2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

********

Latynos głośno westchnął wydychając powietrze przez otwarte usta. Z dłonią podpierającą policzek, z opuszczoną brodą, gładząc krótko przystrzyżone włosy, siedział w tej samej pozycji przez długie piętnaście minut, nie ruszając się ani o milimetr. A jedyne dźwięki jakie wydawał to były właśnie te wspomniane westchnięcia. Coralin zmrużyła oczy, a następnie przeniosła je na postać leżącego (tak leżącego, żadne inne słowo, lepiej nie zobrazowałoby tej sytuacji) na kafeteryjnym stole chłopaka, którego jasna czupryna nastroszyła się pod wpływem elektrycznych impulsów. Postękiwał i pojękiwał wtórując przyjacielowi. Coralin pokręciła głową i przewróciła oczami. Nie potrafiła im współczuć. Sami doprowadzili się do takiego stanu i prosili się o ten los.

- Ledwo żyje. Ale boli mnie głowa....

- Mnie też. Jakby ktoś dźgał mnie tuzinem małych igiełek  – Chris wymruczał we własne splecione dłonie, na których spoczywała jego twarz. Był tak osłabiony po imprezie, iż nawet nie dał rady unieść głowy.

- I chce mi się pić stary. Wychlałbym całą beczkę wody...

- Yhym... – blondyn poruszył głową, a kilka włosków zakołysało się na jego głowie.

Yves przetrał zmęczone oczy. Miał wrażenie, że przejechał po nim czołg, a później przemaszerował jeszcze pułk wojskowych, depcząc go ciężkimi buciorami.

- Chłopcy, chłopcy, chłopcy. Mam nadzieję, że to was czegoś nauczy i na przyszłość będziecie słuchać bardziej racjonalnych osób, czyli na przykład mnie, albo Karinkę. Powiedziałabym, że żal mi tak na was patrzeć, ale byłoby to nieprawdą, więc...

- Tak Coralin. Nie musisz się już nad nami znęcać. Jesteśmy totalnymi półgłówkami – jasnowłosy chłopak uniósł dłoń i machnął nią, by uciszyć dziewczynę. Nie miał ochoty psuć sobie i tak nienajlepszego chumoru.

Coralin uśmiechnęła się w geście wyrażającym triumf. Karina patrzyła na kolegów współczującym wzrokiem

- Na pewno jutro poczujecie się lepiej. Przejdzie, jak każdy kac – uśmiechnęła się do nich miło.

- Dzięki Kari. Twoje słowa to miód na naszego kaca – Latynos wygiął usta w łuk, lecz szybko je wykrzywił. Ból głowy ciągle dawał o sobie znać i nie pozwolił o sobie zapomnieć. Ah to cholerstwo.

- Townshend chyba zdezerterował. Widział go ktoś w ogóle...? – Yves ostrożnie poruszając gałkami ocznymi, jakby obawiał się, że zaraz opuszczą jego oczodoły, powiódł po stołówce.

Dziewczyny pokiwały sprzecznie głowami. Coralin nawet cieszyła się z takiego obrotu spraw. Przynajmniej nie musiała patrzeć na jego wyższość. Wreszcie ktoś, a raczej coś dało mu nauczkę i miała nadzieję, że pozbędzie się choć części tej swojej pyszałkowatości. Karina odwrotnie niż jej koleżanka, trzymała kciuki za kolegę, by jak najszybciej wrócił do szkoły.

- Chyba nie mówisz o mnie. Ja nigdy się nie poddaję.

Zgromadzenie siedzące przy stoliku usłyszało niski, zachrypnięty głos ciemnowłosego chłopaka, na dźwięk którego Karina dostawała gęsiej skórki. Doskonale wiedziała, że to on. Nawet nie musiała patrzeć w jego stronę, a mimo to nie mogła się powstrzymać. Wyglądał cudownie, zresztą jak zawsze. Czarny, prosty podkoszulek leżał na nim, jak na jakimś modelu z okładki. Ciemne włosy uczesne, aczkolwiek wystylizowane w taki sposób, by pozostawały w nieładzie. A może to wiatr i wilgoć tak na nie działały? Nawet jeśli to nie był efekt zamierzony to i tak w oczach brunetki wyglądał nieziemsko. Wszystko w nim było takie... na miejscu, takie niedopisania. Wspaniałe.

- Drake!

Chris i Yves chyba zapomnieli już o swoich boleściach alkoholowych, ponieważ jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zarówno jeden, jak i drugi odwrócili się w stonę kumpla.

- Drake! Już myśleliśmy, że się nie pojawisz. Jak tam? Kacyk jest? – Chris wyszczerzył się, pokazując, iż czuje się całkiem świetnie. Jak młody, grecki bóg. Chociaż jego wyblachowana, blada twarz z podkrążonymi oczami zdradzała zupełnie coś odmiennego.

Drake odsunął jedno z krzeseł blisko chłopców, po czym śmiało się na nim usadowił. Nie przypuszczał, że obecność tych ludzi będzie sprawiała mu taką przyjemność. Uczył się z nimi obcować, a ta nauka szła mu coraz lepiej.

- Bywało gorzej. A u was? Widzę, że też nieźle się trzymacie – Drake wyrzekł te słowa z kąśliwym, jak na niego przystało uśmieszkiem. Nie sposób było nie wyczuć tej ironii zawartej w jego tonie.

Chłopcy trochę bardziej się ożwyli. Nie przypominali wypompowanych z życia mumii, których ktoś pozbawił chęci i werwy do życia. Poranne złe samopoczucie schodziło powoli na drugi plan.

- Nie narzekamy – Chris oparł swe łokcie na blacie stołu, a dłońmi złapał się za policzki. Chciał je trochę przycisnąć, by krew szybciej do nich napłynęła i nadała im kolorytu. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, że nie prezentował się najlepiej. A Drake? Jak to Drake. Zawsze blady, zawsze ponury, czasem z podkrążonymi oczami, ale jednak żywymi. Może czasem trochę przymglonymi i smutnymi, ale jednak świadomymi. Chris wiedział, że młody brunet był silny i nie łatwo było go złamać.

- Oooo a to nowość! A kto przed chwilą przyznał się do swojej głupoty i skarżył sie na złe samopoczucie? – Coralin wtrąciła się do rozmowy, tym samym niszcząc dobrą atmosferę, jaka zapanowała pomiędzy chłopcami. Uśmiechnęła się chytrze, gdyż zauważyła, że jej uwaga wstrząsnęła męskim zgromadzonkiem.

Pierwszy musiał skomentować to Chris.

- Ja po prostu dostosowałem sie do tego, co powiedziała Kari. Kacyk przecież musi kiedyś zniknąć nie? – bondyn machnął otwartą dłonią, a następnie wskazał nią na siedzącą nieopodal brunetkę, która na dźwiek swego imienia zaczerwnieniła się z zawstydzenia.

- Christopher dobrze mówi. Tak właśnie się stało. Już jest w porządku. Czuję, że mógłbym pójść na jeszcze jedną taką imprezę. Nawet teraz, zaraz – Latynos wspomógł kupmpla w argumentowaniu, rownież spoglądając na Karinę porozumiewawczo.

Dziewczyna uśmiechnęła się i założyła za ucho kilka kosmyków, które opadły jej na policzek. Gdy zaczynała się denerwować, nie panowała nad swoimi dłońmi. Skubane, robiły co chciały, a najczęściej dobierały się do jej włosów. Zrozumiała przekaz przyjaciół. Próbowali jej pomóc, podwyższyć rangę jej osoby w oczach przystojnego bruneta. Drake także popatrzył na nią, doprowadzając serce Kariny do oszalałego tempa i rytmu.

- Staram się pomagać najlepiej jak potrafię – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, co zabrzmiało trochę nienaturalnie. Zaschnęło jej w ustach. Poczuła, że musi jak najszybciej napić sie wody, zanim doszczętnie wyschnie, a jej usta i podniebienie staną sie tak suche, jak piasek na pustyni. Wkrótce pożałowała swej decyzji. Nie przypuszczała, że jej prawa dłoń zachowa się w ten sposób. Próbowała chwycić butelkę, lecz gdy zbliżyła do niej palce, te drgnęły przewracając odkręconą wodę i wylewając ją na blat. Brunetka złapała się za usta, gdyż zawartość butelki, akurat na jej nieszczęście znów powedrowała w stronę bruneta, który dzięki dobremu refleskowi, wstał z krzesła i odskoczył do tyłu. Płyn wyciekł na podłogę, a kilka kropel pozostawiło mokre ślady na bluzach dwóch pozostalych kumpli.

- Prze –przepraszam... – niebieskooka dziewczyna cichutko wyszeptała, szukając w torebce chusteczek. Było jej tak wstyd. Zrobiła się cała czerwona na twarzy i nie mogła już tego powstrzymać. Ah! Jak ona nie znosiła tej czerwieni!

Coralin nie ukrywała, że ten zbieg okoliczności bardzo jej sie spodobał. Obserwowała zafrasowane miny chłopców z założonymi rękami, nie pomagając przyjaciółce. Skoro woda już sie rozlała, niech płynie sobie dalej.

- Czekaj, sprzątniemy. Pójdziemy po jakąś szmatkę... – Chris wstał od stołu, ciągnąc za sobą Yvesa. Kątem oka patrzył na nowego kolegę, który mechanicznymi ruchami, z obojętnym wyrazem twarzy otrzepywał spodnie i koszulkę. Patrzył, czy aby znów nie ma dużej plamy we wstydliwym miejscu.

Karina kierowała swój zawstydzony wzrok na jego osobę, analizując te ruchy. Był zły, a może i nawet więcej... był wściekły, bo to zdarzyło się już po raz drugi. Co ona najlepszego narobiła?!

- Nie. Nic się nie stało. Chyba mam w plecaku jakieś chusteczki – brunet uniósł głowę i spojrzał głęboko w oczy najpierw Chris'owi i Yve'sowi zatrzymując ich w pół kroku, a następnie uśmiechnął sie do Kariny, by trochę ja uspokoić. Czuł, że się denerwuje, że było jej wstyd, a nie chciał, aby przez niego tak się czuła.

- Zresztą chyba masz rację. Przydałaby się im mała kąpiel. Dzięki za darmowe i szybkie pranie – chłopak zaśmiał się lekko i pogładził miejsce, w którym ostatnim razem znajdowała się ogromniasta plama. Spojrzał na dziewczynę, która nadal się czerwnieniła, lecz jej serduszko trochę zwolniło, przybierając wolniejszego tempa.

- Też mam chusteczki! Damy radę! – Yves wyciągnął z torby opakowanie białych chusteczek higienicznych i zaczął wyciągać jedną po drugiej.

Drake uczynił to samo, wycierając stół razem z kolegą. Nie upłynęło pięć sekund a dołączył sie do nich Christopher.

Coralin i Karina stały i przygladały sie znajomym. Jedna z nich ze zdziwieniem, druga ze zmieszaniem, mocno zaciskając palce na delikatnym, foliowym opakowaniu.

- Gotowe. Chyba nawet jest czystszy – zaśmiał sie Yves.

- Powinni nam za to zapłacić – zawtórował mu blondyn łapiąc kolegę za ramię i ściskając je.

- No panowie, teraz można poprawić fryz – Drake skonstatował poważnie i zaczesał swą gestą grzywę do góry, ukazując blade, gładkie czoło. Kolejna cecha, którą mógł się pochwalić.

Karina jeszcze nigdy nie widziała, by ktoś miał tak nieskazitelną skórę, zwłaszcza w tym wieku. Ciekawe jakich preparatów używał. W końcu jego brat był lekarzem, jego rodzina miała mnóstwo pieniędzy, więc było go na to stać.

- Można wyrywać foczki... – ciemnoskóry Latynos mlasnął ustami poprawiając na sobie buraczkową bluzę.

- Oj będziesz się gęsto tłumaczył Jen – Coralin zaśmiała się głośno wyrywając z transu zamyśloną Karinę. Nie było jej do śmiechu. Ośmieszyła się przed chłopakiem, który tak bardzo jej się podobał i nawet jeśli powiedział, że nic się nie stało, dziewczyna nie mogła sobie tego darować. Siedziała ze zwieszoną główką, jak mały, bezbronny, skrzywdzony człowieczek, jak ofiara okrutnego losu i katowała się przemyśleniami.

Chłopcy z zaciekawieniem wymalowanym na ich twarzach spoglądnęli na blondynkę, której usta układały się w kpiącym uśmieszku.

- Nie znasz się na żartach? Yves tylko tak mówi. Przecież nie zdradzałby naszej przyjaciółki. Prawda Yves? – jasnowłosy koleżka szturchnął Yves'a w ramię, tym samym zwracając na siebie jego uwagę.

- Głupie pytanie. Znacie mnie nie od wczoraj – zielonooki chłopak prychnął na uwagę kolegi.

Drake wiedział, że mówił prawdę. Wyczuwał to, chociaż był zmuszony przyznać sam przed sobą, że jego wampirze zmysły nieco się osłabiły. Stawał się mniej dziki, czego trochę się obawiał, gdyż wiedział, że nie będzie możliwym powrócenie do dawnego życia. Trzeba było napisać nowy rozdział.

- Oj, nawet nie wiesz jak bardzo znam się na żarcikach. Poptrzcie na to – dziewczyna wsunęła dłoń do ciemnobrązowej torebki, z której wydobyła smartfona. Uruchomiła go, po czym odpaliła filmik, na którym jeden z chłopców (Yves) turla się po podłodze, doświadczony alkoholowym szałem i wykrzykuje jakieś niezrozumiałe dla postronnego obserwatora słowa.

- Z prawdziwej imprezy nie wraca się trzeźwym – chłopiec stwierdził z zadowolonym uśmieszkiem.

- Co racja to racja – Chris pokiwał głową z uznaniem, przypatrując się poczynaniom kumpla. Latynos kompletnie nie panował nad swoim ciałem, przez co obijał sie o nogi pozostałych gości. Ale jemu najwidoczniej to nie przeszkadzało. Ta radość w jego oczach i ekspresyjne ruchy. Wyglądało to tak zabawnie, że Drake nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Rzadko kiedy coś mogło aż tak bardzo go rozbawić, dlatego coraz częściej doceniał takie chwile.

- Co ty robiłeś na tej podłodze? Chris zapomniał ją umyć przed imprezą, czy szukałeś odpowiednich szparek? – Drake poruszył sugestywnie gęstymi brwiami, marszcząc przy tym zabawnie czoło, po czym ponownie zaniósł się śmiechem, trzęsąc się na całym ciele. Jego policzki wydęły się ukazując małe, jakby to niektórzy określili urocze dołeczki.

Brunetce wciąż było głupio z powodu jeszcze niedawno wylanej wody, aczkolwiek słowa chłopak również ją rozbawiły. Uśmiechnęła się delikatnie, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Jej twarz przybrała innego charakteru, jakby troszeczkę się rozluźniła.

Drake ucieszył się. Chciał być zabawny, pragnął by tak właśnie go postrzegali. Ale przede wszytskim marzył, by dziewczyna o czekoladowych włosach uwierzyła w niego. Uwierzyła w to, że jest normlanym facetem.

- Nie, mam już jedną. Ale tobie zazdroszczę. Dziki ptaszek może korzystać z różnych karmników, nie tylko z jednego.

Trzej chłopcy ponownie zanieśli się głośnym śmiechem, zwracając na siebie rozgorączkowane i zainteresowane spojrzenia innych uczniów, którzy albo przechodzili blisko ich stolika, albo po prostu siedzieli nieopodal.

Coralin nic nie rzekła. Zarzuciła długie, pofalowane włosy na plecy, po czym włączyła następny filmik i podsunęła telefon przed roześmianych chłopców.

- To też powinno was rozbawić – uśmiechnęła się słodko.

Karina zerknęła na koleżankę i już wiedziała, jaka scena rozgrywała się na małym ekraniku.

Chłopcy trochę się uspokoili. Wciąż lekko szturchali się w ramiona i posyłali sobie nawzajem subtelne zaczepki, ale po pewnym momencie skupili swe oczy na tym, co działo się na niewielkich rozmiarów ekranie.

- To ja... – brunet jeszcze bardziej nachylił się nad powierzchniął stołu, opierając się na rękach.

- Tak, ogladaj dalej – Coralin poczuła, że jej nagroda jest już bardzo blisko. Wkrótce sama ją odbierze.

- Ale to ciekawe. Stoję sobie. Usuń to – Drake uniósł oczy wlepiając je w postać dziewczyny siedzacej na przeciwko niego.

Blondynka wyczytała z ułożenia jego ust i zmarszczek mimicznych na twarzy, że jest podenerwowany.

- Jeszcze chwilka...

Dziewczyna zachichotała, przysłaniając dłonią usta, a młody chłopak zmarszczył brwi.

- Masz moją kamasutrę! – Chris krzyknął, a siedzacy nieopodal uczniowie zmierzyli go dziwnym, pretensjonalnym spojrzeniem. Lecz nastolatek to zignorował, skupiając się na dalszym rozwoju wydarzeń.

- Nie, ja nie... po co miałbym.... – Drake nie wiedział co powiedzieć. Nie mógł zaprzeczyć, poczuł się troszeczkę niekomfortowo, ale nie to było najgorsze. Rozszerzył oczy ze zdumienia, a na twarzy ukazało sie zakłopotanie. Co on najlepszego wyprawiał? Czy to prawda? A może podła mistyfikacja ze strony blondyny? O tak! Ona był wredna i zdolna do wszystkiego.

- Nie pamiętam tego... – Yves zaczął drapać się po głowie, próbując walczyć z alkoholową amnezją.

- Przycisz to... – ciemnooki chłopak złapał za telefon i próbował wyciszyć jego dźwięki, lecz pod wpływem emocji i paniki pomylił wąskie przyciski podgłaśniając płomienny monolog dobywający się z głośniczka małego telefonu.

- Czasem na sucho, czasem na mokro. Jest mistrzem zaskoczenia. Atakuje od tyłu, rzadziej od przodu, bo to po postu nudne, a on jest piekielnie dobry w byciu niekonwencjonalnym. Jak ładnie poprosisz to może pozwoli ci dosiąść swego ogiera....

Coralin w ostatniej sekundzie zwinęła komórkę sprzed nosa chłopaka trzymając ją wysoko w górze, tak by wszyscy mogli to usłyszeć.

- Ja tak nie mówiłem... to na pewno nie ja. Zmontowałaś to... – Drake oburzył się. Wstał, nachylił się nad stołem i wyrwał telefon z dłoni jasnowłosej koleżanki. Uczynił to trochę za mocno, ale chciał jak najszybciej wyłaczyć i skaskować ten filmik.

- Ani mi się waż Townshend.

Dziewczyna również wstała, gdyż odczytała jego zamiary. Zmrużyła oczy i przybrała bojową postawę.

Karina odsunęła się do tyłu, by patrzeć na tę scenę z bezpieczniejszej odelgłości.

Yves i Chris, jak to oni mieli niezły ubaw i cały czas szczerzyli się jak głupi do sera. Najbardziej cieszył ich fakt, że Drake był taki sam, jak oni. Też nie pamiętał wszystkich szczegółów z imprezy, a to oznaczało jedno... Stał się częścią ich szalonej i pokręconej rodzinki.

- Odważę się...

Wątpisz w jego zdolności...?

Zniekształcony przez mikrofon głos, który co gorsza był jego własnym zapytał z mocno wyczuwalną uwodzicielską nutką.

- Uuuuu.... – chłopcy zapiali radośnie.

- Dobra rób co chcesz. Mam kopię na laptopie i komputerze.

- Ajć. Ma na nas niezłe haki – Yves pokiwał zabawnie głową.

- A zebyś wiedział i wykorzystam je w odpowiednim momencie – Coralin odgryzła się, po czym pokazała koledze języczek.

- Już moczę gacie. A tak na poważnie... bo nie pamiętam wszystkiego, a rzadko kiedy mi się to zdarza. Czy ja... no wiecie...? – Drake zaczął się jąkać, plącząc się we własnych słowach. Poczuł, że wstyd przejmuje nad nim władzę. Nie znosił tego uczucia, kiedy nie wiedział, jak powinien się zachować i co powiedzieć. Tak dobrze mu szło i ta głupia niespodziewna sytuacja musiała to wszystko zniszczyć. Ukruszyć grunt pod jego nogami i sprawić, by poczuł sie niepewnie. Mocno i energicznie pocierał kark, aż zrobiło mu się gorąco. Usadowił się na krześle, opierając na nim cały swój ciężar. Położył komórkę na stoliku, a Coralin szybko ją zabrała, sprawdzając, czy chłopak zreazlizował swoje zamierzenia.

Gdy zorientowała się, że jednak nie, bardzo się ucieszyła. Z tymi kopiami to był totalny blef, ale musiała coś wymyślić, by zachować przy życiu piękne i zabawne wspomnienia.

- Zrobiłam to dla was. Żebyście mogli zobaczyć, co alkohol robi z człowiekiem.

Schowała smartofna do torebki, by już żaden z chłopców nie mógł po niego sięgnąć.

- Pytasz czy... – Chrsi poruszył zabawnie brwiami, po czym odepchanął się od stolika i wykonał jeden z mniej przyzwoitych gestów.

Coralin zerknęła na niego z zażenowaniem, Karina z zawstydzeniem, natomiast Yves z podziwem. Cóż to była za zwariowana gromadka.

Drake pokiwał głową patrząc wyczekująco na przyjaciela. Jego oczy mrużyły sie i rozszerzały na widok tego, co wyczyniał Chris. Jego nie tak szczupłe, aczkolwiek małych rozmiarów ciało poruszało się w przód i w tył imitując pewne poczynania, o których Drake nie chciał myśleć w tym momencie. No może chciał, ale nie wyobrażał sobie, by mógł to zrobić bez pamięci, świadomości i z pierwszą lepszą laską. Co to, to nie.

- Przyjacielu... – niebieskooki chłopak zaczął poważnym tonem. Złapał za ramię bruneta kierując jego oczy na swoją twarz.

- Jeszcze nie zrobiłeś tego na mojej imrezie, ale myślę, że wkrótce zaliczysz kogoś nowego. Nie jedna miała na ciebie ochotę.

- A wy tylko ciągle o zaliczaniu. Jesteście podli. Traktujecie dziewczyny jak przedmioty... – Coralin oburzona założyła ręce na piersi, przysłaniając sporych rozmiarów dekolt i wydęła do przodu różową wargę.

- Kochanie. Jesteśmy tylko facetami. To chyba logiczne, że w tym wieku ciągle myślimy o seksie. To tak jakby zabronić niemowlęciu pić mleko. Zresztą Drake jest starszy i na pewno bardziej doświadczony w te klocki. No nie? – Chris zwrócił się do dziewczyny miłym tonem, puszczając oczko do Kariny i uśmiechając się, po czym klepnął Drake'a w plecy.

Chłopak zastanowił się. Z tym doświadczeniem to nie przesadzałby. Blondyn nie miał pojęcia o tym, kim Drake był naprawdę. Co dotychczas robił ze swoim życiem. Co spędzało mu sen z powiek. Zawstydził się. Takie przyziemne sprawy jak bliska relacja z drugim człowiekiem, przyjaźń, miłość czy seks nie były dla niego. Nigdy nie czuł się godnym, by zasmakować tego typu rozkoszy. Jego życie było jakby ciągłą ascezą. Skupiał się na zamartwianiu, nie na zabawie. Zaspokajał tylko naniższe instynkty, na resztę nie zwracał uwagi. Ale teraz było inaczej. Przecież nawet zwierzęta posiadają potrzebę akceptacji, miłości, szacunku i tego klasycznego seksu. Tej bliskości, która daje poczcie szczęścia, spełnienia i wolności. Popatrzył w stronę brunetki.

Dziewczyna zerkała na niego, by po chwili odwracać swój wzrok, a następnie powracać nim i wpatrywać się w jego twarz. Co chciała z niej wyczytać? Czy pragnęła poznać odpowiedź na zadane pytanie, które zawisło nad nimi niczym burzowa chmura? Parsknął śmiechem.

- Jasne...

Nie był zadowolony z tej odpowiedzi. Zresztą ona chyba też nie. Odwróciła wzrok i skupiła go na swoich paznokciach. Bardzo ładnych paznokciach, pomalowanych na głęboką czerwień. Chyba lubiła ten kolor, gdyż często widniał na jej paznokciach. Drake też bardzo go lubił. Może chociaż ta jedna rzecz ich łączyła.

- Lepiej pomyśl o sprzątaniu. Ten syf w twoim domu sam się nie uprzątnie – wredny, podniesiony ton blondyny rozniósł się w towarzystwie znajomych.

- Ehhh... masz rację. Rodzice wracają jutro. Muszę wszystko ogarnąć przed ich przyjazdem, żeby się nie zorientowali – blondynek westchnął.

- Damy radę. Kto jak nie my? – brunetka rzekła cichym i nieśmiałym głosikiem.

Młody wampir od razu popatrzył w jej stronę, na tę bijącą dobrocią twarz. Jej policzki płonęły a oczy szkliły się. Unikała wzroku bruneta, usilnie patrząc na blondyna, aczkolwiek nie mogła powstrzymać tego odruchu. Musiała na niego spojrzeć. W te czekoladowe tęczówki.

- Pomożemy – Latynos klepnął szczupłe ramię blondyna. Ten trochę się uspokoił.

- Jeśli nie masz nic przeciwko, pojadę z wami. Przypomniałem sobie, że zostawiłem u ciebie samochód – Drake zagadnął kumpli lekko niepewnym tonem.

Chris spojrzał na bruneta, jakby właśnie doświadczył jakiegoś obajwienia.

- Oczywiście, że możesz z nami jechać. W sumie co... eeee... – blondynek zaciął się, unosząc niebieskie tęczówki ku górze i wypatrując czegoś co pomogłoby rozwiązać mu postawioną przed nim zagdakę. Upłynęło kilka sekund, w których nikt nie odezwał się ani jednym słowem.

Yves nie zorientował się o co chodziło przyjacielowi. Klasyczyny Yves. Coralin westchnęła, Karina roześmiała się na reakcję koleżanki, która siedziała z założonymi rękoma. Natomiast Drake domyślił się, że Chris nie wybrnie sam z tej sytuacji. Wciąż poszukiwał pomocy w niebeskłonie, dlatego chłopak postanowił, że pospieszy mu z pomocą.

- Dziesięć par rąk? – Drake uniósł ciemną brew, drapiąc się po karku.

- Tak! Co dziesięć par rąk to nie dwie! Dzięki przyjacielu! – Chris wyszczerzył się miło ukazując przy tym wszystkie zęby. W tym geście prezentował się tak ludzko, tak nieidealnie, a mimo to Drake wiedział, że nie była to niczym wymuszona reakcja. Tylko sama radość i szczęście.

- Bardzo nam się przydasz. Jesteś wysoki, więc będziesz mógł zebrać konfetti i wstążki z najwyższych mebli. Uwierzcie mi. Nawet tam docierają – Chris poruszył brwiami, zabawnie kiwając głową.

- Aha, więc tylko dlatego mnie zapraszasz? Ze względu na wzrost? Na imprezie to co? Stanowiłem główną atrakcję wieczoru? Yeti w czarnym podkoszulku? – młody wampir zaśmiał się. Żartowanie z niedawno poznanym kolegą szło mu naprawdę dobrze. W ogóle cała ta konwersacja, wymiana spojrzeń (bardziej śmiałych, lub tych ukrytych), uśmiechy, gesty, aż ciężko było uwierzyć, że to był on. Że tak się zmienił. Gdyby rodzina go teraz widziała. Co by pomyśleli? Co by powiedzieli? A Ned? Może nie warto było przejmować się się tym co zrobią i powiedzą inni. Każdy miał własne życie. Był reżyserem własnego losu.

Każdy z nas kuje dla siebie inne kajdany. Twoje są już wystarczająco ciężkie mój przyjacielu.

- Ja tylko doceniam twój wzrost. To jak? Możemy na ciebie liczyć? – chłopak posłał Drake'owi szczery uśmiech.

Latynos uczynił to samo, siedząc tak blisko swojego przyjaciela, iż brunet miał wrażenie, że czasem stykają się głowami.

- I tak muszę zabrać samochód, więc chyba nie mam wyboru. Pomogę wam, ale od razu zastrzegam. Jeśli znajdę coś co będzie przypominało czyjeś wnętrzności, albo pęknięty balonik, to nie podniosę tego. Mówię, żeby była jasność – Drake spiorunował Chrisa poważnym aczkolwiek rozbawionym spojrzeniem. Nie żartował, nie miał zamiaru sprzątać najgorszego syfu, ale też nie chciał być bezużytecznym. Wiedział, że pomoże na tyle na ile będzie w stanie.

- Ok, masz to jak w banku. W takim razie stawiam soczek. Okropnie mnie dziś suszy – blondyn wstał od stolika i pomachał dłonią przed swoją twarzą.

- Mnie też stary. W ustach mam pustynię. Zaraz zacznę pluć piaskiem – Yves rzekł tonem pokrzywdzonego dziecka, kuląc swą osobę. Naprawdę wyglądał jak skrzywdzone przez los małe dziecko.

- A ja piekło. Przynieś szybko ten sok, bo będę ział ogniem, a nie chcę przypalić ci dziewczyny. Już i tak chyba w niektórych miejscach przesadziła z solarą – Drake obojętnym tonem zwrócił się do niskiego chłopaka, który z każdym kolejnym zasłyszanym słowem, powstrzymywał się od nawet najdrobniejszego wykrzywienia ust w geście uśmiechu.

Coralin zdenerwowała się manifestując swoje niezadowolenie. Yves klepał Drake'a po ramieniu, szepcząc mu do ucha, iż podziwia jego odwagę. Coralin uchodziła za niebezpieczną w ich paczce. Drake nie przejął się tym. Uważał, że dziewczyna nie stanowiła dla niego żadnego poważnego zagorżenia. Zresztą nie mówił tego na poważnie. To prawda. Nie lubił blondzi, choć gdzieś w głebi duszy czuł, że może zmienić do niej swoje nastawienie. W gruncie rzeczy nawet musiał, jeśli chciał przyjaźnić się z Christopherem i pozostałą resztą. Ale na ten moment odsuwał od siebie wszystkie negatywne myśli. Względny spokój zagościł w jego życiu. Nie wiedział jeszcze, iż nie należy przedwcześnie się czymś cieszyć, gdyż świat opierał się na takich złudnych wartościach. Na istotach, które tylko czekały, by tę harmonię najpierw zakłócić, a następnie zniszczyć.

😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏😏

Cześć i czołem! Po raz kolejny witam drogich czytelników! Życzę miłej lektury.
Ingis20 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro