4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

💎💎💎

Wracając do domu, zaczepił go kolejny listonosz, mierząc go od stóp do głów, ciekawym spojrzeniem. Zapytał, czy mieszka w tej posesji. Odpowiedział twierdząco.

Mężczyzna w granatowym uniformie wyciągnął kilka kopert z czerwonej torby, którą przewiesił przez ramię, po czym wręczył mu je z prośbą o dostarczenie tych kilku listów do pana Wiktora Townshenda.

Drake pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym pożegnał się z listonoszem. Mężczyzna dosiadł swego żelaznego rumaka, a następnie pognał w stronę bramy, by później wyjechać na główną ulicę i zniknąć w miejskim harmidrze. Drake pomyślał, iż dziadkowi naprawdę przydałby się ten telefon. Musiał wreszcie zacząć działać.

Po wejściu domu od razu skierował się w stronę gabinetu Wiktora, gdyż podejrzewał, że starszy wampir właśnie tam przebywał. Nie pomylił się. Zastukał dyskretnie, po czym wślizgnął się do środka, zmierzając w kierunku dziadka. Okupowany przez niego pokoik był nieco straszny, ale w gruncie rzeczy bardzo podobał mu się, a w szczególności ogromniasty obraz, który wisiał na ścianie zaraz za biurkiem. Rozpościerał się na prawie całą szerokość ściany, dosłownie, jak panorama, ale nim nie był, gdyż w rzeczywistości przedstawiał wszystkich członków familii Wiktora i jakiegoś nieznajomego chłopaka (bardzo podobnego do Michaela), o którego Drake nie zapytał. Nie dlatego, że ta sprawa go nie interesowała, po prostu chyba nie czuł potrzeby, żeby poznawać jego tożsamość. Podskórnie przeczuwał, że coś niedobrego mogło mu się przytrafić, a po co rozdrapywać stare rany.

I tym sposobem Drake wręczył listy dziadziowi, wymieniając z nim kilka słów, głównie uwag Drake'a na temat posiadania telefonu i jego przydatności. Wiktor nie zaprzeczył, iż te małe dobrodziejstwa nowoczesnej technologii bywają bardzo potrzebne, mimo wszystko, jako zagorzały tradycjonalista, ukochał pisanie listów, wąchanie papieru, przygotowywanie tuszu, a także odpowiedniej pieczęci. Jednym słowem, czuł, że w ten sposób uzewnętrznia swą duszę i żyjące w niej słowa, a wiadomość wysłana przez telefon nie dawała tej namacalności. Drake niechętnie to przyznał, ale w pewien sposób rozumiał tego staruszka i zgadzał się z nim. Mimo wszystko nadal obstawał przy swoim i uważał, że posiadanie komórki było naprawdę dobrym rozwiązaniem i zamierzał przekonać do tego starszego wampira. Już nawet wiedział jak.

Zakończywszy rozmowę z Wiktorem postanowił udać się do pokoju. Tyleż spraw miał na głowie do przemyślenia. Bezczelne posunięcia Neda, poderwanie brunetki, zaliczenie przedmiotów z niezłymi ocenami (co najmniej przyzwoitymi, aby zdać do następnej klasy), przećwiczenie nowych trików piłkarskich, których nauczył się na treningu. Może w któryś wolny weekend uda się do parku, żeby poćwiczyć ze znajomymi. Tak, na pewno ich wyciągnie.

Przechodząc długim, może trochę przyciemnionym korytarzem ze względu na brak palącego się tam światła, posłyszał jakieś odgłosy. Najpierw ciche, jakby tłumione, potem coraz głośniejsze, przywodzące na myśl szloch. Drake wzdrygnął się, gdyż w pewnym momencie uświadomił sobie, że ten płacz wydawał mu się całkiem znajomy, taki wręcz bliski, lecz dochodził z pomieszczenia, którego Drake wcześniej nie miał okazji odwiedzić. Bez zastanowienia znalazł się zaraz pod drzwiami, łapiąc za klamkę i popychając je do przodu.

Wszedł do wnętrza, rozglądając się na boki, wodząc wzrokiem po uginających się pod ciężarem książek regałach, porozstawianych stelażach malarskich, a także jakichś biurkach z mnóstwem szuflad (po co komu tyle biurek!?). Wreszcie ujrzał sprawcę tego nieprzyjemnego odgłosu, na powrót czując się przygnębionym. Znów przypomniał sobie o tym, co usłyszał od Chris'a, czując iż zaraz przyłoży z pięści własnej głowie, jeśli nie przestanie o tym rozmyślać. Głupi mózg, powinien nauczyć się gdzie było jego miejsce.

Podszedł szybko do siostry, przechodząc pod pięknie zdobionym, oszklonym sufitem, którego nawet nie spostrzegł, całą jego uwagę przykuła zapłakana dziewczyna. Porwał za jedno z krzeseł, które stało pod ścianą, po czym ulokował je tak, aby usiąść zaraz naprzeciwko jej osoby. Na pewno wyczuła jego obecność, mimo to nie odrywała dłoni od twarzy, jakby chciała osłonić ją przed całym światem, przed nim. Drake westchnął.

– On nie jest wart twoich łez Selene. Nie zrobiłaś niczego złego. To był jego świadomy wybór. Sam tego chciał, sam wybrał taką drogę. Szkoda, że nie otrząsnął się w porę.

– Czy ten Ned nigdy nie odpuści!? Jak do cholery mamy mu zakomunikować, że nie życzymy sobie jego zakichanego towarzystwa w naszym życiu. Niech da nam wreszcie spokój i odejdzie tam, gdzie nikt nie będzie musiał go oglądać! – wrzasnęła z pohamowywaną furią, ale wkradła się tam też nutka histerycznej paniki. Miała już tego dosyć i nie zamierzała się z tym ukrywać.

Drake patrzył na nią w skupieniu.

– Selene posłuchaj – Złapał ją za rozdygotaną dłoń, by zmusić ją do nawiązania kontaktu wzrokowego. – On tego chce. Naszej wściekłości, lęku, poczucia, że w każdej chwili może wyskoczyć zza rogu i zniszczyć to, na czym nam szczerze zależy. Ale nie pozwolę na to – Zapewniał, ściskając jej dłoń.

Brunetka trochę się uspokoiła. Ścierała z brody skapujące łzy.

– Tutaj chodzi o mnie Selene. Wymusza na mnie zrealizowanie obietnicy.

– Rozmawialiśmy już na ten temat. Nie pozwolę ci się pogrążyć. Pomogę ci. Ten pasożyt nigdy jej nie dostanie.

Jeszcze nigdy nie widział tych mściwych iskierek tlących się w jej promieniejących błękitem oczach.

– To moja walka Selene. Ned nigdy nie odejdzie, nie zniknie od tak z naszego życia. Chyba, że dam mu to czego pragnie, ale ja naprawdę nie chcę tego robić. Podoba mi się to życie, chciałbym je zachować, lecz z drugiej strony wiem, że dając mu ten przedmiot zapewnię wam bezpieczeństwo. Obiecał, że nie zrobi wam krzywdy.

– Wierzysz mu? To podły kłamca! Nie powinieneś go słuchać. Drake, szkatułka jest teraz bezpieczna."

– Wiem, dlatego chcę, żeby pozostała tam, gdzie teraz jest. Grunt, że Ned nie ma pojęcia, gdzie ona się znajduje, chociaż może jednak wie, ale skrupulatnie ukrywa przede mną tę wiedzę. To byłby nie pierwszy raz kiedy by mnie okłamał – zamyślił się.

– Tym bardziej nie powinieneś mu ufać. Za to mnie, rodzinie i Olivii możesz. Wszyscy ci pomożemy. Razem wymyślimy jakiś plan, jak go zniszczyć, albo unieszkodliwić.

Drake pokiwał na znak zgody. Czuł, że kolejna wzmianka odnosząca się do tego tematu pogrąży go w jeszcze większej beznadziei. Chciał w to wszystko wierzyć. Mieć pewność, że inni mu pomogą, że koszmar, w którym żył wreszcie się zakończyć i będzie mógł żyć długo i być może szczęśliwie, jeśli się o to postara. Lecz byłby głupcem, gdyby wierzył w to bezgranicznie. Ned nie prosił. Ned żądał i z każdym upływającym dniem, jego irytacja rosła, przekraczając granicę, której nie powinna dosięgnąć. Czyny, których się dopuszczał (bądź właśnie nie. Jak to było w tym przypadku) nie działały na jego korzyść. Było coraz gorzej.

– Wiem, że się go boisz...

– Nie boję się. Jedyne czego mogę się obawiać to samego siebie. Ned nie może skrzywdzić mnie fizycznie. Jego ostateczną bronią jest atak psychiczny. Znów spróbuje mną zawładnąć, używając manipulatorskich sztuczek. Niechętnie to przyznaję, ale moje życie zależy od jego woli, a jego od mojej. Sam będę musiał to załatwić. Teraz nie myślmy już o tym. Jak było na próbie? – Chłopak postanowił, że zmieni temat. Miał już dość w kółko wałkowania jednych i tych samych rozterek.

Selene spojrzała na niego smutnie i to nie dlatego, iż wzmianka brata o próbie przypomniała jej o słowach Jasona i jego zachowaniu. Poczuła żal, gdyż uświadomiła sobie pewną bardzo ważną rzecz. Olivia miała rację. Drake nie był świadomy, tego kim naprawdę był, co był w stanie zrobić, a czego nie. Chyba nie zdawał sobie sprawy, iż jego życie i wybory wcale nie zależało od mrocznego pana. Wszystko leżało w jego gestii, lecz lepiej dla niego byłoby gdyby nigdy nie zdecydował się na naruszanie odwiecznego stanu snu i otępienia, w którym znajdowała się szkatułka. Jeszcze raz przyjrzała się jego twarzy, z tą różnicą, iż uczyniła to znacznie dokładniej niż wcześniej. O mało co nie krzyknęła ze złości. Przecież jej brat nie był żadnym potworem, najgorszą, najboleśniejszą ciemnością! Nie był taki jak Ned! Mimo wszystko zadrżała wewnętrznie, gdyż jej żywot i wielu żywych istot na tej ziemi zależał właśnie od niego. Odchrząknęła, przeczesując palcami włosy.

– Całkiem w porządku. W weekend będziemy grali koncert.

– Poważnie? Gdzie? – Drake zapytał z wyczuwalnym ożywieniem.

Selene również się rozpogodziła.

– Klub The 100. Aarona ma tam kumpla.

– Fajna sprawa. Rozwijacie się. Cieszę się waszym szczęściem – Obdarzył ją tak szczerym uśmiechem, iż Selene wiedziała, że w tej chwili nie mógł jej okłamać.

Dziewczyna założyła nogę na nogę i kontynuowała.

– Chłopaki są naprawdę zdolni, chociaż czasem w siebie nie wierzą. Myślę, że na przeglądzie londyńskich kapel rockowych pokażemy na co nas stać – Selene uśmiechnęła się zadowolona.

– Przegląd kapel rockowych. Brzmi naprawdę nieźle – Brunet pokiwał kilkukrotnie głową z malującym się w jego oczach uznaniem.

Już dawno nie widziała, żeby Drake był tak zaangażowany w rozmowę. Temat chyba naprawdę mu się spodobał. Selene wyczuła, że to odpowiedni moment. Postanowiła to wykorzystać.

– Zgadza się. Najlepsze zespoły w Londynie zaprezentują swoje muzyczne umiejętności. Nie będzie łatwo, dlatego szukamy jeszcze jednego muzyka, który chciałby dołączyć do naszego zespołu i nawet już kogoś poleciłam – Brunetka spojrzała na brata cwanie, wyczekując jego reakcji.

Drake słuchał z szerokim uśmiechem na ustach (odczuwał prawdziwe szczęście, nawet pomimo wcześniej przeprowadzonej rozmowy i wspomnieniu Neda – głównego sprawcę nieszczęścia w jego popapranym życiu), lecz gdy siostra wypowiedziała ostatnie słowo, jego usta przybrały postać wąskiej kreski, natomiast mięśnie na twarzy stężały, jakby właśnie założył na nią bladą, nieskazitelną maskę młodego, jeszcze niedoświadczonego przez czas chłopca. Nastroszył groźne brwi, jak miewał to w zwyczaju, zwłaszcza gdy się złościł (nie wróżyło to najlepiej. Selene trzymała za siebie kciuki. Oby wytrzymała tę niemą potyczkę na spojrzenia) i zmarszczył nieco nos (oho! Naprawdę się zezłościł! Chyba wyczuwał, co Selene miała na myśli mówiąc, że kogoś poleciła).

Kilka czarnych cieni przesunęło się po szklanej powłoce, rzucając zniekształcone, ciemne odbicia na ich blade oblicza. Dopiero teraz Drake zauważył, iż sufit w całości pokryty był szkłem.

– Kogo takiego? – zapytał podejrzliwie, patrząc w rozpościerające się nad nimi szare niebo.

Słońce powoli znikało za horyzontem, ustępując miejsca nocy – nieskończonej kochance księżyca, która budziła w ludziach zarówno strach, odrazę, jak i wytchnienie i ukojenie, niosąc senne podróże.

Selene uśmiechnęła się pod nosem, przysuwając się bliżej brata, tak iż stykali się ramionami. Również skierowała swą twarz do góry, czując jak włosy opadają jej na plecy i głaszczą po odkrytej szyi.

– Kogoś kto posiada niekwestionowany, niewyuczony talent i z kimś takim na pewno uda nam się zajść jeszcze dalej niż dotychczas. Chciałam go o to zapytać, czy jeszcze przed tym weekendem wybrałby się ze mną na próbę, ale nie wiem, czy ten pomysł mu się spodoba. Wiem, że ma mnóstwo zajęć na głowie, piłkę, przyjaciół, lecz uważam, że takie zdolności nie powinny pozostawać w ukryciu. Pora by świat się o nich dowiedział, tak jak dowiaduje się o gwiazdach, które jaśnieją na niebie. Widać je tylko w nocy, ale to nie znaczy że są gorsze. Udowadniają, że ta ogarniająca wszystko czerń, nie jest w stanie odebrać im blasku. Taki właśnie jest on, nawet jeśli czerń gości w jego życiu, on nie pozwala jej się stłamsić, uwalniając swój niebiański blask – zamilkła.

Drake również, gdyż nie wiedział, co powiedzieć. Słowa siostry poruszyły nim do głębi. Stratowały resztki muru, którym odgradzał się od innych.

Wreszcie runął na dobre – pomyślał napawając się lekkim niczym piórko uczuciem ulgi. Opuścił wzrok, lokując go na splecionych szczelnie dłoniach. Zauważył, że mocno zaciskał palce, aż w niektórych miejscach zrobiły się czerwone, mimo wszystko nadal nie odpuszczał. Tak bardzo się cieszył, że siostra doceniała go i kochała takim, jakim był naprawdę.

– Mrok od zawsze był w jego życiu i zapewne nigdy go nie opuści. Ale wierzę, że poradzi sobie i wyprzedzi go, chociaż miałby to być tylko jeden maleńki kroczek – rozluźnił palce, lecz nadal pozostawały splecione. – A co do muzyki, przećwiczyłem kilka piosenek na gitarze i o dziwo wszystkie pamiętam. Może jednak nie powinien z tego rezygnować.

– Zdecydowanie nie powinieneś – Selene rzekła stanowczo.

– Jesteś pewna, że zechcą mieć drugiego Townshenda w zespole?

– Myślę, że nie będzie im to przeszkadzało – Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie zarażając go uśmiechem.

Po chwili oboje się śmiali, wypełniając duże pomieszczenie dudniącym dźwiękiem.

– Mam pomysł. Chodźmy do mojego pokoju. Zagram ci kilka utworów. Ocenisz, czy się nadaję czy nie.

– Jak sobie życzysz – Selene bez najmniejszych oporów zgodziła się na propozycję młodszego brata.

Szybko opuścili zajmowane przez nich pomieszczenie, udając się w stronę pokoju Drake'a, który znajdował się na tym samym piętrze, lecz należało przemierzyć nieco dłuższy dystans, aby do niego dotrzeć. Wszystko – każde pomieszczenie i prawie każdy korytarz – były albo duże, albo bardzo długie.

Gdy wkroczyli do znajomego pokoju, Drake ponownie zabrał głos. Przez cały ten czas przysłuchiwał się Selene, która z zapałem opowiadała mu o zespole i o tym, co będą mogli razem jeszcze zrobić. Szczerze cieszyła się na ich przyszłą współpracę, a Drake nie miał zamiaru odbierać jej tej przyjemności.

– Nigdy wcześniej nie byłem w tamtym pokoju. Co to za pomieszczenie? – zagadnął, podchodząc do gitary, którą zostawił wcześniej na łóżku.

Selene zamknęła usta, aby na chwilę pomyśleć w ciszy.

– To pracownia Sofii. Od pewnego czasu pomagam jej w paru projektach. Nic wielkiego, to znaczy mój udział jest prawie znikomy. Sofia odwala więcej roboty, no ale cóż... to jej praca. Jest projektantką.

Drake był zaskoczony i wcale tego nie ukrywał.

– Tak, też trochę się zdziwiłam. Kiedyś poprosiła mnie o pomoc i tak jakoś wyszło, że od czasu do czasu współpracujemy. Oczywiście dzięki temu miałam okazję ją poznać. To dosyć ciekawa osoba i pozwala mi przesiadywać w tym niezwykłym pokoju ile tylko zechcę. Naprawdę go ubóstwiam – Selene usiadła zadowolona na okrągłej pufie, znajdującej się nieopodal łóżka.

Drake natomiast wziął gitarę w dłoń, siadając na jego skraju.

– Rzeczywiście ma coś w sobie. Zmieniając temat. Chciałabyś czegoś posłuchać?

– Pewnie – Brunetka pokiwała głową, dając się – jak nigdy wcześniej – ponieść muzycznym dźwiękom wypływającym spod szarpnięć strun, dokonywanych przez palce samego wirtuozy.

Szkoda, że niektóre życiowe tonacje nie mogły być tak melodyjne.

💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎

Two steps from hell - Calamity.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro