12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

******

- Aaaa... gdzie ja jestem....?

Niebieskooki nastolatek otwierał i zamykał oczy widząc nad sobą oślepiające, białe światło. Jedną dłonią pogładził powierzchnię, na której leżał. Jej struktura przypominała w dotyku szorstki materiał. Chwilę mu zajęło zanim zorientował się, że tym materiałem był dywan w przedpokoju. Musiał nieźle zabalować. Nie dotarł nawet do łóżka. Ponownie zamknął oczy, lecz po chwili rozwarł je na całą szerokość. Impreza! Która jest godzina?! Jaki dzisiaj jest dzień!? Próbował wstawać, ale nie był w stanie. Okazało się, że siła woli to było za mało w tej sytuacji. Ciało miał wiotkie, jak z waty, a umysł dryfował w odmętach alkoholu. Drugą dłonią poklepał miejsce obok siebie. Okazało się, że napotkał tam na coś innego, niż dywan.

- Nie chcę...

Ktoś mruknął cichym głosem. Chris już wiedział, że to Yves, ale gdzie podziewała się reszta? Jęcząc i skomląc nad bólem głowy i okropnym kacem katem, uniósł się na łokciach i zobaczył nad sobą wściekłą twarz swojej dziewczyny. Z jej oczu buchały prawdziwe piekielne iskry. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, Chris odetchnął z ulgą. Coralin miała na sobie tę samą sukienkę, co świadczyło o tym, że urwał mu się film tylko na parę godzinę. W najgorszym wypadku mógł to być już następny dzień, ale wątpił w to, by tak było.

- Która jest godzina...?

- No nareszcie obudziła się nasza śpiąca królewna... – Coralin ofuknęła go.

- Col naprawdę nie mam na to ochoty. Możesz odpowiedzieć...?

Chris czuł, że jego głowa zaraz eksploduje. Jeszcze nigdy nie przesadził tak z alkoholem.

- Chcesz wiedzieć która jest godzina...?! Sam sobie sprawdź!

Dziewczyna oddaliła się i chłopak tyle ją widział. Leżał bez większej perspektywy na ratunek, gdy nagle ujrzał jeszcze jedną twarz.

-.Kari...! – pisnął.

- Dochodzi siódma. Nieźle pobalowaliśmy. Pamiętasz jak się tu znaleźliście?

Dziewczyna zadała z pozoru porste pytanie, lecz w tej chwili okazało się ono być arcytrudne. Blondyn zmarszczył nos i skupił wzrok na suficie. Próbował przypomnieć sobie cokolwiek i nagle go olśniło.

- Już jestem trupem...

Brunetk zachichotała na przerażoną minę kolegi. Zapewne przypomniał sobie, jak wraz z pozostałą trójką chodził od domu do domu i krzyczał jak to bardzo kocha ich mieszkańców. Niektórzy podchodzili do jego słów z rezerwą. Inni z uśmiechem na ustach i pobłażaniem, jakby takie sytuacje zdarzały się codziennie. Jeszcze inni stukali się w czoła i szczuli chłopców psami. Chociaż te psy niechętnie do nich podchodziły. Może wyczuwały alkohol.

- Ale boli mnie głowa. Nie mogę się ruszyć... gdzie reszta?

Umysł jakby wciąż pozostawał za mgłą sprawiając, iż miał ochotę ponownie odpłynąć w nieznane.

- Prawie wszyscy poszli już do domów. Prócz Coralin. Yves'a, Jeniffer i Drake'a.

- Drake tu jest? – chłopak ucieszył się.

- Tak, jest. Spał na kanapie, ale obudził się i mówi, że chce jechać do domu. Coralin go odwiezie.

Chris upatrzył w tym swoją sansę na powstanie.

- Pomożesz mi..?  – wystawił rękę w stronę przyjaciółki prosząc ją o pomoc.

- Nie wiem, czy zdołam, ale chętnie.

Karina roześmiała się i chwyciła za dłoń przyjaciela. Najmocniej jak potrafiła pociągnęła go w swoją stronę. Pomyślała sobie, że teraz przydałaby się jej pomoc Drake'a. Jego silnych rąk. Blondynek przechylił się na bok i ukucnął. Karina ciągnęła go, lecz jej starania na nic się zdały.

- Czekaj, ja sam! Ja sam! Wyrwiesz mi rękę – blondyn potarł ramię.

- Wybacz  – Karina puściła jego dłoń i popatrzyła na niego przepraszającym spojrzeniem.

- Oni jeszcze nie wstali z podłogi?!

Nagle do pomieszczenia wparowała blondynka miażdżąc wzrokiem dwójkę leżących na ziemi chłopaków.

- Chris rusz dupsko! Twój przyjaciel chce wziąć swój samochód i pojechać nim do domu.

- Przetań krzyczeć. Głowa mnie boli, a poza tym co z tego, że chce wziąć samochód. Przecież jest jego  – Chris wzruszył ramionami nie przejmując się słowami Coralin. Nie widział w tym nic dziewnego. Drake był dorosły. Miał prawko na normalne pojazdy, nie na jakieś puszki. Mógł się wozić gdzie chciał.

- Chyba zapomniałeś o tym, że twój kumpel jest nachlany w trzy dupy i jeśli nie złapie go policja i nie zabierze prawka, to pewnie pośle siebie i kogoś jeszcze do trumny... a chyba nie chcesz mieć go na sumieniu. Przekonaj go, że ja odwiozę go autkiem twojej mamy  – dziewczyna założyła ręce na piersi i wystukiwała miarowy rytm butem. Chris zastanowił się. Coralin miała rację. Drake nie mógł sam prowadzić w tym stanie. Przecież on nie był w stanie unieść się z podłogi, co dopiero prowadzić jakiś pojazd. Obraz przed oczami rozmazywał mu się. Po chwili, która trwała dla niego wieczność ledwo podniósł się z podłogi. W głowie mu zawirowało, ale dzielnie przemierzył kilka następnych kroków, chwytając się powietrza. Coralin obserwowała go uważnie. Jej spojrzenie, ostre niczym ostrza sztyletów kroily go do wewnętrz, odbierając komfort psychiczny. Ale Chris mało się tym przejmował. To była najlepsza noc w jego nastoletnim życiu. Nieważne, że prawie nic z niej nie pamiętał. Czuł, że było kozacko! Właśnie takiego wyrażenia użyłby, gdyby chciał opisać imprezowe podboje. Chłopak wkroczył do salonu chwiejnym krokiem i przeraził się. To co ujrzał nie zawiodło jego oczekiwań, aczkolwiek domyślał się, iż uprzątnięcie tych wszystkich śmieci nie będzie już tak ekscytujące. Wszędzie, gdzie nie sięgnął wzrokiem po podłodze walały się papierowe kubki, talerzyki, jakieś sztućce, popękane balony, konfetti, resztki jedzenia i alkoholu (co utwierdziło chłopaka w przekonaniu, iż pomysł związany z foliowymi woreczkami na buty jednak nie był tak wspaniałomyślną ideą jak mu się wcześniej wydawało), a nawet coś co wyglądem przypominało... prezerwatywy?! Chris miał nadzieję, że jednak jego aparat wzroku pomylił się co do tego przedmiotu i w rzeczywistości był on czymś innym. Przecież był podchmielony. Równie dobże mogły to być resztki pękniętego, przezroczystego balonu, nie? Na całe szczęście żaden z bibelotów nie został naruszony, no może poza winami i nalewkami jego ojca. Poza tym wszystko idealnie spoczywało na swoim miejscu. Jednak jego goście potrafili kulturalnie się zabawić. Ściany, sufit i wypoczynki również prezentowały się nie najgorzej, ten sam standard, ten sam kolor. Rewelacyjnie. Chłopak złapal za oparcie fotela i przytrzymał się go, by nie upaść. Kręciło mu się w głowie, a nie chciał z powrotem znaleźć się na podłodze. Już i tak był przegrywem w oczach jasnowłosej dziewczyny. Obserwował, jak Drake śmiało prze naprzód, a za nim rudowłosa koleżanka, która próbuje go powstrzymać i ciągnie go od tyłu za materiał podkoszulka.

- Col...! – pisnęła jękliwie. Ale dopiero gdy brunet spostrzegł ledwo trzymającego się na nogach blondyna zatrzymał się.

- Zaczekaj. Coralin cię odwiezie. Lepiej nie ryzykować... – blondyn posłał mu miły uśmieszek, lecz nie wyglądał na przekonanego. Zresztą Drake nie prezentował chęci, by wsiąść do tego samochodu co blondyna. Nadal za nią nie przepadał, a jego stan wcale tego nie zmieniał. Przecież nie stracił jeszcze mózgu, ani rozumu. Spojrzał na lady wredny mały loczek, nie okazując jej ani krzyny zainteresowania, po czym zwrócił się do Chrisa.

- Przyjechałem samochodem. Chcę jechać do domu, więc pojadę.

- Ok stary rozumiem, ale może jeszcze chwilę się prześpisz  – Chris spojrzał na niego błagalnym wzrokiem.

- Nie chcę spać. Jestem trzeźwy.

Drake ponownie postąpił do przodu, uważnie stawiając stopę za stopą. Lecz w pewnej chwili coś poszło nie tak. Chłopak potknął się, lub poślizgnął na czymś co leżało na podłodze (oby to nie była prezerwatywa), na moment stracił panowanie nad ciałem i poleciał do przodu. Na całe szczęście zdążył wystawić przed siebie ręce i oparł się na nich, jakby wykonywał jakieś fitnessowe ćwiczenie. Coralin uniosła jedną podkreśloną brew w geście wyższości, natomiast Karina uważała, iż nieporadne zachowanie chłopaka było słodkie. Co w tym takiego słodkiego? – zastanawiała się Coralin.

- No to się popisałeś. A teraz zabieraj grzecznie kurteczkę z wieszaczka. Odwiozę cię do domu.

Coralin stanęła nad chłopakiem patrząc na burzę gęstych, ciemnych splątanych włosów. Brunet uniósł twarz do góry i obdarzył blondynę dziwnym spojrzeniem. Wyprostował się, by móc patrzeć na nią z góry. Nie lubił, gdy ktoś inny to robił.

- Powiedziałem, że jestem trzeźwy... to tylko... jakieś pieprzone cholerstwo przykleiło mi się do buta... – zerknął w dół. - Imprezka była całkiem niezła. Dzięki za zaproszenie Chris. Trzymaj się.

Drake machnął ręką w stronę kolegi, po czym ruszył do wyjścia. Dochodziły stamtąd dziwne odgłosy, jakby ktoś próbował odpalić stary motor, a jego silnik ciągle się dławił. Popatrzył jeszcze na brunetkę, która stała cichutko zaraz za Chrisem i asekurowała przyjaciela, w razie gdyby zrobiło mu się słabo. Jakaż ta dziewczyna była dobra. Empatia i uczuciowość względem drugiej, żywej istoty emanowały od niej niczym światło dobywające się z lampiona. Podobało mu się to światło. Bo było takie czyste, niczym nieskalane. Żadną niepotrzebną rysą, czy plamką. Gdy tak na nią patrzył, zaczął przypominać sobie pojedyncze fakty z poprzedniego wieczora i aż się zawstydził. Szybko odwrócił wzrok i nie patrząc już na nikogo parł przed siebie. Stary, niedobry Drake wrócił na swoje miejsce. Fobia przed ludźmi, wrażenie otoczenia i niedopasowania powróciły na swoje miejsce.

- Drake czekaj. Jeśli nie dasz się odwieźć Coralin to stracisz jedyną i niepowtarzalną okazję na to, żeby ponabijać się z jej okropnej jazdy – chłopak zaśmiał się głośno.

- Co ty pieprzysz?! Jeżdżę bardzo dobrze!  – Coralin zbulwersowała się, patrząc spod byka na Chrisa. Chłopak był z siebie zadowolony, nawet pomimo foszków Coralin. Drake drgnął i zatrzymał się. Odwrócił głowę i zlustrował sylwetkę blondyny.

- Mówisz? No dobra, przekonałeś mnie. Jestem ciekaw, jak poradzisz sobie z moją bestią... – na jego usta wypełzł łobuzerski uśmieszek.

- Nie pozwolę się ośmieszać. Nie pojedziemy twoją bestyjką... – dziewczyna przedrzeźniła bruneta.

- Odwiozę cię samochodem mamy Chrisa. Ciesz się, że w ogóle ci to proponuję. Nie mam zamiaru przejmować się twoim losem i mieć cię na sumieniu.

- Ajć...! Czy ona zawsze jest taka wredna? A może ma okres? Moja siostra rzuca we mnie nożami i widelcami, gdy ma te dni. Lepiej jej nie złościć.

Blondyn padł na fotel i śmiał się niekontrolowanym śmiechem.

- Najwidoczniej ma powód. Szkoda, że jeszcze nie trafiła.

Karina wyczuła tę niechęć blondyny, która zawisła w powietrzu. Drake uniósł kącik ust ku górze.

- Ależ ty się o mnie martwisz...

Kpienie z blondyny szło mu całkiem dobrze. Nawet sprawiało mu to swego rodzaju przyjemność.

- Palant. Mówię ci Kari, faceci to niedorozwinięci idioci, którzy zamiast mózgu używają tego co mają w spodniach... – Coralin prychnęła z pogardą i opryskliwością, ignorując chłopców i zwracając się do przyjaciółki. Karina poczuła jak się rumieni. Ostatnia część zdania wypowiedziana przez blondynkę wywołała w niej tyle różnych emocji. Może to było głupie i dziecinne z jej strony, ale każda taka wzmianka wprawiała ją w zakłopotanie. Coralin i Chris uprawiali seks odkąd skończyli po szesnaście lat. Byli sobie bardzo bliscy, znali się od prawie zawsze, więc Karina nie widziała w tym nic złego. Natomiast sama nie potrafiła wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji. Zerknęła nieśmiało na bruneta, który jakby czekał na jej spojrzenie. Patrzył prosto na jej twarz, zwłaszcza na policzki, a Karina wiedziała, że jeszcze bardziej się czerwienie. W dodatku pewnie cały podkład, który miała spłynął i teraz ukazywał jej zaczerwienioną i niedoskonałą skórę. Przy nim czuła się taka nieidealna, mała, nic nie znacząca. Dlaczego miałby zwracać na nią uwagę? Znów te ponure myśli.

- Niech jej będzie. Odwiezie cię autkiem mojej mamy.

- Ciebie też chętnie wywiozę – Coralin spiorunowała go ciężkim spojrzeniem, choć Karina wiedziała, że nie mówiła tego na poważnie.

- Dobra, po prostu chcę już być w domu.... I przestać na nią patrzeć... – wypowiadając ostatnie słowa zciszył ton i wyminął rozzłoszczoną dziewczynę, uśmiechając się cynicznie. Coralin nic nie rzekła wyszła zaraz za chłopakiem

- Jadę z wami! – Chris uradowany krzyknął. Powoli wstał z fotela, łapiąc równowagę. Po chwili zniknął za tymi samymi dzwiami. Karina wyszła na końcu, zauważyła, że Yves też się obudził. Gdy usłyszał, że Drake zbiera się już do domu, również zapragnął towarzyszyć mu w tej drodze. Jeniffer została skarżąc się na ból brzucha i głowy. Dziewczyna jej współczuła. Musiała czuć się okropnie. Jeszcze nigdy w życiu tyle nie wypiła. Coralin obiecała jej, że odwiezie ją do domu. Już najwyższa pora. Pewnie rodzice martwili się o nią. Ale teraz to nie było najważniejsze. Całą jej uwagę skupiał fakt, że przystojny brunet pojedzie z nią i jej przyjaciółmi w jednym samochodzie. Już nie mogła się doczekać.

******

- Zaraz nie wytrzymam i wyrzucę ich na pierwszym lepszym przystanku, i wcale nie będzie mnie obchodziło, jak wrócą do domów! Czy w ogóle ktoś pozwolił im wziąć ze sobą ten alkohol?! Jeszcze dobrze im nie przeszło, a już zaczynają chalć – Coralin podenerwowanymi oczami łypała na wsteczne lusterko, krzywiąc usta z niezadowolenia. Mocno łapała za kierownicę i potrząsała głową, głosząc pod nosem całą wiązankę nieprzyjemnych przekleństw. Karina patrzyła na koleżankę współczującym spojrzeniem. Wiedziała, że przyjaciółka stresowała się tą jazdą, a przecież nie powinno się narażać kierowcy na takie uczucia. Mogła przecież spowodować jakiś wypadek. Chłopcy w ogóle nie przejmowali się słowami i pretensjami blondwłosej koleżanki. Urządzili sobie małą imprezę na tylnym siedzeniu samochodu, śpiewając, krzycząc i obejmując się.

- Będę brał cię...! - ciemnowłosy chłopak wrzasnął niespodziewanie, sprowadzając wszystkich na ziemię.

- Cooo..!? Gdzie...!? – Chris chyba nie wiedział, że właśnie w tym momencie ustanowił preludium do dalszej zabawy.

- W aucie....!!  – brunet złapał się za brzuch i zaczął śmiać się jak opętany. Coralin wywróciła oczami, natomiast Karina uśmiechnęła się pod nosem.

- Kogo będziesz brał..? – blond włosy chłopak drążył temat. Drake spojrzał na niego tajemniczo.

- Ej stary niszczysz piosenkę... – brunet założył ręce na piersi wydął wargę do przodu. Prezentował się, jak (nie)mały, naburmuszony chłopiec. Chris spojrzał na Yves'a. Yves spojrzał na Chrisa mniej przytomnym wzrokiem. Chłopcy nie zrozumieli obwieszczonego komunikatu.

- Bo to idzie tak: Będę brał cię – gdzie? – w aucie – mnie? – Ciebie – nie nie, eeee... – Drake zaczał nucić melodię. Koledzy podłapali ten rytm.

- I to ma być piosenka? – jasnowłosa prychnęła.

- Mnie...!? – Yves złapał Drake'a za kolano i potrząsnął nim, oblizując przy tym usta. Chłopak obdarzył go nieodgadnionym wyrazem twarzy, jakby zaraz miał wybuchnąć. Aczkolwiek po chwili coś się zmieniło i wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, ukazując zęby.

- Ciebie!

- Ehhheee...! – chłopcy skwitowali z głupimi uśmieszkami.

- Zabijcie mnie... – dziewczyna warknęła łapiąc za drążek od skrzyni biegów.

- Żeby była jasność, to tylko piosenka a ja nie jestem pieprzonym gejem – Drake uniósł dłonie nad głowę, trącając obydwu chłopców.

- Szoda. Daniel będzie zawiedziony... – Yves rzekł niewinnym głosem, po czym zaniósł się śmiechem.

- To ciałko wymaga bogini... – brunet przypieczętował słowa Latynosa z zabójczym uśmieszkiem na twarzy. Karina zaczęła cicho chichotać na przednim siedzeniu, a blondynka potrząsała przecząco głową. Nie mogła uwierzyć w głupotę chłopców. W końcu słowa pijanego to myśli trzeźwego, nawet to zdanie opowiadało się za ich niezwykłą i niezmierzalną głupotą. Chłopcy przez całą drogę do posiadłości Townshendów śpiewali i wygłupiali się opowiadając sobie nieprzyzwoite żarty, kończąc, lub nie historyjką ze swojego życia. Najwięcej do powiedzenia miał Chris, który uważał się za największego eksperta w tych sprawach. Drake i Yves wysłuchiwali jego słów z przymrużeniem oczu (dosłownie, gdyż ich powieki ledwo się otwierały). Corali nie mogła uwierzyć, że znów tak szybko się upili. W tej sytuacji to dziewczyny musiały zachować głowy na karkach i zastanawiać się nad drogą. Pomimo tego, iż świetnie znały Londyn miały mały problem, żeby dojechać pod wskazany przez Drake'a adres. Na całe szczęście chłopaki nie zwracali na to uwagi, w najlepsze rozkoszując się swoim towarzystwem. Natomiast Coralin modliła się, by ta podróż wreszcie dobiegała końca. Sama była wykonczona wczorajszą imprezą i użeraniem się z bandą nabuzowanych testosteronem nastolatków. Wreszcie udało jej się dojechać na miejsce. Wjechała przez główną bramę, która o dziwo była otwarta. Jakby domownicy czekali na jej przyjazd. Rozejrzała się wokoło, lecz nie zauważyła żywej duszy. Prócz krzewów i jakichś posągów nie było tam niczego, co mogłoby świadczyć o czyjejś obecności. Dziewczyny przypatrywały się temu co rozpościerało się przed ich oczami z ogromnym zainteresowaniem. Jeszcze nigdy nie widziały czegoś podobnego, takiej ilości wyrafinowanego i kuszącego oko bogactwa. Takiego luksusu. Właściciel domu musiał mieć niewyobrażalnie dużo pieniędzy. Dziewczyny nawet nie mogły sobie wyobrazić ile to mogło być w rzeczywistości. Blondynka zaparkowała ostrożnie samochód obok jednego, bardzo ładnie przystrzyżoneg drzewka.

- Dobra jesteśmy na miejscu. Wysiadaj – Coralin przekręciła głowę, by spojrzeć na kolegę o ciemnych włosach. Ten nie bardzo przejął się jej słowami. Wciąż śmiał się z uwag Chrisa na temat szkoły i matematyki, której nienawidził. Drake wspomniał o kawale, który blondyn opowiedział na zajęciach. Przyznał się do tego, iż ów żarcik bardzo go wówczas rozśmieszył. Chris odczuwał niezwykłą radość i dumę z tego powodu, iż udało mu się rozbawić mrocznego kolegę. Jak to mówią śmiech to zdrowie.

- Ja nie żartuję! Wyjazd z tego auta Townshend. Jesteśmy już pod twoim domem! – Coralin wściekła się, a z jej oczu bił chłód. Drake uspokoił się, ale nadal nie chciał wysiąść z pojazdu, zwłaszcza, że Chris i Yves złapali go za ręce i uniemożliwiali wyjście.

- Jak ja was zaraz dorwę to rozszarpię... – dziewczyna zacisnęła zęby i wypuściła przez nie powietrze. Karina współczującym wzrokiem popatrzyła na przyjaciółkę. Wiedziała, ile ten incydent kosztował ją nerwów.

- Chłopcy, dajcie spokój. Jesteśmy już pod domem Drake'a. Puśćcie go. Drake na pewno jest zmęczony – brunetka zwróciła się tymi oto słowami do gromadki siedzącej z tyłu, a za każdym razem, gdy wypowiadała imię ciemnookiego bruneta jego maślany wzrok wędrował na jej twarz. Od tego robiła się cała czerwona i pociła się. Zatarła dłonie i zaczesała włosy palcami. Chłopcy pochrząkali z niezadowoleniem, lecz po chwili odpuścili. Nawet jeden z nich usiłował otworzyć drzwi. Gdy Coralin zorientowała się, że jedanak sam sobie nie poradzi, wysiadła z pojazdu i otworzyła je na całą ich szerokość.

- Co oni by bez nas zrobili. Nie Kari? – dziewczyna odwróciłą się w stronę przyjaciółki, która z czerwoną twarzą usilnie kontemplowała ułożenie kostki na podjeździe. Dziewczyna nie od razu zorientowała się o co chodziło, dopiero gdy ktoś głośno chrząknął, spojrzała w tamtą stronę. Ujrzała wysokiego mężczyznę, który szedł w ich stronę. Dalej za nim stała grupka osób, które zdawały się być jakby nieco zakoczone, przynajmniej takie wrażenie odniosła Coralin. To zapewne musiała być jego rodzina.

- Dzień dobry panie doktorze. Przepraszamy, że przyjeżdżamy o tak wczesnej porze, ale chciałyśmy odwieźć Drake'a do domu. Jest troszeczkę pijany, nie mógł prowadzić, wie pan zresztą o co chodzi... – Karina zaczęła wyjaśniać całą sytuację, a na koniec nie wiedząc co jeszcze więcej mogłaby dodać, poczęła uśmiechać się, ale bynajmniej nie był to śmiech radości. Michael nie wiedział i nie spodziewał się, że jego brat będzie pijany, a co najdziwniejsze przyjedzie w asyście dwóch koleżanek z klasy. Michael spojrzał na twarz drugiej dziewczyny, szukając w niej potwierdzenia wcześniej zasłyszanych słów.

- Jest w samochodzie. Próbowałyśmy go wyciągnąć, ale jest zbyt uparty. Chyba za dobrze się bawi – Coralin skonstatowała poważnym, jak na tę sytuację tonem. Mike odwrócił się w stronę rodziny, patrząc na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wszyscy byli w szoku. Drake dobrze się bawił? Z ludźmi? Był pijany? Wracał z imprezy? To było nie do pojęcia. Nagle mężczyzna spojrzał na samochód, gdyż usłyszał niezidentyfikowane dźwięki. Okazało się, że jedne z drzwi otworzyły się, a z ich wnętrza wygramolił się jakiś ciemnoskóry chłopak. Nie potrafił utrzymać się na nogach, więc upadł na ziemię, udarzając kolanami. W jego żyłach krążyła duża ilość jeszcze nieprzetrawionego alkoholu. Chyba niedawno spożytego. Za chłopakiem wysunęła się sylwetka ciemnowłosego wampira, który nie zauważając brata potknął się na Latynosie i wylądował brzuchem na jego plecach. Karina i Coralin zatkały usta dłońmi, powstrzymując się od napadu śmiechu. Mike patrzył na to widowisko kompletnie oniemiały i zbity z tropu. Jakby tego było mało za Drake'iem wylazł jeszcze jakiś jeden chłopiec o jasnych włosach, który również wpadł na zielonookiego, chyba czyniąc to specjalnie. Chłopak, który znajdował się najniżej zaczął coś bełkotać, a Drake i Chris starali się mu pomóc podnosząc się nawzajem. Mało brakowało a szczęka Michaela zrównałaby się z ziemią. Rodzina podzielała i odczuwała te same emocje. Nie mogli uwierzyć własnym oczom. Sofia i Jane zbliżyły się nieco do Mike'a, natomiast Wiktor pozostał niewzruszony w tym samym miejscu.

- Drake jest pijany? – Mike zapytał jakby wcześniejsza wypowiedź dziewczyny nie dotarła do jego uszu. Karina uśmiechnęła się przepraszająco.

- Był z wami całą noc?

Obok niebieskookiego szatyna, który jak na oko Coralin był bardzo przystojnym mężczyzną pojawiła się ciemnowłosa kobieta o miłym wyrazie oczu. Jej rysy były takie łagodne, aczkolwiek zniekształcone przez niedowierzanie.

- Tak proszę pani. Był z nami. Na imprezie. Nie mówił państwu gdzie będzie?

Coralin wydało się to dziwne, że chłopak nic nie powiedział swojej rodzinie. Nie miała pojęcia, że Drake w ogóle nie rozmawiał z nimi i traktował ich jak toksyczne powietrze. Ich zachowanie było dla niej po prostu niecodzienne. Nie spodziewała się czegoś podobnego. Tymczasem doświadczała wrażenia, że oni wręcz się cieszą, iż widzą go w takim stanie. Ciemnooka kobieta spojrzała z troską i miłością na chłopaka, który nieudolnie pozbierał się z ziemi i podtrzymywał blondwłosego koleżkę.

- Skarbie jak się czujesz? Twoje koleżanki mówią, że jesteś pijany – kobieta podeszła do chłopaka, który był sporo od niej wyższy i spojrzała mu w oczy. Nie zobaczyła w nich strachu, czy nienawiści. Jedynie radość i coś na kształt poczucia przynależności.

- Pijany...? Nie... ja nie...  – Drake wybełkotał, a mała stróżka śliny spłynęła mu po brodzie. W oczach brunetki pojawiły się łzy.

- Chodź do domku. Ugotuję ci rosołek. Zobaczysz poczujesz się lepiej.

Coralin zmarszczyła brwi. Co się tu działo? Co to miało być? Przychodzi nawalony w cztery, a może i nawet więcej dup, a ona tak po prostu ugotuje mu rosołek? Drake kiwnął głową, która zdawała się być bezwładna. Oderwał się od kumpla i chwycił ramienia Jane.

- Elooo... – Chris krzyknął łapiąc się powietrza. Na całe szczęście w pobliżu stał Michael, który w porę złapał chłopaka. Kobieta mocno trzymała chłopaka, prawiąc czułe słówka. Podbiegła do niej Sofia, która wzięła bruneta pod drugi bok i obie ledwo prowadziły go do wejścia. Scena prezentowała się komicznie. Proszę wyobraźcie to sobie. Dwie szczupłe kobietki liczące sobie nie więcej niż ponad metr siedemdziesiąt wzrostu, prowadzą potężnego kolosa, chyba rzeczywiście na glinianych nogach. Chłopak chwiał się na wszystkie strony wyznaczając trajektorię poruszania się. Prowadzące go kobiety musiały dostosować się do jego niepewnych ruchów, kiwając się razem z nim na boki. Coralin wyczekiwała tylko momentu, w którym zaliczą glebę. Michael usadowił jednego i drugiego delikwenta w samochodzie, używając nie tyle argumentów, co siły.

- Bardzo panu dziękujemy. Same byśmy sobie nie poradziły – Karina ośmieliła się co do osoby doktora, dlatego używała przy nim tylu słów.

- To my dziękujęmy za bezpieczne sprowadzenie do domu naszego podopiecznego. Mamy nadzieję, że nie sprawił wam przykrości i kłopotu?

Starszy pan o włosach przyprószonych siwizną i łagodnych, błękitnych oczach postąpił naprzód, a jego laseczka wystukiwała jednostajny rytm.

- Nie, proszę się nie przejmować. Był grzeczny. Musimy już jechać, mamy jeszcze innych pasażerów, których trzeba odwieźć. Do widzienia – Coralin uśmiechnęła się jak najładniej potrafiła, po czym wsiadła do białego samochodu.

- Do widzenia – Karina uczyniła to samo, kiwając główą.

- Szerokiej i spokojnej drogi – pożyczył im Wiktor. Mike jedynie się uśmiechnął.

- Czy to dzieje się naprawdę? – po chwili milczenia, zagadnął jeden z nich.

- Na to wygląda – starszy wiekiem pokiwał głową, po czym poklepał szatyna po ramieniu. Następnie zbliżył się do niego i z widocznym uśmieszkiem na twarzy przyciągnął go do siebie zamykając w szczelnym uścisku. Michael odwzajemnił ten gest, pogłębiając go i śmiejąc się w głos. Dziewczyny jeszcze nie zdążyły opuścić terenu posesji, więc mogły obserwować tę scenę za pomocą lusterek. Ale to co ujrzały, spotkało się z ich niemałym zaskoczeniem.

- Czy ja zwariowałam, czy dobrze widzę?! Oni się cieszą?! Z takiego powodu?! – Coralin nie była w stanie tego pojąć. Karina także zdawała się być zaskoczona. Pokiwała energicznie głową na słowa koleżanki.

- Koniec z tym imprezowaniem... nie najlepiej to na nas wpływa – blondyna westchnęła, a Karina zaniosła się śmiechem.

😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈

Sokół feat. Pono, Fred i Franek Kimono - W aucie

😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈

Stare, ale jare. Ktoś mógłby rzec. Tak mi się skojarzyło, a propos tego rozdziału. To już ostatnia jego część. Za tydzień kolejny rozdział 65. 😊

Do zobaczenia ❤😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro