3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W uściśleniu tak się właśnie czuł. Jak upodlony, nikomu niepotrzebny, czołgający się na brzuchu, brudny, żrący kurz i pył wąż.

Zmrużył oczy, przeszywając jadowitym spojrzeniem twarz dawnego kolegi z zespołu. Myślał o nim w kategoriach dawny i były. Tak samo postrzegał Bradleya, a Selene i jej piękny, do tego jeszcze wybitnie zdolny braciszek o górnolotnym głosie – byli mu totalnie obojętni, jak zgniła skórka z banana, leżąca na dnie miejskiego kosza, pośród sterty innych śmieci. Czuł, że tego nie zniesie. Chociaż chłopak nie wyrządził mu żadnej krzywdy (no chyba, że powinien brać pod uwagę fakt, iż był spokrewniony z Selene) nie odczuwał względem niego sympatii. Nie był do niej podobny, ani trochę, ale jego obecność wprowadziła dodatkowe zamieszanie.

Aaron skakał wokół niego, jak tubylec oddający pokłon płomieniom z ogniska. Zapomniał już o tym, co ta niewdzięczna, bogata suka im nagadała! Bradley stroił głupkowate miny. Czy oni naprawdę posiadali tak krótką pamięć? A może nie chcieli do końca swoich dni rozpamiętywać i zatruwać się zbędną przeszłością?

Życia nie naprawi się za pomocą przeszłości, należy patrzeć w przyszłość, lecz Jason jeszcze tego nie wiedział. Zaślepiony i ogłuszony przez własną złość i dręczącego go demony.

– Nie zaczynaj – Aaron posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.

Bradley stanął zaraz obok jego prawego ramienia, obdarzając blondyna tym samym spojrzeniem.

Selene przerzucała wzrok od zielonookiego na niebieskookich chłopaków, a Drake czuł, że atmosfera stawała się coraz gorętsza. Ukryty, za powłoką gładkiego kamienia demon, zbudził się z martwego snu, przytykając twarz do czarnej powłoki, obserwując, jakby wyczuwając graniczący z kłótnią, spektakl.

Nawet nie zdążył spostrzec, kiedy jego zdecydowana dłoń podążyła w kierunku medalionu, aby opleść całą jego powierzchnię silnymi palcami. Moc Dagona zwiększała się, karmiona przez negatywne uczucia Jasona – chłonął je, wypełniając myśli chłopaka niechcianymi wspomnieniami, wydarzeniami z jego życia.

Zapalone w pomieszczeniu światło najpierw straciło na jasności, aby po chwili rozpocząć migotliwy spektakl w rytm uderzeń serca chłopaka. Drake mocniej zacisnął palce, rozkazując potajemnie Dagonowi, aby przestał. Demon usłuchał, a Selene spoglądała z boku na brata podejrzliwym wzrokiem, równocześnie domyślając się, iż to właśnie z jego przyczyny (a dokładniej daru, który posiadał) żarówka nie świeciła jednostajnym blaskiem. Coś niedobrego wisiało w powietrzu i bała się, że zaraz mogło wydarzyć się coś jeszcze gorszego.

Jason prychnął – ostatnimi czasy prychanie wychodziło mu nad wyraz dobrze, można było wręcz uznać, iż stało się to jego ulubioną czynnością – odwracając oczy od kolegów. Przynajmniej nie zamierzał torturować ich spojrzeniem, podczas wypowiadania raniących słów.

– Już skończyłem. Gdzieś mam tę całą szopeczkę. Bawcie się i snujcie bezsensowne plany beze mnie. Możesz usunąć mnie z listy uczestników. Nie wezmę udziału w konkursie, jako członek waszego, ani żadnego innego zespołu...

– Co ty wygadujesz!? Postradałeś zmysły Jay!? – Aaron krzyknął zbulwersowany, wystawiając ręce do przodu, zbliżając się w kierunku niewzruszonego Jasona, który mierzył go obojętnym wzrokiem, przepełnionym od fałszywej zieleni.

– Nie możesz nas zostawić! Nie w taki momencie! To nie w porządku wobec trudu i starań, które włożyliśmy w ten zespół. Chcesz nas zdradzić tak samo jako Heather i Rob!? – Brązowowłosy chłopak również dał upust wzbierającym jak fale emocjom.

Drake nie wiedział o kim mówił niebieskooki, lecz gdy odwrócił się w stronę Selene z dyskretnym zapytaniem o wyjaśnienie, ona również zdawała się być niemniej zaskoczona niż ona sam.

– Uspokójmy się. Nie krzyczmy, bo zaraz sąsiedzi zadzwonią na policję. Pomyślą, że jesteśmy pijani – Aaron uspokoił się, przemawiając do rozsądku Bradley'a, którego twarz poczerwieniała, jakby właśnie doświadczył ogromnego wysiłku fizycznego.

Jego ciało trzęsło się jak galareta, oczekując kolejnego wybuchu.

Dagon drapał powierzchnię kamienia, naostrzonymi pazurkami, skupiając całe swoje podłe istnienie na rozgrywającym się widowisku.

– Taaak!? To chyba wam rzuciło się coś na mózgi! Jak wy w ogóle tak możecie!? Nie rozumiem tego do cholery! Najpierw pozwalacie, żeby zmieszała was z gównem...  – Wskazał na Selene palcem, nawet na nią nie patrząc.

Gdyby nie Aaron i Bradley, Drake pokazałby mu co sądził o wytykaniu palcami – zwłaszcza bliskich mu – osób.

– ... a potem jeszcze błagacie ją o powrót i zachowujecie się tak, jakby nic się nie stało. Ale przecież do cholerny jasnej stało się i to bardzo wiele! Zdradziła nas! Nie pamiętacie!? Do tego jeszcze zachowała się jak rozkapryszona księżniczka, niszcząc wszystkie nasze plany i marzenia. Nie mogę tego wszystkiego ogarnąć ok!? I nawet nie mam zamiaru. Jeszcze teraz to... – Rozwarł, ściśniętą dłoń wystawiając ją w stronę Drake'a. – ... tak po prostu przyjmujecie go do zespołu!? To jej brat! Jest taki sam jak ona!

– Przestań. Nie wiesz co mówisz. Już to przerabialiśmy. Takie sceny złości i zazdrości nie są w porządku. Przeprosiła nas, było jej przykro. Ja i Bradley jej uwierzyliśmy, a ty ciągle masz o coś pretensje. Jak długo to będzie trwało? – Aaron ponownie zaczął krzyczeć, nie zważając na możliwe, niepożądane konsekwencje.

– Macie już zastępstwo. Wymyślajcie sobie nazwy i co tam jeszcze chcecie. Ja nie będę już w tym uczestniczyć. Myślałem, że jesteście moimi przyjaciółmi, ale wy woleliście wybrać Townshendów, pieprzonych bogaczy, którzy dorobili się na nieszczęściu takich ludzi jak ja! – wrzasnął wyrzucając ręce do góry, lecz po chwili zamknął usta, słysząc coś, czego nie spodziewał się usłyszeć.

– Zamknij się wreszcie.

Wszyscy – w tym samym czasie, jak na komendę – skupili na nim oczy.

Jason rozwarł usta – chcąc jeszcze coś dodać, lecz po chwili z powrotem je zamknął nie sprowadzając na ten świat kolejnych, oskarżycielskich słów.

Zarówno Bradley jak i Aaron – którzy dotychczas z bojowym grymasem na twarzach spierali się z upierdliwym kumplem – nie wiedzieli jak zareagować na wypowiedź brata Selene. Chłopak nie wyglądał na poruszonego. Aaron domyślał się, iż brunet uznał, że należało wreszcie zakończyć tę bezsensowną rozmowę, która w rzeczywistości zmierzała donikąd. W myślach dziękował mu za to, chociaż obawiał się trochę reakcji Jasona.

– Nie przyszedłem tutaj po to, żeby kłócić się z powodu twojej urażonej dumy. Moja siostra nie zasługuje na takie traktowanie. Może popełniła kilka błędów, ale nie ma na tym świecie osób, które się nie mylą – Podszedł zdecydowanym krokiem do chłopaków, zostawiając Selene za swoimi plecami.

Dziewczyna stała w milczeniu, przysłuchując się odważnym słowom młodszego brata.

– Nasza rodzina jest uczciwa. Nikogo nie oszukujemy. Nie masz nawet pojęcia kim jesteśmy, a z taką łatwością przychodzi ci ocenianie nas. Normalnie omijam szerokim łukiem, takich ludzi jak ty, ale naprawdę nie chcę się kłócić. Przestań wreszcie postępować wbrew sobie i zrób to, czego naprawdę chcesz i co czujesz. Zobaczysz, że poczujesz ulgę – Drake wystawił w kierunku chłopaka dłoń, czekając aż ten uczyni jakikolwiek krok.

Towarzyszące im niespokojne oddech przyjaciół, wybijały go z rytmu, zwłaszcza Selene – której spojrzenie skanowało jego głowę, aż do wnętrza galaretowatego mózgu.

Jason pokręcił kpiąco głową. Już nic nie powiedział. Odwrócił się na pięcie, nie żegnając się z nikim i wyszedł. Nawet nie zamknął za sobą drzwi. Drake usłyszał jeszcze jak odpala silnik – stary, terkoczący – a następnie zapanowała głucha cisza, mącona przez stłumione odgłosy prawdopodobnie telewizora, pochodzące gdzieś z wnętrza domu.

– Przykro nam, że musieliście tego wysłuchać. Od jakiegoś czasu stroi fochy. Ale wróci. Zawsze wraca. Najpierw gada, że rzuca to wszystko, a potem przychodzi i pyta, czy jest jeszcze dla niego miejsce w zespole – Aaron wzruszył posępnie ramionami.

– Teraz chyba będzie inaczej.

Drake spojrzał na siostrę. Nadal stała w tym samym miejscu, zaciskając pięści, próbując pohamować wzbierające w jej oczach łzy.

– Cóż... to jego decyzja. W każdym razie bardzo wam dziękujemy za przybycie, no i dziękuję Drake'u za świetny występ. Nawet jeśli Jason nie zdecyduje się na powrót, przynajmniej będziemy wiedzieć, że mamy godne zastępstwo – Czarnowłosy podjął nieco weselszy wątek, aby ocieplić panującą wokół atmosferę.

– Jeśli naprawdę mu zależy, to tak jak wcześniej powiedziałeś, wróci. Może nie do nas, z chęci przebywania w naszym towarzystwie, ale wróci dla was, dla zespołu. Nie da się od tak porzucić czegoś na czym bardzo nam zależy.

– Dobrze powiedziane – Bradley uśmiechnął się, nie pogrążając się w pesymistycznych rozmyślaniach na temat przyszłości zespołu i ich przyjaźni z Jasonem.

Właśnie zespół. Mieli wymyślić dla niego nazwę. W tej chwili pewien pomysł wpadł mu do głowy.

– Słuchajcie, co sądzicie, żeby od teraz nasz zespół nazywał się Cold Blood. Myślę, że trochę pasuje do naszej obecnej sytuacji – Wzruszył nieznacznie ramionami, wodząc zdecydowanym wzrokiem po twarzach przyjaciół i nowego kolegi.

Cold Blood. Zimna krew. Do nas pasuje. Rzekłbym, że nawet bardzo.

Drake rozmyślał nad słowami chłopaka i gdy padła nowa – całkiem zachęcająca i zarazem owiana taką jakby grozą i tajemnicą – nazwa, zerknął na Selene, której poza wyrażała smutek, może nawet wstyd odnoszący się do sytuacji, która miała wcześniej miejsce.

Również spuścił wzrok, podążając w kierunku Selene – wywołując u Bradley'a sprzeczne uczucia. Sądził, że jego pomysł nie mógł być taki najgorszy. Wygłaszający go w głowie głos brzmiał całkiem przekonująco, czy w rzeczywistości nazwa nie prezentowała się równie dobrze?

Drake położył dłoń na ramieniu siostry i delikatnie zacisnął na nim palce, zachęcając ją do wzięcia udziału w rozmowie.

– Jak dla mnie świetna nazwa. A wy? Co sadzicie o pomyśle Bradleya? Selene? Drake?

Chłopaki zbliżyli się do rodzeństwa, aby nie pozostawać z boku. Z drugiej strony nie chcieli, żeby oni poczuli się podobnie.

– Zgadzam się. Bardzo dobra. Co więcej, chyba rzeczywiście do nas pasuje – Drake zaśmiał się, ale w tym śmiechu nie dało się usłyszeć poprzedniej wesołości i ekscytacji.

Koledzy pokiwali głowami.

– Oby tylko ta zimna krew nie ostudziła naszych zapędów. Pokażmy Jasonowi i innym na co stać zimnokrwistych – Selene wreszcie uniosła wzrok, wlepiając go w postać Bradleya. Od czasu do czasu zerkała też na Aarona, nie zaszczycając nim Drake'a.

Lecz brunet nie miał jej tego za złe. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, czym było to powodowane. Chwilę jeszcze pozostali, aby omówić najważniejsze kwestie, takie jak charakter prób, główne wytyczne konkursu i działalność członków zespołu w tym zakresie. Ani jednego słowa nie poświęcili brakującemu członkowi, za to ze szczegółami ustalili rolę, która miała przypaść w udziale Drake'owi, czyli głównego gitarzysty – Aaron nie wątpił, że umiejętności młodego chłopaka znajdowały się na wyższym poziomie niż jego własne.

Nie odczuwał zazdrości, tylko dumę, z faktu, że kolejny raz w swoim życiu nie pomylił się, dobrze wybrał roztaczając w swoim wnętrzu jaśniejący, dający ukojenie spokój. Żałował tylko, że nie posiadał takiej mocy, aby bez żadnych problemów móc przenieść go na innych, lub chociaż roztoczyć dookoła swojej osoby.

Jakimś dziwnym trafem, młody wampir domyślał się, co determinowało tych ludzi – dwójkę stojących mężczyzn – czasem wydawało mu się, że mógł poznać ich myśli, że oni wystawiali je wręcz jak na dłoni, oferując do nich dostęp. Drake wiedział także, że tak działał jeden z mrocznych darów Dagona, który dbał o ciało i umysł pana, pełniąc rolę najbardziej oddanego sługi. Dobrze, że zabrał go ze sobą. W pewnej chwili złapał nawet za medalion, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi – nawet Selene nie wyrażała zainteresowania tą dziwną ozdobą.

Na koniec, chłopcy pożartowali jeszcze trochę, później żegnając się z Selene i jej bratem. Opuścili wnętrze rozgrzanego przez ludzkie oddechy i emocje garażu, zderzając się z zimną ścianą kwietniowego powietrza. Czy nie powinno być ono cieplejsze? Drake nie znał się na londyńskim klimacie, ale uważał go za niezwykle nieprzewidywalny, taki jakiś urażony? Jak dziecko z muchami w nosie, chyba tak brzmiało to przysłowie. Może nieco inaczej. Drake nie miał pamięci do przysłów, zwłaszcza, że jego umysł zaśmiecały inne myśli.

Zaproponował Selene, że tym razem on poprowadzi. Dziewczyna zgodziła się bez ociągania, przydając swoim ustom charakteru wąskiej kreski. Nie odzywała się. Całą trasę przebyli w milczeniu. Gdy wreszcie znaleźli się w obszernym garażu, który prowadził do ich posesji, zabrała głos, ale Drake wyczuł, iż czyniła to z ogromnym trudem i swego rodzaju wysiłkiem.

– Przykro mi, że musiałeś to oglądać. To wszystko wydarzyło się przeze mnie – Otarła wierzchem dłoni łzę, która powolutku spływała po jej gładkim i zadbanym policzku. Nabrały żywego kolorytu, przydającego dziewczynie niezwykłego uroku i niewinności.

W tej chwili uświadomił sobie, że zrobiłby dla niej dosłownie wszystko. Gdyby tylko potrafił, odebrałby ten dręczący ją ból i poczucie winy.

– Jason jest tylko człowiekiem. Na pewno zdaje sobie z tego sprawę, choć niechętnie to przyznaje, że rządzą nim emocje. Ale nie martw się, one kiedyś opadną, nie znikną, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, jednak trochę osłabną. A wtedy przejrzy na oczy, odrzuci od siebie wcześniejszą złość i uprzedzenia. Znów postara się o waszą przyjaźń – Złapał za jej chłodną dłoń, gładząc kciukiem delikatną skórę. Patrzył na nią z miłością i troską, jakiej dawno już u niego nie zaobserwowała.

Mimo wielu sprzeczności, pogrążających myśli i niedobrych przeczuć, drugą wolną dłoń położyła na jego, zatrzymując wykonywane przez niego ruchy. Uniósł oczy, by spojrzeć w jej własne o barwie kwitnących niezapominajek. Niebieski – kolor spokoju, kolor nieba, kolor dobra i wyrozumiałości. Przez niego samego uważany za kolor najwyższego wymiaru akceptacji. Tonął w jej spojrzeniu tak długo, jak ona mu na to pozwalała, nie zrywając niewidzialnego pomostu duszy, które spragnione tej dawno zapomnianej więzi, uczyły się jej od nowa.

– Nie wiem, czy jestem jej warta...

– Jesteś najlepszą przyjaciółką i osobą jaką znam na tym całym, popieprzonym świecie. Dzięki tobie zawdzięczam to życie. Dałaś mi możliwość naprawienia przeszłości, posmakowania życia, jakiego wcześniej nie doświadczyłem. Ofiarowałaś mi swój czas, poświęciłaś się dla mnie. Walczyłaś z Nedem o moją duszę i przynależność do tego świata. Kocham cię i nigdy nie pozwolę, żebyś myślała w ten sposób. Tyle ci zawdzięczam, że nigdy nie zdołam ci tego wynagrodzić. Chcę jednak, żebyś wiedziała, że nadal obowiązuje nas obietnica. Nie pozwolę ci się poddać – szeptał, obserwując zmianę w ułożeniu mięśni jej twarzy – najpierw napinały się w wyrazie smutku i głęboko skrywanej goryczy – później jednak rozluźniły się, stając się obliczem człowieka, zaznającego ulgę, po przebytej chorobie.

Bez wątpienia, stał się dla niej lekarstwem – nie myślał o sobie tak pochlebczo – Selene potrzebowała tych zapewnień i wsparcia, jak on, gdy czuł się bardzo samotny, lecz wówczas nikogo przy nim nie było. Dopiero teraz zrozumiał, że gdyby od samego początku – miał na myśli moment spotkania Michaela i Jane – wyrażał chęć i pragnienie otrzymania wsparcia, nie tylko w postaci gestów, lecz co cenniejsze słów, nie musiałby borykać się z samym sobą, ze stwarzanymi przez siebie problemami, być może nawet nauczyłby się zaakceptować samego siebie, bo o to właśnie w tym wszystkim chodziło – wpierw należało pokochać samego siebie, aby następnie mogli uczynić to inni. Mądre słowa.

W samochodzie zrobiło się chłodno, chociaż Drake nie włączył klimatyzacji. Na zewnątrz i zapewne w garażu panowała normalna temperatura, tym bardziej to, co oboje odczuli zaniepokoiło ich – najbardziej ciemnowłosego wampira, gdyż żywił dziwne przekonanie, iż ktoś obserwował i podsłuchiwał tę wymianę zdań z ukrycia.

Przybliżył się do siostry, pokrywając całą powierzchnią dłoni jej drobne, kobiece ręce – dłonie, które przeniosły niejeden ciężar w poprzednim i w tym życiu.

– Zrozumiałem, że aby wreszcie zacząć normalnie żyć, powinienem uświadomić sobie, że ten czas kiedyś się skończy. Nie chodzi mi o moje życie, ponieważ ono nie dobiegnie końca w fizycznym sensie, jednak kiedy będę musiał opuścić to miasto i ludzi, których tutaj poznałem wiem, że wraz z nimi, w pewnym sensie, odejdę i ja. Utracę część własnej osobowości, cząstkę życia, którą dzięki nim pozyskałem. Nawet jeśli zacznę w innym miejscu, poznam nowych ludzi, może znów polubię kogoś na tyle, by spędzać z nim czas, nadal będę pamiętać o tych, którzy stali się moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Moją miłością. Bo te wartości Selene są wieczne, tak jak my sami. Dlaczego utożsamia się nas ze złem? Dlaczego sami uważamy siebie za niedobrych? Właśnie przez to, iż obawiamy się tej straty, tego, że pokochamy i zostawimy. Mimo wszystko, chcę być człowiekiem, tak długo jak będzie to możliwe. Od dzisiaj zacznę żyć i postępować tak, jakby jutro miało w ogóle dla mnie nie nadejść. Zaakceptuję zmiany i własną słabość na rzecz szczęścia, które mogą mi one dać. Wreszcie poczuję się wolny, wreszcie będę sobą – Wyciągnął ciepłą dłoń spod dłoni siostry.

Selene spojrzała na niego niewyraźnie, przez kurtynę utkaną z łez. Na kartach – czasem ulotnej – świadomości zapisała każde jego słowo, wydające na świat kolejne i kolejne frazy, nie umierające bezpotomnie, pozostające wieczne – takie jak oni, pięknie to określił.

W życiu liczyło się tylko kilka wartości, do których każdy z nas powinien dążyć – przyjaźń, rodzina, miłość, wiara i akceptacja własnego ja, niczego więcej w życiu nie potrzebujemy. Ktoś zapyta, a gdzie szczęście? Gdzie pieniądze, czy sukcesy? Gdzie zdrowie? One też odnajdują swoje miejsce w życiu poukładanego, spełnionego człowieka, jednak przychodzą z czasem, silnie powiązane – nierozerwalnymi łańcuchami – z wartościami determinującymi wszystko inne.

Patrzyli sobie głęboko w oczy, widzieli już prawie wszystko, złe i dobre odcienie ludzkiego przybytku. Kolejna bitwa stoczona i zwyciężona – dobro zatryumfowało, lecz... ciasne, ponure uliczki nadal skrywały zło, o którym nie śniło się zwykłym śmiertelnikom.

W jednym z domów na londyńskiej Piccadily, emocjonalny kurz nie opadł jeszcze po niedawno stoczonej batalii. Powietrze przesiąknął fetor oskarżycielskich słów, rozgorączkowanych spojrzeń i nieuniknionego strachu. Rozległ się głuchy dźwięk – mokre plaśnięcie i kilka kropel szkarłatnego płynu wytoczyło się z rany, uderzając o wypolerowane panele. Niedowierzanie. Wściekłość.

Co to było?

W kółko zadawał to pytanie. Znał na nie odpowiedź, lecz nie dopuszczał tej treści do siebie.

Czarna noc ogarnęła przybite wnętrze młodzieńca, który poczuł się gorzej niż zwierzęta przebywające w jego domu. Czym sobie zasłużył? Bronił przyjaciela. Jego dobrego imienia – bo przecież było dobre. Szanował go i po raz pierwszy w życiu odważył się przeciwstawić. Nie wiedział jednak, że męstwo i odwaga wymagały zniesienia niewyobrażalnie ciężkiego bólu. Jednak dla niego był w stanie zaryzykować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro