41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Keily

Niedzielne popołudnie zapowiadało się nudnie. Plan A opierał się na leniwym siedzeniu w domu przed telewizorem. Jednak ze względu na fakt, że Riliana spędziła cały tydzień pośród czterech ścian apartamentu, postanowiłam jej to wynagrodzić i wprowadzić w życie plan B. Za jej plecami zarezerwowałam stolik w jednej z miejskich restauracji z widokiem na ocean. Nie trzymając ją długo w niepewności, oznajmiłam jej plany na wieczór, co bez wątpienia bardzo ją ucieszyło.

- Kochanie co powinnam założyć? - spytała brunetka, z paniką przekopując szafę.

- Skarbie wierzę w twoje zdolności, na pewno coś znajdziesz. - cwaniacko uśmiechnęłam się w jej stronę.

- Idź pierwsza. - zakomunikowała: - Mnie na pewno dłużej zejdzie szykowanie.

Posłuchałam, co do mnie mówi i zniknęłam za drzwiami łazienki. Kiedy skończyłam brać prysznic i udałam się do sypialni w poszukiwaniu odpowiedniego outfitu, Riliana ciągle wybierała odpowiednią kreację. Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia, mając na sobie tylko bawełniany ręcznik, jej wielkie oczy zmierzyły mnie na wylot. Na twarzy brunetki ukazał się szeroki uśmiech i w momencie zakończyła to, co robi.

- Hmmy. - wydała cichy pomruk.

- Coś nie tak? - spytałam lekko zaskoczona.

- Jak tak stoisz, oparta o framugę w samym ręczniku to zastanawiam się, czy mam większą ochotę na ciebie, czy na wyjście do restauracji.

Wolnym krokiem podeszłam w jej stronę, nie odrywając od niej spojrzenia. Gdy znalazłam się zaledwie centymetry od niej, pchnęłam ją na łóżko, po czym odwróciłam się w stronę szafki i wyciągnęłam z niej ręcznik, rzucając w jej stronę

- Nic z tego. Śmigaj pod prysznic. Masz trzydzieści minut i ani sekundy dłużej. Zrozumiano?

Na twarzy brunetki pojawiło się lekki grymas, ale bez większego oporu posłusznie wykonała moje polecenie.
Czekałam na kanapie, niecierpliwie spoglądając na zegarek i zastanawiałam, się jak to jest możliwe, że Riliana potrzebuje tyle czasu, aby się naszykować.

Kobiety westchnęłam, gdy w momencie usłyszałam dźwięk, otwierających się drzwi od łazienki.

- Nareszcie. - rzuciłam w stronę brunetki

- Jeszcze chwilkę. Już prawie jestem gotowa. - usłyszałam szybką odpowiedź i trzask drzwi od sypialni.

Poddaje się, pomyślałam, wstając z kanapy i udając się na taras zapalić. Kiedy zaciągałam się dymem, starając się zrelaksować, usłyszałam za sobą głos Riliany.

- Jestem gotowa.

Odwróciłam się w stronę brunetki, która jak zwykle mnie nie zawiodła i wyglądała oszałamiająco.

Miała na sobie czarną sukienkę lekko przed kolana, zdecydowanie świetnie dopasowaną do jej kształtów z wielkim wycięciem w kształcie litery v na plecach. Do tego wyprostowane włosy i lekki makijaż, który zaparł mi dech w piersiach.

- Czy propozycja zostania w domu jest ciągle aktualna? - spytałam, głośno przełykając ślinę i przegryzając dolną wargę.

- Chyba przegapiłaś swoją szansę.- zachichotała, grając niedostępną.

- Auć. - rzekłam, robiąc smutne oczy.

- Czy nie powinniśmy już się zbierać? - ponagliła, a ja poczułam ukucie w sercu.

Niechętnym ruchem zgasiłam papierosa, po czym ruszyłam za brunetką, nie mogąc oderwać od niej wzroku i myśląc o tym, co mogłabym teraz z nią robić. Gdy dotarłyśmy na parking, otworzyłam jej drzwi samochodu, po chwili zajmując miejsce kierowcy. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i gdy silnik warknął, wrzuciłam wsteczny i wycofałam na ulicę. Riliana uważnie minie obserwowała, nie przestając się uśmiechać. Wyciągnęła telefon z torebki i zrobiła mi zdjęcie.

- Chyba nie jesteś zła? - spytała, kiedy wyjechałam na ulicę

- Nie, ale złamałaś mi serce. - odpowiedziałam, robiąc spojrzenie koker spaniela.

- Wynagrodzę ci to. - rzekła, kładąc rękę na moim kolanie i delikatnie poklepując.

- Trzymam cię za słowo. - uśmiechnęłam się, chwytając jej dłoń i składając na niej pocałunek.

***

Restauracja Smith&Wollensky mieściła się dwadzieścia minut drogi do Downtown. Z plaży można było wybrać się na spacer, podziwiając malowniczy port South Pointe Park Pier, a po drugiej jego stronie podziwiać widok na Fisher Island, na której mieszkały tak znane osoby, jak Oprah Winfrey, Mel Brooks czy też znany tenisista Boris Becker. W głębi ducha wątpiłam, czy turyści, którzy napływają latem do miasta, kiedykolwiek zabłądzili w tej części. Skręciłam w kolejną uliczkę, gdzie tłumu stopniowo się przerzedziły. Po chwili zwolniłam i wyjechałam na mały parking, na którym jak zwykle stało kilka samochodów. Sama restauracja robiła wrażenie. Szeroka, biała weranda najwyraźniej nie tak dawno odnowiona, rzucała się w oczy. Na zewnątrz restauracja była udekorowana sieciami i wielką kotwicą. W pobliżu drzwi stały długie donice czerwonych kwiatów. Gdy podchodziłyśmy do wejścia, chwyciłam Rilianę za ręka, wskazując jej drogę. Nie wiem, czego oczekiwała brunetka, ale gdy weszłyśmy do środka, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Po jednej stronie znajdował się długi bar, a okna wychodziły na ocean, co bez wątpienia dodawało temu miejsca uroku. Na głównej sali stały białe stoliki udekorowane z wielką dokładnością. Większość z nich była zajęta. W trakcie, gdy ja rozglądałam się za wolnym miejscem, podeszła do nas kelnerka. Wysoka blondynka ubrana w czarny strój, uśmiechała się do nas ciepło.

- W czym mogę pomoc? - spytała

- Zarezerwowałam stolik dla dwóch osób na nazwisko Davis.

- Proszę za mną. - ponownie się uśmiechnęła, wskazując kierunek, w którym powinniśmy iść.

Wyminęłyśmy zgrabnie kilka stolików, wychodząc na zewnątrz na duży taras. Kelnerka odsunęła nam krzesła, kładąc kartę menu.

- Życzą sobie panie coś do picia?

- Poproszę białe Martini. - odpowiedziałam, spoglądając w kierunku Riliany.

- Dla mnie lampkę Prosecco.

Kiedy wysoka blondynka odeszła od stolika, Riliana z wielką uwagę zaczęła chłonąć otoczenie.

- Ładnie tu. - rzekła, wyciągając rękę w stronę karty.

- Tak to trzeba przyznać.- uśmiechnęłam się szeroko, zadowolona ze swojego wyboru.

Nieopodal było słychać łomot fal rozbijających się o stały i odgłos łodzi odpływających z pobliskiego portu. Spojrzałam w stronę brunetki, która uważnie przeglądała kartę, a na jej twarzy pojawiło się skupienie.

- Wiesz już, co chcesz zamówić? - spytałam zaciekawiona.

- Chyba zdecyduje się na danie szefa kuchni, a ty?

- Zdecydowanie stek z grilla. - odpowiedziałam, odkładając kartę na stół i upijając łyk Martini.

Po złożeniu zamówienia zagłębiłyśmy się w swobodnej rozmowie, której nie przerwałyśmy, nawet gdy dostałyśmy jedzenie. Rozmawiałyśmy głównie o naszej przyszłości i o tym, jak bardzo Riliana chcę znaleźć pracę. Było mi przykro, że nie mogłam powiedzieć jej o propozycji, którą złożyłam pani Smith i musiałam to wszystko przed nią ukrywać. Widziałam, jak ciężko było jej żyć na moim utrzymaniu i miałam nadzieje, że już niebawem będę mogła podzielić się z Rilianą tą wspaniałą wieścią. Słuchałam jej w skupieniu, zadając od czasu do czasu pytania, kiedy to jedno z jej pytań bardzo mnie zaskoczyło.

- Keily? - spytała, ściszając ton swojej wypowiedzi: - Mogę cię o coś zapytać?

Poczułam, jak każdy mój mięsień się napina. Zawsze, gdy Riliana zwracała się do mnie po imieniu były to zazwyczaj pytania mrożące krew w żyłach.

- Jasne. - odpowiedziałam, udając wyluzowaną.

- Co zrobiłaś z pierścionkiem zaręczynowym? - spytała, a na jej policzku pojawiły się rumieńce.

- Naprawdę chcesz to wiedzieć?

- Tak. Już dawno chciałam cię o to spytać, ale jakoś nie miałam odwagi.

Odchyliłam się na krześle, zastanawiając się, czy odpowiedzieć jej na to pytanie, czy może się z nią podroczyć.

- Pływa gdzieś w wodach Atlantyku. - skłamałam.

Twarz brunetki zbladła, a oczy nabrały szarego odcienia.

- Wyrzuciłaś go?

- Czemu chcesz to wiedzieć? - spytałam podejrzliwie.

- Nie po prostu byłam ciekawa. Nie codziennie, ktoś prosi cię o rękę. - wbiła wzrok w biały obrus, lekko się rumieniąc.

- Jak dobrze pamietam, to tamtej nocy nie miałam okazji poprosić cię o rękę.

- Szkoda. - rzekła omal, że niesłyszalnym tonem.

- Żałujesz? - spytałam, uważnie się jej przyglądając i mrużąc oczy.

- Tak. Gdybyś to zrobiła, nigdy bym nie wyjechała. - jej zielone oczy czekały na moją reakcję.

Wiedziałam, do czego zmierza Riliana, ale przecież nie mogłam jej powiedzieć, że może jeszcze kiedyś zapytam ją o rękę. Szczerze mówiąc, nie myślałam nawet o tym. Bynajmniej nie teraz. Na chwilę obecną zależało mi, aby spełnić marzenia brunetki i pomoc jej znaleźć pracę. Fakt, że była dla mnie najważniejszą osobą na świecie i nie wyobrażałam sobie spędzić życia z kimś innym niż tylko z nią, ale to nie to było teraz moim priorytetem. Chwyciłam ją za dłoń, spoglądając w jej oczy, w których widziałam smutek.

- Jak będziesz grzeczna i sobie zasłużysz to, kto wie. - uśmiechnęłam się szarmancko, próbując ją pocieszyć.

- Może kiedyś będę mieć to szczęście i stanę się panią Davis. - uśmiechnęła się delikatnie w moją stronę.

Gdy skończyłyśmy jeść i zapłaciłam za rachunek, zaproponowałam Rilianie spacer, na który od razu się zgodziła. Niebo było jeszcze jasne, ale słońce coraz bardziej chyliło się nad wodą, złocąc fale. Szłyśmy w ciszy długim pomostem, trzymając się za ręce i patrząc na słońce, które wolno topi się w głębiach oceanu.

Brunetka stanęła, opierając się o białą barierkę i w ciszy obserwując fale rozbijające się o skały. Podeszłam do niej, obejmując ją w pasie i oparłam swoją głowę na jej ramieniu.

- Pamiętasz, kiedy po raz ostatni oglądałyśmy zachód słońca.?- wyszeptałam do jej ucha, mocniej tułać się w jej ciepłe ciało.

- Pomijając ten w Nowym Jorku to naprawdę dawno. - odpowiedziała, oplatując moje ręce swoimi i załączając razem nasze policzki.  

Słońce zaszło za horyzont, a niebo nabrało ciemnego koloru. Pierwsze gwiazdy zabłysły diamentowym kolorem na czarnym niebie.

Odwróciłam brunetka w swoją stronę, wolno gładząc dłonią po jej policzku i tracąc się w blasku jej oczu, w których odbijał się srebrzysty księżyc. Riliana zbliżyła się do mnie,  wstrzymując oddech i rozchylając swoje pełne wargi. Zatopiłam się w jej delikatnych ustach, z każdą chwilą nasilając mój pocałunek i pragnąc jej coraz bardziej. Zwinnie podniosłam ją do góry, sadzając na barierce. Riliana lekko się wzdrygnęła, oplątując mnie nogami.

- Nie bój się. Nie pozwolę ci spaść. - powiedziałam, mocno przytulając ją do siebie.

- Ufam ci.

- Wiem - rzekłam, pozwalając jej skoczyć z barierki w moje ramiona.

Nie wypuszczając ją z uścisku, zakręciłam nas do około tak jak byśmy były w tańcu. Po czym ponownie zadłużyłam się w jej ustach, modląc się, abym już nigdy więcej ich nie stracić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro