2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na dworze panował ogromny skwar. Normalne warunki pogodowe jak na ten miesiąc, w końcu były wakacje. Michael pospiesznie wpakował się do swojego czarnego samochodu marki Audi i udał się w stronę ulicy Victory Boulevard. Jak zawsze o tej godzinie panował ogromny korek. Chodniki z dwóch stron roiły się od ludzi. W tym okresie do miasta zjeżdżała masa turystów. Ani zatłoczone ulice, ani korek nie dawały się we znaki doktorowi. Przeszkadzało mu trochę popołudniowe słońce , lecz cały czas próbował skupiać swoje myśli na czymś innym. Włączył nawet radio, aby nie myśleć o problemach związanych z rodziną i pogodą. Speakerka w radiu ogłosiła, że dzisiejszy dzień ma być jednym z najbardziej upalnych dni w tym miesiącu. Obym nie odczuł jego skutków na własnej skórze, zaśmiał się w duchu doktor Parker. Słońce nie było aż tak zabójcze dla jego rasy, jednakże po dłuższym poddaniu się jego promieniom mogło stać się niebezpieczne. Nie mogło go zabić, ale wyrządzić ogromne szkody w jego organizmie. Kolejny argument, który przemawiał za tym, aby wybrać drogę jasności. Nareszcie udało mu się dotrzeć spokojnie do dzielnicy, którą zamieszkiwał. Zaparkował samochód na podjeździe i szybkim ruchem wyślizgnął się z jego wnętrza. Drzwi do domu były zamknięte. Nikogo nie było wewnątrz. Płynnym ruchem otworzył drzwi i już stał w korytarzu. Zdjął swój granatowy płaszcz i poszedł do kuchni, aby sie posilić. On i jego rodzina, która była ucywilizowana, nie zabijali ludzi. Uznawali, iż takie praktyki są złe i mogą ich skłonić do powrotu na ścieżkę nieprawości. Zamiast tego starali się pozyskiwać swoje pożywienie z innych źródeł. Takim dostawcą stał się dla nich bank krwi. Nie był to najgodziwszy sposób, ale nie mieli wyjścia. Mogli posilać się ludzkim jedzeniem, jednakże krew była im niezbędna do przeżycia. Doktor Parker nienawidził siebie za to co robił. Nie mógł znieść myśli, że okrada inne, biedne istoty, które potrzebują tego życiodajnego płynu. Lecz on i jego rodzina czasem potrzebowali go bardziej. Tego aspektu nowego życia nie lubił najbardziej. Picie krwi nie dawało mu żadnej przyjemności ani satysfakcji, jedynie zaspokajało jego wewnętrzne pragnienie. Może właśnie dlatego potrafił powstrzymać swoje łaknienie i patrzeć na krew bez rzucania się na nią w otępiającym szale. Taka postawa wynikała również z jego wewnętrznej moralności. Wiedział, iż jest to złe, ale nie mógł nic poradzić na to kim był. Łyknął tylko odrobinę szkarłatnego płynu i poczuł jak odżywcza energia i siła rozchodzą się po wszystkich komórkach jego ciała. Był tak silny, że mógłby zatrzymać milionową armię, albo setki czołgów. Po spożyciu napoju od razu poczuł się lepiej i nawet to przeraźliwe słońce nie dawało mu się we znaki. Miał jeszcze mnóstwo czasu zanim jego żona Jane i Selene wrócą z pracy. Na powrót młodszego braciszka nawet nie liczył. Ten chłopak zawsze wszędzie się spóźniał. Nigdy nie przychodził w umówionym czasie. Z powodu braku elokwencji i nieposłusznego zachowania wyrzucano go ze wszystkich możliwych szkół do jakich uczęszczał. Michael bardzo chciał, żeby jego brat zmądrzał i w końcu zajął się odpowiednimi sprawami. Drżał o to, iż chłopak przegra własne życie. Lecz on jakby o to nie dbał. Wolał włóczyć się po mieście i wagarować. Często nie wracał do domu na noc. Na początku doktor Parker krzyczał. Nigdy nie podniósł na niego ręki, choć raz stracił panowanie nad sobą i prawie go uderzył. Zdążył tylko unieść lewą dłoń w górę, gdy młodzieniec wymierzył mu siarczysty policzek. To był ostatni raz, gdy emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Postanowił, że krzyki nie mają już żadnego sensu. Wszystko przestawało mieć jakikolwiek sens. Często zastanawiał się czy dobrze wybrał dając mu schronienie. Może on nie potrzebuje jego opieki. Jedyne czego pragnie to znaleźć się po drugiej stronie drzwi. Tych gorszych, paskudniejszych drzwi. Wszystko zmierzało w tym kierunku. Doktor Parker nie mógł tego powstrzymać, choć wiele razy się starał. Nie tylko on podejmował próby przemówienia mu do rozsądku. Jego starsza siostra Selene, dziewczyna, z którą go znaleziono, starała się przekazać mu pewne wartości. Jednak i jej próby szybko paliły na panewce. Chłopak stawał się jeszcze bardziej zaborczy i zbuntowany. Ranienie najbliższych dawało mu chorą satysfakcję. Doktor często rozmyślał nad tym dlaczego tak jest, ale nie mógł dojść do żadnej właściwej konkluzji. Tliła się w nim jeszcze wewnętrzna nadzieja, iż wyjazd do innego miasta coś zmieni. Dlaczego nie mógł być taki jak jego siostra. Selene wspaniale się z nimi dogadywała. Wpasowała się do szablonu ich rodziny i otoczenia gdziekolwiek się znaleźli. Złota dziewczyna, pomyślał doktor Parker. Podziwiał ją za to co zrobiła dla siebie i swojego towarzysza. Nosiła w sobie ogromne pokłady siły, choć życie jej nie rozpieszczało. Doktor Parker wyjrzał przez okno i zauważył, że słońce chyli się ku zachodwi. Postanowił przejść do swojego domowego gabinetu i poczekać na powrót małżonki i siostry. Dwójkę nastolatków mianował swoim rodzeństwem. Razem ustalili taką wersję na wypadek, gdyby ktoś był ciekaw ich przeszłości. Zgodził się pełnić funkcję straszego brata. W rzeczywistości tak czuł się naprawdę. Bardzo przyzwyczaił się do nowych członków rodziny i nie wyobrażał sobie bez nich życia. To prawda, że Drake często go irytował i sprawiał masę problemów, ale zdawał sobie sprawę, iż nie może zostawić go samemu sobie. Nie mógłby się go pozbyć. Jane zbyt mocno kocha tę dwójkę. Traktuje ich jak własne dzieci. On zresztą też żywił do nich coraz głębsze uczucia. Nagle usłyszał jak samochód wjeżdża na podjazd przed domem. To musiały być jego kobiety. Jak najszybciej chciał z nimi porozmawiać na temat listu, który otrzymał dziś rano. Był ogromnie podekscytowany. Zbiegł po schodach jak najszybciej potrafił. W tym samym momencie słyszał jak przekręca się klucz w drzwiach. Do środka weszły dwie najpiękniejsze istoty jakie nosi ziemia. Jedna z nich była kobietą o średnim wzroście, lecz bardzo zgrabną. Miała gęste, sięgające aż do pasa, czarne jak smoła włosy. W ciekawy sposób kontrastowały z jej porcelanową cerą. Jej oczy w odcieniu ciemnego brązu i kształcie migdałów zawsze były pogodne i roześmiane. Michael jeszcze nigdy nie dostrzegł w nich nienawiści do drugiej istoty. To właśnie tę część ciała najbardziej lubował w swej wybrance. Druga z nich wysoka i smukła niczym modelka miała długie, falowane, ciemnobrązowe włosy i błękitne oczy z zielonymi obwódkami wokół źrenic. Te oczy wydawały się być hipnotyzujące. Za każdym razem, gdy na niego spoglądała spod swych długich rzęs piorunowała go spojrzeniem. Michael był szczęśliwy widząc, że jego towarzyszki są w dobrych nastrojach. Bez owijania w bawełnę postanowił, że przejdzie do konkretów.

- Witajcie moje drogie. Jak minął wam dzień w pracy?- z pogodnym wyrazem twarzy rozpoczął rozmowę.

- Dobrze, że pytasz. Miałam dziś bardzo ciężką rozprawę, ale na moje szczęście i klienta wszystko poszło pomyślnie.- Jane pierwsza zareagowała na słowa Michaela i ochoczo włączyła się do rozmowy.

- Może być.- odrzekła Selene.

- Znowu jakieś problemy z szefem?- zapytał Michael.

- Tak, ale właśnie chciałyśmy o tym z Tobą porozmawiać. Już tam nie pracuję. Nie mogłam znieść tej okropnej, seksistowskiej atmosfery. Na każdym kroku spotykałam się z uwłaczajacymi wyzwiskami. Nie pozwolę, żeby mnie tak traktowano.- Selene wysoko uniosła głowę do góry i spojrzała na Michaela. Jane również wyczekiwała jego reakcji. On natomiast był zadowolony z takiego obrotu spraw.

- Masz rację. To nie była praca dla Ciebie. Zresztą dobrze się stało. Mam dla was dobre wieści.- starał się, aby ton jego głosu przybrał barwę tajemniczości. Najwyraźniej udało mu się, gdyż zarówno Selene jak i Jane oczekiwały na jego dalsze słowa.

- A więc dobrze, że odeszłam?- zapytała Selene lekko rozbawionym tonem.

- Oczywiście, że tak. Mam tylko nadzieję, że przy pożegnaniu byłaś grzeczna dla swojego szefa.- Michael doskonale znał swoją młodszą siostrzyczkę i wiedział, że kiedy trzeba potrafi pokazać pazura.

- Spokojnie raczej nie pozwie mnie do sądu a jakby co to przecież mamy niesamowitego prawnika w domu.- Sel objęła Jane w pasie i cmoknęła ją w policzek. Jane od razu zareagowała i również objęła dziewczynę.

- Mówiłeś, że masz dobre wieści.- odrzekła Jane. Selene domysliła się dalszej części zdania i szybko wtrąciła: - Jakie to wieści?

- Widzę, że jesteście bardzo zainteresowane tym co chcę wam powiedzieć. Przejdźmy więc do salonu. Nie chcę przekazywać wam tych wieści w korytarzu.- jak też powiedział tak też uczynili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro