Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ja to zrobię- powiedziałam.

Siedziałam na zebraniu naszej mafii. Nie, mafia to może złe określenie. Organizacja? Może. Ogólnie oficjalną nazwą było Spettro co po włosku znaczyło widmo.

Były w niej głównie osoby dorosłe. Nie licząc mnie, Sally i Lewisa. Nasza trójka miała 17 lat, ale to właśnie nas potrzebowali do tego zadania. Wreszcie weźmiemy udział w prawdziwej akcji.

- Dobrze. Chłopak nazywa się Nick Evans. Później wyślę ci jego zdjęcia- rzekł szef.- Liczę, że wiesz co masz zrobić.

Uśmiechnęłam się.

- Zbliżyć się do niego, udawać przyjaciółkę, rozkochać, a potem- udałam, że strzelam z pistoletu- kulka w głowę.

- Dokładnie. Jutro pojedziecie do tej szkoły. Razem z tym chłopakiem będziecie chodzić do klasy. Dom macie na miejscu załatwiony.

Zakończył zebranie.

Gdy wróciłam do domu zastałam pijana matkę. Ojca znowu nie było. Nienawidziłam tej pieprzonej rodziny.

Pobiegłam do pokoju. Wyjęłam torbie wrzuciłam do niej ubrania oraz jakieś kosmetyki. Opadłam na łóżko szczęśliwa.

Jutro wreszcie stąd wyrwę. I to z moimi przyjaciółmi. Tak naprawdę Sally i Lewis byli moją rodziną. Całą trójką wychowaliśmy się na ulicy. Ich rodzice też się nimi nie interesowali. Właśnie dlatego ludzie z mafii zwrócili na nas uwagę.

Nigdy nie zapomnę tego dnia. Dnia, w którym moje życie nabrało sensu. Miałam wtedy 15 lat. Siedziałam z przyjaciółmi w jakimś zaułku. Podeszło do nas kilku typów. Ustawiliśmy się gotowi do walki. Może byśmy wygrali. Mieliśmy świetną koordynację ruchową. Poruszaliśmy się i walczyliśmy jakbyśmy byli jednością. Do walki nie doszło. Złożyli nam propozycje nie do odrzucenia. Od tego dnia należymy do mafii.

Nawet nie zorientowałam się kiedy zasnęłam.

Rano przy budynku mafii stała niezła terenówka. Erik, jeden z członków organizacji, pomógł nam ustawić nawigację.

Lewis prowadził, a ja z Sally rozsiadłyśmy się na tylnym siedzeniu. Podczas podróży zachowywaliśmy się jak zwykli nastolatkowie. Żartowaliśmy i śpiewaliśmy piosenki lecące z radia.

- Jak myślicie, jak będzie w nowej szkole?- spytała nagle Sally.

- Raczej będzie wypas, przecież jedziemy do Nowego Jorku- odparł Lewis.

- Tak, na pewno- mruknęłam.

- Znam ta minę!- zaśmiała się Sally.- Nasza Jez szykuje się na polowanie!

- Dokładnie- posłałam im mój uśmiech łowcy.

- Nikt nie jest w stanie ci się oprzeć. Zdobędziesz go nawet bez starania się- zapewnił chłopak.

Tego byłam pewna. Urodę odziedziczyłam po mamie. Ogniste włosy sięgające do pasa, kocie zielone oczy oraz szczupła i zwinna sylwetka.

Lewis miał niebieskie oczy, w odcieniu oceanu. Blond włosy i delikatną opaleniznę (ja w porównaniu do niego byłam strasznie blada). No i, niezły sześciopak.

Ja i Sally też byłyśmy silne, ale nie miałyśmy takich mięśni. Naszymi atutami były spryt, szybkość i zwinność.

Sally miała proste kruczoczarne włosy i szare oczy.

My miałyśmy podobny wzrost, dlatego często wymieniałyśmy się ubraniami. Lewis był jakieś 15 cm wyższy.

Jednak to ja byłam najbardziej zmysłowa i dzika z naszej trójki.

Samochód zatrzymał się przed 4-piętrową kamienicą. Odszukaliśmy odpowiednie mieszkanie i weszliśmy do środka.

Miejsce było idealne. Trzy pokoje, po jednym dla każdego z nas. Dwie łazienki i salon połączony z kuchnią. Wszystko było nowoczesne i głównie w odcieniach czerni.

Rozpakowaliśmy się. Wszystkie rzeczy potrzebne do szkoły leżały na biurkach. Była też koperta z pieniędzmi. W moim pokoju było również kilka zdjęć Nicka. Było widać, że są robione z przyczajenia i chłopak nie widział, że jest fotografowany.

Jedno musiałam przyznać. Był przystojny. Piękne brązowe włosy i takie same oczy. Ma każdym zdjęciu się uśmiechał. Wydawał się miły i przyjazny.

Położyłam się wcześnie, żeby wyspać się na pierwszy dzień szkoły. A tak właściwie pierwszy dzień drugiego semestru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro