ROZDZIAŁ 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak się akurat tego dnia złożyło, że Drake zjawił się w szkole wcześniej, niż grupka znajomych. Czuł się, jak wojownik, muszący przygotować grunt pod kolejne starcie – miłosny podbój. Od weekendowego spotkania z dziewczyną minęły raptem dwa dni, a on nie mógł się doczekać chwili, w której ponownie spojrzy w jej błękitne tęczówki. Ich barwa zniewalała, manifestowała piękno i wewnętrzną delikatność, przerażającą w swym jestestwie. Młody wampir obawiał się, iż swoją obecnością, nawet tymi najmniejszymi spojrzeniami mógł je splugawić, zbrukać, wręcz pozbawić tej czystości i cnoty, a tego na razie nie chciał.

Udał się do szatni, gdzie zostawił kurtkę, mijając po drodze kilka znajomych, życzliwych twarzy. Kumple z drużyny cieszyli się na jego widok, pozdrawiali i witali – cóż za wspaniałe, budujące uczucie. Wreszcie po krótkej pogawędce z jednym chłopakiem, skierował swój chód w stronę szafek, gdzie zamierzał zostawić kilka rzeczy – a mianowicie książkę, którą kupił dla Selene (siostra na pewno ucieszy się z takiego prezentu i odrobinę rozweseli), zeszyty, które nie były mu potrzebne podczas dzisiejszych zajęć, a zabrał je bez opamiętania (wydarzenia ostatnich dni wpływały na niego dekoncentrująco), a także w ostatniej chwili wyciągnął czarny notes z potarganą okładką. Uśmiechnął się na jego widok i pogładził kciukiem podłużne zagniecenia. Zastanowił się przez sekundkę, co z nim uczynić. Zabrać go na zajęcia, czy zostawić w szafce, żeby przeczekał na niego przez ten czas, tym samym nie ujawniając swej obecności. Nie pragnął, aby światło zewnętrzne musnęło jego stronic – to jeszcze nie był ten czas.

Postanowił, że kiedyś pokaże – ale tylko wybrane fragmenty – przyjaciołom, cóż takiego tam zapisuje, ale na ten moment wolał, by pozostało to tylko i wyłącznie jego tajemnicą. Włożył notatnik do szafki, przykładając go zeszytami, ale nie zdążył zatrzasnąć drzwiczek, gdyż usłyszał za sobą energiczny, znajomy głos.

– Cześć Drake! Jak się miewasz?

Z – niezbyt nachalnym – jak na niego przystało uśmieszkiem odwrócił się w stronę kumpla, darząc go wesołym spojrzeniem.

– Cześć. Dobrze, dziękuję. A ty? – zapytał nie tylko z grzeczności, ale też z samego faktu, iż zależało mu na tym, by wiedzieć, co działo się u jasnowłosego kolegi.

– Też dobrze. Słuchaj, pójdziesz ze mną na chwilę do szatni. Chciałbym ci coś pokazać – rzekł tajemniczo, a Drake nie miał serca, żeby mu odmówić – widać, że coś go gryzło i powstrzymywał się, żeby nie wyjawić skrywanej tajemnicy za powłoką milczenia.

– Nie ma problemu – powiadomił kumpla, oddalając się od szafki.

Po chwili, pełni entuzjazmu, kierowali się we wspomnianym przez siebie kierunku, ginąc w tłumie nadciągającej chmary uczniów.

Jeden z nich jęknął z przerażenia. Tak długo ukrywał się, obserwował chłopaka, modlił się, by ten go nie zauważył. Obmyślał plan, jak zdobyć to, czego pragnął, co miało zagwarantować mu wolność i bezpieczeństwo. Miało być jego wybawieniem z opresji, w której tkwił przez te długie lata. Wreszcie ten bolesny okres dobiegnie końca. Z większą śmiałością wyskoczył zza jednej ze ścian i podszedł do metalowych szafek. O ile wzrok go nie mylił, Townshend zapomniał zatrzasnąć drzwiczek, rozmowa z Chrisem ewidentnie go rozkojarzyła, chociaż już wcześniej zdawał się być zamyślony. To chyba z powodu... nie, nie chciał o tym myśleć. Nie sprowadzając na siebie większych podejrzeń, chwycił szybko za brzeg drzwiczek, bojąc się, iż zaraz ich właściciel przyskrzyni go na gorącym uczynku. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Znalazł to, czego potrzebował, zatrzasnął drzwiczki i lekko spiętym krokiem podążył do łazienki.

Poczucie winy, głos sumienia dał o sobie znać, stłumiony jednak przez falę niebotycznie wysokiego strachu. Każdy walczył za siebie, o siebie i dla siebie – szkoda tylko, iż nie wiedział, że w tej walce – czegokolwiek by nie uczynił – stał na przegranej pozycji.

💎💎💎

Czwórka bliskich sobie przyjaciół czekała w szatni na jasnowłosego chłopaka i ich nowego znajomego. Niespokojne, zestresowane serca przemierzały wędrówkę od gardła do klatki piersiowej i z powrotem, a wachlarz uczuć w postaci westchnień, tupania nóżką, czy drapania się po głowie, rozłożył swe końce aż do granic możliwości. Wciąż, w kółko wałkowali jedno pytanie. A jeśli mu się nie spodoba? Ostatnim razem Drake wyraźnie zastrzegł, iż nie lubił być obdarowywanym, ale jak to tak pozostawić przyjaciela bez nawet najmniejszego upominku.

Wreszcie upragnione osoby znalazły się w prostokątnym przedziale, który odgrodzony był od innych, metalową, grubo-plecioną siatką pomalowaną na ciemnozielony, niewbijający się w oczy kolor. Wybrali ten najdalej oddalony, aby nikt im nie przeszkadzał. Dodatkowo przenieśli tam też swoje rzeczy, by nie sprowadzać niepotrzebnych podejrzeń.

Yves położył ozdobione pudełko na ławeczce i stanął tak, aby zasłonić je swoim ciałem. Z szerokim, jak na niego przystało uśmiechem, powitał radośnie bruneta, a za nim uczyniły to także dziewczyny. Drake odwzajemnił ich uprzejmości, ale nie rozumiał jednej sprawy. Dlaczego wszyscy byli dzisiaj tacy radośni? Nawet blondyna, która na ogół nie wyrażała oszołamiającego zadowolenia jego osobą, darzyła go przemiłym, przyjacielskim uśmiechem. Może rzeczywiście powoli przekonywała się do niego. Drake bardzo tego chciał, ponieważ nie miał zamiaru prowadzić tej bezsensownej wojny.

– Co wam tak dzisiaj wesoło? – zapytał wreszcie, nie mogąc się powstrzymać. Węszył spisek i to nie byle jaki, ale jeszcze nie wiedział dokładnie czego mógł dotyczyć. Miał nadzieję, że wkrótce się tego dowie.

– Drake, mamy nadzieję, że nie będziesz na nas wściekły. Obiecaliśmy sobie, że w ramach naszej dozgonnej przyjaźni i oczywiście także twoich urodzin, wręczymy ci prezent.

Brunet wysłuchiwał słów blondyna z maską opanowania i spokoju na twarzy.

– Było nam głupio, że wcześniej nic ci nie daliśmy, ale zrehabilitowaliśmy się – odezwał się Yves, spoglądając na Chrisa.

– Trochę się nagłówkowaliśmy. Nie łatwo kupić prezent komuś, kto ma już wszystko. Więc zgodnie wybraliśmy pomysł Karinki, bo chyba najlepiej uargumentowała jego słuszność – oznajmiła blondynka patrząc przymilnie w stronę onieśmielonej brunetki.

Swoją drogą w takim wydaniu jeszcze bardziej mu się podobała. Równocześnie zastanawiał się, cóż takiego wymyśliła młoda brunetka, że wszyscy jednogłośnie zgodzili się na jej pomysł.

– Jeszcze raz wszystkiego co najlepsze i spełnienia marzeń! – pisnęła Jen, ściskając Yvesa za jego ciemną, mięsistą dłoń.

Chłopak pogładził ją po głowie, aby przekazać jej odrobinę własnego spokoju. Czasem bywali naprawdę ciekawym połączeniem, na ogół oboje radośni i spontaniczni, w niektórych sytuacjach to Yves był właśnie tym, który potrafił zachować zimną krew i pozory obojętności, hamując zapędy rudowłosej dziewczyny. Dopełniali się jak nikt inny, a Drake wiedział, że tak samo jak w przypadku Chrisa i Coralin, ich miłość również nie była udawana. Nie pozostało mu nic innego, jak cieszyć się ich szczęściem i mieć nadzieję, że i on kiedyś doświadczy na własnej skórze czegoś podobnego.

Tymczasem z narastającą wewnątrz niepewnością i powściągliwością, a także niepokojem patrzył na równie zestresowanego blondyna, od czasu do czasu przerzucając swój wzrok na pozostałych członków tej zwariowanej ekipy. Głównie zatrzymywał oczy na dziewczynie, która spokojnie wysłuchiwała dalszych tłumaczeń Chrisa, jak to bardzo się cieszą, że Drake zaczął się z nimi kumplować i należeć do ich paczki oraz o tym, iż mają w zwyczaju obdarowywać się drobnymi upominkami. Robili to z ogromną przyjemnością bez żadnego przymusu.

Drake uśmiechnął się krzywo. Cóż miał poradzić? Stało się, nie miał innego wyjścia, wypadało przyjąć podarunek (skoro już go przygotowali) i ładnie za niego podziękować.

– To naprawdę niezwykłe z waszej strony, ale nie musieliście – Drake zauważył, że Chris zaczął otwierać usta. Najwidoczniej chciał zadać jakieś pytanie, ale brunet go ubiegł. – I nie, nie jestem zły. Może trochę zaskoczony i zmieszany. Szczerze mówiąc, nie wiem nawet jak powinienem się zachować, jak wam za to podziękować – zająknął się.

– Już podziękowałeś. Właśnie w tej chwili, a teraz proszę zobacz, czy ci się spodoba. Zawsze możemy wymienić na inny – powiedział blondyn uspokajającym tonem podchodząc do Latynosa, który jak na komendę odsunął się od ławki, ukazując prostokątne pudło, opakowane w ładny, czerwony papier.

– Nie możemy. Wyrzuciłam paragon – Coralin parsknęła krótkim śmiechem, prowokując spojrzenia wszystkich, nawet Drake'a. – Żartowałam. Istnieje taka opcja, ale mamy nadzieję, że ci się spodoba. Karina go wybrała, specjalnie dla ciebie i będzie jej przykro jeśli nim pogardzisz.

– Wcale nie – żachnęła się brunetka, nadymając z przeuroczej złości policzki, bo wszystko w jej życiu było urocze i słodkie, nawet te negatywne uczucia, które czasem ukazywała.

Drake patrzył na jej twarz, dokładnie na oczy, czekając aż zwróci na niego uwagę. Gdy wreszcie to uczyniła uśmiechnął się do niej i mrugnął, lecz tak dyskretnie, by pozostali przyjaciele nie mogli tego zauważyć. Ale dziewczyna chyba zorientowała się, iż dawał jej do zrozumienia, że był bardzo wdzięczny i absolutnie nie zamierzał gardzić czymś, co zostało przez nich kupione, bądź zrobione, bo jeszcze nie wiedział co to takiego mogło być. Nawet nie domyślał się, a bardzo nie lubił poczucia niewiedzy.

Wysoki Latynos odwrócił się za siebie, wziął pudło do rąk i przekazał je Christopherowi, który czekał na przejęcie pałeczki. Traktował tę chwilę, jak swego rodzaju uroczystość, w której odgrywał znaczącą rolę. Podszedł do wyższego przyjaciela, otoczony przez wianuszek osób – z jego prawej strony Yves i Jennifer, a z prawej Coralin i Karina. Wystawił w stronę chłopaka dłonie, podstawiając mu praktycznie pod nos, przyniesiony prezent.

Drake odebrał go z ogromną wdzięcznością i zarazem czcią, nie chcąc urazić przyjaciół. Pierwsze co poczuł to niewielki, aczkolwiek zaznaczający się ciężar. Kolejną rzecz, na którą zwrócił uwagę to był wygląd pudełka – opakowanego w ładny, połyskujący czerwony papier, owinięty białą, gładką wstążką. Przesunął po niej palcem. Była taka przyjemna w dotyku, że aż nie chciał jej rozwiązywać, lecz zauważył ogniki zniecierpliwienia tlące się w oczach kolegów i koleżanek z klasy.

Usiadł na podłużnej ławeczce, znajdującej się zaraz za jego plecami, po czym położył pudełko na kolanach. Powoli przystąpił do rozwiązywania kokardki, zerkając ukradkiem na przyjaciół. Domyślał się, że dziewczyny zadbały o tę piękną wizualizację i był im naprawdę wdzięczny. Sam pakunek robił ogromne wrażenie – a to co było w środku nie miało znaczenia, ważne, że zostało podarowane od ich uczciwych serc dla jego oziębłego serducha.

Po uporaniu się z dwoma wstęgami, odłożył je na bok i uniósł wieko do góry, zaglądając do środka. Widząc przedmiot w kształcie księgi nie domyślił się od razu czym był. Dopiero, gdy wyciągnął go na zewnątrz, bliżej mu się przyglądając, zdał sobie sprawę, że trzyma album fotograficzny. Otworzył szerzej oczy ze zdumienia, usilnie wpatrując się w twardą, ciemnobrązową okładkę. Otworzył na pierwszej stronie, gdzie widniała kiedyś pusta kartka – teraz zapełniona najlepszymi życzeniami, powodzenia w życiu, uzyskania sukcesu, o którym marzył, ale przede wszystkim szczęścia i miłości, gdyż to właśnie one wypełniały większość życia i z tymi słowami Drake nie zamierzał polemizować.

Minęło tyle lat, tyle wody przepłynęło i przez ten cały czas wmawiał sobie, że nikogo nie potrzebował, że nie było takiej osoby, która potrzebowałaby jego, w związku z czym czuł się bardzo samotny i niepotrzebny. Niekochany, niedowartościowany. Nawet gdyby chciał ukryć łzy wydobywające się spod powiek, nie zdołałby. Nie próbował. Pozwolił im swobodnie wypływać, ukazując wrażliwe wnętrze.

Przyjaciele spostrzegli tę zmianę, wystraszyli się, lecz on po raz pierwszy w życiu nie czuł wstyd z okazanych przez siebie uczuć.

– Drake... – Chris zbliżył się do przyjaciela siadając zaraz obok niego, obserwując wielkie krople spływające po jego policzkach i skapujące na białą kartkę papieru.

Któż by pomyślał, że kilka cienkich karteczek opakowanych w grubą okładkę przysporzy tyle wrażeń i emocji na raz.

– Ten prezent jest tak beznadziejny, że popłakał się ze śmiechu. Mówiłam, żeby kupić coś innego...

Drake przerwał blondynce, unosząc dłoń do góry, jak zgłaszający się uczeń do odpowiedzi. Przetarł oczy, lecz kilka pojedynczych kropli spłynęło jeszcze w dół, zatrzymując się na chwilę na zakończeniu żuchwy.

– Nie. Ten prezent jest wspaniały. Ja po prostu.... Wybaczcie, że tak reaguję, ale nigdy nie otrzymałem tak pięknego prezentu.

– Robisz sobie jaja stary!? A samochód? – Yves zapytał z niedowierzaniem siadając po drugiej stronie Drake'a. Gdy tylko to uczynił rudowłosa usiadła mu na kolanach, wtulając policzek w jego krótkie, stojące na baczność włoski.

– Też był fajnym prezentem. Ale wasz jest wyjątkowy. Daliście mi coś więcej niż zwykły album. Daliście mi możliwość zapamiętania, uwieczniania chwil, kompletowania wspomnień. Nigdy nie przywiązywałem do tego wagi, ale od dzisiejszego dnia wszystko się zmieni. Ja się zmienię – Składając tę przysięgę sam przed sobą, a także przed przyjaciółmi czuł ulgę i chęć krzyku – przy użyciu wszystkich strun w gardle – ale już nie z powodu złości, a rozsadzającej go radości.

– Skoro o wspomnieniach mowa, dodaliśmy już kilka od siebie – Chris zaśmiał się pokazując Drake'owi zdjęcia, które umieścili.

Były tam zdjęcia z imprezy – najlepszego wieczoru i nocy, a także później dnia, w jego całym życiu, ale nigdy nikomu się do tego nie przyzna – na których stał w pobliżu stolika i pił jakiś soczek, prawdopodobnie z dodatkiem procentów. Śpiewał na scenie z Kariną, piosenkę, która jeszcze długo potem spędzała sen z jego powiek, ale nie tylko on miał takie odczucia – szkoda, że nie potrafił zajrzeć do jej głowy, czytać w myślach. Takie umiejętności ułatwiłyby mu życie. Znalazł też dwie fotografie z domu Chrisa. Pamiętał, że wzbraniał się przed tymi zdjęciami, nie chciał by przyjaciel robił mu zdjęć. W tym momencie spojrzał podejrzliwie na blondyna, którego twarz stała się twarzyczką niewiniątka.

– Tak jakoś wyszło, że znalazłeś się w obiektywie – Wzruszył tylko ramionami.

Drake pozostawił tę kwestię za sobą, nie powracając już do niej nigdy więcej. Najlepsze wspomnienia, a zarazem najlepsze zdjęcia, jakie mógł mieć zostały wykonane w Winter Wonderland podczas sylwestrowej zabawy. Roześmiane usta, iskrzące się oczka (i to wcale nie od nadmiaru alkoholu, tylko dobrej zabawy), czerwone od zimna twarze, ukochana siostra u boku i najlepsi przyjaciele – zdawało się, że miał wszystko, czego potrzebował, co mogło dać mu szczęście. Może troszeczkę zdziwił się, gdy na następnej stronie dostrzegł nowe zdjęcie, wykonane niedawno, w pokoju sympatycznej brunetki.

– Obiecałam, że wywołam je dla ciebie. Pomyślała, że skoro wpadliśmy już na ten pomysł z albumem to po prostu włożę je do środka – wyjaśniła, a jej lica pokryły się intensywną barwą, w której Drake był zakochany.

Musiał wierzyć, iż to właśnie z jego powodu brunetka zachowywała się w ten sposób, dając takie a nie inne sygnały.

– Drugie mam w pokoju. Na honorowym miejscu – dodała pospiesznie, uważając te słowa za bardzo istotne dla całego kontekstu wypowiedzi.

– Miłość rośnie wokół nas...! – zaśpiewał, a raczej zapiszczał blondyn.

Drake walnął go z otwartej dłoni w ramię, przekomarzając się z nim.

–Tak na marginesie, to już nam się nie wywiniesz. Bierzemy cię na jakieś piwo, czy coś. My stawiamy.

– Chyba sobie żartujecie. Sam za siebie zapłacę. Już dość pieniędzy na mnie wydaliście. Nie przyjmuję już żadnego prezentu. Zastrzegam – obruszył się brunet.

Przyjaciele zaczęli się śmiać.

– Otrzyj skapujące gluty – Yves podał mu chusteczkę.

Młody wampir zamknął album, pochylając głowę i rozglądając się za oznakami, które mogłyby potwierdzić słowa Latynosa.

– Żartuje stary!

– Zabawne. Dzięki. Trochę się wzruszyłem, sprawiliście mi ogromną przyjemność.

– Do usług – powiedział Chris.

– Nie przypuszczaliśmy, że aż tak zareagujesz. Serio, myśleliśmy, że ci się nie podoba czy coś – Latynos napoczął zakończony wcześniej wątek.

– Dajcie mu już spokój. Drake ma pewnie już dosyć tego waszego ględzenia, a poza tym jeśli się stąd nie ruszymy to zaraz spóźnimy się na zajęcia. Po lekcjach sobie pogadacie – Blondyna wstała, ciągnąc za rękę niebieskooką brunetkę, która z widocznym ociąganiem, wyrażała sprzeciw wobec działań przyjaciółki.

Coralin używając swojego szóstego, inaczej zwanego kobiecym zmysłem, rozluźniła uścisk i puściła dłoń koleżanki, by ta mogła ją z powrotem zabrać. Jennifer i Yves również wstali, zabierając plecak i torebkę, a Chris i Karina zostali na ławeczce, wiernie trwając przy nowym przyjacielu.

Drake odłożył album do pudełka, zawiązując na nim wstążki. Chciał pochwalić się rodzinie otrzymanym prezentem. Już nie mógł się doczekać, kiedy wróci do domu i pokaże go wszystkim – dowód przynależności do ludzkiego, zwyczajnego świata, o który dla niego zabiegali.

Coralin opuściła szatnię, zaraz za dwójką znajomych, następnie to samo uczynił Chris. Na końcu Drake i Karina, którzy trzymali się nieco z tyłu. Czuł jej ciepło i ten przyjemny dla nosa zapach – szkoda, że nie otrzymał w tym życiu innej roli, innego przeznaczenia. Lecz te doświadczenia, które zgromadził dały mu pewnego rodzaju nauczkę, a zarazem lekcję. Nigdy nie było za późno, żeby coś zmienić, wystarczyło mieć w sobie chęci i wystarczająco dużo siły, żeby przezwyciężyć to – czasem trudne i wymagające – zadanie. Przeszłość stanowiła niezwykłe lekcje życia, oby szybko nauczył się czerpać z nich odpowiednią wiedzę, bo jak dotąd czynił to raczej opacznie. Przezwyciężając strach i odrazę do ludzkiego gatunku, poczuł się wreszcie tak, jak dawno powinien się czuć. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie pozwoli, aby złe nawyki przezwyciężyły rozum, aby nienawiść zabrała ofiarowane miłości miejsce.

💎💎💎

Olivia zaproponowała bardzo niecodzienne miejsce na towarzyskie spotkanie, a mianowicie cmentarz. Młoda wampirzyca nie mogła zrozumieć pobudek, jakie kierowały dziewczyną przy wyborze takiej przestrzeni, aczkolwiek wolała nie drążyć. Szybko zgodziła się, ciesząc się w duchu, że koleżanka chciała ją jeszcze oglądać. Dokładnie pamiętała każde, pojedyncze słowo wypowiedziane w obecności jasnowłosej Brytyjki, co potęgowało narastający w niej wstyd i opory, co do tego spotkania. Mimo tych dwóch uczuć, zdecydowała, że nie może postępować jak tchórz, uciekać przed problemami, których nie mogła rozwiązać i kłopotliwymi sytuacjami, które ją przerastały.

Z głową pełną różnych, nieprzychylnych myśli dotarła pod wskazany adres. Sprawdziła jeszcze w telefonie, czy aby na pewno czegoś nie poknociła – nerwy zawsze działały na jej niekorzyść – po czym przekroczyła bramę, odgradzającą świat żywych od umarłych. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego przyjaciółka wybrała to miejsce. Było tutaj niezwykle cicho, przerażająco cicho, ale zarazem tak jakoś błogo. Wampirzyca pomyślała, że to idealna atmosfera na dłuższe, dogłębne zwierzenia i odkrywanie tajemnic.

W pobliżu nie zauważyła, ani nie wyczuła nikogo, ale gdy postąpiła kilka kroków na przód, uderzył w nią bardzo intensywny zapach – ten sam, który połaskotał wnętrze jej nozdrzy kilka miesięcy temu, w samolocie lecącym do Londynu. Nie zajęło jej to wiele czasu, szybko i sprawnie odnalazła Brytyjkę, widząc ją już z oddali. Stała przy jakimś nagrobku, trzymając w dłoni białą różę.

Podeszła bliżej, bardzo powolutku, aby nie mącić panującej wokół ciszy, lecz dziewczyna, jakby przeczuwając jej nadejście odwróciła się, kierując oczy prosto na zmieszaną, pełną wyrzutów sumienia, twarz.

– Cześć. Cieszę się, że przyszłaś – odezwała się pierwsza, przerywając powłokę spokoju.

Selene stanęła w niedalekiej odległości zachowując dystans od dziewczyny i odwiedzonego przez nią nagrobka.

– Cześć. Cieszę się, że zechciałaś się ze mną spotkać, po tym wszystkim co ci zrobiłam. Jest mi naprawdę przykro i chciałabym szczerze cię za to przeprosić.

– Przyjmuję przeprosiny Selene. Nie gniewam się na ciebie, wiem, że nie byłaś wówczas sobą. Zresztą nie mogę cię winić. To ja powinnam cię przeprosić. Już dawno powinnam ci o czymś powiedzieć. Myślę, że wtedy nie byłoby tej sytuacji – zatroskała się.

– Nie mówmy już o tym. Mam nadzieję, że odbudujemy naszą przyjaźń i zaczniemy od nowa – Selene uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na zaróżowioną twarz koleżanki.

Była taka piękna, jakby pełniejsza na twarzy. Błękitne tęczówki okalały czarne, gęste rzęsy. Delikatne, jasne brewki przydawały jej dziewczęcego uroku i niewinności, a splecione w gruby warkocz włosy, sięgające aż do kości ogonowej, jaśniały niezwykłym blaskiem, przywodząc na myśl aksamitne materiały. Każda dziewczyna mogła pozazdrościć jej nie tylko urody, ale także wyczucia stylu i elegancji. Dopasowany do figury beżowy płaszczyk przylegał do ciała dziewczyny, jak najlepsza kreacja. Czarne spodnie i jasne kozaczki, sięgające jej ledwo ponad kostkę dopełniały cały ubiór.

Selene mogła wyglądać przy niej trochę niechlujnie. Rozpuszczone, napuszone włosy, czarna, za duża kurtka, obcisłe czarne rurki i wygodne adidasy. Gdy brunetka zachwycała się w myślach jej wdziękiem i ubiorem, młoda dziewczyna ścisnęła w palcach łodyżkę kwiatka i lekko dygnęła.

– Musimy o tym mówić Selene, to bardzo ważne, żebyś się dowiedziała... żebyś mnie poznała... – Zaczęła plątać się we własnych wypowiedziach, tracąc na wcześniejszej niewinności.

Młodzieńczy urok i piękno zastąpiła maska niepewności, a Selene trochę się wystraszyła – mogła poczuć się, jak w teatralnym spektaklu, w którym odgrywa jedną z bardziej znaczących i co gorsza wyrafinowanych ról.

– No dobrze. Chcę cię poznać. Chcę się dowiedzieć, ale nie bardzo wiem czego.

– Wiesz... to znaczy, domyślasz się – dopowiedziała blondynka, kierując w jej stronę przeszywające, enigmatyczne spojrzenie.

Powietrze w płucach brązowowłosej dziewczyny zatrzymało na kilka chwil swój obieg, o mało co nie powodując w młodej wampirzycy potwornych napadów kaszlu. Czuła, że przełyk skurczył się do rozmiarów cienkiego wkładu od długopisu, mimo to zmobilizowała się, by wyrzec kolejne słowa.

– Każdy ma jakieś tajemnice – Nie bardzo wiedziała, jak powinna rozegrać tę rozmowę. Jak skłonić blondynkę, żeby wreszcie przestała obrzucać ją tajemniczymi spojrzeniami i niezrozumiałymi formułkami – miała już tego dosyć, tych wszystkich metafor krążących niczym muchy nad truchłem zmarłego człowieka, lub zwierzęcia. Z każdym upływającym dniem coraz ciężej było się ich pozbyć.

– Które niszczą nas wewnętrznie, zakłócając ledwo żyjący w nas spokój. Wiem, jak to jest Selene. Bać się każdego dnia, że wkrótce nadejdzie taki czas, w którym nie będziesz już miała komu zaufać, zwierzyć się z własnych problemów. Zawsze byłam samotna. Odkąd pamiętam brakowało mi bliskości i czułości ze strony drugiego człowieka.

Selene uważnie słuchała tego, co miała jej do powiedzenie Olivia. Nie mogła dać wiary jej słowom, przecież dziewczyna nie wyglądała na mało towarzyską, lub niekochaną przez nikogo osobę. Może nie posiadała jeszcze miłości swego życia, ale to przecież nie dyskryminowało jej pod żadnym względem, nie powinno świadczyć o jej beznadziejności w stosunku do innych ludzkich istot. Ale skoro zaczęła o tym mówić – czy mogło być to prawdą, że tak jak Selene obawiała się nawiązywania bliższych kontaktów z obcym człowiekiem tylko i wyłącznie dlatego, iż nie mogłaby zdradzić mu swojej prawdziwej tożsamości?

Na sekundę skupiła wzrok na bezdomnym kocie, który wyskoczył niechybnie zza krzaka, zwinnym susem manewrującym między wyrastającymi z ziemi nagrobkami, uciekając przed unoszącą się w powietrzu mgłą, zapachem ziemi, zasuszonych, zwiędniętych kwiatów, czy wosku. Niewiele tamtejszych grobów cieszyło się jakimkolwiek ubiorem. Większość z nich odstraszała dziwną, krępująca nagością – aż miało się takie poczucie, że znajduje się na opuszczonym cmentarzu. Lecz miejsce to z pewnością nie należało do takich.

Londyńczycy najzwyczajniej w świecie nie mieli zwyczaju, aby przynosić kwiaty, znicze, czy jakiekolwiek inne przedmioty upamiętniające zmarłych. Był tylko twardy solidny kamień, płyta, na niej wyryte kilka słów i cyfr – tajemnica skończonego życia.

Selene wcześniej nie zwróciła na to większej uwagi, ale gdy koleżanka kontynuowała swą wypowiedź nie skupiała już na niej oczu, przeniosła je na coś, co wprawiło jej osobę w niemałe osłupienie.

– Żałuję, że nie mogłam jej poznać. Czasem nachodzą mnie różne myśli i zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby ona żyła. Będąc dzieckiem ciągle o niej rozmyślałam, nie zawsze potrafiłam zrozumieć tłumaczenia mamy, czy babci, które w bardzo delikatny sposób starały się mi powiedzieć, że nigdy nie poznam jej osobiście. Mogłam tylko wiedzieć i czuć podświadomie, że ktoś taki, jak ona był tutaj, przez bardzo krótki moment, a jej odejście sprawiło ogromny ból i niepohamowaną tęsknotę. Selene, gdybyśmy byli inni, gdyby moja rodzina była kimś innym, bardziej człowieczym, ona... moja siostra wciąż by tutaj była – Powolutku, koniuszkiem jednego z palców otarła pojedynczą łzę, wypływającą z kącika oka. Pociągnęła nosem, kładąc z uwielbieniem i oddaniem, cienką łodyżkę róży, którą ze sobą przyniosła.

Współczucie, cierpienie przetoczyło się przez myśli brunetki ze zdwojoną siłą. Nawet w najmniejszej części nie mogła się domyślić, że Olivia kiedyś miała rodzeństwo. Dziewczyna poznała ją jako jedynaczkę i sądziła, iż jej rodzice – jako bogaci, ustatkowani ludzie sukcesu – poświęcili się wychowaniu jednego potomka, rozwijając przy tym własne kariery. Tak było przecież wygodniej. Tymczasem prawda okazała się być inna. Czy to właśnie była ta tajemnica, o której wspomniała? Co oznaczały te złowieszcze słowa? Bardziej człowieczym? Jak to brzmiało? Tak, jakby... nie była tym, na kogo wyglądała, zupełnie tak jak młoda wampirzyca.

– Rosalie – mruknęła brunetka bardziej do siebie, niż do Olivii, po chwili dodając nieco głośniej, aczkolwiek delikatnie, aby nie spłoszyć pogrążonej w rozmyślaniach młodej Brytyjki. – Co się stało, że odeszła? Dlaczego umarła? – zapytała, przybierając kamienną maskę, nie ujawniając ani cienia uśmiechu, czy jakiegokolwiek zadowolenia.

Blondynka westchnęła, mobilizując opływające sylwetkę powietrze, do większego poruszenia.

– Moja mama i mój tata nie mieli prawa się poznać, pobrać, ani nigdy w życiu pokochać, ale stało się. Zapragnęli być ze sobą i później pojawiła się Rosalie. Owoc pięknej i szczerej miłości. Martwy owoc, zupełnie tak, jak my Selene, bo my nie istniejemy naprawdę. Wszystkich wokół oszukujemy. Ciężko dopasować się do innych, gdy nie pasuje się do nikogo.

– Chyba rozumiem – przerwała jej brunetka.

Olivia patrzyła na nią z płonącymi ognikami determinacji w błękitnych, czystych tęczówkach, a czarna głębia źrenic przekonywała o ich sile i niezwykłości. Nie odrywając oczu od poważnej, młodzieńczej twarzy wampirzycy powiedziała:

– Nie chcę już dłużej nikogo oszukiwać. Chciałabym zdradzić ci całą prawdę na temat tego kim jestem, kim jest moja rodzina. Lecz co więcej, opowiem ci o tym kim jest Wiktor, skąd go znam, a także dlaczego ciemność tak bardzo interesuje się twoim bratem. To ma związek ze szkatułą, o której już słyszałaś – Dziewczyna mówiła powoli, łapiąc niewielkie hausty powietrze. Wyraźnie artykułowała każde pojedyncze słowo, a szczególnie ważne zdania podkreślała przy użyciu niższej, niepasującej do dźwięcznego i dziewczęcego głosu, do którego przywykła Selene.

Wampirzyca kiwała głową w milczeniu. Skończyło się. Przejrzała ją na wskroś, wiedziała o niej wszystko. Drake miał rację od samego początku. Nie była człowiekiem. Może nawet czytała w jej myślach. W tej chwili. Kto wiedział, jakimi umiejętnościami mogła się poszczycić. Ale z drugiej strony, czy gdyby normalność, ludzkie skłonności dominowały w tej drobnej posturze – czy zainteresowałaby się znajomością z kimś takim jak Selene? Wampirzyca mogła szczerze w to wątpić. Wylewna postawa Olivii świadczyła o ogromnym zaangażowaniu w rozmowę, chęci udowodnienia, iż naprawdę posiadała wobec brunetki czyste intencje.

W ponurej walce życia – nawet tej która toczyła się na innym szczeblu, poza światem dostępnym dla ludzkości – przynajmniej zyskała pewność, iż zdobyła cennego sprzymierzeńca. Odrzucając od siebie wszelkie powściągliwości i niezdecydowanie, zbliżyła się do przyjaciółki, kładąc dłoń na jej szczupłym ramieniu.

– Muszę wiedzieć, żeby go chronić.

– Wiem Selene. Lepiej zapalić świece, niż przeklinać ciemność. Babcia już na nas czeka. Zna tę historię lepiej ode mnie – rzekła, ciężko wzdychając.

Właśnie w tym momencie doszło do niej, że ten dzień będzie najdłuższym w jej całym młodzieńczym życiu. Czując, iż stała już na samej granicy – będąc bardzo blisko celu, zarazem w ogóle go nie dostrzegając.

💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎

Studio Accantus - Miłość rośnie wokół nas.

Bardzo dobrze wszystkim znany utwór, pochodzący z Króla Lwa.
Swoją drogą jeden z moich ulubionych.
Co więcej, nie ukrywam, że był dla mnie mała inspiracją, aby napisać ten rozdział i oto jest!
Miłego czytania!

,, Miłość rośnie wokół nas!
W spokojną, jasną noc...
Nareszcie świat,
Zaczyna w zgodzie żyć!
Magiczną czując moc... '' ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro