2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głos dochodzący zza jego pleców wydawał się być opanowany i rzeczowy. To było niedorzeczne. Kto o tak późnej porze przechadzał się po dachu jakiegoś budynku?? Chyba już do reszty zwariowałem. Nie zastanawiając się dłużej, Drake odwrócił się w stronę głosu, który dobiegał zza jego osoby. W odległości dziesięciu metrów od niego stał jakiś przygarbiony staruszek. Nie wyglądał na krzepkiego i gibkiego co jeszcze bardziej wprawiło w osłupienie chłopaka. Skąd on tu się wziął do jasnej cholery?? Nie mógł oprzeć się dziwnemu uczuciu, które wmawiało mu, że skądś zna tego dziadunia.

- Nie zbliżaj się do mnie, zaraz zakończę to wszystko!! - wykrzyknął w stronę starszego pana. Chciał, żeby ton jego głosu przybrał złowrogą tonację, zamiast tego usłyszał przerażony głosik małego chłopczyka. Drake skarcił się wewnątrz za to, że nie potrafi opanować uczuć w obecności staruszka.

- To nie jest wyjście z sytuacji. - nieznajomy mężczyzna wyciągną swą pomarszczoną dłoń w stronę chłopaka i zbliżył się do niego o kilka centymetrów.

- Zejdź stamtąd, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę.Wiem, że nie chcesz tego.

- Gówno wiesz! - wykrzyknął chłopak już bardziej zdecydowanym głosem.

- Mam już dosyć tego pieprzonego życia. Wolę smażyć się w piekle niż codziennie przeżywać kolejne męki. - nie wiedział dlaczego, ale głos zaczął mu drżeć.

- Rozumiem, porozmawiajmy na chwilę. - staruszek próbował przekonać zdesperowanego chłopaka do rozmowy.

- Nie będę z Tobą gadał. Nawet Cię nie znam do cholery!! Kim ty właściwie jesteś??! 

- Myślę,że doskonale wiesz kim jestem. - starszy pan posłał tajemniczy uśmiech w stronę młodego chłopaka. Drake skupił na chwilę wzrok na jego twarzy. Rysy wydawały się być znajome, lecz nie mógł sobie przypomnieć gdzie widział tego mężczyznę.

- Mam w dupie kim jesteś lub kim nie jesteś, wypierdalaj stąd, bo zaraz zrobię krzywdę nie tylko sobie, ale również i Tobie. - w spojrzeniu chłopaka było coś tak dzikiego i nieprzyjemnego, że starszy mężczyzna zrobił dwa kroki do tyłu. Jego ruchy były już mniej ociężałe niż przedtem.

- Chcę Ci tylko pomóc. - odrzekł. Prawdopodobnie ani myślał, żeby wycofać się w tej sytuacji. Drake pomyślał, że ten człowiek musi być niespełna rozumu skoro wspina się naszczyt wieżowca i pomimo jego gróźb nie zamierza odpuścić. Ta postawa nieznajomego bardzo go zainteresowała.

- Jesteś głuchy, czy głupi!!! Nie chcę Twojej pieprzonej pomocy. Idź i udziel ją komuś innemu.

Komuś kto na nią zasługuje,pomyślał, lecz nie wypowiedział tych słów na głos. Mężczyzna posmutniał na widok rozwścieczonego młodzieńca. Drake nie wiedział dlaczego, ale miał wrażenie, że w oczach mężczyzny ujrzał rozczarowanie.

- Myślałem, że jesteś bardziej rozważny młodzieńcze.

- Nic o mnie nie wiesz staruchu. - odparł z goryczą młody chłopak. Słowa staruszka dotknęły go do samej głębi. Nawet nie wiedział dlaczego, przecież w ogóle nie znał tego starego grzyba.

- Wiem o Tobie więcej niż Ci się wydaje. - odrzekł tym samym tajemniczym głosem co wcześniej. Drake postanowił, ze nie może pozostawić tego bez jakiegoś kąśliwego komentarza.

- Słuchaj dziadku, nie wiem kim jesteś i po co się do mnie przyczepiłeś, ale mam to w czterech literach a nawet i gdzieś indziej. - w tym momencie Drake spojrzał wymownie na pewną część swojego ciała umiejscowioną z przodu.

- Jeśli masz zamiar prawić mi kazania to lepiej sobie to daruj, bo i tak nic nie wskórasz w tej sytuacji. Wracaj do psychiatryka, albo do domu starców. -zakończył wywód i odwrócił się od staruszka. Spojrzał jeszcze raz w dół. Chciał oszacować sytuację zanim rzuci się w otchłań, z której nie ma już ucieczki.

- Nie pamiętasz co obiecałeś swojemu Ojcu, albo siostrze? - ten przeklęty starzec jeszcze się stąd nie wyniósł. Nagle ogarnął go przenikający dreszcz, jakby jego dusza i wnętrzności zaczęły zamarzać. Skąd ten stary fiut wiedział o jego obietnicy złożonej ojcu i siostrze? Ta cała sytuacja nie tylko go wkurzała, ale też trochę przerażała. Przecież ten nieznajomy nie mógł nic wiedzieć o jego przeszłości. Jeszcze raz odwrócił się i spojrzał w twarz starszemu panu. Ogarnęła go dziwna fala uczucia. Jakby znał tego człowieka od bardzo, bardzo dawna, lecz nie mógł sobie za żadne skarby świata przypomnieć jego tożsamości. Oczy mężczyzny rozgorały dziwnym blaskiem. Drake wyczuwał, że nie może to być zły omen. Nie wiedział dlaczego, ale coraz bardziej był skłonny, żeby zaufać temu obcemu mężczyźnie. Zastanawiało go, czy poczyni jeszcze jakieś kroki, aby odwlec go od jego pomysłu. Nie musiał czekać długo na zaspokojenie swojej wewnętrznej ciekawości.

- Twój Ojciec zacytował kiedyś słowa słynnego francuskiego wodza Napoleona Bonaparte. Od tamtej pory stały się Twoją mantrą. Śmierć nigdy nie stanowi ucieczki od problemów. Jest tchórzostwem. Tylko słabi się jej dopuszczają, a ty nie jesteś słaby Drake'u i nigdy nie byłeś.

Drake nie wiedział dlaczego, ale poczuł ogromną ulgę. Jakby ktoś zabrał z jego barków ogromny ciężar, który musiał nosić przez tyle lat.Ten dziwny starzec miał rację. Jego ojciec był niezwykle szlachetnym i honorowym człowiekiem. Uwielbiał słuchać historii o Napoleonie, które opowiadał mu jego rodziciel. Słowa w jego ustach zawsze nabierały takiej niezwykłości i wzniosłości. Drake machinalnie podniósł dłoń i oplótł bladymi palcami ramię. W tym właśnie miejscu miał wytatuowane słowa francuskiego wodza. Cierpienie wymaga wiecej odwagi niż śmierć. Drake zawsze starał się żyć według tych słów. Tylko one trzymały go tak długo przy życiu. Niestety teraz próbował złamać słowo dane Ojcu i samemu sobie. Obiecał sobie, że będzie walczył do końca choćby niewiadomo co się działo. Poczuł ogromny wstyd. Nieznajomy starzec zauważył zmieszanie na twarzy chłopaka. Uśmiechnął się pod nosem. Udało mu się zasiać ziarenko niepewności w tej zagubionej istocie.

- Przed Tobą jeszcze wiele lat dobrego życia. - odrzekł. Chciał podnieść zamyślonego chłopaka na duchu.

- Moje życie skończyło się i to dawno temu. - odparł tamten. Nadal wyglądał na nieobecnego i zatopionego we własnych myślach. Przynajmniej nie zwracał się już chamsko w stronę staruszka.

- Ty zdecydujesz kiedy Twoje życie się skończy. Póki jeszcze tu jesteś, póki możesz kochać i dawać wszystko co masz najlepsze innym, to znaczy, że jesteś potrzebny. Nikt z nas nie przychodzi na ten świat bez powodu. Skoro nadal tu jesteś to oznacza, że masz jakąś ważną misje do wypełnienia i nie możesz jej tak łatwo porzucić.

Drake chciał wierzyć, że starzec miał rację. Używał takich pięknych słów, ale czy aby na pewno mogły one tyczyć się jego. Po cóż światu taki potwór jak on? Jeżeli odbierze sobie życie to jeszcze wyświadczy innym przysługę. Zwiesił głowę, aby starzec nie mógł ujrzeć jego twarzy. Tyleż różnych emocji zaczęło się na niej malować. Co miał teraz począć? Kompletnie nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Starzec, jakby czytając jego myśli pośpieszył mu z pomocą.

- Wracaj do swoich bliskich młodzieńcze. Oni bardzo Cię potrzebują. Dotrzymaj obietnicę, którą złożyłeś. - starzec zakończył wywód spokojnym, niewzruszonym emocjami głosem. Wtedy Drake przypomniał sobie słowa,które wypowiedział kiedyś w obecności swojej starszej siostry Selene. Ujrzał ją, stojącą naprzeciwko niego, w potarganej sukni i z kawałkami liści i trawy w jej cudownych, długich włosach.

- Na zawsze razem braciszku, obiecuję Ci, że nigdy Cię nie opuszczę. - uśmiechnęła się łagodnie w jego stronę i chwyciła za jego blady, brudny od krwi policzek.

- Na zawsze razem. - wyszeptał te słowa w swym ojczystym języku i odwrócił się od starca. Łzy napłynęły mu do oczu.Niebywałe, że wspomnienia nadal potrafiły doprowadzić go do płaczu. Może jest jeszcze dla niego nadzieja. Może jednak nie utracił wszystkich wspomnień i swojego człowieczeństwa. Ale skoro tak, to jak teraz spojrzy w oczy swojej siostrzyczce i poprosi ją o wybaczenie. Był tyranem nie tylko wobec niej, ale również rodziny. Na pewno byli zadowoleni z jego zniknięcia. Spojrzał jeszcze raz w dół i na gromadkę ludzi, którzy znajdowali się pod jego stopami. Odwrócił się jeszcze w stronę starca, lecz jego już tam nie było. Zniknął i Drake niemiał nawet okazji, żeby mu podziękować. Chwiejnym krokiem zszedł z krawędzi wieżowca, zdjął pętlę z szyi i usiadł na zimnym podłożu. Łzy zaczęły zalewać mu policzki. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie potrafił powstrzymać emocji. Płakał jak małe dziecko, jak ktoś kto jest bardzo samotny i nieszczęśliwy. Drake był samotny. Tak czuł się przez prawie całe życie. Bardzo chciałby to zmienić, lecz nie wiedział jak ma to zrobić. Ledwo powstrzymywał się od tego, by nie wydać na zewnątrz żadnego jęku. Jednakże fala bólu, która rozlała się po jego ciele była tak intensywna, że Drake zaczął szlochać jeszcze głośniej. Tak bardzo pragnął,żeby ktoś w tym momencie podszedł do niego i go przytulił. Wypowiedział to życzenie w myślach. Wkrótce jak na wezwanie przybyła jego najlepsza przyjaciółka i kochanka Samotność, która oplotła go długimi ramionami i trzymała w mocnym uścisku aż do samego świtu.

**********************************************************************************************

Citizen Soldier- Let it burn. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro