Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Will

   Gdy tylko blondyn stanął przed drzwiami domku Hadesa, nagle wyparowała z niego cała pewność siebie z jaką tu przyszedł. Nie powinno go tu być, powinien poprosić kogoś, żeby się tym zajął, a sam powinien być w infirmerii. Powinien, powinien, powinien. Udręczony i w rozterce oparł czoło o drzwi i westchnął ciężko. Już miał odwrócić się na pięcie i uciec, gdy nagle poczuł jak znienacka znika oparcie, na które przerzucił ciężar swojego ciała. Drzwi otwarły się gwałtownie, a on stracił równowagę, lecąc twarzą w przód. Rozpaczliwie zamachał rękami, próbując uchwycić się czegokolwiek: padło na framugę. Kurczowo wczepił palce w drewnianą listwę, poczuł ból, gdy ręka naciągnęła się pod wpływem niespodziewanego szarpnięcia. Zawisł w pół drogi do podłoża. Gdy podniósł wzrok, jego spojrzenie napotkało ciemne oczy Nica. Jego twarz wyrażała zaskoczenie, niedowierzanie, ale także... rozbawienie?

- Will? Co ty tutaj robisz? - zapytał.

- Siostra powiedziała mi, że jesteś chory. Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku. - odpowiedział blondyn, wracając do pionu i nerwowo rozcierając nadszarpnięte ramię.

- Chory? - brwi Nica powędrowały w górę, pod czarną grzywkę. - Nie, raczej nie. Czuję się wyśmienicie, dziękuję za troskę.

  Tym razem to Willa zamurowało. Brunet był zdrowy? Ale w takim razie po co dziewczyna wysłała go do domku Hadesa? To wszystko nie miało sensu. Trybiki w jego głowie pracowały w takim tempie, że chyba można było je usłyszeć. Nagle coś zaskoczyło, a obraz stał się jasny. Spojrzał w stronę drzwi, po czym ponownie na drugiego chłopaka.

"Helen, ty podstępna-"

- Przepraszam, musiała się pomylić, moim obowiązkiem jako lekarza było sprawdzić - odezwał się w końcu Will, ale gdy tylko słowa opuściły jego usta, zorientował się jak chłodno i formalnie zabrzmiały. - To znaczy, martwiłem się też jako twój przyjaciel, chciałem wiedzieć, czy na pewno wszystko w porządku, pomóc w razie potrzeby - wyrzucał z siebie potok nieskładnych wyjaśnień. - Skoro miewasz się dobrze, to ja już ci nie będę przeszkadzał - odwrócił się na pięcie i już miał wybiec z domku, gdy poczuł na ramieniu drobną, ale silną dłoń.

- Poczekaj - w głosie Nica było wahanie. - Od jakiegoś czasu... czuję na sobie ogromny ciężar. Źle sypiam, nie mam apetytu. Mam wrażenie, jakbym połknął kulę ołowiu. Wiesz czego to mogą być objawy, doktorze?

   Blondyn zamarł w półkroku. Oczywiście, że wiedział. Przecież sam też się tak czuł. Spojrzał w dół na swoje drżące dłonie. Chyba nadszedł czas konfrontacji.

- Sądzę, że wiem. I myślę też, że znam na to sposób - odwrócił się ze smutnym uśmiechem. - Chyba musimy porozmawiać, co nie?

Nico

"Musimy porozmawiać"

Nico nienawidził tej cholernej frazy. Zawsze ciągnęła za sobą czarne chmury złych informacji, skrajnych emocji, gwałtownych zmian i ciężkich decyzji.  A te rzeczy przerażały chłopaka. Przełknął ślinę i skinął głową. Usiadł po turecku na łóżku i spojrzał na blondyna. Tamten zajął krzesło stojące pod ścianą, jednak najwyraźniej nie czuł się na nim wygodnie: co chwila zmieniał pozycję lub wiercił się w miejscu. Nie podnosił przy tym wzroku, jakby bał się, że jego oczy spotkają te należące do Nica. Po chwili jednak zatrzymał się w jednej pozycji, przełknął ślinę i odezwał się ze wzrokiem wciąż wzbitym w ziemię:

- Ostatni czas był... napięty - wydukał, chyba nie bardzo wiedząc jak wejść w tą rozmowę.

  Nico wcale nie miał zamiaru mu pomagać, bo sam choć wiedział, co chce powiedzieć blondynowi, czuł, że tych chęci nie da się upchnąć w słowa. Cholerne ograniczenia ludzkiego języka.

- Możesz mnie teraz spoliczkować - kontynuował Will. - Ale w tym czasie bardzo za tobą tęskniłem. Kiedy nie wiem gdzie jesteś ani co się z tobą dzieje, doprowadza mnie to do obłędu. Jednak wiedziałem, że po tym, co się stało... Po tym co ci zrobiłem - skorygował, a Nico w milczeniu docenił to przyznanie się do winy. - Nie miałem prawa przychodzić i sprawdzać, co u ciebie. Co dawało mi prawo martwić się, czy nie zrobisz sobie krzywdy, kiedy to ja skrzywdziłem cię najbardziej?

- A jednak przyszedłeś - stwierdził krótko brunet, podciągając kolana pod brodę.

- Helen powiedziała mi...

- Nie o tym mówię - przerwał mu Nico. - Kilka dni temu... przyszedłeś tutaj. Zapukałeś, ale ja ci nie otworzyłem. Stałem jednak pod drzwiami i słyszałem co mówiłeś. O tym, że... - zawahał się. Czy ma odwagę zapytać Willa o jego deklarację szczerych uczuć? - że mnie przepraszasz - kontynuował wymijająco.

- A więc jednak słyszałeś - na twarzy blondyna malowała się nieopisana ulga. - Chcę, żebyś wiedział, że wszystko, co wtedy powiedziałem, było prawdą. Włącznie z tym - ciągnął, po raz pierwszy podnosząc wzrok na syna Hadesa. Ich oczy spotkały się. Spojrzenie Willa było zdeterminowane i poważne. - Że chciałbym z tobą być. Na prawdę. Wiem jednak, że nie mam prawa cię prosić chociażby o przebaczenie, a co dopiero o taki gest. Nie liczę na to, ale chcę, żebyś wiedział co czuję. I że z całego serca żałuję tego, co zrobiłem. Mam tylko nadzieję - nieśmiało ujął dłonie Nica w swoje i zamilkł, niepewnie czekając na jego reakcję. Brunet nie cofnął dłoni - że kiedyś, w przyszłości nie będziesz żywił do mnie nienawiści - zakończył wbijając wzrok w ziemię.

Nico

- Nienawiści? - z gardła syna Hadesy wydobyło się coś między szlochem a parsknięciem śmiechu. Spoglądał na drugiego herosa w jakimś obłąkańczym rozbawieniu. Wszystkie nagromadzone przez ostatnie tygodnie emocje schodziły teraz z niego jak wodospad, w postaci potoku słów, dobywających się z zaciśniętego łzami gardła. - Nienawiści? Will, ja nigdy nie żywiłem do ciebie nienawiści. Tak, z twojej winy płakałem, czułem się jak najgorsze ścierwo, nie miałem nawet siły żeby podnieść się z łóżka. - widział, że jego słowa bolą Willa, ale chciał, żeby one wybrzmiały. Z resztą chłopak przyjmował je bez protestu z pokorą i skruchą, za co Nico był mu wdzięczny. - Chciałem cię nienawidzić, ale nie byłem w stanie. Ponieważ kocham cię do absurdu. - Podniósł wzrok na niedowierzające, zaszklone oczy blondyna. - Kiedy usłyszałem to co powiedziałeś mi wtedy pod drzwiami... Już wtedy ci przebaczyłem. Wiedziałem, że mówiłeś szczerze, słyszałem w twoim głosie, że też cierpisz. A kiedy powiedziałeś mi, że chcesz spróbować od nowa... byłem już pewny, że jeśli powtórzysz te słowa twarzą w twarz, patrząc mi w oczy, zgodzę się. Nie zrozum mnie źle - nie zapomniałem. Minie jeszcze mnóstwo czasu zanim zapomnę... być może to nigdy nie nastąpi. Ale chcę dać nam kolejną szansę. Chcę pozwolić ci naprawić ten błąd, i chcę pozwolić sobie ponownie zaufać. Ale nie potrafię tego zrobić sam, boję się tego. Pomożesz mi? - zapytał drżącym głosem, patrząc blondynowi w oczy.

Will

- Och Nico - Will nie mógł już dłużej powstrzymywać łez które pchały mu się do oczu i zaciskały gardło. Płynęły teraz swobodnie po jego policzkach. Przykucnął u stóp drugiego chłopaka i zacisnął swoje dłonie na jego. - Zrobię wszystko, co tylko jest w mojej mocy. I przysięgam na Styks - z determinacją podniósł głowę, spoglądając Nicowi w oczy - że już nigdy cię nie okłamię.

Niemal poczuł jak brunet na ułamek sekundy wstrzymuje oddech w zaskoczeniu. Każdy heros wiedział, że przysięgi na Styks to nie byle jaka rzecz. Jedak Will był gotowy złożyć taką i wiele innych - jeżeli to tylko oznacza, że znów będzie mógł trwać u boku tego chłopaka.

- Jeśli natomiast chodzi o to, co powiedziałem tamtego dnia - kontynuował, nie przerywając kontaktu wzrokowego - to powtórzę to jeszcze raz i mogę powtarzać to aż do skończenia świata, jeżeli zechcesz: Nico di Angelo, jeżeli tylko się zgodzisz spełnić moje największe marzenie, to chciałbym z tobą być. Chciałbym móc mówić o tobie jako o moim chłopaku, chciałbym móc trzymać cię za rękę, czy obejmować. Chciałbym móc wyjść gdzieś z tobą i nazwać to randką. Chciałbym trwać u twojego boku co dnia, wspierać jak tylko potrafię i patrzeć z zachwytem jak co dzień mnie zaskakujesz. Ponieważ mimo tego, że cię skrzywdziłem, to kocham cię i nie mogę bez ciebie żyć. Chcę choć po części naprawić swój błąd i zasłużyć na twoje przebaczenie. Czy mogę cię o to prosić?

Zamilkł i z nadzieję wpatrywał się w twarz Nica. Policzki chłopaka lekko poczerwieniały, mocniej zacisnął swoje chłodne palce na dłoni Willa.

- Możesz - wyszeptał brunet. Ostrożnie uniósł dłoń blondyna do swojej twarzy, a następnie nieśmiało musnął jej wierzch wargami. - Tak się cieszę... - głos mu się załamał.

Will, bez wahania podniósł się i zagarnął Nica w ramiona. Czuł ciepło bijące od jego ciała, serce galopujące w piersi bruneta, przyciśniętej do jego własnej, czuł jego rozedrgany oddech na swoim ramieniu i łzy ulgi wsiąkające w jego koszulkę.

Poczuł jak z jego piersi opada ogromny ciężar.

Na chwilę odsunęli się od siebie i spojrzeli sobie w oczy. Nagle jakby świat się zatrzymał, a wszystkie bodźce wyostrzyły. Wiedzieli, że oboje myślą o tym samym, ale oboje czekali w niepewnym napięciu, czekając, aż to druga osoba wykona pierwszy krok. Wszystko było jak z porcelany - jeden zły ruch i runie w pył.

- Mogę... - zaczął niepewnie Will, odwracając wzrok.

A potem nie pamiętał już nic, były tylko usta Nica na jego ustach, dłonie bruneta obejmujące jego twarz i jego przyspieszony oddech, kiedy na ułamki sekund odrywali się od siebie.

Blondyn zatracił się w tej chwili, jedną ręką objął chłopaka w talii, przyciągając go jeszcze bliżej, tak blisko, jak tylko się dało. Palcami drugiej dłoni mierzwił czarne kosmyki włosów, od czasu do czasu mocniej zaciskając pięść.

Ponownie odsunęli się i spojrzeli sobie w oczy, tym razem nie z napięciem, ale z miłością, wiedząc że są ze sobą bezpieczni.

- Kocham cię - wyszeptali jednocześnie, po czym roześmiali się.

Byli jak młodzi bogowie u zarania świata.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No dzień dobry

Zgadnijcie kto w końcu postanowił wygrzebać się z grobu po pół roku

Mam teraz trochę czasu, więc się przysiadło i się skończyło.

Czy jestem z tego zadowolonx? Nie wiem. Na prawdę, to jest ostatni rozdział, to powinna być dosłownie wisienka na szczycie, ale nie do konca jestem ustatysfakcjonowanx tym jak to wyszło. Jednocześnie mam świadomość, że aktualnie nie jestem w stanie napisać tego lepiej, więc oto prze państwem ostatni finałowy rozdział mojego pierwszego pisadełka na tej platformie.

Czy jest to najlepsze co w życiu wyszło spod mojej ręki? Zdecydowanie nie. Czytając teraz pierwsze rozdziały, które zostały napisane dosłownie lata temu, dosłownie nie mogę na nie patrzeć i zastanawiam się, czy na pewno zostały one napisane przeze mnie w pełnej świadomości i trzeźwości.

Jednak muszę przyznać, że przez te cztery lata poczułxm jakieś przywiązanie i sentyment do tej historyjki. Jest to przecież mój pierwszy krok w kierunku pisania moich autorskich wypocin publicznie i są tu też fragmenty które są dla mnie wielką dumą. Może to nie jest najlepsze co napisałxm, ale zdecydowanie jedno z bardziej sentymentalnych dla mnie opowiadań.

Sami pewnie wiecie, że bywało ciężko, zwłaszcza z systematycznością. Potrafiłxm przez miesiące obmyślać przebieg kolejnego rozdziału, ale nigdy tak naprawdę nie usiąść do komputera. Zdarzało mi się mieć "second thoughts" i w przypływie emocji już chciałxm usuwać rozdział, kiedy nagle dostawałam powiadomienie o komentarzu lub polubieniu, i później cały dzień mijał mi na szczęśliwym haju.

Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas na przeczytanie tego opowiadanka. Dziękuję wszystkim, którzy zaznaczyli swoją obecność dając gwiazdkę, pisząc komentarz lub dodając ten fanfik do swojej biblioteki. Naprawdę wiele to dla mnie znaczy i jestem wam za to bardzo wdzięcznx. To dzięki wam jeszcze nie rzuciłxm tego wszystkiego w cholerę i nie opuściłxm konta.

Przepraszam za każdą zwłokę: nie tylko jeżeli chodzi o ten rozdział, ale też każdy inny, który miesiącami leżał odłogiem. Ponownie chcę podziękować za cierpliwość, jesteście niezastąpieni.

Jak zwykle zapraszam do komentowania: tego rozdziału ale i całości opowiadania: co było dobrze, co się podobało, a co jeszcze wymaga pracy i poprawek.

No dobrze, czas zakończyć mój przydługi monolog (jeśli przeczytałxś go w całości, to wow, moje gratulacje i kondolencje zarazem) tak więc oficjalnie kończę to opowiadanie.

Cztery lata, to jednak coś.

Oczywiście nie kończę jeszcze działalności na koncie. Mam trochę zaczętych one-shotów z różnych fandomów, na razie skupię się na nich. Myślę, że minie jeszcze trochę czasu zanim wstawię coś wielorozdziałowego, ale kto wie, może jeszcze kiedyś się do tego zbiorę? Może nawet zacznę wstawiać moje w pełni autorskie rzeczy: ale to już zdecydowanie na jakimś osobnym koncie: chyba bym umarłx ze wstydu, gdyby jakieś moje obecne autorskie opowiadanie wyświetlało się zaraz obok fanfika sprzed 4 lat.

No dobrze kochani: dbajcie o siebie, pamiętajcie o piciu wody i wysypiajcie się

Do zobaczenia

~Ave Roma






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro