^24^

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

_Leila_

Za Markiem w gabinecie pojawiła się kobieta. Była bez dziecka. Pewnie zasnął. Chciałam wstać z kolan męża, jednak ten mi nie pozwolił. Prawda jest taka, że dzieci uspokajają się, czując bliskość ojca obok siebie. Uśmiechnęłam się, kiedy Adam położył dłoń w miejscu kopnięcia. Dzieci jak jeden mąż, przestały się wiercić. Jednak czułam niepokój. Jakby coś się miało wydarzyć.

- Słucham. Co masz nam do powiedzenia? - zapytał poważnym głosem Adam. Spojrzałam na czerwonowłosą, która widząc nasze twarze, przestała się uśmiechać. Zmrużyłam delikatnie oczy.

- No, jak to co? Luna widziała, że mam dziecko i...

- I wiem, że to dziecko nie jest ani mojego męża, ani mojego syna. Dlaczego chcesz, a raczej chciałaś nam wmówić coś innego? - zapytałam spokojnie. Adam warknął, więc spojrzałam na niego srogo. Kobieta zrobiła wielkie oczy.

- A... Skąd Luna to wie? - uśmiechnęłam się delikatnie. Kobieta może mieć jakieś dwadzieścia pięć bądź sześć lat.

- Dziecko nie jest podobne do żadnego z nich. Od razu zauważyłabym jakieś podobieństwo. Ciekawi mnie, co cię skłoniło do okłamania alfy i luny? - zapytałam. Zauważyłam, jak kobiecie zaczęła drżeć warga. Spuściła głowę w dół i milczała. Trzeba inaczej. Spojrzałam na Marka a później na Adama.

- Zapomnij. Nie zostawię cię z nią samej! - krzyknął mój mężczyzna. Przewróciłam oczami i pocałowałam go szybko w usta.

- Pięć minut. Po pięciu minutach możesz nawet tutaj wejść i się zesrać. - powiedziałam. Mark zaśmiał się cicho i krótko, po czym wyszedł powoli z biura. Wstałam z kolan ukochanego i cierpliwie czekałam, aż król podniesie swoje cztery litery i wyjdzie zza drzwi. Zacisnął usta w cienką linię, pocałował mnie w czoło i przechodząc obok czerwonowłosej, warknął głośno. Zostałyśmy same. Usiadłam za biurkiem na miejscu Adama i obserwowałam kobietę.

- Może usiądziesz na przeciwko mnie? Uwierz mi, nawet jak będziemy krzyczeć, nie usłyszą nas. - powiedziałam, na co kobieta podniosła szybko głowę. Uśmiechnęłam się delikatnie i wskazałam dłonią na krzesło. Kobieta powoli podeszła i usiadła.

- A teraz, czyje jest to dziecko?

- Moje i mojego mate, Luno. - powiedziała powoli. Zmarszczyłam brwi.

- Co na to twój mate? - zapytałam. Kobieta spojrzała na mnie a jej oczy zaszkliły się.

- Luno, mój ukochany... on zniknął. Poszedł dwa tygodnie temu na polowanie i do tej pory nie wrócił. Ja nie wiedziałam co mam robić!

- Więc dlaczego...

- Na początku chciałam prosić Was o pomoc w odnalezieniu mojego mate. Ale spotkałam dziewczynę, która powiedziała, że więzicie mojego ukochanego. Opisała mi, jak zanosiła mu jedzenie do lochów, jak krzyczał, że chce wrócić do mnie i dziecka... Uwierzyłam jej i chciałam go uwolnić, przy okazji skłócając alfę i lunę. - powiedziała. Oparłam się o oparcie i pogłaskałam brzuch.

- Mówiła coś jeszcze ta dziewczyna?

- Tak... Coś, że zabito jej siostrę Arabi, później uciekła. - odpowiedziała, na co pokiwałam głową. Cholerne plastiki! Arabi inaczej Arabelle... Zajebiście. Do gabinetu wparował Adam. Spojrzałam na niego.

- Jak wygląda i nazywa się twój mate? - skierowałam pytanie do kobiety.

- Jest bardzo opalony, ma szare oczy i blond włosy. Nazywa się Theo Noches. - powiedziała.

- Trzeba poszukać tego wilkołaka. - powiedziałam do Marka, który stał zaraz za moim mate. Przyjaciel pokiwał głową i zniknął. Adam podszedł do mnie i stanął za krzesłem.

- Z jakiej jesteście watahy? - zadał głośno pytanie.

- Podróżowaliśmy, dopóki nie urodziła się Sofia.

- Kiedy odnajdziemy twojego mate, porozmawiamy z nim. Możesz wrócić do swojej córki, zdrzemnij się i przyjdźcie później na kolację. Przywołam po was kogoś. - powiedziałam, wstając z krzesła.

- Dziękuję! - krzyknęła, wstając gwałtownie.

- Tak poza tym, jestem Leila a to mój mąż Adam. - powiedziałam rozbawiona.

- Oh... Jestem Beatrice.

- Możesz odejść. - powiedział Adam. Beatrice ukłoniła się i wyszła z pomieszczenia. Odwróciłam się przodem do mężczyzny.

- I co teraz, moja ukochana? - zapytał, łapiąc mnie w talii.

- Coś na pewno porobimy...

_Ruth_

Byłam z Isaac'iem w miejscu pełnym ludzi. Jednak każdy się uśmiechać, przytulał i śmiał w niebogłosy. Zmarszczyłam brwi, patrząc na kobietę, która miała napisane na bluzce "free hugs". Po chwili podbiegł do niej mężczyzna i mocno przytulił. Otworzyłam szeroko usta.

- Ruth... - zaczął coś mówić Isaac, ale bezczelnie mu przerwałam, krzycząc:

- ZARAZ BĘDZIE CIEMNO!

- ZAMKNIJ SIĘ! - witamy przystanek Woodstock. Isaac zaśmiał się głośno i objął mnie ramieniem, całując w skroń. To się nazywa rodzinna atmosfera. Spojrzałam na Isaaca z uśmiechem.

- Już czas byś się obudziła... - mruknął i zaczął całować mnie po szyi. Zamknęłam oczy, czując przyjemne iskierki i otworzyłam je, gdy owe iskry zniknęły. Ale nie byłam na Woodstocku, tylko w łóżku z uśmiechniętym blondynem.

- Kiedy zasnęłam? - zapytałam zdziwiona. Ostatnie co pamiętam, to jak siedzieliśmy przed telewizorem, pochłaniając naleśniki.

- Kiedy zjedliśmy, zaniosłem talerze do zlewu. Wróciłem do salonu, a ty już spałaś. Zaniosłem cię do łóżka, przebrałem w moją koszulkę i położyłem się obok ciebie. - powiedział. Zaśmiałam się cicho.

- Która jest go... - przerwał mi dźwięk komórki Isaaca. Blondyn spojrzał na mnie przepraszających wzrokiem i odebrał telefon, łapiąc mnie za rękę, którą ścisnęłam.

- Cześć tato, co się stało, że dzwonisz? - zapytał uprzejmie. Żeby mu nie przeszkadzać, wstałam z łóżka i pocałowałam go w policzek.

- Czekaj. Gdzie idziesz kochanie? - zadał mi pytanie Isaac, przerywając na chwilę rozmowę z ojcem. Odpowiedziałam mu z uśmiechem.

- Spokojnie kochanie. Idę wziąć kąpiel a ty pogadaj spokojnie z ojcem.

- Dobrze, ale kiedy skończę dołączam do ciebie. - powiedział poważnie. Zaśmiałam się głośno.

- Zobaczymy... A teraz puść moją rękę. - mężczyzna puścił mnie i z uśmiechem obserwował moje poczynania, wznawiając rozmowę z tatą. Wzięłam z szafy czarną koszulkę z czerwonym napisem "LoVe Is My NaMe", do tego krótkie biały spodenki z wysokim stanem no i oczywiście koronkową bieliznę. Leila nie umiała mi spakować innej... Mamy już ubrania w szafie, ponieważ Isaac rozpakował nas, kiedy spałam. Weszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i położyłam ubrania na szafce. Napuściłam wody do wanny, nalałam jeszcze żelu o zapachu dzikiej róży i rozebrałam się, wchodząc naga do wanny. Nie chciałam zamoczyć włosów, więc wzięłam gumkę i zrobiłam byle jakiego koka. Zamknęłam oczy i zaczął się czas relaks. Jeszcze Isaaca brakuje, ale pewnie za nie długo przyjdzie. Mam nadzieję...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro