ROZDZIAŁ 38

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Doktor Michael Townshend przechadzał się po korytarzach jednego z londyńskich szpitali, w którym pracował od niedawna. Zdążył zakochać się w urokach tego przepięknego miasta. Doktorzy i cały personel szpitala św. Tomasza byli naprawdę mili. Michael zdążył nawet nawiązać kilka bardzo dobrych znajomości, które miał nadzieję, będą owocowały w przyszłości. Zaglądając do sal, w których leżeli jego pacjenci, rozmyślał o rodzinie i ostatniej rozmowie, którą przeprowadził z Selene. Czuł się okropnie, że w taki sposób potraktował swą siostrę. Temat jej brata był dla niej bardzo drażliwy, a Mike od razu przystąpił do konkretów. Powinien być mniej bezpośredni. Doskonale zdawał sobie sprawę, że swym zachowaniem uraził swą młodszą siostrzyczkę. Nagle burze jego myśli przerwało czyjeś wołanie. Odwrócił się w stronę głosu, który dochodził zza jego pleców. Zauważył, że w jego kierunku biegnie młoda pielęgniarka, o szkockich rysach i sprężystych, rudych lokach. Jej twarz wykrzywiona była przez grymas strachu i paniki, jakby jej życiu zagrażało ogromne niebezpieczeństwo, przed którym próbowała uciec. Michael nie zdążył nic powiedzieć, gdyż pielęgniarka dogoniła go i zaczęła mówić w zastraszająco szybkim tempie. Mike złapał ją za ramię, by doprowadzić ją do porządku. Pielęgniarka była bardzo zdenerwowana i nie mogła opanować swych reakcji. Widać, że od niedawna pracuje w tym szpitalu i to pierwszy taki przypadek, z którym się spotkała.

- Co się dzieje? - Michael zmarszczył brwi i mocniej ścisnął jej ramię, by choć trochę ja uspokoić. Kobieta wzięła głęboki wdech i wyrzekła już spokojniejszym tonem.

- Mamy dziewczynę, nastolatkę, ktoś usiłował zabić ją nożem.

Michael zjeżył się na dźwięk słowa zabić. Nie był to jego pierwszy taki przypadek, jednakże to co usłyszał od młodej pielęgniarki wstrząsnęło nim do głębi.

- Nie możemy tracić czasu.

Nim się obejrzeli, oboje biegli długim, jasnym korytarzem nie zwracając uwagi na przerażone i zaskoczone spojrzenia, którymi obdarzali ich pacjenci. Gdy już wreszcie dotarli do końca korytarza, doktor Michael zauważył, iż dwóch ratowników medycznych niesie jakąś osobę na szpitalnych noszach. Nie musiał długo się zastanawiać, iż ową osobą jest ta zaatakowana dziewczyna. Pod wpływem gwałtownego impulsu podbiegł do noszy i zlustrował swym bacznym wzrokiem ciało młodej kobiety. Sprawdził jej puls i stwierdził, iż dziewczyna żyje, lecz jest nieprzytomna. Pomimo nacięcia na szyi, które teraz znajdowało się pod prowizorycznym opatrunkiem, jej życiu nie zagrażało nic innego.

- Przenieście ją do sali obok mojego biura, na drugim piętrze. Tam się nią zajmę.

Mężczyźni skinęli głowami na znak zrozumienia i ruszyli w stronę windy, a Michael pobiegł w stronę schodów.

- Panie doktorze...!! - szybko odwrócił się, gdyż usłyszał za sobą przestraszony głos rudej pielęgniarki.

- Co mam przygotować?? - wydukała, zjadając przy tym niektóre głoski.

-  Przynieś do tej sali apteczkę. Opatrzę ją i zbadam, później oszacujemy sytuację. - Michael obdarzył kobietę ponaglającym spojrzeniem a sam ruszył w górę schodów. Życie tej osóbki zależało od niego. Nie myśląc już o niczym innym jak o nieprzytomnej dziewczynie wbiegł do szpitalnej sali, w której była już inna pielęgniarka i dwóch ratowników.

- Dziękuję panowie. - Michael podszedł do mężczyzn i poklepał ich po ramionach w geście uznania. Mężczyźni w szybkim tempie opuścili salę, by nie przeszkadzać szpitalnemu personelowi w działaniu.

- Karina Bergman, lat siedemnaście. Została zaatakowana nożem na odcinku ulicy Abbey Road. Mieszka całkiem niedaleko. - pielęgniarka wypowiadając te słowa cały czas patrzyła na niewysokiej postury, ciało młodej dziewczyny. Doktor Michael rozwinął bandaż, który okalał jej szyję. Zauważył pod spodem podłużne nacięcie, nie było głębokie. Z wnętrza wypływała apetyczna krew. Zapach dziewczyny był bardzo intensywny, ale było w nim coś jeszcze i właśnie ta anomalia zaniepokoiła doktora Parkera.

- Mam potrzebne sprzęty! - rudowłosa pielęgniarka wbiegła z impetem do środka i położyła przyniesione przez siebie rzeczy, na jednym z nocnych stoliczków.

- Wspaniale. Zostańcie jeszcze, będę potrzebował waszej pomocy. - Mike spojrzał na kobiety, by móc odczytać ich reakcje. Obie machinalnie pokiwały głowami na znak, iż rozumieją. Doktor Michael Parker Townshend zabrał się za oczyszczanie rany i przygotowywanie nowych maści i opatrunków. Przez cały ten czas myślał o tym, że coś tu nie gra. Ale co? Dziewczyna nie była jakaś nadzwyczajna. Była jak najbardziej ludzka. Miała długie, ciemne, falowane włosy, lekko przyciemnioną przez słońce skórę, chociaż w tym stanie wyglądała na wręcz siną i nie była wysokiego wzrostu. Pomimo tego, Michael czuł, iż zapach dziewczyny jest z czymś wymieszany. Zmysły podpowiadały mu, że gdzieś już spotkał się z podobną wonią. Nie mógł potwierdzić swoich podejrzeń, gdyż nad nim stały dwie przerażone pielęgniarki. Uważnie obserwowały każdy ruch doktora, przyglądając mu się z uznaniem w oczach. Michael bardzo dobrze znał się na wykonywanej przez siebie pracy. Nie tracił ani jednej sekundy. W jego zawodzie, to właśnie czas odgrywał największą rolę. Delikatnymi i dokładnymi ruchami opatrzył szyję dziewczyny, założył kilka szwów, podał maść i zabandażował ją, tak aby dziewczyna nie mogła narazić zranionego miejsca na nowe zadrapania. Gdy doktor skończył już swą pracę, pielęgniarki wbiły wenflon do błękitnej żyły młodej brunetki i podały jej jakiś przezroczysty płyn w kroplówce. Doktor Michael jeszcze chwilę stał i przypatrywał się bezwładnemu ciału dziewczyny, leżącemu na łóżku. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że mogłaby umrzeć, już nigdy nie rozkoszować się życiem. Jeżeli potwierdzą się jego przypuszczenia, to obiecał sobie, że osobiście wymierzy karę temu kto to uczynił.

- Pójdę do swojego gabinetu. W razie czego zawiadomcie mnie. - doktor Parker poinformował dwie pielęgniarki i pospiesznie opuścił szpitalną salę. W rękach niósł zakrwawione bandaże. Tylko tyle zdążył ze sobą zabrać. Resztę zostawił, by pielęgniarki się tym zajęły. Młody mężczyzna czuł, że zaraz zrobi coś potwornego. Nie chciał tego, ale jego mózg podpowiadał mu, że to jedyna szansa na dowiedzenie się jakiejkolwiek prawdy. Przekroczył próg swego gabinetu i szczelnie zamknął drzwi. Sprawdził wcześniej czy nikogo nie ma w pobliżu, obawiał się, iż ktoś może go nakryć na gorącym uczynku. Doktor odłożył bandaże na umywalkę, która mieściła się pod jedną ze ścian szpitalnego gabinetu. Bardzo się denerwował. Wiedział, że to co zamierza zaraz uczynić jest bardzo złe, wiązało się to ze złamaniem jednej z jego zasad. Mimo wewnętrznych sprzeczności, spiął mięśnie swej dłoni. Czuł jak krew odpływa z jego twarzy i napływa mu do ręki, która miała się stać narzędziem zbrodni. Podniósł jeden z zakrwawionych opatrunków i przytknął go do nosa. Głęboko się zaciągnął, aż zakręciło mu się w głowie. Ta dziewczyna była obdarzona niezwykłym i do tego bardzo intensywnym zapachem. Ciężko było mu się oprzeć, lecz doktor Michale po tak długiej praktyce opatrywania ran i przeprowadzania operacji, nawet nie zapragnął skosztować krwi dziewczyny. Jednakże to nie było takie łatwe. Musiał to zrobić, by być na sto procent pewnym kto zaatakował tę brunetkę. Michael wystawił język i lekko przytknął go do nasiąkniętego krwią kawałka materiału, po czym ponownie go schował. Teraz już wiedział, że się nie myli. Był wściekły. Jak ten niewdzięczny chłopak mógł zrobić coś takiego??!! Czy on nie zdawał sobie sprawy jakie czekają go teraz konsekwencje. Michale wyrzucił pospiesznie bandaże i umył ręce. Czuł się taki brudny i wypompowany z wszelkich sił. Jedyne co pozostało w jego głowie to ogarniające go wzburzenie i nienawiść do najmłodszego członka rodziny. Nagle usłyszał głośne pukanie do drzwi. Ta odrobina krwi, którą przed chwilą skosztował wyostrzyła jego zmysły. Wiedział, iż za drzwiami stoi ruda pielęgniarka, która informowała go o zajściu. Michael, nie każąc jej dłużej czekać szybko otworzył drzwi. Pęd powietrza, który wytworzył się przy zbyt gwałtownym otwarciu, omiótł pielęgniarkę. Kobieta wystraszyła się i odsunęła trochę od drzwi, po czym obdarzyła niewinnym wzrokiem mężczyznę w białym kitlu.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale przyjechali rodzice tej dziewczyny i chcą się z panem doktorem widzieć. - kobieta spuściła wzrok. Michael był bardzo zdeterminowany. Zamknął drzwi i kazał zaprowadzić się do tych ludzi. Chciał jak najszybciej z nimi porozmawiać. Pielęgniarka spojrzała w stronę sali, w której doktor Parker przyjmował młodą dziewczynę i wskazała dyskretnie na parę, która stała pod ścianą. Wyglądali na bardzo przejętych i zdruzgotanych. Kobieta, prawdopodobnie matka owej dziewczyny, nie mogła powstrzymać swych emocji i ciągle płakała opierając się na ramieniu stojącego obok mężczyzny. Owy człowiek obejmował ją czule i przytulał do siebie. Gdyby nie on, zapewne jego towarzyszka upadłaby na ziemię. Próbował jakoś uspokoić nieszczęśliwą kobietę, ale ona czyniąc na przekór swemu mężowi, szlochała jeszcze głośniej i donośniej. Na widok ledwo trzymającej się kobieciny, doktor Parker poczuł niewysłowiony smutek. Chociaż nie znał tej kobiety i nic go z nią nie łączyło, pragnął oderwać ją od tych wszystkich negatywnych zdarzeń.

- Państwo Bergman? - nie zastanawiając się dłużej doktor Michael sprężystym krokiem podszedł do nieznajomych i obdarzył ich uspokajającym spojrzeniem. Mężczyzna, który tulił do swej piersi zapłakaną kobietę, spojrzał na Michaela wypełnionymi przez ból i niepewność oczyma. Bardzo cierpiał, doktor doskonale o tym wiedział. Przeżywał tę sytuację, ale nic nie mówił, próbował jakoś uspokoić rozhisteryzowaną małżonkę.

- Zgadza się. Jeffrey Bergman, jestem ojcem Kariny, a to jest moja żona Lorein.... c-cooo... co się s-stało..??

Michael spojrzał głęboko w oczy mężczyźnie. Pomimo tego, iż starał się ukryć panikę, która ogarniała jego ciało, struny głosowe odmawiały mu posłuszeństwa. Starał się być twardy, ale słabo mu to wychodziło. Jakież to było ludzkie. Mężczyzna wyswobodził jedną dłoń i podał ją doktorowi Michaelowi w geście przywitania się. Mike uścisnął dłoń mężczyzny i lekko nią potrząsną. Ojciec młodej dziewczyny wydawał się być solidnym człowiekiem. Miał około czterdziestu pięciu lat, krótko ostrzyżone włosy w odcieniu brązu, wyraziste rysy i niebieskie, pogodne oczy. Michael wyobraził sobie jak uśmiechają się na widok córki. Zapewne jego oczy reagowałby tak samo, gdyby miał własną pociechę.

- Panie doktorze, w jakim stanie jest nasza córeczka...?? - kobieta stojąca obok mężczyzny, wreszcie zabrała głos. Oderwała się od męża i spojrzała na Michaela przekrwionymi od łez i zgryzoty, oczami. Ich barwa również wpadała w błękit, lecz włosy kobiety były jaśniejsze i wspaniale komponowały się z jej opaloną skórą. Była w zbliżonym wieku do mężczyzny, z którym doktor wymienił uścisk dłoni.

- Proszę się uspokoić. Państwa córce już nic nie grozi. Osobiście się nią zająłem. Rozcięcie na szyi nie zagraża jej życiu, rana nie jest głęboka, więc naprawdę nie ma powodów do obaw. - doktor Michael uśmiechnął się przyjacielsko. Miał cichą nadzieję, że tymi słowami, choć trochę uspokoił skołatane nerwy tej dwójki. Sam nie miał dzieci, ale gdyby taka sytuacja dotyczyła któregokolwiek członka jego rodziny, był pewien, że potrzebowałby właśnie takiego słownego wsparcia. Kobieta przestała już płakać. Co jakiś czas przecierała załzawione oczy, mokrą od łez chusteczką. Mężczyzna odetchnął z ulgą, a mięśnie na jego twarzy zaczęły się rozluźniać. Michael zaczął szukać w kieszeni swojego fartucha chusteczek higienicznych. Był pewien, że ma je przy sobie. Widok wypłakującej oczy, kobiety nie wprawiał go w szampański humor.

- Czy... możemy się z nią zobaczyć...? - kobieta wymamrotała słabym od rozpaczy głosem. Doktor Michael znalazł opakowanie z chusteczkami i wręczył je kobiecie. Matka dziewczyny, odebrała od młodego mężczyzny w białym fartuchu paczkę cienkich i białych chusteczek, po czym obdarzyła go wdzięcznym, lekkim uśmiechem.

- Niestety, w tej chwili nie mogą państwo zobaczyć się z córką. Jeszcze się nie wybudziła, ale zapewniam, jej życiu nic nie zagraża. Mogą tu państwo zostać i poczekać, aż się obudzi. Wtedy osobiście państwa powiadomię.

- Jesteśmy panu bardzo wdzięczni za opiekę nad naszym słoneczkiem.

Michael spojrzał na mężczyznę i dostrzegł w jego oczach cień bezbrzeżnej miłości jaką darzył swą córkę i chęć walki za nią.

- Jest naszą jedyną córką.... Gdyby coś jej się stało.. nigdy byśmy sobie tego nie wybaczyli... - kobieta drżącym głosem wypowiedziała ostatnie słowa i ponownie się rozpłakała. Była tak podobna w swoim zachowaniu do Jane, że jej rekcja bardzo zabolała doktora Michaela.

- Ale nic jej się nie stało. Jest bezpieczna, proszę uwierzyć mi na słowo. - Mike złapał za ramię matkę poszkodowanej dziewczyny i próbował ją pocieszyć. W tej samej chwili ktoś do nich podszedł. Trwało to zaledwie parę sekund, doktor Michael nawet nie zdążył objąć swymi zmysłami całej tej sytuacji, gdy nagle usłyszał obok siebie męski, chrapliwy głos. Chyba za bardzo przejął się cierpieniem tej rodziny.

- Doktor Michael Parker Townshend? - odrzekł zdecydowanym głosem mężczyzna. Michael uniósł swe oczy i skupił je na postaci, która przerwała mu rozmowę z rodzicami jego pacjentki. Niewysoki mężczyzna, w stroju funkcjonariusza, obdarzył go przenikliwym spojrzeniem swych ciemnobłękitnych, wręcz granatowych oczu, oczekując na rekcję doktora.

- Tak to ja. - Mike odwrócił się w stronę faceta i obdarzył go równie zdecydowanym spojrzeniem.

- Inspektor James Brown, a to mój partner podinspektor Nathaniel Edison. Chcielibyśmy zadać panu i pani Karinie Bergman kilka pytań.

Funkcjonariusz, który stał obok zatytułowanego inspektora Brown'a, wyciągnął mały notesik i długopis, i zaczął coś w nim zapisywać. Michael ściągnął brwi. Nie dał tego po sobie poznać, ale ta sytuacja lekko go zaskoczyła, a nawet przeraziła. Jednakże cóż innego mógł sobie wyobrażać? Przecież dokonany czyn jest zbrodnią, a to oczywiście wiąże się z interwencją służb mundurowych. Michael z maską opanowania i nonszalancji na twarzy, odpowiedział łagodnym, aczkolwiek surowym tonem, jak na prawdziwego lekarza przystało.

- Przykro mi. Aktualnie nie mogą panowie porozmawiać z panią Kariną. Pacjentka jeszcze się nie obudziła, ale skoro mają panowie jakieś pytania do mnie to zapraszam do mojego gabinetu.

- A co z Karinką? Jest szansa, że obudzi się dzisiaj...?? - matka dziewczyny zaczęła się niepokoić.

- Tak, proszę się nie martwić. Dolores, zaprowadź państwa do poczekalni, a ja na spokojnie pomówię z panami.

- Znajdźcie tego bydlaka... - pan Bergman złapał za ramię przybyłego funkcjonariusza i mocno je ścisnął.

- Spokojna głowa Jeffrey. Już mamy kilka tropów.

Spokojna głowa Jeffrey?? Mamy kilka tropów?? Ewidentnie ta dwójka znała się i to nie od wczoraj. Mężczyźni wymienili uścisk dłoni, następnie policjant podszedł do kobiety i mocno ją uściskał, szepcząc pocieszające słowa do ucha. Michael przyglądał się tej scenie z chłodem w oczach. Jeżeli ten policjant nie kłamie i naprawdę mają jakiś trop, to jest to tylko kwestia czasu zanim złapią jego brata i zamknął w więzieniu. Nie mogą tego zrobić, nie mogę do tego dopuścić, pomyślał Michael. Funkcjonariusze skończyli rozmowę z rodzicami poszkodowanej i podążyli w ślad za doktorom Michaelem do jego gabinetu. Mike kazał im usiąść na metalowych krzesłach, które znajdowały się przed biurkiem, po czym sam usadowił się na swoim miejscu.

- Dziękujemy, że zechciał pan poświęcić nam swój czas. - policjant o wyższej randze rzekł trochę milszym tonem niż tym, który Michael usłyszał na korytarzu.

- Taka już moja praca, pomaganie ludziom, ale nie rozumiem w jaki sposób mogę pomóc panom. Nic nie wiem na ten temat, ja tylko ją opatrzyłem. - Michael uśmiechnął się przyjacielsko. W głębi duszy czuł jak strach o bezpieczeństwo brata podgryza mu wnętrzności.

- Może pan sprzedać nam kilka przydatnych informacji. Proszę powiedzieć, o której godzinie przywieziono tu Karinę? - mężczyzna obdarzył przenikliwym i pełnym pewności siebie spojrzeniem młodego doktora. Nie miał pojęcia, że rozmawia z kimś kto zna całą prawdę.

- Nie jestem do końca zorientowany, ale mogło być wpół do dziewiątej, może około. Myślę, że dokładniejsze informacje na temat godziny i przyjęcia pani Bergman, zaczerpnął panowie w punkcie rejestracyjnym. Jeszcze jakieś pytania? - Mike nerwowo splótł ze sobą palce, ale inspektor ani jego towarzysz, który był zajęty zapisywaniem czegoś, tego nie zauważyli. Mike zastanawiał się co on tam takiego zapisuje? Przecież nie powiedział im nic co byłoby godne uwagi.

- W porządku. A co z jej stanem? Jest stabilny? Mam pan doktor jakieś teorie dotyczące tego jak została zaatakowana? - mężczyzna wciąż patrzył prosto w oczy Michaelowi. To była jego strategia. Zamierzał przytłoczyć przeciwnika, sprawić, że poczuje się niekomfortowo, a wtedy on zaatakuje takim pytanie, iż rozmówca nie będzie miał wyjścia i po prostu wyjawi najpaskudniejszą tajemnicę. Mike jednakże już nie raz w życiu spotykał takich jak ten człowiek, dlatego miał opracowaną własną technikę, którą wykorzystywał z powodzeniem przy takich rozmowach. Usadowił się wygodniej w fotelu, oparł łokcie o poręcze fotela i luźniej splótł palce. Tym zabiegiem pokazywał, iż nie boi się odważnych wyznań i pytań przybyłego funkcjonariusza.

- Tak jak już wcześniej wspomniałem, pacjentka jest w dobrym stanie. Nic nie zagraża jej życiu. Rozcięcie na szyi nie jest głębokie...

- Ktoś próbował poderżnąć jej gardło? - inspektor przerwał monolog Michaela i z goryczą w głosie zadał mu pytanie.

- Nie sądzę, myślę, że ten ktoś próbował ją nastraszyć. Może wyniknęła jakaś szarpanina i napastnik lekko przejechał nożem po jej szyi... - doktor Parker zaczął zastanawiać się nad sensem wypowiedzianych przez siebie słów. Sam nie kupował tej bajeczki, a co dopiero przybyli funkcjonariusze, ale musiał coś zrobić. Nie mógł przecież obciążyć własnego brata. Już i tak miał przekichane.

- Skąd takie przypuszczenia? Ma pan na to jakieś dowody? - policjant zmierzył ostrzegawczym wzrokiem doktora, tak jakby przeczuwał, że Mike coś kombinuje. Jego wspólnik również uniósł głowę znad kartki papieru i zmrużył oczy na widok Michaela, jakby od jego postaci bił jakiś oślepiający blask.

- W mojej opinii, napastnik nie chciał poderżnąć jej gardła. Gdyby tak było rana na szyi przybrałaby inny kształt. W dodatku byłaby też bardziej głęboka, a nie taka powierzchowna jak teraz. Przez takie rozcięcie nie przepłynie nawet dużo krwi, więc nie byłoby szans na to, żeby dziewczyna się wykrwawiła. Widać, że rana powstała w wyniku lekkiego przejechania ostrzem noża po skórze. Napastnik ani nie zagłębił tego narzędzia, ani też go nie wbił. Nie ma rany szarpanej, a co za tym idzie nie było możliwości, żeby przebić aortę. To jest moja teoria. - doktor Michale lekko zmarszczył brwi. Był z siebie zadowolony. Po minach funkcjonariuszy widział, że zaczęli zastanawiać się nad tym, co powiedział. Chyba trochę ich przekonał. Oczywiście zgrabnie przemilczał fakt, iż zauważył na skórze dziewczyny odznaczające się ślady kłów. Nagle ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę. - Michael uniósł się z fotela. To samo uczynili też jego rozmówcy. Do środka weszła rudowłosa pielęgniarka, która towarzyszyła Michaelowi podczas opatrywania młodej pacjentki.

- Tak Dolores, o co chodzi? - Mike przeczuwał co się zaraz wydarzy. Chciał to jakoś odciągnąć w czasie, ale los nie był dziś dla niego łaskawy.

- Panie doktorze, dziewczyna obudziła się. Jest w lekkim szoku, ale wszystko z nią w porządku. Są z nią jej rodzice. Bardzo się martwią. - pielęgniarka uczyniła cierpiętniczą minę.

- Wspaniale, zaraz pójdę ją obejrzeć.

- Pozwoli pan, że zadamy jej kilka pytań. Musimy ją przesłuchać jeszcze dziś. Zależy nam na tym, by jak najszybciej znaleźć tego, kto jest za to odpowiedzialny i go ukarać. - mężczyzna wypowiedział te słowa tak surowym tonem, że Mike poczuł jak włosy jeżą mu się na karku. Miał plan, chciał wyprosić ich i jakoś odciągnąć w czasie to całe śledztwo. Teraz przyszłość jego rodziny w tym mieście wisiała na włosku. Nie był potworem chciał, by dziewczyna i jej rodzina dostąpili sprawiedliwości, ale musiał dbać też o własną rodzinę.

- Najpierw ją zbadam i oszacuję, czy może z panami rozmawiać, dlatego życzyłbym sobie, by pozostali panowie na zewnątrz. - doktor nie czekając na reakcję mężczyzn, pognał za młodą pielęgniarką do sali, w której leżała dziewczyna. Gdy wszedł do szpitalnego pokoju zastał niecodzienny widok. Pomieszczenie wypełnione było miłością. Matka brunetki ściskała ją mocno i nawet nie myślała, żeby wypuszczać córki z objęć. W innych okolicznościach takie zachowanie mogłoby zagrażać jej życiu, ale dziewczyna była w nienajgorszym stanie, dlatego Mike pozwolił na takie czułości. Jej ojciec stał nad nimi i ocierał łzy, które skapywały mu z brody i moczyły białą koszulę. Rodzina nawet nie zauważyła, gdy doktor Michael wszedł do pomieszczenia. Dopiero trzask zamykanych drzwi przywołał ich do porządku. Młody mężczyzna uśmiechnął się na widok tak pięknej sceny i podszedł bliżej łóżka dziewczyny.

- Widzę, że już Ci lepiej. Jestem Michael Parker Townshend i jestem twoim doktorem. Jak się czujesz? - Mike stanął nad łóżkiem dziewczyny i lekko się do niej uśmiechnął. Zapłakana dziewczyna również obdarzyła go uśmiechem.

- Dziękuję, dobrze. Mamo co z Noah..? - dziewczyna odwróciła się w stronę matki i zagaiła ją.

- Nie martw się skarbie, Noha jest u pani Ferguson. Gdy tylko dowiedzieliśmy się co się stało przyjechaliśmy najszybciej jak mogliśmy. Moje biedactwo. - kobieta jeszcze raz przytuliła do swej piersi córkę.

- Tak się bałam mamo. Obiecałam, że się nim zajmę...

- Nie myśl teraz o tym, musisz wyzdrowieć. - ojciec przerwał żale dziewczyny, która cały czas się obwiniała.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałbym zbadać pacjentkę. Na korytarzu czekają panowie policjanci. Chcą porozmawiać z państwa córką o tym wydarzeniu.

- Tata Chrisa tu jest?? - dziewczyna zapytała z nutą nadziei w głosie. To utwierdziło Michaela w przekonaniu, iż Ci ludzie bardzo dobrze się znają, a co z tego wynika? Będą jeszcze zacieklej walczyć o odkrycie prawdy i złapanie tego kto to zrobił. Oj, Drake naważyłeś sobie piwa. Mike przygryzł wewnętrzną część policzka, nadal nie mógł pogodzić się z faktem, że jego młodszy krewniak jest tak lekkomyślny.

- Tak słoneczko. - odrzekł pan Bergman.

- Chcę z nim porozmawiać. - dziewczyna była bardzo stanowcza. Mike żałował, że nie może zajrzeć jej do głowy i przekonać się ile pamięta z tamtego wydarzenia.

- Dobrze, ale najpierw muszę wykonać kilka bardzo prostych badań. Czy mogą państwo opuścić salę, zaraz was poproszę.

Ojciec Kariny spojrzał na dziewczynę następnie na jej matkę, po czym złapał kobietę za ramiona. Pani Bergman lekko protestowała, ale doktor przekonał ją, że to dla dobra jej córki. Nie marudząc już więcej opuściła pomieszczenie. Michael został sam na sam z dziewczyną. Jej zapach był jeszcze bardziej intensywny niż wcześniej, gdy ją opatrywał. Teraz nawet mógł swobodnie wyczuć krew Drake'a, która wymieszała się z jej tworząc magiczną mieszankę. Dziewczyna najprawdopodobniej była nieświadoma tego co się stało, tej więzi, którą wytworzyła i lepiej dla niej było, by nigdy przenigdy się o tym nie dowiedziała. Doktor starał się przywdziać jak najmilszy wyraz twarzy podszedł do półki z potrzebną aparaturą i zabrał to co było mu niezbędne w tej sytuacji.

- Najpierw zmierzę Ci ciśnienie, później posłuchamy trochę twojego serduszka, a na koniec sprawdzimy jeszcze czy czasem nie masz zawrotów głowy.

- Czuję się dobrze, bo rodzice tu są, a co najważniejsze mój brat ma zapewnioną opiekę. Bałam się, bo rodzice poprosili mnie bym się nim zaopiekowała a ja nawet nie dotarłam do domu... - dziewczyna zaczęła cicho pochlipywać. Michael nie mógł znieść tego widoku. Ta młoda istota nie lękała się o własne życie. Cały czas rozmyślała o swoim bracie, o tym czy jest bezpieczny. Dokładnie tak jak Selene. Ta krótka myśl przeleciała przez myśli doktora wprawiając go w marazmatyczny nastrój.

- Nie obwiniaj się. To nie twoja wina, że ktoś cię zaatakował. Zresztą na pewno wkrótce go znajdą.

Michael nie wiedział co więcej powiedzieć. W głębi duszy nie chciał, by Ci ludzie dowiedzieli się prawdy, bo to wiązało się z ich końcem, ale cóż innego mógł powiedzieć? Był na siebie wściekły, że nie upilnował brata. Obiecał sobie, że teraz weźmie się za niego i choćby niewiadomo co natłucze mu rozumu do jego pustej głowy. Doktor Parker szybko uwinął się ze sprawdzaniem stanu zdrowia dziewczyny.

- Myślę, że jutro będziesz mogła wrócić do domu. Zostawimy cię jeszcze na noc na obserwację. Poproszę teraz twoich rodziców.

- I pana Browna, jeżeli pan doktor może. - dziewczyna uśmiechnęła się uroczo, a Mike poczuł, że zrobiłby dla niej wszystko by ją uszczęśliwić. Doktor skinął głową i już miał wychodzić, gdy usłyszał za sobą głos dziewczyny.

- Dziękuję za wszystko proszę pana.

Michael odwrócił się w jej stronę i skinął głową. A niech to!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro