3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*****

Zabawa w Sherlocka Holmesa nie sprawiała takiego dreszczyku emocji i podekscytowania, jak kiedyś. W zamian za to Selene czuła znużenie, tymi ciągłymi zagadkami. Na pewien czas porzuciła nawet sprawdzanie informacji dostarczonych jej przez tajemniczą kobietę z Internetu. Zresztą kontakt im się urwał, a ani Selene, ani ta wróżka nie podjęły żadnej inicjatywy, by zrobić coś w tym kierunku. Wampirzyca postanowiła skupić swe myśli na innych ważniejszych dla niej kwestiach, między innymi na Arthurze i jego niespodziance. Za każdym razem, gdy myślała o tym jej ciało pokrywała gruba warstwa gęsiej skórki. Zadowolenie i radość wreszcie zagościły w jej życiu. Wyszła z pokoju i od razu skierowała się na dół do biblioteki z zamiarem poczytania jakiejś fajnej książki. Taka intelektualna pożywka, dla spragnionego móżdżku domagającego się wybitnego i wymagającego dzieła, a nie jakiegoś szmirowatego harlekinu, zawsze była w cenie. Wcześniej zabrała jeszcze z kuchni szklankę wody mineralnej i poszła w stronę dużego pomieszczenia. Gdy przekroczyła próg ogromniastej, wypełnionej po brzegi książkami, starego pomieszczenia, poczuła się jakoś tak słabo i nieswojo. Położyła szklankę na jednym z wypolerowanych i wylakierowanych stoliczków, po czym powędrowała wzrokiem tam, gdzie niezarejestrowany przez zmysły impuls kazał jej spojrzeć. Znów jej oczom ukazało się dumne popiersie pięknej anielicy, wtopionej w jeden z kolorowych witraży. Selene okrążyła stoliczek i stanęła bliżej wysublimowanego witrażu, nie spuszczając go z przysłowiowego celownika. Przekrzywiła głowę w prawo, w geście pokaźnego zainteresowania i patrzyła. Patrzyła, patrzyła, patrzyła, lecz niczego konkretnego nie wypatrzyła. Szczerze, sama nie wiedziała, czego się spodziewała, co pragnęła ujrzeć. Ale gdyby to zobaczyła to pewnie, by wiedziała, że na to czekała od dnia, w którym po raz pierwszy zetknęła się z tymi kolorowymi szkiełkami. Filigranowa anielica o długich, złotych puklach, opadających aż do bladych stóp, przykrytych połą białej sukni, ukazana została na tle błękitu. Prawdopodobnie symbolizującego niebo, bądź coś w tym rodzaju (a więc prymitywny motyw niebiańskiego aniołka). Lecz twarz kobiety, zjawiskowej anielicy nie pasowała do wystroju zaciemnionego pomieszczenia, w którym paliło się zaledwie tylko kilka, porozstawianych w dość dużej częstotliwości małych lampeczek. Jej oczy, nos, usta, cała twarz, wraz z czołem, policzkami, brodą, sprawiała wrażenie kłującej w oczy swym realizmem. Zza lekko przymkniętych powiek, wyzierały blade tęczówki, których wejrzenie utkwione gdzieś poniżej, sprawiało wrażenie opiekuńczego. Usta rozchylone, jakby układające się w niemy szept. Selene ulokowała swój wzrok na dłoniach białej anielicy, które trzymała na wysokości pępka, uformowane w taki sposób, jakby trzymała w nich jakiś przedmiot. Ten fakt po raz wtóry zaintrygował Selene. Dlaczego ułożenie jej rąk było takie, a nie inne? Co miał na myśli autor, gdy tworzył to dzieło? Czy to nie ukończony wizerunek niebiańskiej miss piękności, trzymającej na przykład pulchne dzieciątko w swych dłoniach, a może jeszcze coś innego? Może jakiś przedmiot. 

- Widzę, że spodobał ci się mój witraż.

Selene drgnęła wystraszona na dźwięk niskiego, starczego głosu dochodzącego tuż zza jej pleców. Odwróciła się, zbyt szybko i machinalnie, lecz nie potrafiła zapanować nad tym odruchem. Starszy wampir uśmiechnął się do niej serdecznie i podszedł jeszcze bliżej stając obok niej, lecz w pewnej odległości. 

- Wystraszyłeś mnie dziadku Wiktorze  – młoda wampirzyca również obdarzyła go uśmiechem, lecz nie tak serdecznym, jak przy ich pierwszym spotkaniu. Wiktor zauważył tę zmianę w dziewczynie i mocno się zaniepokoił, ale na zewnątrz nie wyglądał na wzburzonego, czy przejętego. 

- W tym domu nie masz się czego bać. No może poza paroma miejscami, do który żadne z moich dzieci nie powinno się zapuszczać, a na pewno nie bez mojej zgody, czy obecności – spojrzał na nią twardym wzrokiem, lecz ona jakby tego nie dostrzegła. Oczy skupione miała na postaci anielicy. 

-  W mojej starczej pamięci, doskonale zachował się moment, w którym otrzymałem to cudo. Dzieło ludzkich, słabych i strudzonych tym rzemiosłem rąk. Mój przyjaciel był człowiekiem, a mimo to potrafił stworzyć coś tak pięknego i magicznego w swej postaci.

- On zrobił dla ciebie ten witraż?  – Selene zerknęła na dziadka z ukosa, a ten wesołym wzrokiem przypatrywał się szklanej piękności. W jego siwych, doświadczonych oczach dostrzegalne były wspomnienia, unoszące się na tafli źrenicy, niczym papierowe statki. Młoda wampirzyca czasem zastanawiała się, jak to jest posiadać tyle wspomnień, doświadczeń życiowych. Pewnie było to piękne, a zarazem bolesne uczucie. Świadomość, że coś było i już nigdy nie powróci bywała przytłaczająca.

- Tak. Poznałem go w Reims. Miał na imię Alexandre Cassele. Był młodym, wspaniałym, szczodrym i uczciwym człowiekiem. Wniósł do mego długiego życia mnóstwo pięknych barw i miłych chwil. Pamiętam, jak kupiłem tę posiadłość. Okiennice przytłoczone smutnym, brudnym szkłem, nieprzepuszczającym ani odrobiny życiodajnego i złocistego światła. Wtedy razem z Sofią oraz Jane wpadliśmy na pomysł, by sprowadzić tu mojego przyjaciela i poprosić go o małą przysługę  – Wiktor uśmiechnął się pod nosem, a zmarszczki okalające jego oczy, pogłębiły się.

- A więc nie jesteś jej dziedzicem? To znaczy, że ten dom wcześniej należał do kogoś innego?

To było najoczywistszą oczywistością, ale Selene nie mogłaby sobie tego darować, gdyby to pytanie nie padło teraz z jej ust. Starszy pan nie był urażony jej dociekliwością, wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie rozpromienionego i chętnie zatapiał się w wir wspomnień. 

- Nie, nie jestem. Lecz znałem jej prawowitego właściciela. Zanim nabyłem tę posiadłość, często odwiedzałem rodzinę, która ją zamieszkiwała. Baron Morley, Henryk Parker, uwielbiał gościć mnie, moją córkę oraz syna w tym domu. Zresztą tak właśnie doszło do spotkania mojego ukochanego syna ze słodką Jane.

Gdyby w tym momencie Selene piła wodę zapewne od razu, by ją wypluła. Pojrzała oczami wypełnionymi oszołomieniem i zdezorientowaniem. 

- Jeśli dobrze rozumiem. Ta posiadłość należała kiedyś do ojca Jane? Ona się tutaj wychowała? 

Więc dlaczego kiedyś zbyła mnie mówiąc, iż Wiktor wie więcej o tym domu, niż ona? Dlaczego mnie okłamała? 

- Zgadza się. Jane nie wspominała ci o tym?  – Wiktor wciąż nie spuszczał oczu z pięknego witraża, który w świetle zachodzącego już słońca mienił się różnorodnością barw. Selene przygryzła policzek od środka. Myśl, iż Jane również taiła przed nią prawdę, doprowadzała ją do furii i złości. Jak ona mogła? A dziewczyna tak jej ufała. Zapewne czarnowłosa wampirzyca też była w jakiejś tajnej zmowie z Wiktorem i pomagała ukrywać te cholerne tajemnice, a Selene podczas rozmowy z nią przyznała się, że coś wie. Już nigdy nikomu nie zaufa. No może prócz Arthura, on przecież nie mógł jej oszukać. 

- Nie. Nic mi nie mówiła. Myślałam, że ten dom należał i należy tylko i wyłącznie do ciebie.

- Po części tak właśnie jest. Widzisz ta posiadłość nie jest zwykłym domem, w którym spokojnie mieszkają sobie śmiertelnicy. Jest w nim wiele ukrytych przejść i zakamarków, w których czają się cienie. Nieprzyjazne cienie. Zresztą baron Parker oraz jego żona Alice Johns nie byli pierwszymi właścicielami tego domostwa. Posiadłość została wzniesiona dużo wcześniej, przez księcia Edmunda Coruchback'a. Do wzniesienia tego kosztownego pałacu użyto różnych rodzajów kamieni, lecz co najważniejsze przy jego pracy zginęło wielu pańskich niewolników. Ale to i tak nie jest najgorsze  – Wiktor sapnął, jakby zmęczył się tym całym wspominaniem. Selene spojrzała na dziadka, którego głowa spuszczona była na samą pierś. Wyglądał, jakby obserwował swoje buty, albo coś co leżało na podłodze. Dziewczyna zmarszczyła brwi. 

- Dlaczego pozbył się prawa do tej posiadłości?

Wiktor wlepił spokojny wzrok w przyszywaną wnuczkę i ujrzał zainteresowanie, rozlewające się po jej twarzy. Wiedział o jej tajnym śledztwie, o tym, że im nie ufała. Wiedział o wszystkim Zamieszkujące ten dom, dobre duszyczki informowały go o tym. Mimo to, starszy wampir nie był zły. Skoro Selene chciała poznać prawdę, może należało delikatnie ją wtajemniczyć, lecz tak, by nie naruszyć jej bezpieczeństwa. Tajemnice, okrutne tajemnice, zatajane po ty, by nie mogły wyrządzać krzywdy. 

- Jeśli chcesz poznać historię tego domu, oczywiście z moich ust, pójdź za mną, na górę do mojego gabinetu. Tam opowiem ci wszystko, co pamiętam i odpowiem na wszystkie twoje pytania, jeżeli takowe się pojawią  – staruszek obdarzył ją szczerym i miłym uśmiechem, lecz Selene jakoś nadal nie była w stanie mu zaufać. Ale być może była to dla niej swego rodzaju szansa na dowiedzenie się czegoś więcej na temat domu i tego tajemniczego witrażu. Sel jeszcze raz skierowała swoje oczy w jego stronę. 

- W porządku, zatem prowadź  – szybko go oderwała i przeniosła na wpatrującego się w nią Wiktora. Wampir skinął głową i kazał jej pójść za nim. Pięli się w górę stromych schodów, pokrytych wzorzystymi dywanikami, a unoszące się tam powietrze robiło się coraz cieplejsze i parniejsze. Selene rozpięła sweterek, który miała na sobie, odsłaniając podkoszulek z dużym dekoltem, obnażającym jej uwypuklone znad stanika piersi. Wiktor szedł przed nią, nie zwracając na nią uwagi, a Selene rozglądała się wszędzie, lecz prócz różnych pejzażów, regałów z książkami i pnącej się roślinności niczego niezwykłego nie dostrzegła. 

- Jane kocha kwiaty. Odkąd pamiętam ten dom, tonął w zieleni. Dzisiaj nie jest już tak kolorowo, nie tylko ze względu na porę roku, ale przez te miejskie zanieczyszczenia.

Młoda wampirzyca wzdrygnęła się na słowa idącego przed nią wampira. Czyżby czytał w jej myślach, a może to był tylko przypadek? Wreszcie dotarli do końca drewnianych schodów, a przed ich oczami rozpościerał się długi balkon, pod którym znajdowały się wysokie regały z książkami. Selenie nigdy tu nie była, dlatego z nieukrywanym zaciekawieniem wychyliła się zza drewnianej, pomalowanej na przyjemny czekoladowy kolor barierki i spojrzała w dół. Nie miała lęku wysokości, ale ten widok sprawił, iż powietrze wokół niej zatrzymało się na kilka krótki chwil, a w żyłach zamiast krwi przepływała zimna woda. 

- Wjedź tutaj moja droga  – Wiktor stał przy jakiś drzwiach, zapraszając młodą wampirzycę do wnętrza jeszcze nieodkrytego pokoju. Dziewczyna oderwała się od barierek i udała w stronę dziadka, uśmiechając się delikatnie. Lecz w głębi siebie czuła strach, niezdefiniowane uczucie niepokoju. Po przekroczeniu progu owego pomieszczenia, pierwsze co rzuciło jej się w oczy to ogromniasty, prostokątny obraz, prawdopodobnie olejny, wykonany ręką wyborowego malarza muszącego znać się na swoim fechtunku. Selene śmielej postąpiła na przód, zagłębiając się we wnętrzu pokoju i nie odrywając oczu od niezwykłego malunku. Stanęła zaraz przed drewnianym biureczkiem, którego rozmiary nie były tak imponujące, jak pozostałych przedmiotów w tym gabinecie. Tak jak też Selene myślała, na owym biurku znajdowały się jakieś książki, figurki oraz ramki, ale wampirzyca nie widziała oprawionych zdjęć, gdyż stały do niej tyłem. Za to stojący w kącie i połyskujący czernią fortepian, jawił się dziewczynie jak zaczarowany. Nawet przez chwilę pomyślała, żeby usiąść i wygrać jakąś melodię, lecz po chwili porzuciła ten pomysł i ponownie utopiła wzrok w przepięknym obrazie. 

- Niesamowity.

Mimo, iż w pokoju panował półmroku, będący zasługą zaciągniętych długich zasłon, co wprowadzało aurę tajemniczości i nieziemskiego piękna, to jednak obraz oświetlony był przez słabą łunę zachodzącego słońca przedostającego się do wewnątrz. Selene bardzo dobrze widziała te wszystkie blade twarze. 

- Zgadzam się. Moja córka, Sofia namalowała go na moją prośbę. Nie wiem, czy wiesz moja droga wnuczko, ale rodzina jest dla mnie najważniejszym skarbem jaki posiadam w swym sejfie. Może nie zawsze to okazuję, ale w rzeczywistości tak właśnie jest.

Selene zrobiło się głupio. Spojrzała głęboko w oczy Wiktorowi, który wspierał się na swej lasce i patrzył na oblicze młodej dziewczyny zwróconej do niego bokiem. Mocno podpierał się na swej laseczce, a Selene zauważyła, iż nie należała do mało prestiżowych przedmiotów. Wrażenie ostrożności, czy nieufności wciąż w niej żyło, lecz na ten moment starała się postrzegać wszystko obiektywnie. 

- Sofia ma niezwykły talent, te postaci wyglądają, jak żywe. Z krwi i kości.

- Stworzyła ten portret pewnej jesieni, gdy Michael pojął piękną Jane za żonę. Po śmierci jej rodziny, otrzymała tę posiadłość w spadku, a po tym, jak wyszła za mojego syna oddała ten dom w moje ręce. Marzyła o innym życiu, o podróżach, pragnęła skosztować trochę świata, więc dałem jej tę przyjemność. Mój syn obdarzył tę dobrą, słodką istotę bezgraniczną miłością, więc nie śmiał jej odmówić. Udał się w daleką podróż wraz z nią. Później spotkali was – starszy pan o siwych włosach posłał jej serdeczny uśmiech. 

- Wy nie opuszczacie tego miejsca?  – Selene trochę się zdziwiła, ponieważ doskonale znała zwyczaje swojej rodzinki. Mike ciągle wyszukiwał jakieś nowe miasta, czy odległe kraje i w ciągu tych kilkudziesięciu lat spędzonych razem zamieszkiwali kilkanaście miast na różnych kontynentach, a oni zapewne zwiedzili jeszcze więcej. Pytanie wampirzycy chyba rozbawiło staruszka, gdyż przeciął panującą wokół nich ciszę, perlistym śmiechem. Był taki młodzieńczy, wcale nie pasował do tych pomarszczonych policzków i ust, z których się wydobywał. 

- Raz na jakiś czas wyjeżdżamy, ale nie na długo. Zazwyczaj odwiedzamy naszych znajomych, którzy są dla nas prawdziwą rodziną. Wkrótce ich poznasz. Każdego roku, gdy nadejdzie już ten świąteczny czas, staramy się zebrać w jednym gronie i spędzić go razem, wspominając to, co było oraz rozmawiając o tym, co jeszcze przed nami.

Selene pomyślała sobie, że to bardzo ładnie z ich strony, ale za nic w świecie nie potrafiła sobie wyobrazić jej dziadunia oraz Michaela ubranych w pajacowate świąteczne stroje, siedzących wraz z wykwintnymi gośćmi przy jednym stole i zabawiających ich anegdotkami z dawnego życia. Jakoś takie obrazy nie kleiły się jej myśli. Wykrzywiła usta z zażenowania nie rozbawienia, czy przyjemności. 

- Rozumiem.

- Moja droga, kochana córka wspominała, iż realizujecie razem bardzo ważny projekt. Twierdzi, że jesteś niezwykle uzdolniona pod względem plastycznym, a gdy Sofia tak rzecze musi być to prawdą. Mam nadzieję, że wkrótce ujrzę to na własne, stare oczy  – Wiktor oddalił się nieznacznie i z gracją oklapł na jeden z wysublimowanych foteli, którego oparcie było dosyć wysokie i pokryte czerwonym, pluszowym materiałem, z powbijanymi złotymi ćwiekami. Prawdziwy arystokratyczny tron, godny samej królowej Wielkiej Brytanii - pomyślała Selene. 

- Odziedziczyłam talent po mamie, co tu dużo mówić. Na pewno nie mam takich zdolności i wyrobionego kunsztu, jak Sofia. Ja dawno nie malowałam, zaczęłam może z rok temu.... Nie więcej. Ale ten obraz, wy na nim, jesteście zjawiskowi.

Młoda brunetka z zachwytem wodziła od sylwetki do sylwetki, dopatrując się, zaczynając od lewej postury roześmianego w całe perłowe zęby Michaela, ubranego w czarny, dobrze skrojony i dopasowany garnitur. Zaraz obok niego stała Jane, niższa o jakieś dziesięć centymetrów od Mike'a (Jane nie należała do niziuteńkich osóbek, lecz we wzroście była odrobinę niższ od Selene, która mierzyła sobie metr siedemdziesiąt osiem wzrostu bez koturn, czy obcasów. Wysoka rodzina, nie ma co). Odziana w czarną, przylegającą do jej zgrabnego ciała suknię, uwydatniającą jej wdzięki i krągłości. Wcale nie dziwiła się starszemu braciszkowi, dlaczego wybrał tę kobietę na swą wieczną towarzyszkę, miała niezwykłe walory, a w tej opinającej sukience, pasującej odcieniem do włosów i oczu oraz kontrastującej ze skórą, która była porcelanowa, wyglądała zabójczo. Również ukazywała równe, białe zęby. Dalej, na środku obrazu znajdował się duży fotel. Ten sam, znajdujący się teraz w tym pokoju (w dodatku, na którym spoczywał strudzony tysiącletnim życiem Wiktor) na którym siedział dumny i wyprostowany najstarszy członek rodziny. On nie uśmiechał się, ale jego oczy oraz mimika wyrażały spokój i radość. Po jego lewej stronie stała Sofia. Wysoka, piękna, jak zawsze, w długiej, czarnej sukni, z odkrytymi ramionami i dekoltem. Jej czarne, jak noc włosy opadały puklami na gołe, gładkie ramiona, chroniąc je przed niespodziewanymi podmuchami wiatru. Obok wampirzycy był ktoś jeszcze i właśnie ta osobistość zaintrygowała Selene najbardziej. Młodzieniec, niewiele starszy od Drake'a, z tym wyjątkiem, iż miał włosy w odcieniu ciemnego blondu oraz błękitne oczy. Takie same, jak u Michaela. Uśmiech też się zgadzał, usta, nos, twarz. Jakby widziała młodszą wersję starszego brata. Selene odwróciła się twarzą do Wiktora i przerwała jego rozmyślania. 

- Kim jest ten młodzieniec obok Sofii?

Wiktor nie poruszył się na dźwięk jej słów. Splótł palce i uczynił minę myśliciela. Zapewne zastanawiał się, jak zgrabnie odpowiedzieć na to z pozoru niepozorne, ale być może ważne pytanie w jej śledztwie. Czyżby znów próbował ją okłamać, okraść z prawdy? 

- Michael o nim nie wspominał?

Kolejne pytanie, na które niebieskooka wampirzyca nie znała odpowiedzi i doprowadzające ją do szewskiej pasji. 

- Gdyby wspominał, nie pytałabym o niego.

Selene udzieliła odpowiedzi zbyt suchym tonem, ale nie przejęła się tym. Zapewne każda lepsza osoba na jej miejscu zachowywałaby się podobnie. Wiktor skierował parę oczu na obraz i kilkukrotnie zamrugał, ta jakby próbował powstrzymać łzy, lub wyostrzyć sobie obraz. Zaczął przemawiać ochrypniętym i dalekim głosem. 

- To ludzki brat Michaela, Devin. On również był moim synem, ale to Michael dał mu nowe życie.

- Był wampirem tak jak my?

- Tak moja droga. Od samego początku był z nami.

Wiktor odwrócił wzrok i skupił go na zasłonach. 

- A gdzie teraz jest?  – Selene palnęła bez zastanowienia, nie zważając na to, iż tego typu dociekania są niestosowne. 

- Rozumiem powody, dla których Michael nie opowiedział ci tej historii. Rozumiem też, iż pragniesz poznać prawdę, dlatego ci ją wyjawię. Devin nie żyje. Został zamordowany przez ciemność, która codziennie zabiega o nasze ciała i dusze...

- Na tym obrazie wygląda tak młodo – Selene zasmuciła się na słowa Wiktora i poczuła, że w kanalikach zbierają jej się łzy. 

- Gdy zginął miał zaledwie dwadzieścia jeden lat. Śmierć nie patrzy na wiek. Zabiera wszystkich bez wyjątku – głos staruszka zadrżał. 

- Mówisz, że uśmierciła go ciemność. Czy to sprawka Neda? Proszę powiedz...  – usta Sel drżały. Chyba znała odpowiedź na to pytanie. Była przygotowana na najgorsze. Starszy wampir westchnął podniósł się z fotela, przystanął obok młodej wampirzycy i chwycił ją za ramię, lekko je ściskając. 

- Spójrz mi w oczy moje dziecko.

Selene spojrzała w te stare oczy, widzące tyle nieszczęścia na tym podłym świecie, ale również radości. Radość, szczęście, one zawsze gdzieś tam były i wyzierały, przyprawiając świat o milion zjawiskowych barw. 

- Devin był bardzo młody i zagubiony. Tak samo, jak twój brat. Nie bądź zła na Michaela, nie osądzaj go pochopnie. Wszystko, co robi, te ciągłe kontrole, krzyki, oskarżenia. Czuję i widzę, że on nie potrafi inaczej. Myśli, że w ten sposób pomoże twojemu bratu. Po tym, jak Devin odszedł, Mike bardzo to przeżył. Było mu ciężko, bo stracił jedyną prawdziwą rodzinę, to było zaledwie miesiąc przed jego wyjazdem. Załamał się, ciągle się obwiniał i wiem, że nadal potajemnie to robi. Zatraca się w codziennej pracy, pokutuje za grzechy wyrządzone w przeszłości, płaci za to najwyższą cenę. On chce dla was, jak najlepiej. Kocha waszą dwójkę, nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo. Zachowuje się w ten sposób wobec Drake'a, ponieważ myśli, że to jest właśnie rozwiązanie. Zbagatelizował zagrożenie czyhające na Devin'a, dlatego teraz za wszelką cenę chce ocalić twojego brata, gdyż jest dla nas bardzo ważny.

Ważny

Selene przypomniała sobie rozmowę między starszym wampirem, a jej niebieskookim bratem, podczas jednej z nocy w bibliotece. Wówczas nie wiedzieli (a może właśnie wiedzieli), że dziewczyna ich podsłuchuje. Wtedy też posłyszała z ich ust, że Drake jest dla nich bardzo ważny (choć wampirzyca nie miała pojęcia dlaczego) oraz że powinni się do niego zbliżyć, wykorzystując jej osobę (ale w jakim celu? Tego nie wiedziała).

- Gdyby nie ja, Drake nie musiałby się teraz martwić po której ze stron się opowiedzieć. Żałuję, że pozwoliłam Nedowi zbliżyć się do niego, a teraz? Nie potrafię spojrzeć we własną twarz, nie czując wstydu i obrzydzenia do samej siebie... – Selene ukryła swą twarz w dłoniach. Było jej tak źle. Na samym początku nie zależało jej. Sprawiała wrażenie oschłej i poirytowanej. W miarę, jak rozmowa się rozwijała, a Selene dowiadywała się nowych faktów (prawdziwych, bądź nie) czuła rozsadzający ją żal oraz żałość. Pragnęła się teraz komuś wygadać do kogoś przytulić. Wiktor objął ją ramieniem i przycisnął jej mokry policzek do czarnej koszuli, głaszcząc ją po tyle głowy. 

- Nie masz powodów, by tak się czuć. Ned to plugawy złoczyńca, potwór bez uczuć. Znam go od samego początku. To zwierze nie poprzestanie póki nie odrąbie mi głowy, a ciała nie wystawi na spalenie, albo publiczne pożarcie przez szczury. Może powinniśmy teraz przejść do milszego akcentu. Opowiem ci historię tego domu, jeśli to cię interesuje. Resztę będziesz mogła doczytać w książkach. Mam ich mnóstwo  – Wiktor obdarzył ją niezwykle miłym i potulnym spojrzeniem. Selene otarła łzy wierzchem dłoni i zgodziła się na propozycję dziadunia. Straszy wampir wykorzystując swoje niezwykłe umiejętności przywołał jedną z dusz, która zamieszkiwała ten dom, a zarazem była mu posłuszna, po czym porosił o przygotowanie i przyniesienie herbat. Wiktor, jak na prawdziwego Brytyjczyka przystało, oddawał się codziennym rytuałom picia herbatki. Selene wątpiła w to, by duch posiadał odpowiednie umiejętności do przygotowania oraz podania gorącego naparu, dlatego też zaoferowała swoją pomoc, a nawet zgodziła się na przygotowanie trunku samej. Siwy wampir nie zgodził się na to, kazał grzecznie usiąść dziewczynie w dużym, równie wytwornym fotelu i rozkoszować się urokami, bogato wystrojonego pokoju. 

- Niezwykły gabinet. To jedno z piękniejszych pomieszczeń w tym domostwie.

- Dziękuję za tak miłe słowa. Sam go urządzałem. Skoro już jesteśmy przy temacie pokoi. Jestem ciekaw, czy sypialnia, którą dla ciebie wybrałem jawi się równie dostojnie?  – Wiktor rozparł się swobodnie w fotelu i patrzył na młodą wampirzycę, jakby pragnął zapamiętać każdy detal jej twarzy po wsze czasy. Blade rumieńce wystąpiły na jej piękną, gładką twarz, musiała przyznać sama przed sobą, iż trochę się zdenerwowała. Poprzednie myśli i problemy zaprzątające jej umysł, odeszły pozostawiając miejsce nieśmiałości i ekscytacji, lecz gdzieś głęboko, wciąż dawała o sobie znać nieufność, zakorzeniona w jej trzewiach, jak szkodnik w drewnie. 

- Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej sypialni. Dziękuję – dziewczyna była naprawdę wdzięczna i miała nadzieję, iż zabrzmiało to tak, jak wyobrażała to sobie w swojej głowie. Po chwili do ogromnego pomieszczenia, wkroczyła najzgrabniejsza istota, jaką nosi (bądź nosił) świat. Jej długa, czarna suknia, opinająca ciało, wlekła się za nią po podłodze, zmiatając drobny kurz. Długie, tak samo czarne, jak suknia włosy opadały swobodnie, wodospadem gęstych, lśniących włosów. Kobieta położyła tackę, na jeden z małych stoliczków, którego nóżki stanowiły fikuśny element tego mebla. Wyrzeźbione przez ręce samego, najsławniejszego z rzemieślników. Wiktor podziękował jej i pozwolił odejść gestem ręki. Kobieca postać, wcale nie sprawiała wrażenia nieprawdziwej, czy niematerialnej. Dopiero, co Selene widziała, jak ciemnowłosa piękność wniosła do pokoju tackę z dwoma ładnie zdobionymi filiżankami oraz cukierniczką. Lecz, gdy oddaliła się od dwójki wampirów, rozpłynęła się pod jedną ze ścian. Selene zamarła. Nie była przyzwyczajona do takich widoków, choć nie raz widziała, jak coś czaiło się w kącie, by potem zniknąć, lub przejść przez ścianę. 

- Jak to zrobiłeś? Przed chwilą zdawała się być normalnym człowiekiem, a po chwili po prostu się rozpłynęła. Czy ja nie powinnam jej czasem nie dostrzegać?  – Selene zmarszczyła brwi i spojrzała na ścianę, pod którą zniknęła postać kobiety. Wiktor uniósł filiżankę w chudych palcach, odmuchał płyn i zwilżył subtelnie usta. 

- Chcę byś ją widziała i ona również tego chce. Widzisz, każde z nas po przemianie otrzymuje jakiś dar. Dar, który ściśle związany jest z naszym dawnym życiem. Powiedz moja droga Selene, potrafisz manipulować ludzkimi umysłami, nieprawdaż?  – wziął większy łyk herbaty i rozkoszował się jej smakiem oraz zapachem. Od wieków pijał najlepszą herbatę, do której miał zaufanie i tę, z którą kiedyś związana była niezła afera. 

- Tak, potrafię.

Wiktor uśmiechnął się do niej. 

- To niezwykła umiejętność, pielęgnuj ją w sobie. Gdybym cię nie znał, byłbym w stanie ci zaufać, gdyż takie właśnie budzisz przekonanie wśród ludzi. Założę się, iż podobne postrzeganie twej osoby istniało już w czasach twego człowieczeństwa. Potrafiłaś wywierać silny wpływ na jednostkę, dlatego po przemianie twój ludzki dar nabrał tak silnego charakteru. Później wszystko się wzmacnia.

- A twój dar polega na tym, że kontrolujesz duchy?  – niebieskooka wampirzyca również wzięła do rąk białą, ozdobioną niebieskimi wzrokami filiżankę i skosztowała pieszczącego gardło trunku. 

- Można tak powiedzieć, ale w rzeczy samej jestem kimś znacznie potężniejszym  – Wiktor zniżył ton uczynił tajemniczą minę, co zaintrygowało Selene. Nie zamierzała opuścić tego pomieszczenia, póki nie dowie się czegoś więcej. Robiło się coraz ciekawiej. Wiktor kontynuował podjęty wątek.  - Przed tym, jak stałem się wampirem byłem kimś znacznie mocniejszym, posiadałem inne wspaniałe przywary, które bardziej wyostrzyły się. Panuję nad duchami i demonami tego domu, gdyż one same przybyły do mnie i zapragnęły mojego władztwa, beze mnie są, niczym dzieci zagubione we mgle i mrokach tego domu. Choć niektórym z nich to nie przeszkadza. Jak już wcześniej wspomniałem, posesja nie należała wcześniej do mnie. Nie należała również do rodziców Jane, czyli do państwa Parkerów. Jej prawowitym panem, a zarazem budowniczym, oraz pomysłodawcą był pewien człowiek, Edmund Crouchback, a raczej powinienem wyrazić się książę Edmund. Był młodszym synem króla Henryka III, oraz młodszym bratem króla Edwarda I, czyli jednego z najmężniejszych, najznamienitszych panów angielskich, który toczył krwawe boje z Walią i doprowadził do jej przyłączenia. Książę Edmund nie posiada tak wspaniałego, chlubnego życiorysu, jak jego starszy brat. Wszystko zaczęło się w 1285 roku, czyli rok po zakończeniu wojny. Hrabia Edmund zapragnął mieć w posiadaniu własny skrawek wytwornej, przesiąkniętej pychą ziemi. Wkrótce zrealizował swe plany, lecz wybrał na to nieodpowiednie miejsce.

- Dlaczego?  – zainteresowana dziewczyna przerwała monolog dziadka. Cóż takiego skrywał ten dom i ta ziemia? 

- Od samego początku, ta ziemia nie była dobra. Była przeklęta. Swego czasu, jeszcze przed wybudowaniem tego domostwa, znajdowała się tu polana, na której w krwawych i bezwzględnych bojach, poległo mnóstwo, często młodych rycerzy. Lecz to nie przeszkadzało księciu w spełnieniu swego marzenia i wzniesieniu wytwornego pałacu. Książę miał żonę, z którą spłodził dwóch synów oraz dwie córki. Pewnego dnia przed jego obliczem stanęło dwóch rybaków. Przybyli do pana, by oznajmić mu, iż połów ryb w tym roku okazał się być marny, dlatego w zamian za ryby, zapragnęli dać mu coś innego. Jeden z królewskich poławiaczy wręczył panu małą, drewnianą szkatułkę, wyłowioną z morza. Władca obruszył się na widok przedmiotu, lecz gdy jego dłonie odnalazły i spoczęły na drewnianej powłoce, zapragnęły posiąść ją na zawsze. Pan wiedział, że przedmiot posiada moc, więc odprawił rybaków, a sam zajął się niedawno otrzymanym przedmiotem. Sęk w tym, iż książę Edmund nie miał pojęcia, jak otworzyć ową szkatułkę. Jednej z pochmurnych i bezwietrznych nocy, we śnie, przybyła do niego piękna kobieta, odziana w biel, z młodzieńczą twarzą ściągniętą trwogą. Rozkazała owemu władcy odnalezienie prawdziwego właściciela owego przedmiotu, lecz co najważniejsze jak najszybszego pozbycia się jej. Lecz Edmund nie chciał o tym słyszeć. Wciąż piastował drewnianą szkatułkę, poświęcając jej coraz więcej czasu i szukając sposobu na jej otwarcie. Przedmiot nie ustępował i wkrótce ukazał swą niszczycielką moc. Hrabia oszalał na punkcie tego przedmiotu, nie mógł jeść, ni spać. Tajemniczy przedmiot spędzał sen z jego utrudzonych powiek. Ponoć znaleziono go w jednej z dolnych komnat, do których nie mamy dostępu, leżał z rozwartymi oczami, przyciskając do piersi skrzyneczkę, a z ust tchnęło mu zgnilizną.

- Co stało się z jego rodziną?  – Selene czuła coraz większe podekscytowanie. 

Szkatułka. 

- Skończyli tak samo, jak on. Wszyscy, bez wyjątku. Najpierw obłęd, później śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach. Duchy, które tu pozostały to dusze tej biednej, skrzywdzonej rodziny. Kobieta, która nam służy nazywa się Maria i była córką księcia Edmunda.

-  Ale zanim rodzina Jane przejęła tę posiadłość, minęło dwieście lat, o ile się nie mylę. Kto przez ten czas był jej właścicielem i co najważniejsze, co stało się z tym śmiercionośnym przedmiotem?  – pytania wampirzycy stawały się być coraz bardziej dociekliwe. Wiktor wygiął kąciki swych ust w nieznacznym uśmieszku, po czym założył nogę na nogę i począł mówić dalej. 

- Co do samego przedmiotu nie mam wątpliwości, zniknął na jakiś czas, lecz jeśli chodzi o władztwo nad posesją....huh... nie jestem do końca obeznany. Kilka różnych rodów sprawowało nad nią pieczę, ale zazwyczaj bardzo krótką i burzliwą, a wszystkie przypadki kończyły się tak samo.

- Czyli śmiercią? – wampirzyca uniosła jedną brew. Wiktor nie uśmiechał się już. Na twarz przywdział maskę uwagi i poważności. 

- Zgadza się. Gdy baron Parker kupił tę posiadłość od swego angielskiego przyjaciela, nie wiedział z czym ma do czynienia, ale można powiedzieć, iż to wydarzenie przypadało na spokojniejsze czasy. Aktywność zła zmniejszyła się, a baron z rodziną mogli tu spokojnie mieszkać. Po jego śmierci oraz jego żony otrzymałem sukcesję od Jane i od tamtego pamiętnego dnia, jestem właścicielem tej ziemi.

- Czy zamieszkiwanie tego domu jest bezpieczne? Czy te duchy nie zrobią nam krzywdy? – Selene zmarszczyła czoło i opuściła dolną wargę. Herbata w jej dłoniach wystygła i zrobiła się nieprzyjemnie zimna. Młoda brunetka miała wrażenie, iż trzymała kawałek zimnego kamienia, zamiast kruchej filiżanki. Wiktor przybrał tępego wyrazu oczu, chyba nie miał takiej pewności, jak siedząca przed nim dziewczyna, która bardzo chciała ją mieć. 

- Nie. Póki zło żyjące niegdyś w murach tego domu zostało przeze mnie zapieczętowane, nic nam nie grozi. Jednakowoż przestrzegam cię. Nie należy nigdzie wchodzić bez mojej zgody. Coś raz otworzone, nie jest tak łatwo zamknąć i zaryglować z powrotem. Mam nadzieję, że to rozumiesz – Wiktor wstał ze swego siedziska i prężnym, aczkolwiek powolnym krokiem starca, podążył w stronę biurka, za którym zasiadł. W palcach obracał potężny wisior, spokojnie dyndający na łańcuszku i obijający się o jego pierś. Selene kilkukrotnie zauważyła ten dziwny gest ze strony dziadka. Za każdym razem, gdy podejmował duchowy wątek, mocno trzymał, bądź gładził powierzchnię, dużego wisiorka, przypominającą tarczę przedwojennego zegara, z ukrytym kamieniem po środku. Młoda wampirzyca nie urodziła się wczoraj, by nie widzieć, iż ten przedmiot również musiał odgrywać znaczącą rolę. Lecz nie dała tego po sobie poznać. Wciąż sprawiała wrażenie niedoświadczonej i nie mającej o niczym pojęcia osoby. 

- Jak sobie życzysz. Pozwól, że zadam ci jeszcze jedno pytanie  – brunetka obdarzyła zdecydowanym spojrzeniem, siedzącego naprzeciwko niej starszego pana. On milczał, lecz skinieniem dłoni, pozwolił kontynuować jej potok słów. - Ten witraż, dziadku, o którym wcześniej mi opowiadałeś. Mam wrażenie, że czegoś mu brakuje. Nie wiem czego i nie wiem też, dlaczego tak myślę, ale gdzieś podświadomie czuję, że tak właśnie jest. Skoro należy do ciebie, może mógłbyś powiedzieć mi, co powoduje ten stan?

Wiktor zamyślił się. Nie udzielił odpowiedzi od razu. Selene uznała to za nienajlepszą oznakę.

- To nie sam witraż tak na ciebie wpływa, moje dziecko. To cały ten dom. Wszystkie jego zakamarki, nawet te ukryte, do których pod żadnym pozorem nie można się zbliżać  – jeszcze raz podkreślił te słowa. -  Ale masz rację. Witraż, będący mą własnością jest niezwykły. Nigdzie na świecie nie ma takiego drugiego, jak on. Szczegółowość, prostota, a zarazem wyrafinowanie w każdym detalu. Zapewne jego wdzięk oraz aparycja bywają dla ciebie przytłaczające moja droga  – uśmiechnął się uprzejmie, lecz Selene nie sądziła, by to było właśnie to. Po raz pierwszy, od momentu rozpoczęcia ich rozmowy, poczuła, że dziadek ją okłamał. Wiedziała to. Jej podświadomość i intuicja krzyczały, a dziewczyna jeszcze nigdy się na nich nie zawiodła (głównie sprawdziła je na swoich byłych miłościach. Za każdym razem intuicja mówiła jej, by szła w drugą stronę, ale ona robiła na przekór, no i dostawała to czego chciała. Nauczyła się jej później ufać). Poczuła żal, ale zamknęła go w sobie i obdarzyła Wiktora miłym wyrazem ust oraz oczu. 

- Wybacz, że przerywam tę rozmowę w tak interesującym momencie, jednakowoż mam jeszcze sporo pracy nad projektem, który powierzyła mi Sofia. Pójdę już. Bardzo dziękuję za streszczenie historii tego wspaniałego domostwa  – Selene wstała z fotela, lecz nie zrobiła ani jednego kroku, ponieważ głos Wiktora ją powstrzymał. 

- Nie masz za co dziękować, moja droga Selenko. Zdecydowanie powinniśmy to jeszcze kiedyś powtórzyć, lecz następnym razem porozmawiamy o czymś bardziej przyjemnym. Chciałbym, żebyś z tej rozmowy, zapamiętała tę jedną najważniejszą rzecz. Trzymaj się z daleka od zaryglowany drzwi, czy ukrytych przejść. Z innych pomieszczeń możesz swobodnie korzystać. Nigdy nie wiadomo, co możemy uwolnić, a czego nie. Wierzę, że jesteś rozsądną osobą Selene.

- Owszem jestem.

- Nie wątpię. Szkoda, że twój brat nie jest taki, jak ty. Nie chcę, byś źle mnie zrozumiała. Nie spisuję go na straty. Głęboko wierzę w to, że otrząśnie się z tego amoku i wybierze odpowiednią drogę. Z utęsknieniem czekam na ten dzień. Nie zdajesz sobie sprawy z wielu rzeczy moja droga, lecz niewiedza czasem potrafi obronić nas przed wyrządzeniem nam krzywdy  – Wiktor spojrzał jej głęboko w oczy. 

- Czasem świadomość czegoś jest naszą największą bronią, najlepszym atutem. Poznając wroga, lub dany problem możemy z nim efektywniej walczyć. Nie sądzisz dziadku Wiktorze?  – wampirzyca obdarzyła go parą siwych oczu, w których czaiło się wyzwanie oraz wyrzuty. 

- Ta prawda jest bolesna. Może nawet zabić. Nie zabieram ci już więcej czasu. Idź moja droga i pracuj na chwałę dla siebie oraz swej rodziny.

Selene kiwnęła głową i wyszła z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Jeszcze zanim wyszła przelotnie zerknęła na twarz młodzieńca z obrazu. Wyglądał tak młodo, tak niewinnie, jak Drake, jeszcze przed przemianą, zanim stał się bezwzględnym potworem wysysającym nie tylko krew, ale również i dusze. Selene zeszła po schodach do biblioteki i całą drogę zastanawiała się, dlaczego Michael nigdy nie wspomniał o tym, że miał młodszego brata? Czemu zatajał ten fakt tak długo? W dodatku (co było największym ciosem dla Selene) dlaczego Jane nie powiedziała jej, podczas rozmowy w jej biurze, iż dom kiedyś należał do jej rodziców? Był miejscem, w którym mieszkała przez kilka ludzkich lat, zanim poznała Michaela i wyszła za niego. Dlaczego dziadek Wiktor okłamywał ją, w sprawie witrażu okalającego swym blaskiem, złote okiennice? Ewidentnie znał czającą się za nim prawdę, lecz nie kwapił się, by ją wyjawić. Przygnębiające. Młoda brunetka usiadła na jednej z sof, oparła łokcie na kolanach i zwiesiła głowę. Dlaczego ją tak traktowali? Dlaczego jej nie ufali? Do niedawna była w stanie zrobić dla nich wszystko. Traktowała ich, jak swoją prawdziwą rodzinę. Te pytania bolały. Raniły już nie tylko duszę, ale też i ciało. Mała łezka spłynęła w dół, po bladym policzku. Uniosła głowę i otarła łzę, dostrzegając stojącą w odległym kącie postać czarnowłosej kobiety, widma, ducha tego domu. 

Maria. 

Selene uśmiechnęła się do niej. Młoda kobieta stała nieruchomo i dużymi, czarnymi oczami patrzyła na postać nieszczęśliwej wampirzycy. 

To największy skarb i równocześnie przekleństwo Pandory. 

Selene posłyszała, jak ciche słowa niosą się echem, po całej bibliotece, wypełniając ją i obijając się o napotkane tam przedmioty. Dziewczyna ponownie spojrzała w kąt. Maria nadal tam była. Wyszła z cienia, a jej długa suknia wlekła się za nią, jakby przedłużając ten cień. 

Ona również jest skąpana w mroku. Jest przeklęta, jak cały ten dom. Lecz coś ją powstrzymuje. Nie jest złą istotą. Czyżby tak właśnie działała moc dziadunia? 

Gdy Selene rozmyślała nad postacią kobiety, ona zbliżyła się do witrażu i przystanęła przed nim, lustrując go uważnym spojrzeniem. 

Pandora. Szukaj Pandory. 

Kobiety odwróciła się plecami do Selene, przeszła po drewnianych panelach, nie wydając przy tym ani jednego dźwięku i zniknęła, dosłownie w jednej ze ścian. 

Pandora? Jaka Pandora? 

Selene od razu nie zrozumiała o co chodziło. Na początku pomyślała o biżuterii z firmy o tejże nazwie, lecz po chwili coś zaświtało jej w głowie. Pognała do pracowni Sofii. Oby się nie myliła.

💠💠💠💠💠💠💠💠💠💠💠💠💠💠

Ufff... w tym szale przedświątecznych zajęć, cieszę się, że udało mi się znaleźć odrobinę wolnego czasu i wstawić ten rozdział. Także oto jest!😂

Niemniej chciałabym złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia z okazji nadchodzących świąt oraz Nowego Roku. Oby ten czas był dla was momentem odpoczynku, radości, miłości i spędzonego czasu w gronie najbliższych, najukochańszych osób!😘😘
Pozdrawiam ❤😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro