8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

********

- Pij! Pij! Pij! Pij! Pij! Jeszcze jeden! Jeszcze jeden!  – salwy głośnych okrzyków, chłopięcych śmiechów i dziewczęcych pisków roznosiły się podużym pomieszczeniu, dopasowując się do rytmów lecącej w tle muzyki. W tymmomencie Drake wychylał właśnie kolejny kieliszek, bawiąc się przy tym jaknigdy wcześniej. Któż mógłby przypuszczać, iż młody wampir zakumpluje się zpoczuciem bycia w centrum uwagi i tak chętnie będzie spełniał polecenia, araczej prośby wprawionego w imprezowy nastrój tłumu. Otaczający go chłopcy,widząc fazę na twarzy ciemnowłosego znajomego i wykrzywione usta, krzyczeli jakwariaci, klepiąc się po plecach i wznosząc kolejne toasty. Jeden z chłopcówzamachnął się i uderzył otwartą dłonią w odkryte ramię bruneta. Drake obdarzyłgo zamglonym spojrzeniem, po czym wydał z siebie tak głośny i niekontrolowanywybuch śmiechu, iż pozostała reszta uczyniła to samo. 

- Coś czuję, że zarazbędziemy musiały ich zbierać z podłogi  – Coralin wyrzekła te słowa w stronęoszalałej z radości Kariny. Dziewczyna świetnie się bawiła. Bez wątpieniadzisiejszy wieczór mogła zaliczyć do najbardziej udanych i przynoszących jejnajwięcej uciechy i miłych wspomnień. Samo patrzenie na zadowolonych przyjaciółwypełniało ją dziwną, nieopisaną energią. Aż miała ochotę skakać pod sufit. 

- Są tacy słodcy  – Karina uczyniła maślany wzrok, po czym wlepiła go w postaćwysokiego bruneta, który jak na tak dużą ilość wypitego alkoholu, nieźletrzymał się na nogach. Jego słowa czasem stawały się jedną, niezrozumiałą linią,a język zdawał się tańczyć we własnym rytmie, lecz brunetce ani trochę to nieprzeszkadzało. Dla niej był po prostu słodki. Coralin potrząsnęła głową iuniosła oczy do góry. To wszystko było takie glupie. Impreza dłużyła się jej, aprzeciez powinna dobrze się bawić. Nie mogła. Nie wtedy, gdy on był w pobliżu. 

- Moja kolej! Zdrowieee....!! – Chris wybiegł, a raczej wygramolił się na samśrodek i stanął przed chłopcami, trzymając w uniesionej dłoni kieliszekjakiegoś trunku. Kilka kropelek przezroczystego płynu skapnęło mu na głowę, alechłopak w ogóle się tym nie przejął. Był już tak pijany, iż nawet gdyby przedjego oczami przemaszerowało stado słoni, odzianych w skąpe bikini, niezauważyłby tego. Chwiał się na boki, wykrzykując pojedyncze słowa i najprawdopodobniejpróbując naśladować tekst zasłyszanej piosenki. Nagle Yves podszedł doblondwłosego chłopaka i potrząsnął nim. Ciało Chrisa, bezwładne od nadmiaruspożytych procentów, dostosowało się do jego ruchów, niczym martwy korpus szmacianej lalki. Do przodu, do tyłu. Otwarł usta, próbując wydostać się zobjęć przyjaciela, ale słabo mu to wychodziło. 

- Ja chcę karaoke Chris! Kiedybędzie karaoke?!

Yves uwielbiał karaoke. Prócz muzyki, którą zawsze zajmowałsię, na każdej imprezie u blondynka, musiało być też karaoke. Oczywiście na życzenie ciemnoskórego Latynosa.Nagle gwary wokół grupki znajomych ucichły i wszyscy skupili oczy na Chrisie iYves'ie, którzy stali do siebie przytuleni, jak zakochana para na ślubnymkobiercu. Wreszcie Chris oswobodził się z silnego uścisku Yves'a i poprawił nasobie podkoszulek, który i tak był już mokry od alkoholu i potu. 

- Karaoke! – wrzasnął 

- Kto chce karaoke?! – krzyknął ponownie, tym samym rozbudzająctłum imprezowiczów. Posłyszał, jak do jego uszu dochodzą dźwięki aprobaty,które raczej przypominały jęki wygłodniałych psów i chichot hien. Wszyscykochali karaoke! Niebieskooki chłopak szybkim, aczkolwiek tanecznym (lekkochwiejnym) krokiem podszedł do niewiele odstającego od ziemi stoliczka,szerokiego i długiego, wyglądem przypominającego podeścik i taką też funkcjęsprawował podczas tego wieczoru (i w czasie każdej odbywającej się imprezy).Chris jeszcze raz zakrzyknął z zadowolenia i chwycił mikrofon, znajdujący sięna wysokości jego twarzy. Opanowała go dziwna fala ekstazy i wewnętrznegospełnienia. 

- Karaoke! Karaoke! Karaoke! – bawiący się goście skandowali tokrótkie słowo, a blondyn zachwycał się ich dźwiękiem. Czasem miał dziwnewrażenie, iż wykrzykują jego imię. Chłopak przyłożył górną część mikrofonu doust, wydychając przy tym mocno powietrze. Piskliwy, przeszywający bębenkidźwięk rozniósł się po pokoju, uspokajając rozszalały, energiczny tłum. 

- Wybaczcie – Chris zerknął na nich przepraszająco i ponownie zaczął sięuśmiechać. 

- Zatem widzę, że nie muszę was zbyt długo namawiać! Kto chciałbyzacząć pierwszy?!  – blondyn rzucił to pytanie w wygłodniały wrażeń imuzycznych doznań tłum. Nie musiał pytać. Jego roziskrzony wzrok padł naLatynosa, który energicznie wymachiwał swą mięsistą dłonią i wydzierał się nacałe gardło, iż jako pierwszy chce rozpocząć praktykowaną, śpiewną tradycję.Chris wyszczerzył się do kumpla, jakby jakiś mały potworek zamieszkującywnętrze jego czaszki, odłączył mu wszystkie kabelki odpowiadające za zdrowyrozsądek, po czym zaprosił Yvesa, gestem dłoni na podest. Latynos podskoczył wmiejscu, nie mogąc powstrzymać ogromnej radości, która w nim buzowała. Reakcjachłopaka wprawiła Jeniffer w niekontrolowany napad śmiechu, natomiast Coralin iKarina patrzyły na tę scenę ze stoickim spokojem (chociaż Coralin teatralnieprzewróciła oczami w myślach, natomiast Karina uśmiechała się miło). Już niepierwszy raz widziały tę scenę. Zresztą domyślały się nawet, jaką piosenkęwybierze ich przyjaciel. Chociaż, być może na ten wieczór wybrał cośspecjalnego? Nie, to był Yves. Po nim nie można było spodziewać się niczegowięcej, jak dobrze mu znanej i oklepanej piosenki. Torując sobie drogę, choćkrótką, poprzez tłum dotarł pod podeścik i przy pomocy Chrisa i jeszcze innegoznajomego wgramolił się na niego, podszedł do jasnowłosego chłopaka i wyrwał mumikrofon. Zachowanie bruneta nie zdziwiło, ani nie zszokowało blondyna. Yvesrobił się niecierpliwy, jeśli chodziło o tego typu występy.

- Yves, cochciałbyś nam dzisiaj zaśpiewać? – Chris zapytał z grzeczności, unosząc dogóry brwi i uważnie obserwując kolegę. Latynos wyszczerzył się, jak Smiley, poczym zakrzyknął zbyt rozgorączkowanym i rozentuzjazmowanym tonem, poruszającsię przy tym w rytm dochodzącej zewsząd melodii. 

- What does the Fox say!!  –uniósł jedną rękę do góry i pomachał nią w stronę zgromadzonych przed stolikiemgości. Wszyscy zdawali się być uradowani i mało zdruzgotani faktem, iż Yvesznów będzie spiewać tę samą piosenkę. Zresztą, wykonywał ją jak nikt inny. Byłniekwestionowanym artystą i interpretatorem tego typu utworów. Drake przechyliłgłowę na bok i patrzył na Yvesa oraz stojącego obok niego kolegi, cielęcymwzrokiem. Czy on się przesłyszał? Yves zamierzał drzeć ryja, wykonując utwóropiewający mowę lisów? Brunet nic z tego nie rozumiał. Lecz po chwili zdałsobie sprawę, że to może być bardzo interesujące. W sumie, jakby się takzastanowić mało kto wiedział, w jaki sposób porozumiewają się zwierzątka oognistym futrze? Jakie wydają dźwięk? Większość osób nie miało o tym żadnegopojęcia, w tym również młody wampir, w związku z tym przysłuchiwał się słowomYvesa z niemałym zainteresowanim. Ciekaw był co też Latynos wymyślił. Dagonrównież był zaintrygowany. Lis. To słowo brzmiało tak... apetycznie? Demonzastanawiał się, czy było to coś, co można było zjeść jako na przykładprzystawkę przed głównym daniem, które zazwyczaj stanowiło ludzką, bądźzwierzęcą energię. Ciekawe, czy Pan byłby zgodny co do pomysłu Dagona? Mrocznystwór myślał po cichu, nie przeszkadzając pańskim uszom w przysłuchiwaniu się iprzyswajaniu dźwięków.

- Tak kochanie!Tak! Lisy są świetne! Kochajmy lisy! – Jeniffer podskakiwała w miejscu, jakmała zielono czerwona piłeczka. Jej rude loki, wydostały się z sideł, potoczniezwanych przez dziewczęta gumkami do włosów i towarzyszyły swej właścicielcepodskakując w rytm wykonywanych przez nią ruchów. 

- Znowu poczujemy się, jakw przedszkolu, albo lepiej, jak istoty bez prawej i lewej półkuli. Jaki cymbałwymyślił tak bzdurną i porąbaną piosenkę?  – Coralin sapnęła ciężko i przytknęłapalce do czoła, by następnie wykonać gest eksplodującego mózgu. 

- Coralinka!Coś ty taka sztywna!? Śpiewajmy razem! Co mówią lisy?! – rudowłosa koleżankapodbiegła do niebieskookiej dziewczyny i złapała ją za rękę, a następnieszarpnęła w swoją stronę, tak iż Coralin o mało co nie wyłożyła się napodłodze. Nie ukrywała, że zachowanie przyjaciółki trochę ją wkurzyło. Niecierpiała, gdy ktoś naskakiał na nią w ten sposób. 

- Panie i panowie!Najlepsi klubowicze tego dnia i nocy! Przed wami Yves Rodriguez wykonującyutwór What does the Fox say! Gorące brawa dla niego! – Chris zaprezentowałkolegę, a następnie zeskoczył, a raczej ześlizgnął się z platformy, tak szybko,jak tylko potrafił. Podszedł do Drake'a i innych chłopaków, którzy stalinieopodal. 

- To nasz klubowy hicior stary. Obczaj te ruchy  – blondyn chciałszturchnąć wysokiego bruneta w rękę, lecz ten uniósł ją w ostatniej sekundzie ijego łokieć zatopił się w żebrach chłopaka. Chris poczuł, jakie są twarde. Tenkoleś musiał nieźle pakować. Spojrzał na niego ciekawskim wzrokiem, lecz Drakewpatrzony był w postać koleżanki z klasy, która trzymała za ramionarozzłoszczoną Coralin i próbowała jej coś wyperswadować. Natomiast Jeniffer,znajdująca się nieopodal zaczęła wirować w rytm zamówionej przez brunetapiosenki. Światła w pomieszczeniu zbladły, pozostawiając tylko niewielkąpoświatę dobywającą się z kolorowych lampek powieszonych pod sufitem, które wdodatku wydzielały niejednostajny blask. Drake oderwał spojrzenie od uroczejdziewczyny i przeniósł go na sufit, następnie powędrował nim po całympomieszczeniu i poczuł się jakoś tak obco, nieswojo. Jakby nie był sobą, arzeczywistość, w której się znajdował nie była prawdziwa. Zakręciło mu się wgłowie, a oczy stały się portalem przez, który oślepiające światłoprzedostawało się do umysłu, tworząc w nim woalkę nieposkromionego blasku.Brunet potarł oczy grzbietem prawej dłoni. Poczuł, jak podłoga pod jego stopamidrży, pokój wypełnił się po brzegi głośną, niejednostają muzyką i trochę zbytpiskliwym głosem Latynosa. Zaczęło się. Wszyscy wokół świetnie się bawili,uwidaczniając zadowolenie i imprezowy nastrój na wszelkie możliwe sposoby(głównie poprzez taniec i wturowanie szkolnemu koledze). Yves był w swoim żywiole. 

- Ducks say ''quack" and Fish go ''blub" andthe seal goes ''ow ow ow" but there's one sound that no one know!! What does the Fox say?! – Yves ryknął potężnym głosem, a resztaimprezowej kliki zawtórowała mu stwarzając pozory amatorskiego chórku. Yveswyciągnął ręce przed siebie, po czym uniósł je do góry i rozpoczął wydawać zsiebie różne, przedziwne dźwięki, których ani Drake, ani Dagon nie mielijeszcze okazaji usłyszeć w swym życiu. 

Czy jego pojebało?

- Ring-ding-ding-ding-dingeringeding!Gering-ding-ding-ding-dingeringeding! Gering-ding-ding-ding-dingeringeding! What thefox say? 

Po pokoju rozniosły się okrzyki i piski zwiastujące nadejścienajlepszego. 

- Wa-pa-pa-pa-pa-pa-pow! Wa-pa-pa-pa-pa-pa-pow! Wa-pa-pa-pa-pa-pa-pow!What the fox say? – Latynos wyginał się w przód i w tył, energicznie wymachującrękami. Wykonywał takie ruchy, jakby próbował odegnać od siebie, stadospragnionych krwi komarów, albo co gorsza nietoperzy. 

- Hatee-hatee-hatee-ho! Hatee-hatee-hatee-ho!Hatee-hatee-hatee-ho! What the fox say? Joff-tchoff-tchoffo-tchoffo-tchoff!Tchoff-tchoff-tchoffo-tchoffo-tchoff!

Jakież nieprawdopodobne zestawienie dźwięków,które tak naprawdę nie przywodził na myśl nic konkretnego. Młody wampir nie zabardzo zrozumiał znaczenie tych całych krzyków. Nie śmiał nawet przypuszcać, iżw ludzkie ciało mogło być przystanią tylu ejdetycznych dźwięków. Rozszerzonymioczami wodził za skaczącą sylwetką kolegi. Co jakiś czas ktoś ocierał się o jegociało, lub zbyt głośno wrzeszczał, ogłuszając go na kilka sekund. Yves sprawiałwrażenie ooby pozbawionej piątej klepki. Nawet Coralin porzuciła smutki i żalei dała się ponieść tej ''leśnej" atmosferze. Podrygująca w takt muzyki brunetkazerknęła z ukosa na chłopaka, który stał z konsternacją wymalowaną na twarzy iniezrozumieniem w oczach. Wyglądał tak inaczej, niż zazwyczaj. Karina miaławrażenie, iż zachodziła w nim swego rodzaju zmiana. Zapewne spowodowana przezalkohol, lecz w tym momencie, w tej właśnie chwili nie było to dla niejistotne. Ważny był ten wieczór, ta sytuacja i to co mogło wydarzyć się później.Zarumieniła się. Odwróciła twarz i skupiła wzrok na przyjacielu, który był takiszczęśliwy. Powoli zmierzał ku końcowi. 

- The secret of the Fox Ancientmystery. Somewhere deep in the woods I know you're hiding. What is your sound?! –Yves przyłożył mikrofon do ust, w taki sposób, iż sprawiał wrażenie, jakbywłaśnie całował jego górną, chropowatą część (albo chciał go połknąć?), po czymuspokoił trochę głos, a jego barwa podobną była do skomlenia małegoszczeniaczka. 

- Will we ever knoooow? Willalways be a mystery? What do you say? You're my guardian Angel! Hiding in thewoods! What is your soooooooooouuuuuuuunnnnnndddddd?! – pełniący funkcjęimprezowego lokum salon wypełnił wysoki i pewny ton chłopaka. Yveswygiął się do tyłu unosząc jedną rękę w powietrzu i zaciskając przy tym pięść. Rozwarłusta na całą ich szerokość i pozwolił płynąć dźwiękom, tym czystym i tym mniejzachwycającym i przyjemnym dla wrażliwego ucha. Nikt nie zwracał uwagi najakieś tam potknięcia, czy niedoskonałości. Wszyscy sprawiali wrażeniewniebowziętych i śpiewali razem z Yvesem nadwyrężając przy tym struny głosowe.Drake również się dołączył. Akurat ta partia tego utwory niezwykle nimwstrząsnęła, poruszyła do głębi. Po grubej, pokrytej twardymi łuskami skórzeDagona, mieniącej się wszystkimi odcieniami czerni przebiegł dreszcz, którywstrząsał ciałem jego Pana. Mroczny właściel dał się mu ponieść. Wił się iskakał tak, jak on mu podpowiadał. Perfidne, wymuszające, buńczuczne uczucie,towarzyszące zarówno w tych dobrych, jak i skrajnych przypadkach. Terazemanowało dzikim, niepowstrzymanym charakterem, aż Dagon oblizał wargi zrozkoszy. Nigdy wcześniej nie było mu dane odczuwać i kosztować czegośpodobnego. Wydawało mu się, iż gdyby jego naczynie zechciało żywić się tymuczuciem do końca swych dni, on chciałby kosztować je razem z nim. Taka właśniezachodziła w nim zmiana. Tłum rozpoczął owacje, wykrzykując imię Yvesa. Jedniklaskali w dłonie, inni piszczeli (głównie dziewczęta), jeszcze inni niezważali na to, iż piosenka właśnie się skończyła. Tańczyli i głośno śpiewalinaśladując głos ciemnoskórego chłopaka (nawet jego specyficzny akcent). Latynosz szerokim uśmiechem na twarzy, objął się jedną ręką w pasie i zgiał w półkłaniając się przed publiką. Do oczu napłynęły mu łzy szczęścia, a z czołaskapywał obfity pot. Krótkoprzystrzyżone włoski prezentowały się, jaknaostrzone igiełki odbijając światło maleńkich lampeczek. Trochę musiał siępogimnastykować, by zaprezentować szeroką gamę wygibasów, lecz sądząc po minachi zachowaniu jego znajomych byli mu wdzięczni, za jego występ. Wręcz błagali owięcej. W tej właśnie chwili na podeściku pojawił się jeszcze blondyn, którybił głośne brawo swojemu kumplowi. 

- Yves! Yves! Yves! – salwy nie cichły,wręcz przybierały na sile. Latynos poczuł, że wzruszenie przejmuje nad nimkontrolę. 

- Kocham was! Kocham was wszystkich! Jesteście najlepszymiprzyjaciółmi, jakich mogłem spotkać! – Yves rozpłakał się na dobre. Co tenalkohol potrafił zrobić z człowiekiem? Łzy wydobywające się z oczu chłopaka,nie były łzami smutku, lecz uzewnętrznionej radości. 

- My też cię kochamystary! Bis! Bis!  – jakiś nieznajomy kolega krzyknął spośród tłumu. 

- Chciałbym zadedykować tę piosenkę mojej rudej lisicy! Dzięki tobie wiem, jakiedźwięki wydają lisy! Zwłaszcza w weekendy, pośród zielonej pościeli!

- Taaakkk!! Aaaaaaaa!!! Jesteś wspaniały misiaczku!!

Rudowłosa dziewczynaszalała z radości, skacząc i wystawiając rozłożone ręce w stronę Yvesa, którypowoli schodził ze stolika. 

- Właśnie zakomunikował wszem i wobec, że bzykająsię w jej pościeli, a ona nawet nie mamu tego za złe. Dlaczego wcześniej nie wpadałam na to, żeby wyciągnąć telefon ipo prostu to nagrać? – Coralin kręciła głową z niedowiarzenia, marszcząc przytym brwi i lekko podśmiewając się pod nosem. Dobrze znała Jeniffer i jejchłopaka. Ich zachowanie oraz słowa Yves'a nie powinny jej zdziwić, mimo toczuła niewysłowiony ubaw. 

- Myślę, że jeszcze będziesz miała nie jedną takąokazję, żeby coś nagrać – Karina szturchnęła koleżankę w bok i wskazała nabujającego się chłopaka, który z odprężoną miną kołysał się na boki, a jegociało wręcz zdawało się falować. Chyba efekt wywołany przez piosenkę wykonaną przez kumpla jeszcze nie minął, zapewne ponownie zatarł się w jego pamięci. 

- Yves to król karaoke!! – krzyknął, tym samym rozbudzając tłum, który ponowniezaczął wiwatować i skandować imię zadowolonego z siebie Latynosa. Chris wykonałgest wycieraczki, by uciszyć zgromadzenie, a następnie kontynuował tematzwiązany z karaoke. 

- Kto chce być następny?! – posłał to pytanie wrozgorączkowany tłum. Jak miał wybrać spośród tylu osób, które rzewniebłagały go o atencję i możliwość wystąpienia? Blondyn złapał się za biodro ipowiódł lekko przymglonymi oczami po wszytkich tam zgromadzonych (głównie tylkopo pierwszym rzędzie, gdyż tylko te osoby był w stanie dobrze rozpoznać. Tenkto powiedział, że alkohol odbierał, czy przytępiał zmysły nie kłamał). Zauważył,że jedna osóbka rozgląda się po pokoju, jakby czegoś szukała, chyba małozainteresowana tym kogo zaraz wybiorą. Christopher pomyślał, że zrobi muniespodziankę. Przecież wszyscy kochali karaoke! Brunet na pewno był zbytnieśmiały by to okazać, ale Chris wiedział swoje. Postanowił, że to onzadecyduje. 

- Chyba widzę ochotnika! Tak! Zróbcie dla niegomiejsce! Drake chodź tutaj! Jesteś następny! – blondyn wykonał zachęcającygest, jakby przygarniał coś do siebie i wrzasnął w stronę zdezorientowanegochłopaka. Gdy do uszu wampira dobiegło słowo przypominające jego własne imiębyło już za późno. Ktoś właśnie uderzył w jego plecy, popychając go do przodu.Chłopak lekko się zatoczył, ale utrzymał pion. Nie wkurzył się. Było muwszystko jedno. Chociaż zaraz, zaraz.... Dlaczego wszyscy tak dziwnie na niegopatrzyli i wykrzykiwali jego imię?

- Drake! Drake! Drake! Drake! – zewsząddobiegały go głosy, chłopięce i dziewczęcie, nie przypominające skowytu i sykupiekielnych demonów. To nie były czorty, to byli jego znajomi, może nawet niektórzyz nich mogli być jego przyjaciółmi.

- Drake! No dalej! Pokaż na co cię stać!Coś czuję, że ta scena zapłonie ogniem! – Chris roześmiał się energicznymśmiechem, którego dźwięk został spotęgowany za pomocą mikrofonu.

Panie! OhPanie! Ten człowiek żąda byśmy postawili tę rzecz w ogniu! O Panie! Uczyńmy to!Dajmy im poznać prawdziwą moc ognia! Jego płomiennego ducha i gorący majestat!Niech ogień muśnie ich skórę, jak delikatne ostrze zdradzonego kochanka! OPanie! 

Piekielny czorcik zaklęty w enigmatycznym kamieniu, rozradował się,jak małe dziecko na aluzję Chrisa. Czuł, a raczej wyobrażał sobie, że jegosympatia do tego chochlikowatego człowieczka z każdym dniem rośnie. To onsprawiał, że jego forma czuła się dobrze. On i dziewczyna, która przeszywałaPana parą niebieskich, przypominających topazy oczu. Jej spojrzenie takuwodzące, rozkoszne rozbierało jego właściciela, a Dagon pławił się w dotądsobie nieznanej rozkoszy. Czy te wszystkie uczucia były domeną ludzkich,słabych istot? Ale Pan nie był słaby, wątły, co to to nie. Tego Dagon mógł byćpewnym. Lecz Pan był również człowiekiem i należało to zaakceptować. Drake był,jak w amoku. Słowa demonka tak go zaskoczyły, że nie był w stanie wydusić zsiebie, ani jednego słowa. Dodatkowo Karina przypatrywała mu się uważnieposyłając miły, zachęcający do działania uśmiech. To go zmotywowało. Choć niewszyscy wydawali się być zadowoleni. Daniel z niesmakiem na ustach obserwował,jak brunet za pomocą Chrisa (lub nie pomocą? Daniel miał wrażenie, że Drake lepiejporadziłby sobie sam) wchodzi na stolik i rozgląda się lekko podenerwowanymwzrokiem. Blondyn dobrze wiedział, że Daniel chciał wystąpić, jako drugi. Nawetprzed imprezą to uzgodnili. Uniósł rękę do góry, a Chris nawet nie zwrócił naniego uwagi, wybierając przystojnego kolegę. Mina mu zrzedła, gdy usłyszałrozgorączkowany i zadowolony głos blondyna. No trudno będzie zmuszony zaczekaćna swoją kolej. Moża uda mu się z kimś wystąpić? Może jakiś duecik zprzystojnym chłopczykiem? Uśmiechnął się z przekąsem. Wybrał już nawetpiosenkę, która idelanie pasowała do tej sytuacji. Tłum znajomych Chris'a wciążwykrzykiwał imię ciemnowłosego chłopaka i piszczał z podniecenia, a Drake miałwrażenie, że zaraz zapdnie się pod ziemię, albo gorzej stolik załamie się podjego ciężarem, a on gruchnie na ziemię, jak długi obserwowany przezkilkadziesiąt par oczu. To było okropne uczucie. Zrobiło mu się gorąco, wustach mu zaschło. Nie potrafił wyrzucić z siebie ani jednego słowa.

- Drake!Nie spinaj się! Będzie super! Rób to co Yves! – Chris podszedł do bruneta ilekko szturchnął go w ramię. Ten machinalnie odwrócił głowę w jego stronę izlustrował go uważnym spojrzeniem, w którym czaiło się coś na wzór przestrachu.Pokręcił głową w myślach. 

Mam robić to coYves? Czyli wydawać z siebie niezidentyfikowane przez żaden światowy radardźwięki? Wić się na scenie, jak wąż w gorsecie? To chyba nie przejdzie stary.Jeszcze tak mi nie odjebało! Chociaż, chociaż, jakby się tak zastanowić. Przedchwilą razem z moim demonem chcieliśmy spalić ten stół, więc może nie będzietak źle... skoro pozwolisz mi rozpalić ogień. Mam nadzieję, że rozpalę nie tylkoto. Stworzony, by usypiać anioły i budzić demony... 

Spojrzał na ciemnoskóregokolegę, który obscenicznie obściskiwał się ze swoją dziewczyną pod jedną ześcian, a następnie skierował je na dziewczynę, która wciąż stała w tym samymmiejscu. Po prawej stronie od długiego i wąskiego stoliczka. Patrzyła prosto naniego, a Drake czuł, że twardnieje od wewnątrz i chyba też na zewnątrz. Spuściłwzrok przypatrując się swojemu rozporkowi, lecz nic nienaturalnego tam niezaobserwował. Odetchnął. Dziewczyna wciąż przyszpilała go wzrokiem,zastanawiając się, jakież kroki poczyni i co zaśpiewa. Prezentował się takbosko! Karina wiedziała, że jego barwa głosu będzie równie uwodzicielska.Zaczęła odpływać i marzyć o nieznanych lądach, gdzie głos bruneta towarzyszyłjej na każdym kroku. 

- Co chciałbyś zaśpiewać? – Chris podszedł do wysokiegochłopaka, który lekko się przygarbił, aby zmniejszyć swój wzrost. Czasem go niecierpiał. Skazywał go na wieczne bycie w centrum uwagi. Blondyn podał mumikrofon, a Drake odebrał go od niego z oporem wyczuwalnym w jego ruchach.Głośno przełknął ślinę. Alkohol i adrenalina buzowały mu w żyłach, lecz nietyle by otępić wszystkie zmysły. Wydawało mu się, że zanim wszedł na tę scenębył bardziej podchmielony. Nie przyłożył mikrofonu do ust, jedynie cośoldburknął pod nosem, tak cicho, iż nawet Chris go nie usłyszał. Chłopakroześmiał się, by choć trochę rozładować panujące wokół nich napięcie, po czymkrzyknął w stronę publiki rozkładając ręce. 

- Dawajcie propozycje! Wybierzmy dla Drake'a piosenkę, żeby mógł zakończyć swój proces inicjacyjny i w pełnistać się pełnoprawnym bywalcem moich czaderskich imprez!

🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆

Ylvis - The Fox (What Does The Fox Say?)

🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆🎆

Na jaką piosenkę padnie wybór...? Tego dowiecie się w następnym rozdziale. 

Zauważyłam, że aplikacja skleja czasem słowa :(. Nie wiem od czego to zależy i czemu tak się dzieje. Na laptopie tekst nie jest posklejany, no ale cóż. Będę robić poprawki, więc to też skorygują jeśli będzie trzeba. Dziękuję wszystkim za wyświetlenia, gwiazki i komentarze :* 

Ingis20





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro