesteśmy blisko skrzynki z drogocennym kruszcem. Za diaxy z Minecrafta przy pomocy komputera z lat 90 i deepwebu można kupić broń. Robimy to w rozrzuconych po mapie sklepach z bronią. Właśnie... mapa.

Nawigacja, czyli kolejny koszmar.

Do poruszania się po świecie gry wykorzystujemy mapę papierową oraz urządzenie GPS. Często jednak widzimy niewielki wycinek mapy i znacznik gdzieś poza krawędzią aktualnie otwartej mapy, która automatycznie się zmienia po przejechaniu do innej lokacji. Wiele razy musiałem jeździć na czuja i domyślać się, czy obrana ścieżka doprowadzi mnie do celu. Wyobraźcie sobie mój gniew i rozpacz, kiedy jeden ze znaczników okazał się przemieszczającym się celem... który był już w innej części mapy. Ale się wnerwiłem. Jak zwykle do przemierzania mapy mamy do dyspozycji samochody, od jeepów po ciężarówki, oraz motorówki. Do szybkiej podróży służą przystanki autobusowe rozstawione w strategiczncyh miejscach. Ciekawym smaczkiem nawigacyjnym są drogowskazy. Te podświetlone na kolor misji (niebieski lub czerwony) wskazują drogę którą powinniśmy podążać. Trochę flashbacki z Morrowinda.

Realizm.

Jak pisałem wcześniej, ta część jest najbardziej realistyczna z całej serii. Rozprzestrzeniający się ogień po suchych stepach sawanny, odrzut i dewastacja broni, zachowanie rannych przeciwników (kuleją, podsuwają się pod ścianę, desperackie próby przeładowania), animacje leczenia, kiedy na przykład oberwiemy granatem to możemy wyciągnąć spory kawałek szkła z pobliskiego budynku prosto z uda, lub wyciągnąć kulę a następnie zasklepić ranę... To FC2 robi znakomicie, czyli smaczki związane z realizmem.

Towarzysze.

W różnych momentach możemy natrafić na potencjalnych towarzyszy broni, którzy będą nam pomagać w walce. Ich AI jest poprawne. Jeśli padniemy jeden raz, to pomogą nam wstać i odeprą atak wroga do czasu, aż się nie uleczymy.

Cholerne posterunki...

Wrogie jednostki upodobały sobie ustawianie obozów z klonami, tak więc po ich wybiciu od razu się klonują i posterunek znów jest pełen mięsa armatniego... I tak co kilkadziesiąt metrów. Sounds like fun...

Dobra dobra, panie Tarenie, ale czy warto?

Dla nostalgii warto. No i dla realizmu i klimatu Afryki. Fabuła nie powala, a zadania są raczej powtarzalne... Tu każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Jeśli chcesz sobie postrzelać i niezobowiązująco eksplorować Afrykę, to spoko. Ale żeby grać w tą grę cięgiem i robić misje, to może być to przy dłuższych sesjach męczące, mówię z własnego doświadczenia. Cholerne posterunki z klonami...

Ciekawostki.

Szakal to prawdopodobnie protagonista pierwszej części, Jack Craver. Zostało to potwierdzone przez twórców.

Wielu uważa tą część za najgorszą... (raczej się zgadzam, ma swoje plusy, jednak zbyt duża ilość minusów i powtarzalności robi swoje).

Za znajdźki służą złote bronie (co to, spinn-off z Ninjago?), diamenty oraz nagrania audio.

W jednym forcie można natrafić na butelkę whiskey ze zdjęciem jednego z developerów.

Na skraju mapy można znaleźć zebrę.

Następną recenzją będzie...

The Darkness.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro