^10^

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

_Isaac_

Wkurwiony wracałem do mojej mate. Gówniarz zrobił mi dobry kawał. Wie, jak nienawidzę rumoru w siłowni, w której wyładowuję swoją złość. Najgorszy widok na świecie jest wtedy, gdy idziesz sobie spokojnie poćwiczyć na siłce, a tam co? Bieżnia rozwalona, worek treningowy zamiast wisieć, leży na podłodze a ciężarki nie można nazwać ciężarkami. Do tego białe ściany pomalowane w części na różowe serduszka, słoneczka i chuj wie co jeszcze. Kiedy miałem przekraczać drzwi sypialni mojej i Ruth, usłyszałem głos męski:

- Teraz moja zagadka! Co mam w spodniach, czego nie masz ty? - No kurwa, to już przegięcie! Otworzyłem szeroko drzwi i wszedłem do środka. Oczy wszystkich zebranych skupiły się na mojej osobie. Przeleciałem po wszystkich wzrokiem i śmiem stwierdzić, że pojawiła się moja rodzinka. Zamknąłem drzwi i podszedłem do mojej mate. Obok niej siedział Oscar, który uśmiechnął się do mnie. Wziąłem czerwonowłosą na kolana i pocałowałem ją w tył głowy. Jeszcze rodziców tu brakuje...

- Cześć dzieciaki! - no i wszyscy w komplecie. Do pokoju wszedł uśmiechnięty szeroko tata a za nim mama.

- Ruth wiesz? - zapytał Oscar. Moja kobieta zmarszczyła brwi i z ust zrobiła dziubek. Niestety czy stety, podziałało to na mnie, przez co kobieta spojrzała na mnie zaskoczona. Z uśmiechem pocałowałem jej usta.

- Wiem... Kieszenie. - tata usiadł obok a mama zaczęła się śmiać.

- Adam, nie wszystko jest związane z jednym. - Ruth zaśmiała się cicho. Po chwili moja kobieta się odezwała:

- Teraz ja mam zagadkę. Co robi mężczyzna stojąc, kobieta siedząc a pies na trzech łapach? - otworzyłem szeroko oczy. Najnormalniej w świecie robią swoją potrzebę. Mama zaczęła chichotać a Ruth dołączyła do niej, kiedy zobaczyła moją i wszystkich obecnych miny. Po chwili Stiles podskoczył i krzyknął:

- Wiem! Podają rękę a pies łapę. - Ruth pokiwała głową a Matt się zaśmiał. Melody wtuliła się w brata mojej mate.

- Koniec tych dwuznacznych zagadek. Ruth opowiedz coś o sobie i Matcie. - czułem, jak ukochana się spięła. Pomasowałem jej plecy, aby się rozluźniła, co przyniosło skutek.

~ Spokojnie, kochanie. Nie musisz mówić całej prawdy, gdy nie chcesz. ~ przekazałem jej. Moja mate westchnęła i uśmiechnęła się delikatnie. Matt wstał z podłogi i podszedł do nas. Usiadł obok na łóżku i złapał moją mate za rękę. Miałem ochotę warknąć, jednak to jest jej brat i nie muszę być o nią zazdrosny. Mój ojciec warczy nawet na małego chłopczyka, gdy ten da mamie buziaka, czy ją przytuli.

- No więc... Nie wiem czy Isaac mówił, jesteśmy z domu dziecka. Akurat wyszliśmy z niego w ten sam dzień, w którym się spotkaliśmy... - w jednym momencie w pokoju nastała cisza. Mogłem usłyszeć przyspieszone bicie serc.

- Przykro mi. - powiedziała mama, jednak Ruth jej nie odpowiedziała. Wydawało się, że nie chciała, jednak wiedziałem, że była w swoim świecie.

- Jak tam trafiliście? - zapytała cicho Melody. Nawet Matt spojrzał na siostrę zaciekawiony. Ruth westchnęła cicho i spojrzała na brata, przełykając ślinę. Po chwili zwróciła wzrok na mnie i mogłem zauważyć łzy w jej oczach.

~ Wygoń ich. Nie chcę aby nasza mate płakała. ~ Ivo warknął agresywnie.

~ Decyzja należy do naszej ukochanej.

~ Ale ona płacze do kurwy nędzy!! ~ zacisnąłem szczękę.

- Spokojnie kochanie. Jeszcze będzie czas na rozmowy, jeśli dziś nie...

- Nie... Powiem. Nasi rodzice popełnili samobójstwo, gdy Matt miał dwa latka... - na końcu, głos jej się zaczął łamać.

- A...

- Koniec pytań. - przerwałem Ariel twardym głosem. Każdy w pokoju miał smutny wyraz twarzy, jednak mimika twarzy Matta... Chłopak był załamany. Melody przytuliła go. Matt położył głowę na jej ramieniu.

- Dobrze dzieci. Chodźcie na dół. Zostawmy ich samych. - Po długiej ciszy, odezwał się tata. Wstał z łóżka, złapał mamę za rękę, położył mi dłoń na ramieniu a po chwili wyszedł. Oczywiście z mamą. Za rodzicami wyszła cała dwunastka. Na samym końcu, Matt przytulił krótko Ruth. Melody złapała go za ramię.

- Dziękuję. - po czym wyszli, zamykając drzwi. Ruth wiedząc, że jesteśmy sami, wtuliła się we mnie i zaczęła płakać. Położyłem głowę na jej ramieniu, masując powoli jej plecy.

- T-to nadal b-boli... - wyszeptała. Podniosłem głowę i spojrzałem na jej twarz. Serce mnie boli na widok jej czerwonych oczu. Taka osoba nie powinna płakać.

- Przepraszam kochanie. Gdyby nie te pytania... - kobieta przerwała mi.

- Nie przepraszaj. Wiedziałam, że te pytania kiedyś będą, ale... Ale nie potrafię się pogodzić z tym, że ich nie ma. Że już więcej nie zobaczę taty, mamy... To boli. - przytuliłem ją mocno do swojego torsu. Po kilku minutach, ukochana przestała płakać. Jednak na miejsce płaczu, dostała czkawki.

- Pamiętaj kochanie, że jestem i zawsze będę z tobą. Zawsze. - Ruth pokiwała głową z lekkim uśmiechem, złapała moje policzki w swoje dłonie i pocałowała delikatnie. Mnie, oczywiście, to nie wystarczyło i po chwili nasza pieszczota stała się namiętna. Kiedy się oddaliliśmy, zapytałem:

- Wiesz co to jest? Który narząd nie ma kości, ma mięśnie i naczynia krwionośne. Czasami bywa twardy, pulsuje i odpowiada na miłość? - szaro-oka z uśmiechem odpowiedziała szeptem:

- Serce...

~*~*~

Po dwóch godzinach leżenia, przytulania i skradania sobie całusów, postanowiłem zabrać Ruth na miasto. Gdy kobieta była ubrana w dżinsy i koszulkę, którą pożyczyła od innej wilczycy, ubraliśmy buty i poszliśmy do samochodu. Kulturalnie otwierałem jej drzwi.

- No powiesz mi gdzie jedziemy? - po raz piętnasty zadała to samo pytanie. Z uśmiechem splotłem nasze palce.

- Dowiesz się, jak będziemy na miejscu. - Ruth westchnęła i zaczęła oglądać otoczenie. Postanowiłem pojechać najpierw na zakupy. Moja mate ma braki w szafie. Zapieliśmy pasy, odpaliłem samochód i ruszyłem do przodu. Przez las jazda będzie trwać jakieś półgodziny, później kolejne półgodzinki i będziemy w mieście. Wataha znajduje się głęboko w lesie, jednak ojciec kazał zrobić ścieżkę, aby można było spokojnie jechać samochodem do miasta na zakupy. W centrum mam też swoje mieszkanie, jednak gdzie jest lepiej niż w domu?

- O czym tak myślisz? - spojrzałem zaskoczony na moją mate, która położyła swoją dłoń na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się szeroko, złapałem jej dłoń i jej zewnętrzną stronę.

- O niczym ważnym skarbie. Za półgodziny będziemy u celu, później po pierwszej niespodziance zabieram cię na drugą. - powiedziałem. Ruth zmarszczyła brwi.

- Ale co to za niespodzianki? Proszę powiedz... - zaśmiałem się głośno i pokręciłem głową.

- Wybacz kochanie, ale niespodzianka to niespodzianka. Zresztą, później sama się zorientujesz, gdzie cię zabieram.

- Naprawdę?

- Tak. No, może w połowie... - po prychnięciu mojej mate w samochodzie zrobiło się cicho. Postanowiłem włączyć radio, z którego zaczęły wypływać hiszpańskie melodie. Jęknąłem pod nosem. Chciałem zmienić płytę, jednak poczułam wbijające się w moją rękę paznokcie. Spojrzałem zdezorientowany na czerwonowłosą.

- Nawet nie waż się tego wyłączać. - powiedziała. Kiedy pokiwałem głową, puściła moją rękę i zaczęła nucić pod nosem piosenki. Kilkanaście piosenek później, wjechaliśmy do miasta. Miałem szczęście, że po pięciu minutach jazdy, znaleźliśmy się pod centrum handlowym.

- Nie. Nie, nie, nie, nie, nie... Ja tam nie wejdę. - zgasiłem silnik i spojrzałem zaskoczony na moją mate. Odpiąłem pas i wysiadłem z samochodu. Okrążyłem go i otworzyłem ukochanej drzwi. Dziewczyna z ociąganiem odpięła pas i powoli wysiadła z pojazdu. Zamknąłem drzwi, złapałem dłoń ukochanej, splatając nasze palce i pociągnąłem ją w stronę centrum. Chcieliśmy wejść  przez drzwi obrotowe, jednak kiedy mieliśmy już wychodzić, jakiś chłopak z plecakiem... zaklinował się. Plecak utknął mu pomiędzy drzwiami. Powstrzymując śmiech, pomogłem chłopakowi, który mi podziękował i weszliśmy do środka. 

- To od czego zaczynamy? - zapytałem podekscytowany. Chcę kupić i uszczęśliwić ukochaną. Nie chcę, by jej czegoś brakowało. Musi mieć wszystko najlepsze.

- Od powrotu do samochodu i jazdy do domu. - powiedziała markotnie pod nosem, przez co zaśmiałem się.

- Chodź marudo. Znajdziemy ci kilka par spodni, bluzek i bluz. Do tego jakieś buty, sukienki i kosmetyki.

- A po co mi kosmetyki?

- Wiesz, ładnie będą wyglądać twoje wszystkie mazidełka, balsamy i kremy obok moich kosmetyków w łazience na półce. Chodź tutaj. Zobaczymy co i jak. Gdy nic ci się nie spodoba, pójdziemy do następnego. - powiedziałem zaciągając ją do 6pm. Były tam same buty, szpilki, tenisówki... Po prostu buty w różnych kolorach. Zaczynamy zabawę.

~*~*~*~
Coś na humor ;) Mam nadzieję, że się podoba ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro