ROZDZIAŁ 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wschodzące, goszczące na niebie słoneczko, ciepłe powiewy wiatru przeminęły szybko, pozostając już tylko mglistym wspomnieniem. Kwiecień nie zapowiadał się na najprzyjemniejszą porę dla mieszkańców Londynu, chociaż do niedawna mogliby stwierdzić, że okrutna pogoda wreszcie odpuściła sobie dręczenie obywateli tego wspaniałego miasta. Przez pierwszy tydzień padał rzęsisty deszcz, grożąc pierwszymi powodziami. Na całe szczęście prognozy na nadchodzące dni były o wiele bardziej optymistyczne. Dzisiejszego dnia na ziemię nie spadła ani najmniejsza kropelka, lecz ciężkie szare chmury kłębiły się na niebie, powolutku przemieszczając się w jednym kierunku, gdzieś daleko, daleko poza zasięgiem wzroku ludzkich istot.

Wybrali to miejsce, ponieważ uważali je za najmniej zatłoczone i nie tak często uczęszczane przez uczniów. Drake przebywał w tej szkole zaledwie od kilku miesięcy, lecz on również poznał kilka miejscówek o takim właśnie charakterze – co zapewne wydaje się dziwne, ponieważ na ogół takie miejsca jak szkoła, czy obszary należące do jej terytorium, powinny być wzdłuż i wszerz pokryte przez nastoletnią materię. Na tym niewielkim skrawku ziemi, gdzie z rozmoczonej przez wodę gleby, wyrastała rzadka zielona trawa, stały dwie niezbyt długie drewniane ławeczki. Pośrodku nich ulokowano niewielkich rozmiarów, również drewniany stół, zachowany w swej dziewiczej formie, nie naruszany przez żadną farbę, czy lakier. Za stolikiem i drzewami rosło wysokie, rozłożyste drzewo, na którego gałęziach kołysały się duże – zniekształcone przez wiatr i deszcz – liście. Ciężkie krople opadały w dół, rozbijając się o wystające korzenie, rozbryzgując się na wiele, niewidocznych, błyszczących punkcików.

Nawet czarne ptaszyska z długimi wykrzywionymi dziobami i okrągłymi oczkami przybyły na jego koncert, zasiadając na najbliżej osadzonych gałęziach, oczekując na pieśń, wychwalającą miłość i ludzką odwagę.

Drake jeszcze bardziej się speszył, zauważając to ogromne zainteresowanie jego osobą – nie tylko ze strony wspomnianych ptaków (które na domiar złego, często znajdowały się tam gdzie on), ale przede wszystkim przyjaciół i dziewczyny, dla której napisał ten utwór.

– Śmiało! Tutaj Nikt nas nie zobaczy! Poza tym, skoro masz ją ze sobą, grzechem byłoby jej nie wykorzystać, prawda? – Chris wskazała podbródkiem na przyniesiony przez bruneta futerał z gitarą akustyczną, który teraz spoczywał na drewnianym stole.

Wcześniej starannie go osuszyli, gdyż Drake zażyczył sobie, iż podczas wygrywania melodii i śpiewania (tak, zdecydował się na ten krok), skorzysta z tego stolika jako krzesła. W takich okolicznościach mógł pełnić taką funkcję.

– Tak, masz rację. Myślę, że to dobra okazja, żeby przećwiczyć jeden utwór. Idę dzisiaj na przesłuchanie do zespołu muzycznego. Jestem ogromnie podekscytowany i równocześnie zdenerwowany. Chcę wypaść jak najlepiej, zwłaszcza, że siostra na mnie liczy...

– Mówisz o zespole, w którym twoja siostra jest wokalistką? – zapytała Coralin.

Drake pokiwał głową.

– Tak. Namówiła mnie. Nie mogę zrobić jej tej przykrości, zwłaszcza że bardzo uparła się na tę próbę.

– Pamiętam, jak śpiewałeś u Chrisa na imprezie. Masz świetną barwę głosu. Zespół to naprawdę dobre rozwiązanie dla ciebie. Będziemy trzymać kciuki. Jestem przekonany, że cię przyjmą – Daniel odpowiedział żwawo, rumieniąc się na twarzy. Ośmielił się co do kolegi i tego typu wyznania przychodziły mu z niewymuszoną łatwością.

Drake był takim przystojnym, młodym mężczyzną. Podobał się niejednej dziewczynie w szkole, ale on zdawał się nie zwracać uwagi na żadną, no może poza Kariną, która przez cały ten czas patrzyła na niego, posyłając w jego stronę zafascynowane i niecierpliwe spojrzenia.

Głos bruneta – który mogła słuchać na żywo prawie codziennie – już sam w sobie był jak najpiękniejsza melodia, gdyż Drake posiadał naprawdę świetną dykcję i trochę egzotyczny akcent, połączony z męskim, dźwięcznym głosem. Cóż za przyjemności! Jak najdroższy aksamit pieszczący skórę.

– Dzięki. Mam nadzieję, że nic nie poknocę. Poza tym, mój brat obawia się, czy znajdę na to wszystko czas. Wiecie nauka, piłka...

– Dasz radę stary! Człowiek nie może żyć tylko i wyłącznie samą nauką. Musi koncentrować się w życiu też na innych przyjemnościach – Yves skomentował jego słowa z wesołym uśmieszkiem.

Dobry Yves, on zawsze potrafił człowieka rozweselić i odegnać ciążące nad nim chmury smutku i beznadziei.

– Zgadzam się. Dlatego teraz chciałbym zaprezentować wam jeden utwór, który jest mi szczególnie bliski. Bardzo go lubię, ponieważ napisałem go z myślą o kimś wyjątkowym – Skierował swój wzrok na buty, pocierając kark. – Pozwólcie, że teraz wykorzystam was, jako moją widownię i jurorów. Mam nadzieję, że będziecie dla mnie łaskawi przy ostatecznej ocenie – zaśmiał się, na co jego przyjaciele również zareagowali śmiechem, nie płosząc czarnych ptaszysk.

Były to bardzo uparte stworzonka.

– Do wykorzystywania przejdziemy później – skomentował Chris, który chował we wnętrzu swej głowy ripostę na każdą sytuację, po czym ponownie zanieśli się śmiechem.

Drake czuł, jak łzy szczęścia i radości mimowolnie spływają mu po policzkach. Otarł je szybko wierzchem dłoni, spoglądając ukradkowo na brunetkę, która szeptała coś do Coralin. Miała dzisiaj na sobie bardzo ładny sweterek, z luźno plecionej nitki, który odkrywał skrawki jej opalonego ciała. Dodatkowo ten duży, eksponujący jej klatkę piersiową dekolt, skrępowany przez opięty biały podkoszuleczek, przez który przebijały się dwa okrągłe wzgórki, pagórki.

Matko i ojcze, trzymajcie mnie, pomyślał Drake.

Sam postawił dzisiaj na jaśniejsze barwy. Pomimo niewysokich temperatur – w ciągu dnia dochodziły one tylko do piętnastu stopni, lecz zazwyczaj były one o wiele niższe – założył czarną, skórzaną kurtkę, biały podkoszulek i jasne, jeansowe spodnie z dziurami na kolanach oraz tradycyjnie wysokie, czarne buty, które zwykle nosił na swych stopach, jako życiowy talizman.

Dziewczyny i Daniel pochwalili go za wyczucie stylu, natomiast Chris i Yves – jak to oni – zaczęli żartować i dręczyć go snując opowieści o zwodniczych wybielaczach do tkanin. Każde takie słowo traktował z przymrużeniem oka, niektóre nawet puszczał mimo uszu, nie poświęcając im większej uwagi.

Wziął do rąk gitarę i usiadł na ławeczce, przekręcając klucze, tak aby struny wybrzmiały odpowiednim w jego zamyśle dźwiękiem.

– Jak już będziesz sławnym piosenkarzem i będziesz jeździł na tournee po całym świecie, to będziemy mogli liczyć na jakąś zniżkę na bilety? – zagadnął Chris.

Blondynka szturchnęła go w ramię, śmiejąc się, ale nie złośliwie, raczej tak przyjacielsko, co Drake potraktował jako dobry znak. Coralin zmieniła swoje nastawienie w stosunku do niego. Cieszył się, ponieważ i on coraz bardziej się do niej przekonywał i uwierzyć, że dosłownie kilka miesięcy temu pałał do niej nieuzasadnioną nienawiścią.

Życie bywało niezwykle przewrotne i takie pozbawione czystej logiki. Skoro darowane nam przez los prezenty, opakowane były w papierek o nazwie bezsens, dlaczego tak bardzo przejmowaliśmy się tym, co nie powinno zajmować naszego umysłu nawet przez sekundę? Zapewne nikt z nas nie znał odpowiedzi na to pytanie i nigdy jej nie pozna.

– Gwarantuję, że jako moi najlepsi przyjaciele, bilety będziecie mieć za darmo – Wyszczerzył się ukazując wszystkie zęby.

– Jak to dobrze, że dołączyłeś do naszej klasy.

Ludzie nie mogli być źli, okropni i podli. Nie. To wszystko, co wpajał mu Ned było perfidnym kłamstwem, a on łykał je jak pastylki przeciwbólowe, z tym, że zamiast zapobiegać rozwojowi infekcji, one ją potęgowały, skazując go na życie w wiecznej gorączce.

Dagon ogrzewał jego ciało, dzięki czemu nie czuł otaczającego chłodu. Lecz musiał pamiętać o swoich przyjaciołach, którzy przecież byli ludźmi. Na pewno odczuwali zimno, lecz nic nie mówili, stojąc i czekając na utwór, który zaśpiewa.

Wreszcie bez konkretnego ostrzeżenia, ulokował palce na gryfie i rozpoczął podróż po świecie muzyki, zapraszając ludzkich kolegów do zwiedzenia tej krainy. Na początku nie patrzył im w oczy – trema i wstyd przejęły kontrolę nad jego ciałem, dokładniej nad palcami i gardłem. Czuł się jak wariat, nie odróżniający rzeczywistości od fikcyjnych zdarzeń rozgrywających się w jego umyśle. Mroczny demon z medalionu potęgował wewnętrzne gorąco.

Drake poprosił go, aby troszeczkę ochłodził jego ciało i oczyścił umysł ze zbędnych emocji. Jak na rozkaz, demon uczynił to, o co został poproszony – słowa pana należało wypełniać z diabelną precyzją i dokładnością i Dagon, jako odwieczny strażnik (do tej roli był przygotowywany od eonów swego istnienia) szkatuły, chociaż w tym momencie ciała kruczego pana, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jego potworna, łuskowata główka nie wyrastała spomiędzy kolczastych ramion od parady.

Drake poczuł się o wiele lepiej i śmielej. Teraz wiedział, że głos na pewno go nie zawiedzie, nie zadrży, gdy będzie wypowiadać – może dla nich mało znaczące słowo dziewczyna, jednakże osobiście dla niego posiadające przekaz i drugie dno w postaci niebieskookiej brunetki, patrząc na jego wyćwiczone ręce okryte przez materiał kurtki. Rozpoczynając pierwszą zwrotkę, uniósł wzrok i spojrzał najpierw na Chrisa, który stał pierwszy z brzegu, później na Coralin, która uśmiechała się życzliwie.

Obok niej znajdowała się Karina – oplatająca swoją talię rękoma. W pobliżu był też uśmiechnięty od ucha do ucha Latynos, rudowłosa Jennifer, której twarz wyrażała uznanie dla talentu kolegi i wsparcie, przesyłane ze wszystkich możliwych sił.

Czuł to, Dagon też, łaskocząc jego skórę cienistymi pazurkami. Daniel kiwał głową w takt muzyki, a jego jasne, jak złociste, starożytne naszyjniki włosy, poruszały się niczym fale na spienionym morzu. Zamknął nawet na chwilę oczy, żeby wczuć się w głos bruneta, wychwycić targające jego duszą emocje, doświadczyć tego, co chował w swoim wnętrzu.

Każde z nich wiedziało, że chwila ta była dla niego niezwykle intymna, bowiem po raz kolejny odsłaniał – tym razem dobrowolnie – ukryte głęboko, wrażliwe, czułe oblicze.

Prezentowany utwór nie był długi. Posiadał tylko kilkanaście linijek głównego tekstu, pomijając refren, lecz opowiadał historię młodego chłopaka, który pewnego dnia poznaje dziewczynę. Dzięki niej jego osobowość ulega gruntownej przemianie, staje się innym lepszym człowiekiem. Wszyscy dookoła zauważają w nim tę zmianę, mówiąc mu o tym otwarcie. Nie mówi i nie myśli już o nikim innym, jak tylko o niej. Lecz żywi wewnętrzne obawy, że dziewczyna zostawi go, a ich miłość przeminie, jak pył rozwiany na wietrze. Mimo strachu, dziewczyna zapewnia go, że będzie przy nim zawsze, a ich uczucie zmieni wszystko na lepsze. Chłopak pragnie być z dziewczyną do samego końca, ofiarując jej samego siebie, ale czy ich miłość przetrwała i zostali na zawsze razem? Tego utwór nie zdradzał. Otwarte zakończenie pozwoliło twórcy zasiać w słuchaczach ziarenko strachu i niepewności, obawy o szczęśliwe zakończenie losów dwójki darzących się uczuciem bohaterów.

Gdy skończył już wygrywać i wyśpiewywać napisany utwór, odłożył gitarę, skupiając wzrok przede wszystkim na Karinie, ponieważ to na jej opinii głównie mu zależało.

Ten utwór skomponowałem z myślą o tobie, bo w moim życiu i w moich ukrytych marzeniach, to ty jesteś najpiękniejszą, najcudowniejszą królową, na którą mógłbym patrzeć przez nieskończone wieki, zniewolony przez twą doskonałość.

Odchrząknął głośno, przełykając nagromadzoną w gardle ślinę. Dobrze, że nie opluł się podczas recytowania ostatniej zwrotki, to by dopiero była niekomfortowa sytuacja.

– I jak? Podobało wam się? – zapytał koncentrując się na ich reakcjach.

Pierwszy zareagował Chris – tego Drake mógł się spodziewać. To było pewne jak te przysłowiowe podatki i śmierć.

– Posiadasz niekwestionowany talent przyjacielu! Piękny, emocjonujący utwór. Powiedz dla kogo go napisałeś? Czy ktoś posłużył ci za inspirację? – Blondynek zapytał, zniżając ton do konspiracyjnego szeptu.

Drake poczuł gorąco na twarzy. Zerknął na Karinę, lecz szybko opuścił wzrok przenosząc go na twarz przyjaciela.

– Dziękuję za miłe słowa. A co do inspiracji, to tak, ktoś zachęcił mnie do napisania tej piosenki, ale więcej nie zdradzę.

– Romantyczny, tajemniczy, przystojny i do tego najlepszy przyjaciel na świecie. Nic dodać nic ująć – Chris skomentował, wywołując u Drake'a szeroki uśmiech i pasmo pozytywnych uczucia.

– Jak dla mnie piosenka jest na naprawdę wysokim poziomie. Z takim głosem i umiejętnościami, spokojnie wybijesz się w tym muzycznym świecie – Daniel także poczuł się zobligowany, aby dorzucić swoją uwagę.

Brunet nie zdążył podziękować, gdyż Yves zaczął mówić.

– Od samego początku wiedziałem, że jesteś duszą artysty. Jak już będziesz sławnym piosenkarzem, to będę kupować każdą twoją płytę – zaśmiał się dźwięcznie.

– Dla ciebie będą ze specjalnym autografem i bardzo dziękuję za wsparcie. Teraz wierzę, że naprawdę mogę spełnić, chociaż to jedno małe marzenie – Drake podziękował koledze, a następnie skierował swoje pytanie do dziewcząt, które nie brały czynnego udziału w rozmowie. Drake już zaczął się obawiać, że zaprezentowany utwór nie spodobał im się, lub co gorsza przejrzały zawarty w nim przekaz – zwłaszcza jedna z nich.

– Dziewczyny, a wy co sądzicie? – zapytał łagodnie, tonem jakiego używał tylko w sytuacjach, gdy rozmawiał z brunetką sam na sam (chociaż prawdę mówiąc takich okazji nie było aż tak wiele, gdyż Drake ciągle obawiał się, że palnie coś głupiego i dziewczyna przestanie się do niego odzywać. To beznadziejne przeświadczenie chyba nigdy go nie opuści.)

– A co mamy ci powiedzieć? Już nasłuchałeś się pochwał. Wiesz, że jesteś zdolny i utalentowany. Po co mamy ci jeszcze dosładzać? – Blondynka poprawiła swoje długie, proste włosy, przerzucając je na ramiona, pozwalając im swobodnie opaść, aż do zakończenia żeber.

Drake pomyślał, iż z urody była naprawdę ładną dziewczyną. Szkoda tylko, że jej charakter nie nadążał za wyglądem – czyli ta cała grecka paplanina o tym, że to co piękne musiało być dobre i na odwrót, była zwyczajną mrzonką. Zresztą odnosiło się to także do kwestii niektórych z jego pobratymców.

– Oj Col! Nie bądź taka sztywna i niemiła dla naszego przyjaciela! – Jen pacnęła Coralin w ramię. – Drake, urocza piosenka! Zakochałam się w twoim głosie i wykonaniu, naprawdę jesteś niesamowity! – zaszczebiotała, puszczając mu oczko.

Drake cieszył się z tego pozytywnego odbioru, lecz nadal nie usłyszał żadnych słów z ust brązowowłosej koleżanki. Nawet spojrzał na nią, aby wyczytać coś z jej twarzy. Zauważył pewną rzecz – gdy Jennifer rozpływała się nad piosenką i jego głosem, wypowiadając słowa zakochałam się, kąciki jej ust nieznacznie drgnęły osuwając się w dół, zrównując linię ust w jedną, cienką kreskę, co trochę go zasmuciło. Wolał gdy się uśmiechała, lecz ta zmiana, która w niej zaistniała oznaczała, że być może jej zależało. Poczuła się zazdrosna o jego osobę, o to, że ktoś chwalił utwór, który w całości był przeznaczony tylko dla niej (obiecał sobie, że kiedyś o wszystkim jej powie). Podobał jej się, a mimo to wciąż odgrywała niedostępną, nieśmiałą (zresztą podobnie jak on sam. Pragnął się do niej zbliżyć, lecz przerażała go myśl, że kiedyś będzie musiał ją opuścić, tym samym dając jej szansę na normalne życie.)

Przyjaciele jeszcze przez chwilę wychwalali pod niebiosa jego talent, lecz ta chwila uniesień i błogiej radości kiedyś musiała dobiec końca. Niedługo rozpoczynała się ich ostatnia lekcja, po której spokojnie będą mogli wracać do domów – oczywiście poza Coralin i Kariną, które udawały się na próbę w teatrze (ostatnimi tygodniami ciężko pracowały, ponieważ ich amatorska grupka teatralna otrzymała szansę na zaprezentowanie oryginalnej sztuki, napisanej przez jedną ze zdolnych podopiecznych, pod wdzięcznym tytułem Karmelek. Zarówno Karina, jak i Coralin odgrywały główne role, z czego były niezwykle dumne. Drake szczerze gratulował im tego sukcesu i obiecał, że przyjdzie na wystawienie sztuki.) oraz brunetem, który umówił się z siostrą pod szkołą.

Dzień zapowiadał się naprawdę cudownie i już nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie będzie mógł opuścić teren szkoły. Delikatnie ułożył gitarę, w przyniesionym futerale, a następnie zasunął zamek. Przyjaciele udali się już w stronę szkoły, znikając za jedną ze ścian budynku. Pozostała przy nim tylko jedna osoba, która nieśmiało spoglądała w jego stronę. Drake zabrał gitarę i plecak, dając dziewczynie znak, iż mogą już wracać do szkolnego budynku.

–Drake? – zagadnęła, odrywając go od myśli, krążących właśnie wokół jej osoby.

– Tak? – zapytał, patrząc na jej profil, w szczególności zaróżowiony policzek.

– Ta dziewczyna jest ogromną szczęściarą. Powinieneś jej powiedzieć, co do niej czujesz. Na pewno zrozumie i... być może ona czuje coś podobnego do ciebie... – zająknęła się, czując jak wstyd przejmuje nad nią kontrolę. Dlaczego powiedziała coś takiego? Ależ była głupia! Drake domyśli się, że potajemnie podkochiwała się w nim i już nigdy więcej nie będzie chciał z nią rozmawiać, co gorsza przyjaźnić się, a ona bardzo potrzebowała jego bliskości. Gdyby tylko odważyła się na ten decydujący krok. Przypomniała sobie ten wieczór, podczas którego spędzali razem czas w jej pokoju. Już wtedy bardzo chciała mu powiedzieć co do niego czuła, ale mimo wszystko nie uczyniła tego.

Ludzie mówią, że jeśli chce się czegoś bardzo mocno i nie można przestać o tym rozmyślać, to należy działać w tym kierunku, aby to osiągnąć. Ale czy było ją stać na podjęcie się takiego wyzwania?

Drake uśmiechnął się pod nosem, będąc równocześnie trochę podenerwowanym. Wydawało mu się, że dziewczyna czegoś się domyślała. Jeśli tak nie zamierzał jej oszukiwać. Jednak jeszcze to nie był ten moment, aby wyjawiać na świat wewnętrzne sekrety namiętności.

– Miejmy nadzieję, że będę mógł jej udowodnić, jak bardzo jestem szczęśliwy z samego faktu, że mogę na nią spoglądać i mijać ją na... ulicy... – parsknął krótkim śmiechem, w porę gryząc się w język.

Oboje weszli do szkoły – najpierw Karina, potem Drake, gdyż przepuścił ją w drzwiach – następnie udali się do wskazanej na planie sali. Nie rozmawiali już więcej. Te kilka uprzejmości, które wymienili musiały im wystarczyć do końca tego dnia. Zamiast słów, komunikowali się w inny sposób – za pomocą spojrzeń. Lubili to, co najważniejsze robili tak od samego początku, od pierwszego momentu, w którym się zobaczyli i zapałali do siebie nieznanym dotychczas uczuciem. Tyleż kryło się tam emocji, tyleż samo pasji i wzruszenia. Dostrzegali to ukryte wewnątrz piękno, może nawet niedoskonałości. Kiedyś im się uda. Kiedyś na pewno.

💎💎💎

Głośna muzyka dobiegająca z samochodowego radia, rozsadzała jej bębenki. Bez namysłu złapała za włosy, aby przygarnąć je bliżej twarzy i zakryć uszy, co przecież nie mogło zagłuszyć wydzierającego się wokalisty, jakiegoś heavy metalowego zespołu, ale warto było spróbować.

– Drake. Ścisz to. Chyba nie chcesz, żebym ogłuchła przed twoim przesłuchaniem – rozkazała, a siedzący obok niej chłopak chwycił za małe, odstające pokrętło, przyciszając muzykę do absolutnego minimum.

Selene wreszcie mogła odetchnąć i wsłuchać się we własne myśli. Wzrok skupiała na jezdni, lecz od czasu do czasu zerkała na bruneta, wlepiającego zamyślone spojrzenie w boczną szybę.

– Stresujesz się? – zagadnęła, próbując zapełnić ciszę, która nagle zaczęła jej doskwierać. I pomyśleć, że przed chwilą prawie na niego nakrzyczała, bo ustawił za dużą głośność. Już sama nie wiedziała czego chciała, upodobniała się do typowej kobiety.

Drake oderwał wzrok od szyby i przeniósł go na jadący przed nimi czerwony autobus.

– Tak trochę – Wzruszył ramionami.

– Dobrze będzie. A pochwaliłeś się znajomym? – zapytała z nieudawanym zainteresowaniem.

Chłopak bardziej się ożywił na wspomnienie o kolegach i koleżankach.

– No pewnie. Nawet zagrałem i zaśpiewałem im jeden utwór.

– I jakie wrażenia?

– Pozytywne. Byli zachwyceni – Drake ucieszył się.

– Czy to był jeden z tych utworów o miłości, które napisałeś dla tej pięknej brunetki z twojej klasy? – Selene odrzekła marszcząc przy tym zabawnie nosek. Jechała bardzo ostrożnie, utrzymując przepisową odległość między jej pojazdem, a tym pozostającym przed jej maską.

O tej porze w Londynie panowały ciężkie do zniesienia – dla niecierpliwych kierowców – korki. Na zegarze wybiła godzina czwarta – większość mieszkańców Londynu opuściła już miejsca pracy, powoli (dosłownie) zmierzając do własnych, przytulnych domów. Ruch w tym mieście był niezwykle irytujący, lecz dzisiejszego dnia ludzie przekroczyli własne możliwości, wyłaniając się z każdego zakątka ulicy i rozlewając po wszystkich stronach.

Drake pokręcił głową, ciężko wzdychając. Odkąd wyjawił Selene tajemnicę związaną z jego uczuciem do błękitnookiej brunetki, dziewczyna w każdym możliwym momencie starała mu się o tym przypominać. Czasem wydawało mu się, że siostra widziała w nim kretyna, który zapomina i nie liczy się z własnym zdaniem i myślami. W gruncie rzeczy miała rację, bywało tak, że nie zwracał zbytnio uwagi na swoje dobro, nie ważył słów, ale te dni i chwile już dawno minęły. Teraz zamierzał być stałym w swoich przekonaniach i nie zmieniać ich, choćby innym się to nie podobało.

Brązowowłosa uśmiechała się tryumfalnie pod nosem, zmieniając stację na inną i pogłaśniając radio.

– Czy to ważne? Chcę mieć to już za sobą. Daleko jeszcze? – zmienił temat.

Selene spojrzała na niego ze szczyptą rozbawienia w oczach.

– Powiem ci jak już będziemy na miejscu – po czym zaniosła się głośnym śmiechem.

💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎

Dan Murphy - Boy meets Girl.

,,Chłopak poznaje dziewczynę
I gdziekolwiek nie pójdzie
Ludzie mówią mu
Hej człowieku! Spójrz jak się zmieniłeś!
Wszystko czego pragnę
To być przy Tobie
Być przy Tobie znów... ''

Utwór jak widzicie moi drodzy został już przez kogoś napisany i skomponowany, ale tak mi się spodobał, iż uznałam, że grzechem byłoby go nie wykorzystać. Zwłaszcza, że idealnie obrazuje uczucie Drake'a do Kariny ❤️

Cóż... Mam nadziej, że zarówno rozdział jak i utwór przypadną Wam drodzy czytelnicy do gustu!

Pozdrawiam! 😘🧡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro