3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

********

-Jesteśmy sami. Ojciec i matka w pracy. Mała wredotka zwana moją siostrą w szkole, ale musimy się streszczać. Mój ojciec kończy za godzinę, ale myślę, że tyle czasu powinno nam wystarczyć.

Jasnowłosy chłopak spojrzał na zegar z kukułką, który spokojnie okupował swoje miejsce, wskazując ruchem wskazówek upływający czas.

Chris biegał jak szalony. Od wieszaka na kurtki, po półkę na buty. Chłopcy dopiero co przekroczyli próg jego domu, a już mieli wrażenie, że blondyn zaraz ich wyprosi. Na całe szczęście tak się nie stało, a jego pośpiech spowodowany był obawą przed rodzicielem. Chłopak zamierzał postąpić bardzo niegodnie, zdając sobie sprawę, iż takim czynem straciłby szacunek w oczach ojca, chociaż powątpiewał by go miał.

- Jesteście głodni? – rzucił przechodem kierując się w stronę wąskiego korytarza. Chyba bardziej zapytał z grzeczności, niż z chęci poczęstowania ich czymkolwiek.

Chłopcy widząc to zafrasowanie malujące się na twarzy blodnynka pokręcili zgodnie głowami, dając mu do zrozumienia, iż najedli się podczas przerwy obiadowej.

- Przekąsimy coś po akcji. Obiecuję. Mogę nawet zamówić pizze. Na mój koszt – Chris klepnął się zadowolony w pierś i wyszczerzył usta w szerokim uśmiechu.

- Super! – Yves ucieszył się.

Drake jeszcze nigdy nie widział, by ktoś tak bardzo cieszył się na dźwięk słowa pizza, bądź jedzenie. Nie skomentował tego. Ruszył w ślad za chłopakami, uprzednio zdejmując w przedpokoju buty oraz kurtkę. Był już tutaj, ale nigdy w tej części domu. Zresztą nie skupiał za bardzo uwagi na tym, co się tam znajdowało. Teraz, dyskretnie łypał oczami, to tu to tam, analizując najciemniejsze zakamarki.

Przemieżyli dystans kilku kroków i nagle znaleźli się przed niedużych rozmiarów, drewnianymi drzwiami, wykonanymi z jakiegoś jasnego drewna. W owych drzwiach nie było żadnych szyb, więc Drake nie wiedział, co mogą one skrywać. Cóż takiego ukryte, chowa się wewnątrz? Był coraz bardziej ciekaw tego, co mógł tam ujrzeć, zwłaszcza, iż Chris powiedział im, że to domowy gabinet jego ojca.

- Jest zamknięty na klucz, ale... – chłopak uniósł wskazujący palec ku górze, po czym obrócił się twarzą, w stronę dużego obrazu wiszącego nieopodal drzwi.

Pod obrazem, na filigranowym, żeliwnym stojaczku stała roślinka, której kwiaty posiadały barwę intensywnej czerwieni.

Młodzieniec podszedł do obrazka, na którym żniwiarze urządzali zbiory, po czym zdjął go i ułożył na ziemi. Na gwoździu, na którym wisiał wcześniej obraz był zawieszony klucz.

- Twój ojciec wie, że ty wiesz?

W uszach bruneta zabrzmiało to dosyć głupio, ale musiał zadać to pytanie.

Chris spojrzał na niego z dziwną iskrą przerażenia w oczach.

- Nie. Gdyby wiedział, zabiłby mnie, dlatego mam nadzieję, że mu nie powiecie. Ufam wam.

Chris dokończył ponurym tonem, po czym włożył klucz do dziurki i przekręcił go.

Drake oczekiwał momentu, w którym okaże się, iż klucz nie pasuje i trzeba będzie szukać innego. Ale ku jego zaskoczeniu zamek zgrzytnął, ustępując pod wpływem siły niskiego chłopaka.

Bez zastanowiania weszli do środka.

- Mała prośba. Nie dotykajacie niczego. Mój ojciec jest bardzo spostrzegawczy – blondyn wypowiadał te słowa z takim przerażeniem, jakby zagrożenie ze strony człowieka, którego Drake jeszcze nie miał okazji poznać, mogło dosięgnąć także ich.

Ponownie, razem z Yvesem pokiwali głowami, zapewniając, iż nie dotkną niczego, co znajduje się w tym pokoju. Choć chwilę po tym, jak brunet rozejrzał się po pomieszczeniu stwierdził, iż nie będzie to takie łatwe. Przecież zakazany owoc smakował najlepiej.

Pokój nie był duży. W kształcie prostokąta, nienagannie urządzony. Skromne meble, na których spoczywały mniej skromne przedmioty. Dokładnie całe kolekcje różnych kieliszków, a po drugiej stronie – broni. Zarówno tej białej, jak i palnej.

Wampir podszedł do ściany, na której wisiały samurajskie miecze, katany i tym podobne sztylety. Pięknie połyskiwały, zaznaczając swój majestat. Widać, że właściciel bardzo o nie dbał.

- To nie jedyne okazy ojca. Ale ich też nie można dotykać.

Chris podrapał się po głowie, a Drake założył ręce na piersi nie odrywając oczu od uzbrojenia. Ten człowiek miał się czym bronić. To nie ulegało wątpliwości.

- Ciekawego masz starego...

- W końcu glina. Chodźmy. Dziewczyny czekają na jakiś znak od nas. Na razie sterczą pod uczelnią twojej siostry.

- Jestem pewny, że po nią przyjedzie. Zawsze przyjeżdża i zabiera ją do siebie.

- Dziewczyny mogą zacząć go śledzić, ale muszą znać adres.

- Jasne.

Drake i Chris pokiwali głowami w tym samym czasie, po czym podeszli do dużego biurka. Drake miał wrażenie, że to największy mebel w tym pomieszczeniu. Stojący pod jedną ze ścian, zachwycał rozmiarem i wyglądem. Za biurkiem mieścił się regał, rozpościerający się na całą szerokość pokoju. Ułożono na nim mnóstwo zapewne fascynujących pozycji, aczkolwiek w tej chwili Drake nie miał czasu, by roztrząsać tę sprawę.

Jasnowłosy koleżka zajął fotel, mieszczący się przed ekranem komputera. Ciemnnoskóry chłopak usiadł po jego prawej stronie, natomiast Drake przysunął jedno z krzeseł, które samotne stało obok jakiejś szafki. Pochylił się nad nim bardzo delikatnie, a następnie usadowił, tak by przez przypadek go nie zniszczyć. Chris mógłby mieć o to do niego pretensje.

Chłopak włączył komputer, po czym zabrał się za uruchamianie jakiejś strony.

- To na pewno bezpieczne? W sensie, czy twój ojciec nie dowie się, że logowałeś się na tej stronie za pomocą jego identyfikatora?

Drake miał coraz więcej obaw związanych z tym planem. Nie chciał, by blondyn miał przez niego kłopoty.

Chris zwrócił się do niego pokrzepiającymi słowami:

- Spokojnie. Nie zorientuje się. Powiedzmy, że nie pierwszy raz to robię – blondyn zaśmiał się pod nosem.

Drake nie drążył, ale zastanawiał się, kogóż jasnowłosy chłopak mógł szukać. Oby nie jego osoby.

- Ok. Jesteśmy.

Chris zakończył proces wpisywania hasła. Po załadowaniu się strony ich oczom ukazało się małe zdjęcie mężczyzny, widniejące po prawej stronie, w górnym rogu witryny. Zapewne był to ojciec Chrisa, gdyż miał te same oczy oraz kształt nosa, a raczej jego potomek odziedziczył po nim te cechy wyglądu.

- Dobra. To kogo szukamy?

Chłopak wszedł w jakąś dziwną wyszukiwarkę, która nie wyglądało zachęcająco.

- Czad! – Yves pokiwał głową na znak szacunku i uznania dla umiejętności kolegi. Uśmiechał się, jak głupi do sera.

Drake nie oczuwał tej radości. Czuł się bardzo spięty i zestresowany.

- Drake musimy tutaj coś wpisać. Jakieś imię, nazwisko, płeć...?

Yves parsknął, waląc przyjaciela po ramieniu.

Brunet zmarszczył brwi, po czym obdarzył chłopaka niewyraźnym spojrzeniem swych ciemnych oczu.

Chris i Yves spoważnieli widząc, iż Drake nie miał ochoty do głupich rozmów.

- Wiem tylko, że ma na imię Arthur... nie znam jego nazwiska... – rzekł wściekłym, a zarazem strudzonym głosem, jakby już nic nie miało dla niego sensu.

- A wygląd? Może coś znajdziemy.

Drake zadumał się na chwilę, a następnie kontynuował.

- Wysoki, ale nie wyższy ode mnie. Zakładam, że ponad metr osiemdziesiąt. Czarne włosy, niebieskie oczy. Całkiem dobrze zbudowany...

- Znaki szczególne? Blizny? Tatuaże?

Christopher zachowywał się, jak prawdziwy zawodowiec. Z powagą spisywał każde słowo wypowiedziane przez przyjaciela, dbając by nic mu nie umknęło. Traktował tę pracę z ogromnym namaszczeniem, co też przejawiało się w jego ruchach i wyrazie twarzy.

Yves również zaintrygowany sytuacją wodził wzrokiem za tym, co pojawiało się na niewielkim ekranie komputera.

- Nie wiem. Raczej nie.

- Ok. Może wystarczy.

Wszyscy obserwowali, jak Chris klika na mały przycisk, umiejscowiony na dole ekranu. W skupieniu wypatrywali wyników wyszukiwania. Cyfrowe kółeczko kręciło się i kręciło, doprowadzając niejednego do przyspieszonego oddechu.

Nagle usłyszeli cichy dźwięk, coś w rodzaju piknięcia dobywający się z głośników, a ich oczom ukazał się niezadowalający komunikat.

- Cholercia... – mruknął blondyn drapiąc się po głowie.

- O matko, ile wyników... – Yves prawie że krzyknął, krztusząc się powietrzem.

- Sprawdzenie wszystkich zajmie nam wieki – Drake rzekł z wyrzutem.

- No cóż. W Londynie mieszka nie jeden Arthur. To dosyć znane imię...

- Czekaj... – brunet uciszył przyjaciela gestem dłoni. Przypomniał sobie coś. Miał nadzieję, że ten plan wypali.

Chłopcy patrzyli na niego z zainteresowaniem, nie mogąc odgadnąć co spowodowało w nim tak gwałtowaną reakcję.

- Czy da się zeskanować zdjęcie i wrzucić je do tej bazy, żeby no wiesz znaleźć jego dowód, prawo jazdy, cokolwiek?

Młody wampir ekspresyjnie gestykulował dłońmi, zaznaczając każde słowo. Trochę zagmatwał się w tej plątaninie myśli, lecz miał nadzieję, że Chris zrozumiał meritum sprawy, którą chciał mu przekazać.

- Myślę, że to możliwe. A co? Nie mów, że nosisz przy sobie jego zdjęcie? – blondyn uniósł jedną brew do góry, odwracając się i patrząc na zielonookiego kolegę, który skubał palce z zakłopotania. Chyba pogubił się w tej całej dedukcji chłopaków.

Drake szybko wstał z krzesła i podążył w kierunku przeciwległej ściany, pod którą zostawił plecak. Z jego wnętrza wydobył zeszyt. Powrócił z nim na miejsce, otwierając go i wyciągając z wnętrza małe, prostokątne zdjęcie. Wyglądało, jak wykonane do dowodu osobistego. Ujął je w oba palce i podstawił pod zmarszczony nos jasnookiego kolegi, który ze zdumieniem na twarzy przyglądał się koledze. Zastanawiał się, ileż to jeszcze asów w rękawie skrywa ten chłopak.

- Zwinąłem z portfela siostry. Pomyślałem, że może się przydać...

- Jesteś geniuszem! No jasne, że się przyda. Daj! – radość Chrisa był niesamowita. Wydawać by się mogło, że swą pozytywną energią zacznie zarażać wszystkich wokół. Odebrał zdjęcie od bruneta, po czym umieścił je w jakimś urządzeniu, które przypominało skaner.

- Zeskanujemy je i wrzucimy do bazy. Teraz się uda. Zobaczycie - Chris prawił podekscytowanym głosem. Wykonał kilka skomplikowanych operacji, a następnie pozwolił, by system przeskanował dostarczony mu plik graficzny.

- Długo jeszcze?

Gdy po pięciu minutach nic konkretnego się nie wydarzyło, Drake zaczął się niecierpliwić. Nie znosił tego. Z nerwów zaczął skubać brwi.

- Głupi komputer. Czasem się zacina. Działaj! – blondyn walnął z otwartej dłoni w bok ekranu. Ten lekko się zachybotał, po czym ukazał wynik wyszukiwania.

- To on? – Yves przybliżył twarz do ekranu, tak iż jego nos prawie stykał się z powierzchnią.

- Zgadza się – brunet uśmiechnął się pod nosem. Mieli go, a ona nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Zacznijmy śledztwo!

Chris zatarł dłonie, a następnie otwarł proponowaną kartę personalną.

- Arthur Powell. Urodzony trzynastego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego roku w Manchesterze. Ukończył London School of Economics, prawdopodobnie przyjechał tu na studia – Chris mówił lekko zachrypniętym głosem. Odchrząknął, żeby zwiększyć jego nośność.

- Inteligent. Nie znoszę takich, bo jeszcze bardziej się wymądrzają. A co z przestępstwami? Widnieje gdzieś w jakiejś kartotece, czy jak to się tam nazywa? – Drake machnął ręką. Wiedział, że Chris odczyta jego intencje.

- Tak zaraz sprawdzę.

Chłopak najechał kursorem na tajemniczą zakładkę, po czym otworzył ją. Oczom chłopców ukazała się pusta karta.

- Ciekawe. Jest czysty, jak łza.

- Co to znaczy czysty? – Drake burknął.

- To znaczy, że nie popełnił jeszcze żadnego wykroczenia. Nie ma go w bazie policyjnej. Wow. Wzorowy kierowca. Żadnego mandatu. Żadnych punktów na koncie. Nic. Zero.

- Ciota... – brunet wycedził przez zęby.

Chris zerknął na niego z boku, instynktownie czując, iż nie należało drażnic podenerwowanego przyjaciela.

- Policja nic na niego nie ma. Nie popełnił żadnego karalnego przestępstwa, więc nie ma go w bazie. Z pozoru prawy i uczciwy obywatel.

- Gówno pawda. Ta gnida dobrze się maskuje!

Frustracja oraz inne negatywne emocje buzowały w nim, pulsując niczym ropa w zakażonych dziąsłach. Nienawidził tego człowieka z całych swoich sił. Gdyby tylko dopadł go w swoje ręce, już wiedziałby co z nim uczynić.

- Może tak, a może nie. Zresztą dowiemy się tego po przeprowadzeniu naszego tajnego śledztwa.

- Jest tam jakiś adres? – Drake przerwał wypowiedź kolegi, zadając pytanie, tonem niecierpiącym zwłoki.

- Tak. Z tego co widzę mieszka w dzielnicy Fulham. Chyba nawet wiem, gdzie to jest.

Chłopak roześmiał się ukazując garnitur zębów.

Nagle w powietrze wzniósł się dźwięk wibrującej komórki.

- To twoja Chris.

Yves podał koledze telefon, a ten odebrał go z wdzięcznością.

- To dziewczyny. Coralin napisała, że stały pod uczelnią twojej siostry jakieś pół godziny. Później dziewczyna podobna do niej spotkała się z jakimś, jak to Coralin ujęła – wysokim i ciachowatym mężczyzną. Nie dziwię się, że na niego poleciała. Serio jest niezły... co!? – blondyn zmarszczył brwi. Zamknął usta i w milczeniu czytał dalszą część wiadomości.

Yves zaciekawiony umieścił podbródek na ramieniu przyjaciela, czytając razem z nim monolog Coralin. Chyba też nie był zadowolony z tego, co tam wyczytał.

- To na pewno on. Odjechali?

Drake zapytał przyjaciela, lecz ten pogrążony w myślach nie odpowiedział. Brunet szturchnął go lekko w ramię, sprowadzając na ziemię.

- Zabrał ją? – ponowił pytanie, używając innych słów.

Młody Brytyjczyk westchnął ciężko.

- Tak. Zabrał ją. Podam dziewczynom jego adres. Pojadą tam i sprawdzą....

- Nie – Drake pokręcił przecząco głową.

- Dlaczego nie. Może czegoś dowiedzą się po drodze? – Chris próbował przekonać kolegę, iż to mógł być dobry pomysł.

- Nie dzisiaj. Niech wracają do domu. Zresztą już jest ciemno. Pogoda nie dopisuje. Wolę, żeby bezpiecznie wróciły do domu.

- Drake? Martwisz się o nasze dziewczyny i przyjaciółkę!?

Chris nie dowierzał własnym uszom. Był taki zadowolony i dumny z Drake'a, że wreszcie przyznał się przed nim i przed Yvesem do głęboko skrywanych uczuć.

Młody wampir na kilka sekund przygryzł wargę, równocześnie pocierając palcami szyję.

- Mówiłeś, że jesteście moimi przyjaciółmi, a skoro tak... to i ja jestem waszym przyjacielem, a więc powinieniem uważać was i traktować jak przyjaciół. No chyba, że nie chcecie.

- Drake! No pewnie, że chcemy, żebyś był naszym przyjacielem. Tak się cieszymy, że rozmawiasz z nami na ten temat! – blondynek wybuchnął, unosząc się z krzesła, jakby lewitował, po czym ukochał wysokiego bruneta.

Drake poklepał go po plecach. Na krótki moment uśmiech wypełzł na jego usta.

- Piękny obrazek – rzekł Yves rozmarzonym tonem.

- Ok. Zapiszę sobie te dane. Będziemy mieć go na oku. Nie przejmuj się Drake. Wkrótce go zdemaskujemy, nawet jeśli za tym wszystkim stoi typek z twojej przeszłości – Chris mówił to z takim przekonaniem.

Drake obserwował jak jego jeden przyjaciel pomaga temu drugiemu spisać wszystkie potrzebne informacje. Przyjaciele. To słowo, kiedyś brzmiące tak obco, teraz spawiało wrażenie najsłodszej melodii na całym świecie. Czuł, że w tym momencie staje na rozdrożu. Coraz bardziej przyzwyczajał się do tych ludzi, dopuszczał ich do siebie. Zaczął traktować jak najbliższą rodzinę. Co będzie jeśli ich straci? Jeśli odejdą? Jeśli dowiedzą się kim był i kim jest nadal? Jakie wcześniej miał życie? Nie zawsze był tym kim chciał być. Życie pisało mu różne scenariusze, a on odgrywał w nich główne role. Próbował, starał się, zawsze szukając tego, co naprawdę przyniesie mu satysfakcję. Rolę, w której się spełni, w której będzie chciał pozostać i żyć. Lecz był skomplikowanym bytem, o jeszcze bardziej skomplikowanym, niejasnym wnętrzu. Jak mógł kogoś kochać, skoro nie kochał samego siebie? Jakim cudem ktoś z zewnątrz miałby go rozumieć skoro czasem on nie rozumiał swych uczuć? Czarna toń, emocjonalna otchłań to jezioro bez dna. Trzeba uważać, by nie odpłynąć zbyt daleko, bo można utonąć, już nigdy się nie odnajdując. Zasępił się.

Chłopcy cały czas o czymś rozprawiali, wyrażali myśli na głos. A on nie potrafił. Nie wiedział o czym mówili, gdyż skupił się na całkiem innej fali, na stacji własnych rozważań i obaw o przyszłość. Lecz gwałtowny impuls z zewnątrz przywrócił go na ziemię. Wstał i pospiesznie ruszył w stronę plecaka, prowokując zdezorientowane spojrzenia dwójki przyjaciół.

- Wyłącz komputer. Chyba ktoś wjechał na podjazd.

- O cholera! To na pewno mój ojciec! Nie może nas tutaj zobaczyć!

Yves jak na komendę pana, niczym posłuszny pies, zerwał się z miejsca biorąc torbę, po czym podbiegł do wysokiego bruneta.

Chris próbował wyłączyć wcześniej uruchomione urządzenie, lecz stało się ono całkiem nieposłuszne, grając na nosie jasnowłosemu niziołkowi.

- Stary pospiesz się. Drake miał rację. Słychać samochód... – Yves rzucił spanikowanym tonem, łapiąc się za krótko przystrzyrzone włosy i gładząc je.

- Zaciął się! No kurwa w takim momencie! Działaj kupło złomu, bo wywiozę cię na wysypisko śmieci! – Chris wkurzył się. Nie panował nad swoimi odruchami. Zaczął walić myszką w ekran komputera.

- Zaraz twój ojciec wywiezie nas stąd w plastikowych workach... - Drake zaakcentował słowa powolnym, ponurym głosem, lecz jego twarz nie wyrażała strachu. Jakby przeczuwał, to co zaraz miało się wydarzyć.

Po chwili, która trwała wieki – dla Chrisa i Yvesa, Drake jakoś nie był tym szczególnie przejęty – ekran wreszcie wyłączył się, ukazując czarne tło.

Christopher wyskoczył z fotela jak z procy. Poprawił go jeszcze. Odłożył też krzesło na swoje miejsce, zabrał kartkę i razem z kolegami wyszedł, a raczej wybiegł z pomieszczenia zatrzaskując za sobą drzwi. Nie zważał na to, iż tym czynem mógłby postawić umarłego na nogi. Przekręcił klucz w zamku, a następnie umieścił go za obrazem.

- Uffff... mało brakowało... – odetchnął z ulgą, pakujac do kieszeni spodni pomiętą kartkę. Lecz wkrótce pożałował tych słów.

- Co się tutaj dzieje?! Dlaczego ty i twoi głupi kumple stoicie w pobliżu drzwi do gabinetu taty? Knujecie coś? Mam mu o tym powiedzieć?!

Głośny, nieco piskliwy głos niewysokiej dziewczynki rozniósł się po korytarzu.

Chris machinalnym ruchem, angażując wszystkie ścięgna w ciele odwrócił się, po czym zbliżył się do chłopaków, za którymi stała podła, diabelska istota. Tfu...! Diabeł miałby jej dosyć. Szybko wydziedziczyłby ją.

- Ciszej Holly. Dopiero co weszliśmy do domu. A zresztą co ci się będę tłumaczyć gówniaro.

- Nie mów tak do mnie, bo powiem wszystko tacie...! – dziewczynka wrzasnęła zagłuszając marne tłumaczenia jasnowłosego chłopaka. Nie wyglądała na agresywną, ale pozory mogły mylić.

Z wierzchu twarz aniołka. Duże, błękitne oczy, okalane jasnymi rzęsami i brewkami. Jasne, blond włosy, w tym samym odcieniu co u Chrisa z tym, że były dłuższe. Sięgały do połowy jej ramion, skręcone w swobodny wodospad loków. Ledwo odstawała od ziemi, ale Drake zauważył, że miała bardzo wiele do powiedzenia i najwidoczniej nie darzyła najprzyjemniejszym uczuciem starszego braciszka. Dokładnie tak, jak on. Chociaż kiedyś miał młodsze siostry i nie pamiętał, żeby tak się do niego zwracały.

- Musisz być taka wredna. Zaprosiłem nowego kolegę i chciałem pokazać mu dom. Właśnie szliśmy do kuchni, bo jesteśmy bardzo głodni – Chris zmrużył oczy.

Małe dziewczę uczyniło to samo. Toczyli niemą walkę, do momentu, w którym Drake zabrał głos.

- Twój brat nie kłamie Holly. Jestem Drake i sądzę, że nie jestem głupi. No może takie sprawiam wrażenie, ale z drugiej strony ty wydajesz się być miłą dziewczynką, a naskakujesz na nas. Poczuliśmy się nie fajnie. Nie będę przeszkadzać Chris. Miło było zobaczyć gdzie mieszkasz – Drake zwrócił się tymi oto słowy do stojącej naprzeciwko niego dziewczynki, po czym wrócił wzrokiem na Chrisa i uśmiechnął się przyjacielsko, dając do zrozumienia, iż trzyma jego stronę.

Z oddali dobiegł do nich dźwięk zamykanych drzwi. Do domu wkroczył pan tego miejsca.

Drake poczuł, jak włoski na karku przyjaciela stają dęba.

- Nie chciałam być niemiła... – mała dziewczynka o anielskich rysach twarzy zająknęła się, uwidaczniając zakłopotanie malujące się na jej twarzyczce.

Chris nie poznawał własnej siostry. Zaobserwował w niej dziwną zmianę nastawienia. W dodatku patrzyła na starszego kolegę z taką nieskrywaną fascynacją, nie zaszczycając ani jego ani Yvesa spojrzeniem. Wolał dłużej tego nie roztrząsać.

- Chodźmy jeść.

Prześlizgnął się obok siostry wymijając jej niską posturę, po czym zajrzał dyskretnie do kuchni. Był tam. Skupiony na wypakowaniu produktów, które zakupił.

- Córciu pomożesz mi? – rzekł przyjacielskim tonem, lecz gdy spostrzegł kto właśnie pojawił się w kuchni, jego twarz spoważniała. Przeszył chłopaka ostrym, surowym spojrzeniem.

- Gdzie Holly?

- Nie wiem. Mogę pomóc, zresztą zaprosiłem kumpli. Zgłodnieliśmy. Zrobimy sobie coś do jedzenia...

- Jak to nie wiesz gdzie ona jest? Przecież przed chwilą weszła do tego domu. Tak czy nie? – mężczyzna nie pozwolił dokończyć chłopakowi napoczętego zdania. Zaczął na niego krzyczeć, lecz po tym jak spostrzegł, iż jeszcze dwie obce sylwetki pojawiły się w kuchni, powściągnął emocje. Przybrał kamienną maskę, analizując otoczonie.

Jeden z chłopców był mu bardzo dobrze znany. Latynos, często odwiedzał ten dom. Natomiast nie kojarzył osoby drugiego chłopaka. Wysoki, ciemnowłosy o jasnej karnacji z wieloma tatuażami. Wyglądał na typka spod ciemnej gwiazdy. Na jego ustach pojawił się grymas. Christopher zadawał się z coraz to gorszymi fagasami.

- Nie ważne. Widzę nową twarz?

- Tak tato. To Drake. Przyjechał z Los Angeles. Kolega z klasy...

- Kolega z klasy? Wyglądasz na starszego... co robisz w liceum? – mężczyzna zignorował postać syna i zwrócił się tymi słowami do wysokiego wampira.

Yves patrzył na przyjaciela z troską.

Brunet nie miał ochoty odpowiadać na żadne pytania zadane mu przez tego człowieka. Nie był miły. Traktował własnego syna jak powietrze. Zachowywał się bardzo wyniośle. Co więcej wtykał nos, tam gdzie nie powinien.

- Uczę się proszę pana.

Postanowił, iż nie będzie grubiański w tej rozmowie, aczkolwiek niemiłe słowa same cisnęły mu się na usta.

Funkcjonariusz zmarszczył brwi. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, ale cóż. W życiu nie można było mieć wszystkiego.

- Od niedawna w Londynie. Pewnie słyszałeś, że to niebezpieczne miejsce po zmroku.

- Tato... – Chris jęknął cicho, nie mając odwagi, by bardziej sprzeciwić się rodzicielowi. Podszedł do małego stołu i usiadł za nim. Yves uczynił to samo, natomiast Drake stał w tym samym miejscu co przedtem bawiąc się z ojcem przyjaciela w kotka i myszkę.

- Na pewno nie tak niebezpieczne jak Los Angeles.

- To był powód nie ukończenia szkoły? To niebezpieczeństwo, jak je określasz? – jasnowłosy mężczyzna zakpił z chłopaka.

Po chwili do kuchni wmaszerowała siostra Chrisa mizdrząc się do ojca, jakby dostała paraliżu twarzy.

Wcześniej brunet nie zdawał sobie sprawy, że jego rodzina tak się zachowywała. A myślał, że on miał najgorzej. Posiadanie ojca mundurowego, to nic fajnego.

- Chyba jest pan już po godzinach pracy, a ja przyszedłem do kolegi a nie na przesłuchanie – Drake obdarzył go twardym spojrzeniem, po czym bez żadnej krępacji usiadł obok blondyna.

Mężczyzna przez chwilę stał, przyglądając się twarzy chłopaka. Nie był w stanie dopatrzyć się w niej, ani krzyny strachu, czy zachowawczości. Raczej sprawiał wrażenie odważnego i wyrafinowanego w czynach i pozie. Budził w nim nieodgadnione przeczucia. Instynktu mu podpowiadał, że to człowiek, którego należało unikać.

Jasnowłosy mężczyzna odchrząknął. Podszedł do blatu, na którym zostawił nowo zakupioną butelkę wody, po czym odkręcił ją. Napełnił nią szklankę do połowy.

- Masz całkowitą rację, dlatego nie będę się z tobą sprzeczać. Wybacz mi moją dociekliwość, ale lubię wiedzieć z kim mój syn miewa do czynienia.

Jakby to pana obchodziło...

Pomyślał Drake, a niezadowolenie i wściekłość przejęły kontrolę nad jego myślami.

- Nawiasem mówiąc, mój syn zdradził, iż od niedawna mieszkasz w Londynie. Kiedy dokładnie tu przyjechałeś? – mężczyzna upił mały łyczek wody, kładąc szklankę na kuchenny blat. Oparł się o niego plecami, zakładając ręce na piersi, tak jak Drake to czynił podczas wieczornej imprezy w tym domu.

Przypomniał sobie o tych wszystkich wydarzeniach. Dobrze, że ten mężczyzna nie potrafił czytać w jego myślach.

- Tato jesteśmy głodni. Chcielibyśmy coś zjeść...

- Chris niegrzecznie jest przerywać napoczętą rozmowę. Chcę tylko bliżej poznać twojego nowego kolegę.

Ale ja nie chcę poznawać pana.

Drake burknął w myślach, poprawiając się na krześle. Ten funkcjonariuszyk działa mu na nerwy. Nie wiedział ile jeszcze wytrzyma pod tym ostrzałem czujnych, niebieskich oczu, które pewnie nie jedno widziały w życiu. Lecz czy jego własne oczy były mniej doświadczone?

- Przyjechałem tu pod koniec wakacji – wyrzucił z siebie tak szybko jak mógł. Miał nadzieję, że mężczyzna poprzestanie na tym. Że wyczuje z jego strony niechęć do dalszej rozmowy. Lecz on przybrał nieustępliwą postawę, gnębiąc rozmówcę.

- Yhym. Zatem pewnie nie znasz tak dobrze Londynu. Nie radziłbym zapuszczać się do pewnych dzielnic po zmroku. Pewnie słyszałeś o tym, co przytrafiło się waszej koleżance z klasy.

Chłopcy milczeli.

Brunet zmarszczył brwi oddychając swobodnie. W pomieszczeniu zapanowała gęst atmosfera.

- Tato pójdę do swojego pokoju.

Niezręczną ciszę przerwała niska dziewczyna, która nie odrywając oczu od postaci zamyślonego bruneta, wyszła z kuchni.

Ojciec odprowadzałją wzrokiem, jakby obawiał się o jej bezpieczeństwo. Chyba zauważył, iż zainteresowała się starszym kolegą, co oczywiście nie przyadlo mu do gustu. To nie był kawaler dla takiej wspaniałej dziewczyny, jaką była jego mała, słodka Holly. Ukochana córeczka tatusia.

- Tak, słyszałem co nieco. Mój brat jest lekarzem. Przjmował ją w szpitalu.

- Michael Townshend?

Wyraźnie się zainteresował, wzbudzając dziwne spięcie mięśni, w siedzącym nieopodal Drake'a chłopaku.

Pan Brown zbliżył się ku stolikowi.

- Tak – Drake nie patrzył na niego, lecz wiedział, że on patrzył w jego stronę.

- Jesteś rodziną do Wiktora Townshenda. Interesujące. Sądziłem, że on nie ma żadnej bliższej rodziny, zwłaszcza za granicą...

Drążył. Wiercił coraz głębiej, próbując dokopać się do czegoś, czego chłopak nie miał zamiaru ujawniać.

Uniósł wzrok. Spojrzał głęboko w oczy mężczyźnie, który nie wyglądał groźnie, lecz wszystko w tym domu, sprawiało takie pozory.

- Pomylił się pan.

Nie miał zamiaru nic więcej zdradzać. Zdawkowymi odpowiedziami chciał pozbawić przeciwnika chęci do rozmowy.

- Będę musiał jeszcze raz porozmawiać z twoim bratem. Ostatnim razem chyba nie powiedział nam wszystkiego, takie miałem przeczucia, a one nigdy się nie mylą.

Odwrócił się plecami do chłopaków. Podszedł do blatu, zabrał szklankę i włożył ją do zmywarki. Zanim zdążył się odwrócić uzyskał odpowiedź.

- Bezpodstawne. Mój brat nigdy nie kłamie, ale skoro musi pan jeszcze raz z nim porozmawiać, to mogę podać do niego numer. Będzie łatwiej skontaktować się z nim.

Drake kpił w żywe oczy. Mężczyzna o tym wiedział. Wyczuwał to. Uśmiechnął się sztucznie.

- Nie trzeba. Wiem gdzie pracuje. Odwiedzę go w pracy. Nie będę już przeszkadzać. Życze miłego wieczoru – rzekł cierpkim tonem, po czym wyszedł z pomieszczenia udając się w kierunku gabinetu, który niedawno opuścili. Zatrzasnął za sobą drzwi i tyle go widzieli.

Wredna siostra Chrisa siedziała zaszyta w swym małym pokoiku, niczym brudny karaluch w ciemnych zakamarkach kanałów.

Chłopcy odetchnęli. Dosłownie, bo Chris wypluł nawet nadmiar śliny nagromadzonej w ustach.

- Wiedziałem, że tak będzie. Przesłuchuje każdego – blondyn rzekł przepraszająco.

- Noooo. Mnie też. Aż dziwne, że nie zapytał mnie o to, czy nadal biorę.

- Wie, że ćpałeś? – Drake zapytał zdziwiony. Popatrzył na Chrisa.

Chłopak spuścił oczy w geście kapitulacji.

Yves pokiwał głową.

- Nie opowiadałem mu o tobie. Wiedziałem, że tak będzie. Przepraszam cię za to.

Blondyn naprawdę czuł się beznadziejnie.

- Nie przejmuj się. Przyzwyczaiłem się. Mój brat czasem prowadzi podobne dochodzenia. Wciela się w rolę złego gliny i zadręcza mnie pytaniami. Zazwyczaj od razu krzyczy, nie pozwalając mi się odezwać i cokolwiek wytłumaczyć, ale jakoś daję radę.

Drake uśmiechnął się, lecz nie czuł szczęścia, czy satysfakcji. Gdzieś w głębi siebie czuł coś na kształt strachu. Cichy, odległy głos nawoływał, ostrzegając przed tym człowiekiem. Przed tym do czego mógł być zdolny i do czego mógł się posunąć poznawszy całą prawdę.

- Zamówię pizzę.

Chris wstał od stołu. Wyglądał na przybitego.

Drake złapał go za dłoń, powstrzymując od odejścia.

- Ja zamówię. Stawiam. Tylko przypomnisz adres?

Drake roześmiał się. To samo uczynił też ciemnoskóry kolega.

Chris od razu się rozpromienił z powrotem siadając przy stole.

Dobrze spędzili ten czas. Zresztą jak zawsze w swoim towarzystwie. Puścili w niepamięć niedawne wydarzenia, zajadając się smaczną pizzą. Okazało się, że wszyscy lubowali się w tych samych składnikach, dlatego zamówili pizzę z dużą ilością sera, salami oraz szynki. Żarcikom i uśmiechom nie było końca. Zabrali resztki jedzenia, by przenieść je do pokoju chłopaka. Następnie wykonali serię głupich zdjęć (w czym naprawdę byli nieźli, jak na oko Drake'a), po czym wysyłali je do dziewczyn, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Rozmawiali na różne tematy. Zaczynając od szkoły, kończąc na bezsensownych bzdurach, których rozstrząsanie nie było warte cennego czasu, którego przecież nie mieli tak dużo. Ale nikt nie zdaje sobie z tego sprawy, dopóki nie opadnie z sił, dopóki nie wpadnie w sidła choroby, bądź nieszczęśliwego wypadku.

Tego wieczoru nie zadręczał się takimi myślami. Po prostu żył i pozwalał żyć innym. Poczuł szczęście, bo miał świadomość, iż jego życie zmienia się na lepsze. Nie wiedział co czeka go w przyszłości, lecz teraz był pewien jednej rzeczy. Choćby nie wiedział co, nie pozwoli odebrać sobie tego, na co zapracował. Nie pozwoli zniszczyć Drake'a, który właśnie się odradzał. Bez względu na przeszłość, na zadane mu rany i cierpienia, nie sprzeda duszy diabłu, zmuszając Zwątpienie do niemego krzyku, a Nadzieję traktując, jak drogowskaz, który wskaże światło, nawet w najciemniejszym tunelu.

Pandora, nawijając złoty lok na smukły palec, będzie musiała jeszcze chwilę poczekać na chwalebne wyzwolenie, z więzienia zwanego powszechenie szkatułką, wylęgarnią świńskich węży, sług szatana, upadłych aniołów. Esencji zła dwóch światów.

💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎💎

Na dnie puszki Pandory kryje się Nadzieja - jeśli odważysz się ją otworzyć...

Odważysz się?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro