Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jedyne, co teraz czuł to ciepło. Takie przyjemne, idealne warunki do spania.
Wtulił się bardziej w źródło tego ciepła. Miał ręce wokół wydzielającego ciepło obiektu. Twarz wtulał w jakąś twardą, unoszącą się i opadającą powierzchnię. Nie wiedział czemu, ale podobało mu się to.

MadzielG

TosiaTheRabbit


Usłyszał głosy twórców. Zaraz się ocknął, pełen podejrzeń, w jakiej sytuacji się znajduje.
Zgodnie z jego obawami, obudził się w dość niezręcznej sytuacji.

Tuż przed nim zajdowała się klatka piersiowa jakiegoś szkieleta. Powoli skierował swoje pole widzenia do góry, dosłownie kilka centymetrów od twarzy Crossa, teraz wyglądającą jak dojrzała, dorodna śliwka. Ink był pewny, że jego twarz jest najjaśniejszą tęczą w całym multiversum.

Zastygli tak na chwilę, a rumieniec na ich twarzach się pogorszył. Znajdowali się w dwuznacznej pozycji.

Odskoczyli od siebie jak najszybciej tylko mogli.

Skończyło się to boleśnie do artysty, bo dopiero teraz poczuł ból.

Cicho jęknął i złapał się za żebra, próbując zwinąć się w kulkę, chowając się przed całym światem.

Po chwili zauważył, że oprócz bandaży oraz bluzy, którą był przykryty nie miał nic na sobie. Jego rumieniec jeszcze się pogorszył, a jego twarz paliła żywym ogniem.

Najgorsze było jednak to, że po tych... interesujących wypowiedziach twórców do jego umysły napłynęły bardzo brudne myśli. Nie był aż tak niewinny, w końcu powagał im tworzyć różnorodne rzeczy. Co nieco musiał wiedzieć o TYCH sprawach.

Zasłaniając się jak najbardziej bluzą, przypominał sobie doświadczenia z poprzedniego dnia.

Naprawdę wczoraj zrobił z siebie szaleńca...? Całe szczęście, że tylko Error to widział, bo mogło być gorzej. Czasem miał takie wachania nastrojów, a ta depresja i bezsenność jeszcze bardziej je potęgowała.

Pogrążył się w myślach.

Czemu twórcy się do niego odzywają? Od czasu X-Eventu się z nim nie komunikowali.

A może to tylko jego chora wyobraźnia postanowiła zabawić się jego kosztem? Tego nie wiedział.

Kiedy tak siedział z zanikającym rumieńcem, Cross miał na niego aż nazbyt idealny podgląd. Kiedy przyłapał się na dłuższemu przyglądaniu się, jego rumieniec jeszcze się pogorszył.

Pewnie teraz przypominał już Underfell Grillby'ego.

Rzucił w niego pędzlem i ciuchami, odwracając zawstydzony wzrok.

- Możesz się ubrać? Proszę - wyszeptał i zakrył twarz rękami, po czym obrócił się, dając Inkowi choć trochę prywatności.

Artysta również rumienił się piękną tęczą na twarzy. Szybko położył ubrania na podłożu i odmalował je, po czym założył najszybciej jak potrafił. Wciąż był jednak słaby i prawie by upadł, gdyby nie pewien ciekawski ktoś.

Tak, Cross go podglądnął w sumie sam nie wiedział dlaczego. Złapał Inka na czas i posadził go na ziemi.

- Uważaj, bo po takich ranach raczej nie prędko się wyliżesz.

Niższy westchnął i namalował koc, którym się przykrył. Wiedział, że w takim stanie raczej nie ma po co chodzić po AU czy nawet wracać do Anty-Voidu a na wizytę w DoodleSphere nie miał ochoty.

- To co cię tu sprowadziło?- zapytał cicho, próbując zgarnąć chociaż część informacji.

Powiedzieć mu prawdę, czy nie? Powiedzieć, bo i tak nie ma już nic do stracenia.

- Wszyscy mnie nienawidzą po tym, jak dowiedzieli się prawdy.

Czekał aż go wyśmieje. Aż zacznie się śmiać i moze ukróci jego męki. Ale zamiast tego nic się snie stało. Poczuł tylko jak coś go przytula.

- Wiem jak to jest. Ty przynajmniej nie jesteś tu uwięziony wiesz? Może i jesteśmy wrogami ale znam ywój ból aż za dobrze. Z resztą i tak nie mogę nic zrobić.

Przywołał nóż i spróbował dźgnąć mniejszego. Nóż przez zetknięciem się z ofiarom roztrzaskał się na małe zglitchowane kawałki.

- To chyba jesteśmy razem w tym bagnie, co?














Powiedzcie, czy wam się podoba taka interaktywna forma. Po prostu straciłam wenę na to i staram się jakoś uratować to opowiadanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro