Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Weszłam do mieszkania, gdzie od razu naskoczyła na mnie Sally:

-Jez, wreszcie jesteś! Gdzieś ty była?! Martwiłam się, idiotko! Lewis mówił, że nie wie gdzie poszłaś!

Posłałam chłopakowi zaskoczone spojrzenie.

- No, nie powiedziałaś gdzie idziesz. Rzuciłaś tylko na szybko, że z Nickiem. A Sally nie pytała się z kim, tylko gdzie- wzruszył ramionami.

- Ty kretynie!- walnęła Lewisa w ramię.- Gdybyś powiedział, że jest z Nickiem nie martwiłabym się tak.

- Nie pytałaś- zrobił minę niewiniątka.

- Dość- wtrąciłam zanim Sally zdążyła odpowiedzieć.- Wróciłam i jestem cała. Mam świetną wiadomość.

- Jaką? No mów!

Poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Przyjaciele się do mnie dosiedli. Wpatrywali się we mnie z wyczekiwaniem.

- Nick jest moim chłopakiem!- krzyknęłam podekscytowana.

Sally pisnęła, a Lewis popatrzył na mnie z aprobatą.

- Super! Udało ci się!- dziewczyna skakała po pokoju.

- Wiedziałem, że ci się uda. Teraz została już ostatnia część planu-powiedział spokojnie Lewis.

- Ta najtrudniejsza- mruknęłam. Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni- Wszystkie zadania od Spettro były raczej łatwe. Pobić kogoś, okraść i podrzucić dowody. No wiecie, nigdy nikogo jeszcze nie zabiłam. Podobno pierwsze morderstwo zmienia ludzi.

- Ty zawsze będziesz naszą Jez, Bez względu na to co zrobisz i ile osób zabijesz- powiedziała Sally przytulając mnie.

- Ona ma rację. Zawsze możesz na nas liczyć- obiecał Lewis dołączając do Sally.

- Nie składajcie obietnic, których myć może nie będziecie mogli dotrzymać- szepnęłam w ich uścisku. Na tyle cicho, że żadne mnie nie usłyszało.

Następnego dnia nie mogłam się doczekać aż zobaczę Nicka. Tak naprawdę wiedziałam, że już całkiem mi uległ, ale w szkole się tylko upewniłam.

Na jednej z przerw wyszliśmy na dwór i usiedliśmy pod rozłożystym drzewem. Byliśmy sami. Właśnie kłóciliśmy się o zadanie z matmy. W sumie ja zawszę się dobrze uczyłam, a Nick dorównywał mi poziomem.

- No właśnie ci tłumaczę, że popełniłeś błąd przy pierwiastkach. Tu źle obliczyłeś więc reszta automatycznie jest źle zrobiona. Powinno wyjść 9,5347- tłumaczyłam.

- Nie, to ty zawaliłaś nawiasy. Na samym początku dlatego pierwiastek wyszedł ci inny. To powinno być 18,7354- zaprzeczył.

- Nie wmawiaj mi, że to ja zrobiłam błąd. Ja mam wszystko dobrze...- nie zdążyłam dokończyć, bo chłopak gwałtownie zatrzasnął zeszyt i spojrzał na mnie z powagą, a nie z delikatną kpiną i rozbawieniem tak jak wtedy gdy kłócimy się o głupoty.

- Wybierasz się na ten bal wiosenny?- spytał.

- Chyba tak. Jeszcze o tym nie myślałam- odparłam szczerze.

- Bo wiesz, tak sobie pomyślałem- wciągnął powietrze- że moglibyśmy iść razem. Skoro i tak jesteśmy parą.

- Zapraszasz mnie na szkolną imprezę?- zapytałam rozbawiona.

Trochę się speszył.

- Tak- wydukał.

- W sumie czemu nie? Możemy iść razem- ale zanim mi odpowiedział rzuciłam:

-Aż taką suką nie jestem.

Zaczęłam się śmiać, a Nick dał mi kuksańca w żebra. Myślałam, że się zaraz uduszę. Nie mogłam opanować śmiechu. Miałam jakiś napad. Czegoś się nawdychałam albo to po prostu przez Nicka. Chłopak pomógł mi się uspokoić. Gdy wróciły mi zdrowe zmysły zorientowałam się w jakiej pozycji się znajdujemy.

Nick siedział oparty o drzewo. I trzymał mnie w ramionach. Leżałam plecami na jego klatce piersiowej. Siedziałam miedzy jego nogami. Odwróciłam się do niego.

Uśmiechał się, ale to z jego oczu można było wszystko wyczytać. One po prostu błyszczały. W tych brązowych tęczówkach pięknie odbijało się słońce.

- O której mam po ciebie przyjechać?- spytał.

-Około ósmej.

- Nie mogę się doczekać.

Wstał i otrzepał się z trawy po czym podał mi rękę. Ujęłam jego dłoń. Pomógł mi wstać. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę budynku nauk ścisłych.

Po lekcjach Nick odwiózł mnie do domu.


Pamiętajcie zostawić coś po sobie! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro