GTA 4, welcome to Liberty City

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

TYTUŁ: Grand Theft Auto IV.

TWÓRCY: Rockstar North.

DATY/PLATFORMY:
29 kwietnia 2008: PS3, Xbox 360.
2 grudnia 2008: PC.

KATEGORIA: gra akcji.

OGRYWANE NA: PC.



GTA IV, pogromca kart graficznych 2008 roku, mocny killer application na system Xboxa i ogólnie konsole 7 generacji. Również postrach pecetowców, którzy zmuszani byli do użytkowania nakładki Games For Windows Live, co wielu do teraz śni się po nocach - błędy instalacji, wywalanie do pulpitu, znikające sejwy albo ich brak w ogóle... doszło do momentu kiedy piracenie gry było po prostu mniej problemowe niż wykorzystywanie legalnej kopii. Almimo to GTA IV było sukcesem, zarówno technologicznym, jak i fabularnym.

Fabuła i trafny komentarz społeczny.

To zawsze wychodziło serii dobrze, bezpardonowe wyśmiewanie stereotypów niezależnie jakie masz poglądy. GTA "jedzie" po wszystkim, ale chyba najbardziej prawdziwy komediowo-dramatyczny komentarz znajduje się w GTA IV, która zresztą fabularnie i settingowo jest najpoważniejszą częścią z serii. Krytyka dotyczy głównie mitycznego "Amerykańskiego Snu" którym chcą żyje miliony ludzi, jednak kiedy przychodzi co do czego okazuje się, że są to jedynie mrzonki. Niko Bellic, emigrant ze Wschodniej Europy (najpewniej Serbii) przeżył wiele okropności, wychowany w biednej wiosce, brał udział w wojnie na Jugosławii w latach 90., praca dla gangsterów znad Adriatyku... Nie miał lekko, co tu mówić. Zachęcony kłamstwami swojego kuzyna, które opisywały życie w Liberty City jako spełnienie wszystkich marzeń Niko wyrusza do rzeczonego miasta nie tylko żeby przekonać się o sukcesie swojego kuzyna Romana, ale też by dokonać zemsty na zdrajcy z wojska, przez którego zmasakrowano cały oddział Niko. Tak rysuje się fabuła, ale komentarz dalej trwa, trwa wręcz przez całą grę. Okazuje się że willa, sportowe samochody i piękne kobiety były tylko wymysłem Romana, który tonie w długach, mieszka w biednej dzielnicy europejskich (głównie z Europy Wschodniej) imigrantów, gdzie nie ma wielkich szans na zmianę perspektyw. Przynajmniej w uczciwy sposób. Niko wikła się w świat intryg i zdrad, zarówno by pomóc kuzynowi, jak i żeby może spełnić mistyczny "Amerykański Sen".

Niko na swojej przestępczej drodze w Liberty City spotka handlarzy dragów, najemników, Ruską Mafię, bogatych snobów, rządowych agentów, kasiarzy banków i wszelkie społeczne szumowiny. Buduje to niesamowity przekrój przestępczego społeczeństwa Ameryki początku XXI wieku w którym nasz protagonista, serbski emigrant, musi się odnaleźć. Lub zginąć.

Gra w mocny sposób wytyka wykorzystywanie imigrantów w USA, ich życie oraz próby wiązania końca z końcem. Oczywiście należy mieć na uwadze, że to GTA, czyli niektóre elementy będą absurdalne, komediowe a czasami nawet dziecinne, jednak GTA IV cały czas utrzymuje poważny, mroczny klimat z okazjonalnymi żarcikami. I chyba to od tej części odrzuciło fanów szalonego San Andreas, prześmiewczego Vice City i rewolucyjnego GTA 3. Ale z drugiej strony przyciągnęło fanów thrillerów, mocnej akcji, porachunków i krytyki Ameryki, która w żadnym wypadku nie jest taka jaką rysuje ją telewizja, co GTA IV dobitnie przedstawia oczami i cynicznymi komentarzami Niko.

Otwarty świat...

Liberty City zachwyca zarówno swoją otwartością jak i ogromem aktywności, jakich może podjąć się gracz podczas eksploracji - bary, fast foody, kręgle, rzutki, sklepy z ubraniami, kabarety, przejażdżka kolejką górską, jest tego dużo i jeszcze więcej. Na wiele z tych aktywności można zabrać swoich towarzyszy niedoli, przepraszam, to znaczy przyjaciół i znajomych, których poznamy podczas rozgrywki. Podnosi to naszą więź z nimi, choć nie wpływa ona w żaden sposób na fabułę. Jako że jest rok 2008, to i kafejki internetowe się znalazły. W tych przybytkach możemy przeczytać maile, pobrać dzwonki na telefon komórkowy, zobaczyć w gazecie artykuły o naszych wybrykach i ogólnie posurfować po necie. Przejdę jeszcze do telefonu komórkowego, gdyż każdy szanujący się gangster w pierwszej dekadzie XXI wieku musiał posiadać swoją cegłę. Telefon posiada kilka funkcjonalności - pozwala dzwonić do znajomych (w The Lost and Damned pozwala wzywać wsparcie braci motocyklistów i tym podobne) lub resetować misje po nieudanym podejściu. Nadaje to klimat, a sama możliwość dostosowywania dźwięków powiadomień i tapety jest przyjemna.

Customizacja. Czy raczej kastracja.

Nie za wiele mamy do powiedzenia w kwestii Niko, jest to z góry ugruntowana postać jeśli chodzi o wygląd. Oznacza to brak fryzjerów i przybierania na wadze. Jedyne co możemy zmieniać to mordercze wyposażenie naszych bohaterów i ubrania.

Gameplay... już nie taki dobry?

Nie zrozumcie mnie źle, to nadal dobra gra akcji, z fizyką na niesamowitym poziomie, która robi wrażenie nawet dzisiaj! Kolizje z obiektami kończą się wgnieceniami, rysami i innymi uszczerbkami na zdrowiu samochodu. Postacie kuleją, wypuszczają broń, zataczają się, te aspekty są świetne i ich nie krytykuję. Jednak był 2008 rok, a system misji zatrzymał się w rozwoju na San Andreas. Misje należy przejść za jednym posiedzeniem. Umrzesz pod koniec? Całą misja od nowa. Nie ma przebacz. Jest to niesamowicie frustrujące kiedy po raz kolejny trzeba robić te same czynności. Może narzekam, ale prawdę mówiąc mniej denerwowało mnie to w Vice City i San Andreas niż w GTA 4, może dlatego że czwórka wydaje się już zbyt nowa na takie zabiegi, tym bardziej że w otoczeniu wielu gier AAA z checkpointami wypada na tym polu słabo. A przynajmniej woła o udoskonalenie. Co zresztą zrobiono w DLC.

DLC

Sam sposób dystrybucji DLC na platformie Xbox 360 przecierał swego czasu szlaki dla dzisiejszego modelu rozprowadzania zarówno gier jak i zawartości dodatkowej. Dodatki wylądowały na konsoli Microsoftu w modelu cyfrowej dystrybucji za wirtualną walutę Microsoft Points, czyli coś w stylu doładowań portfela Steam czy PS Plus. Dodatkowo dystrybucji i popularności samej podstawki jak i dodatków przydawł fakt, że Xbox miał czasową ekskluzywność na GTA IV i DLC, które dopiero później pojawiły się na platformie konkurencji, czyli PS3 od Sony.

The Lost and Damned, czyli bikerski świat! The Ballad Of Gay Tony, czyli kluby i imprezy!

Tak jest! Pierwsze DLC rzuca nas na zachód Liberty City, w industrialne rejony pełne niskich domków, rafinerii, magazynów i dróg po których śmigają bikerzy, a głównie gang The Lost. Protagonista, Johnny Klebitz, po wyjściu swojego przełożonego Billy'ego z odwyku jest zmuszony do współpracy z człowiekiem, który już niemal raz doprowadził klub do upadku, a Johnny nie chce powtórki z rozrywki. Gracz zostaje wplątany w gangsterskie porachunki, napięcia w samym klubie oraz misje skupiające się na... motorach. Fizyka jazdy jednośladami została ulepszona i sprawia przyjemność. Misje pełne są brudu, przemocy i palonej gumy, a gracz będzie mieć okazję poznać niektóre misje z Niko z innej perspektywy. Tyczy się to również Luisa Lopeza, który jest protagonisty drugiego, zwariowanego dodatku.

Zwariowanego? Tak. To DLC ma więcej wspólnego z San Andreas niż z GTA 4, a to przez rozmach i czyste szaleństwo. Luis jest bodyguardem właściciela klubów Tony'ego Prince'a, znanego na mieście jako Gej Tony. Kiedy jego przyjaciel i szef wikła się w kłopoty, Luis musi mu pomóc. Zaowocuje to zarówno misjami polegającymi na ochronie klubów, pościgami, napadami i mniej konwenjonalnymi jak na poważny ton GTA 4, na przykład polegającymi na kradzieży całego wagonu metra dla bogatego Araba Yusufa Amira. Pod koniec każdej misji dostajemy wykaz punktowy i procentowy jak dobrze nam poszło i możemy bić własne rekordy.

Podsumowując, warto? Dla fabuły, fizyki, czarnego humoru i otwartego świata, warto. Niektóre elementy nieco się zestarzały, jednak ogólnie gra jest dobra, a Liberty City aż się prosi o eksplorację nocą wśród neonów... tylko uważajcie, żeby wagon kolejki nie spadł wam na głowy.

Następną recenzją będzie.....

Call of Cthulhu (2018).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro