ROZDZIAŁ 61

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wypadek, który przydarzył się Chrisowi wstrząsnął wszystkimi, a najbardziej Kariną. Dziewczyna nie wątpiła w to, że Coralin bardzo martwiła się o swojego chłopaka i robiła wszystko, by mógł zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Kilkukrotnie namawiała go, by porozmawiał ze swoim ojcem, przyznał się do wszystkiego, lecz młodzieniec wolał milczeć, jak zaklęty. Brunetka tak nie potrafiła. Rozmawiała otwarcie o swoich problemach oraz koszmarach z rodzicami, których wciąż doświadczała a ich strumień nasilił się po tym, gdy nastolatka dowiedziała się, iż jej przyjaciel jest w szpitalu. Wiedziała, że rodziciele zrobią wszystko, by jej pomóc, choć nie zawsze było ich na to stać. Czasem dziewczyna zaszywała się sama w swoim pokoju i rozmyślała nad tym, co przydarzyło się w jej życiu. Zastanawiała się, jak wyglądałoby ono, gdyby wreszcie złapano sprawcę jej nieszczęścia i podupadłego zdrowia psychicznego. Dzisiejszego dnia nie zamierzała maltretować się tymi ponurymi myślami, które niestety coraz częściej witały u drzwi jej świadomości, a cichy głosik dobywający się zza nich skomlał i szeptał, iż to jest bardzo blisko. Dziewczyna odpychała od siebie te myśli, jak tylko potrafiła i skupiła się na ustach Coralin, która wypowiadała słowa w zastraszająco szybkim tempie i trzeba było uważnie się przysłuchiwać, by wyłapać wszystkie słówka. 

- Ależ dziś jest mróz na zewnątrz! Nie znoszę takiej pogody! Ja znów chcę lato, chodzić w krótkich spodenkach i zakładać bikini!  – Blondynka narzekała z naburmuszoną miną, idąc korytarzem nie zwracała uwagi na innych uczniów, którzy podśmiewali się pod nosem z jej zawistnych tyrad na temat niechęci w stosunku do białego puchu, upadającego na zmarzniętą ziemię. Karina uniosła wyżej brwi i zerknęła na koleżankę. Coralin wciąż mówiła i nie zamykała ust. 

- Paskudna pogodo! Idź precz, ja chcę słoneczko i nasz wspólny wyjazd nad jezioro!  – przyjaciółka brunetki wykonała zabawny gest rękoma, po czym ponownie zaczęła trajkotać.  - Właśnie, tak ostatnio rozmyślaliśmy z Chrisem i wpadliśmy na taki fajny pomysł, żeby na następny rok też wynająć domek nad jeziorem. Co myślisz o tym pomyśle? – Coralin szturchnęła w bok kierującą się w stronę szafek Karinę. Dziewczyna obdarowała ją miłym wyrazem oczu i ust. Podobał jej się pomysł ze wspólnymi wakacjami. 

- To świetny pomysł, tylko pamiętaj. Zero sprowadzania chłopców, poza Chrisem i Yvesem, ma się rozumieć.

- Matko, gderasz jak twój ojciec.

- To jego słowa – Karina uczyniła maślany wzrok, a Coralin parsknęła urywanym śmiechem, zasłaniając się rękawem ciemnożółtej bluzy, którą otrzymała od Chrisa na urodziny. Dobrze znał gust swej dziewczyny, więc czasem kupował jej jakieś fajne ciuchy. Karina marzyła, by kiedyś jej wybranek był tak romantyczny i zabierał ją na wspólne zakupy. Nie bujając w obłokach, zdawała sobie sprawę, iż będzie musiała na to trochę poczekać, a może nawet bardzo, bardzo długo. Może Coralin miała rację. Nie mogła znaleźć sobie chłopaka, bo była zbyt sztywna, ułożona, mało spontaniczna. Nie ubierała się wyzywająco, nie malowała za ostro, nie wychylała się i zawsze siedziała cicho, jak myszka pod miotłą. Takie dziewczyny nie podobały się chłopakom, nie interesowały ich. Poza tym Karina obawiała się jeszcze jednego. Coralin znów zaczęła nawijać, niczym zacięta kaseta magnetofonowa, a Karina myślała w swoim własnym rytmie, nie koniecznie o rzeczach, rozprawianych przez blondynkę i najlepszą przyjaciółkę dziewczyny. Gdyby zakładając tak teoretycznie, Karina miała chłopaka i chciałaby się z nim spotykać to po pierwsze, najpierw musiałaby przedstawić go swojemu tatusiowi, który w tej dziedzinie był niebywałym ekspertem. Potrafił wywęszyć kicz, łgarstwo i tandetę na odległość jednego kilometra i właśnie dzięki jego zdolnościom, dziewczyna nie przejechała się na pierwszym z osobników płci męskiej, który smalił do niej cholewki. Jak się później okazało, miał już dziewczynę tyle, że w innym mieście, a Karinę chciał namówić tylko na szybki numerek. No i to właśnie była ta druga rzecz, której brunetka zawsze się obawiała. Rozumiała, że to jest najnormalniejsza w świecie sprawa, że wszyscy zakochani to robią i przecież jej rodzice również kiedyś musieli to przeżyć skoro ona i jej brat chodzą po tym świecie (nastolatka była już na tyle dorosła, iż nie wierzyła w bajeczki o bocianie i kapuście), ale jednak nie była w stanie przełamać w sobie blokady, która sprawiała, iż dziewczyna nie wyobrażała sobie, by obnażyć się przed kimś nieznajomym. Owszem pewnie z biegiem czasu, ten którego by pokochała i z którym chciałaby spędzić resztę swego życia, stałby się dla niej tak bardzo bliski, iż odważyłaby się na taki krok. Jednakowoż w obecnej sytuacji nie byłaby do tego skłonna, a tego właśnie oczekiwali chłopcy. To było okropne, pierwsza randka pocałunek, przytulania, a druga co? Seks. Karina nie pisała się na taki układ, dlatego wolała być singielką. Dziewczyny wreszcie znalazły się pod szkolnymi, metalowymi szafkami. Karina stanęła naprzeciwko swojej, a jej koleżanka zaraz obok niej. Postarały się o to, by mieć szafki obok siebie. 

- Nie wytrzymam z tą pogodą! Włosy puszą mi się, jak u klauna. No spójrz! Mam na głowie peruczkę a nie włosy, brakuje tylko tego wstrętnego czerwonego koloru.

- Albo zielonego!  – Karina wykrzyknęła i zaśmiała się. Coralin czasem lubiła przesadzać i tragizować. Opadła czołem na przywieszone wewnątrz szafki małe, kwadratowe lustereczko. Karina pokręciła głową na widok przyjaciółki, próbującej okiełznać szczotką burzę napuszonych i naelektryzowanych włosów, a następnie otworzyła szafkę, by wziąć z niej książkę do angielskiego. Nagle pewien przedmiot przykuł jej uwagę. Leżąca na jednym z zeszytów róża przedstawiała się bardzo absurdalnie w tym otoczeniu i dziewczyna myślała, że to fatamorgana, ale nie! Wzięła kwiat do ręki i przytknęła do niego nos. Pachniał cudownie taką, jakby świeżością, choć był już grudzień. Chyba ktoś niedawno go tutaj podrzucił. 

- Uuu, a co to takiego? – Coralin oderwała wzrok od lusterka i przeniosła go na czerwoną różę, wskazując na nią szczotką. 

- Róża, ale skąd się tutaj wzięła?  – Karina wciąż nie mogła dać wiary w to, że trzyma to cudo w dłoni. Bała się, że zaraz rozpłynie się w powietrzu niczym mgła i pozostawi po sobie, ten delikatny, różany zapach. 

- Karinko, chyba masz cichego wielbiciela w tej szkole. Zostawił jakiś liścik?

Coralin wepchnęła swą głowę do szafki koleżanki i zlustrowała wzrokiem jej brzegi, ale prócz zeszytów, książek i innych przyborów, niczego nie zauważyła. 

- Chyba nie.

Karinę mało to obchodziło. Owszem bardzo ciekawiło ją, kto zrobił jej taką miłą niespodziankę i tym samym poprawił humor i samopoczucie do końca tego dnia, ale nie chciała już się nad tym zastanawiać. Pomyśli później, teraz była tylko ona, róża, oraz wścibska i buzująca energią Coralin. 

- Musisz się dowiedzieć kto to! Róża toż to symbol namiętnej, gorącej, pasjonującej, podniecającej...

Blondyna prawiła tę wiązankę epitetów unosząc oczy i ręce ku górze. Karina złapała ją za dłoń, tym samym kierując jej wzrok na jej twarz. 

- Skończyłaś?  – dziewczyna zagadnęła z uśmiechem. 

-  ..... MIŁOŚCI! Ty wiesz, co to oznacza?! Któryś z tych przystojnych chłopców chcę się z tobą umówić i powiedzieć ci, podobasz mi się! Kari! Musimy, ale to musimy się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy zostawiacz róż!  – Coralin totalnie zwariowała. Przynajmniej tak się zachowywała, jak osoba pozbawiona piątej klepki. 

-  Nie rozpędzaj się tak. Chyba wiem czyja to sprawka  – Karina posłała jej półuśmieszek obserwując, jak twarz koleżanki przybiera bardziej opanowanego i stonowanego wyrazu. 

- Kogo!? – niemalże krzyknęła, a stojący nieopodal wampir przypatrujący się tej scenie, poczuł dzwonienie w uszach. 

- To proste. Ostatnim razem pomogłam mu w rozwiązaniu bardzo trudnej i kłopotliwej dla niego sprawy. Pewnie chciał się odwdzięczyć – brunetka odrzekła łagodnym tonem (ciemnooki wampir stojący po przeciwległej stronie za jedną ze ścian, zmrużył oczy, zmarszczył brwi i w napięciu oczekiwał na odpowiedź młodej dziewczyny. Czyżby tak łatwo się domyśliła i zdemaskowała go? Serce tłukło mu się w piersi, grając koncert i rozbrzmiewając dźwiękiem w jego uszach, a Drake miał pecha i siedział w pierwszym rzędzie) 

- No nie trzymaj mnie już dłużej w niepewności! Ja mówię ci o wszystkim, wszystkim! Spotykasz się z kimś?  – ton blondynki przyprawiony został szczyptą niecierpliwości i smutku. Karina posłała jej statyczne spojrzenie i westchnęła. 

- Myślę o Danielu. Przecież mówiłam ci, że to nie mój chłopak, tylko kolega.

- Taaaa, jasne, ale ta róża coś oznacza i ty, jako córka florystyki powinnaś o tym wiedzieć  – Coralin machnęła przed oczami brunetki, lekko zaczerwienionym palcem. 

- Oh! Daj ty już wreszcie spokój.

Drake poczuł, że dziewczyna oddala się od szafek, a w ślad za nią podążyła blond włosa lolita śmiejąc się i gadając o jakimś Danielu. Brunet wychylił się zza ściany i oparł się o nią plecami. Czuł się wściekły, miał ochotę coś, a raczej kogoś rozwalić, a najchętniej to tego całego Daniela. Dupka, mogącego odbić mu laskę, którą chciał zdobyć, ale jeszcze nie wiedział jak. Dopiero był na etapie obmyślania wspaniałego planu, a tutaj nagle wyskakuje jakiś Daniel i trzask prask! Wszystko się rujnuje. Dodatkowo, żeby jeszcze bardziej dobić chłopaka, dziewczyny biorą go za romantycznego dostawcę róż do szkolnych szafek, oczywiście tylko wybranym pięknym paniom i w podzięce, za chuj wie co! Drake uformował dłonie i palce w duże, kulo podobne i tak samo twarde, pięści, po czym zaczął mocno i głośno wydychać powietrze przez nos. Ponurym, nasączonym wściekłością i ciemnością wzrokiem wpatrywał się w metalowe szafki, a gdyby jego oczy potrafiły giąć metal to z pewnością szkoła, musiałby zainwestować w nowe tego typu przedmioty. Lecz Drake potrafił coś innego. Wytworzona pod wpływem złości, mała iskierka podążyła w stronę srebrnej powierzchni odbijając się od niej i powracając do chłopaka, zatapiając się we wnętrzu jego chłodnego ciała. Drake nie przejmował się tym, czy ktoś to zobaczył. Miał to głęboko gdzieś. Teraz ktoś inny zaprzątał jego myśli. 

Znieważył cię, sprawił, że poczułeś się podle. Chce odebrać ci to, co należy do ciebie! Zabij, zniszcz, skrzywdź, doprowadź do jego upadku, niech płonie! Niech płonie.

Drake roześmiał się szyderczo. Postanowił, iż po cichu dowie się, kim jest ów wspaniały i cudowny Daniel (na myśl o tym imieniu Drake dostawał skurczu żołądka), a następnie zasugeruje mu, oczywiście w sposób delikatny i dyskretny, by nie zbliżał się do błękitnookiej dziewczyny, gdyż jest jego! I nikogo innego! Tak, tak właśnie zrobi. 

Nikt nie będzie czerpał korzyści z mojego dzieła! Nikt! 

Dagon poruszył się niespokojnie w medalionie, niczym płód w łonie matki, wyczuwający jej wściekłość. 

Niech spłonie na stosie utworzonym z jego podłych sztuczek! Oh! Mój przyjacielu! 

Zadzwonił wreszcie dzwonek. Drake niczym na szczudłach podążył do sali lekcyjnej.

*****

Zajęcia wlokły się w nieskończoność, pozostawiając ciało młodego wampira w dziwnym napięciu. Przez półtorej godziny nie potrafił na niczym skupić myśli, choćby przez kilka sekund. Cały czas myślał o brunetce i zastanawiał się, czy ten osławiony w słowach Daniel przyzna się do tej róży i umówi się z nią na randkę. Oby nie, bo Drake poprzysiągł sobie, że słono, gorzko oraz słodko za to zapłaci, a wewnętrzny demon skakał i tańczył z radości, ostrząc zęby, a także pazury. Przesyłał wsparcie młodemu brunetowi. Gdy Drake opuścił wnętrze dusznej klasy, nie wiedział gdzie mógłby się udać. W głowie zapanowała pustka, nic prócz tej palącej zemsty i niewiedzy nie dopuszczał do siebie. Obserwował dziewczynę, gdzie chodzi, co robi. Zawsze ukryty, zanurzony w cieniu, lub po prostu stał oparty o ścianę (jak miał to w zwyczaju), w dość dalekiej odległości i po prostu słuchał. Dziewczyna nadal mówiła o Danielu, co zasmucało bruneta. Tak, jej słowa kroiły go niczym nóż. Później pojawiła się reszta gromadki prócz Chrisa, który nadal leżał w szpitalu. Zaczęli rozmawiać o jakiejś imprezie, na którą Drake i tak pewnie zostanie nie zaproszony. Wkurzało go to, że był taki nieakceptowany wśród rówieśników. No ok. Może sprawiał wrażenie strasznego i w ogóle, ale bez przesady, jak to mówią każda potwora znajdzie swego amatora, czy jakoś tak. 

Ale przecież sam wolisz trzymać się od innych z daleka. Lubisz samotność, to twoja najlepsza przyjaciółka. Poza tym, ona była przy tobie zawsze, nawet gdy innipostanowili cię opuścić, bo się im znudziłeś, albo po prostu nie odpowiadało im to, jaki jesteś. A ona? Nie osądza cię, trwa przy tobie wiecznie, kocha cię i chce dla ciebie, jak najlepiej. Czy ty jej nie kochasz?

Drake nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie. To prawda. Kiedyś kochał i szanował swą samotność. Rzeczywiście było to jedyne uczucie, które towarzyszyło mu nieustannie od tylu lat. Mimo to, jego poglądy stopniowo zaczęły ulegać zniekształceniu. Nie pragnął być cały czas sam. Coś, co kiedyś sprawiało mu przyjemność i wytchnienie stało się udręką. Zapragnął mieć kogoś bliskiego, kogoś z kim będzie mógł szczerze porozmawiać, kogo będzie kochał. Już nie tylko te podłe, nic nie wnoszące do jego życia uczucia! Nigdy nie kochał swej osoby, ale długo oszukiwał samego siebie, że kocha właśnie ją, samotność. A teraz? Oddałby wszystko, by zdobyć się na odrobinę odwagi, podejść do dziewczyny i powiedzieć, że ta róża w jej szafce, to jego sprawka. Tymczasem patrzył, jak znajomi żartują sobie i śmieją się ze swej rozmowy. 

Nigdy nie będziesz taki, jak oni. Nie pasujesz do nich. Oni są beztroscy, nic nie wiedzą o życiu, nie niosą na swych plecach takiego bagażu doświadczeń, jakim ty jesteś obdarzony. Nigdy cię nie zrozumieją, bo ty nigdy nie będziesz w stanie zrozumieć ich. 

Drake milczał i zaciskał zęby, rozluźniał je, by ponownie zewrzeć w szczelnym uścisku. 

- Cześć dziewczyny! Siema Yves! Co słychać u Chrisa? Słyszałem, że jest w szpitalu. Przykra sprawa.

Zwyczajny ton siedemnastolatka rozniósł się po korytarzu. Brunet przechylił głowę w lewo i ujrzał wysokiego, bardzo szczupłego chłopaka, o białej cerze, jasnoniebieskich oczach oraz kręconych włosach, w kolorze ciemnego blondu. Chłopak miał małego, srebrnego kolczyka w lewym uchu. Drake go zauważył, gdyż stał do niego lewym bokiem. Ciemnooki wampir również miał kolczyk, a nawet dwa. Nie na płatku małżowiny usznej, gdyż uważał, iż takie miejsca do kolczykowania są zarezerwowane dla ciot i gejów, tylko na guzku Darwina i trochę niżej, w miejscu zwanym łódką muszli. Pamiętał, jak Michael wciekł się, gdy pewnego późnego wieczoru, Drake wmaszerował do domu z nowymi ozdobami na uchu. Podówczas starszy wampir wygłosił mu kazanie na temat estetyki ciała i innych pierdów, które chłopak puszczał mimo uszu. Miał gdzieś, co powiedzą inni na temat jego wyglądu, to było jego ciało. Chociaż złość Mike'a działała na niego stymulująco, dlatego chłopak wymyślał, coraz to nowsze tatuaże i ubiory. Brat szalał z wściekłości, a Drake się z tego cieszył. Stojący pod ścianą ludzie, krzyknęli, jak jeden mąż do przybyłego kumpla, po czym pierwsza głos zabrała jedna z dziewcząt. 

- Hej! Chris ma się świetnie. Fajnie, że pytasz. Myślę, że w następnym tygodniu już pojawi się w szkole  – odpowiedziała jasnowłosa sucz, tym swoim sykliwym głosem. 

- Dobrze, że nie odniósł poważniejszych ran – zasmucił się blondyn. 

Nie odniósł kurwa, bo ja go uratowałem! To ja uratowałem mu tyłek, mi zawdzięcza życie! 

Wampir krzyknął w myślach, lecz kręcący się tam uczniowie pozostawali głusi na jego wezwania. 

- A tak w ogóle, Kari. Masz może chwilkę, żeby ze mną pogadać?

Karina i Coralin wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, po czym brunetka zgodziła się pozostać sam na sam z tym chłopakiem. Reszta zgromadzenia odeszła, żegnając się wpierw z blondynem, a dziewczyny chichotały pod nosem. Drake poczuł większe wkurwienie. Ten szczyl będzie próbował poderwać jego brunetkę, sens tego chujowego życia i powód chodzenia do tej zjebanej szkoły. Choć nic ich jeszcze nie łączyło, to Drake czuł, że tak właśnie jest. Tym bardziej czekał w napięciu na słowa blondaska, napinając pod bluzą mięśnie i przygotowując się do skoku, niczym drapieżne, głodne zwierze. Dziś zatopi zęby w krwi. 

- Nie musisz dziękować. Już mi się odwdzięczyłeś  – dziewczyna zrobiła maślane oczka do nastolatka stojącego naprzeciwko jej osoby (w dodatku, zbyt blisko stojącego i naruszającego jej intymną przestrzeń!), po czym obdarzyła go tak słodkim uśmiechem, iż Drake poczuł, jak kawałek lodu okalającego jego serce topnieje. 

- Jeszcze nie, nic nie jest w stanie wynagrodzić ci tego, co dla mnie zrobiłaś. Dlatego mam małą propozycję. Może poszłabyś ze mną do kina? Dziś wieczorem, emitują bardzo fajny film i pomyślałem, że tacy romantycy, jak my mogliby się na niego udać  – blondyn poruszył zabawnie jasnymi, nie tak szerokimi brwiami. Karina patrzyła na niego, jak na jakieś cudne dzieło sztuki. Czy on jej się podobał? Najwidoczniej tak, gdyż brunetka ciągle się uśmiechała i poprawiała włosy. 

Na mój widok tak się nie zachowuje... 

W tej chwili szalał z zazdrości. 

Cóż on ma takiego, czego ja nie mam?! 

Chłopak krzyczał sfrustrowany w myślach, a na zewnątrz wyglądał, jak zimny i obojętny posąg. Gdyby tylko dziewczyna potrafiła dostrzec te wszystkie emocje ukryte w jego oczach, gdy zerkał na nią ukradkiem, lub mijał na korytarzu, może wtedy zrozumiałaby, jaki był naprawdę i co w nim siedziało.

- Czy to komedia romantyczna? Bo ja innych gatunków nie chłonę. No może jeszcze filmy fantastyczne i obyczajowe, ale na romans chętnie się skuszę  – przygryzła wargę pokrytą, jakimś jasnoczerwonym błyszczykiem, czy czymś? W każdym bądź razie była to jakaś pomada do ust. I pomyśleć, że ten kutas dziś spróbuje tej pomady, a Drake nie! I do tego jeszcze może załapie się na jakiś romans, a Drake również nie! Tego było za wiele. Lekko się poruszył, zaciskając pięści w kieszeniach. Nadal udawał, że go to nie obchodzi.

 Do stu kurewskich diabłów! Olej go! Nie jest wart twojego czasu! Ja jestem! Ja do cholery! Jestem milion razy przystojniejszy, mam kupę kasy, zajebisty dom, lepsze ciuchy, nadnaturalne zdolności i mogę być twym pieprzonym superbohaterem, jak Clark Kent dla Lois Lane, tylko nie gódź się na tę randkę. Obiecuję, że będę bardziej pomysłowy! 

Wciąż stał w tym samym miejscu i błagał dziewczynę w myślach, by odsunęła się od młodzieńca i po prostu odeszła, ODESZŁA! 

To nie jest wcale takie trudne, najpierw robisz w tył zwrot, potem kładziesz jedną stopę na podłodze, następnie drugą i powtarzasz ten krok, aż do momentu, w którym zniknie ci z oczu. Rozumiesz? Super! Więc na co czekasz, do dzieła! 

Dziewczyna uczyniła inaczej, jeszcze bliżej podeszła do chłopaka, co spowodowało u Drake'a atak, oczywiście wewnętrznej paniki i drgawek. 

- Wspaniale! W takim razie jesteśmy umówieni! Przyjadę po ciebie samochodem o siódmej wieczorem, ok?

- Pewnie, jeszcze raz bardzo ci dziękuję.

- To ja dziękuję.

Drake wstrzymał powietrze. Właśnie na jego oczach para gołąbków (jak brunet nie znosił tych brudnych, parszywych ptaków!) wpadła sobie w ramiona i ściskała się, aż do momentu, gdy jedno z nich musiało odsunąć się, z powodu nie dopływającej do mózgu krwi. Brakowało jeszcze, żeby się pocałowali i wtedy Drake wiedziałby, że nie ma szans, że przegrał. Blondas wreszcie odkleił się od brunetki i patrzył na nią dziwnym wzrokiem, jakby był jakimś malarzem i studiował piękno jej zarumienionej twarzy. Drake zauważył, jak dziurki w nosie mu się rozszerzają, prawdopodobnie chłoną ten owocowy zapach, który roztaczał nad dziewczyną woalkę uroku i dziewczęcości. Jakże Drake pragnął się teraz z nim zamienić. 

- Ok, więc do zobaczenia.

- Pa!  – dziewczyna pomachała mu na odchodne, szczerząc się, jak głupia do sera. Szkoda, że nie był dziewczyną. One zawsze wiedziały, co dane gesty oznaczają, miały jakby szósty zmysł! 

Do cholery! O czym ty kurwa myślisz! 

Drake się otrząsnął. Chłopak zbliżył się w jego stroną. Brunet posłał mu piorunujące spojrzenie, dosłownie rażące, gdyż idący blondyn odczuł ukłucie na ręce. Złapał się za to miejsce i ujrzał mały, podłużny, czerwony plac, skryty między włoskami. Zastanowił się. Wtedy coś kazało mu spojrzeć na czyjąś czarną postać, mocno kontrastującą na tle białej ściany. Nieśmiało łypną oczami w jego stronę, szybko odwracając wzrok i podążając w odwrotnym kierunku. Nie znał go, ale wiedział kim jest. Słyszał o nim. Zresztą, mimo tego, iż szkoła była dosyć duża, wszyscy o nim słyszeli i omijali szerokim łukiem. Daniel też tak uczynił. Miał nieodparte przeczucie, że wysoki brunet podpierający ścianę obserwuje go. Jeszcze ostatni raz się obrócił, by skonfrontować się z tym przepełnionym nienawiścią do świata i butnością spojrzeniem. Blondyn szybko stracił nim zainteresowanie. Miał wrażenie, że ktoś przypalał mu plecy koniuszkiem papierosa, a za nim czaiła się jakaś obecność, lecz gdy się obracał nie dostrzegał nikogo. Wszedł do łazienki i tam odetchnął. To dziwne uczucie odeszło. Nie lubił tego kolesia i z jakiegoś powodu on chyba też go nie lubił, ale czy darzył kogokolwiek miłym uczuciem. Daniel przypomniał sobie incydent w stołówce, potem tę sławną na całą szkołę aferę z czarnymi ptakami i opowieść znajomych o wykrzykiwanych przez niego słowach na zajęciach. Chłopak pokiwał głową. Normalny człowiek nie zachowuje się w ten sposób, może inni mają rację, a jego rodzina to podli sataniści pijący herbatkę z diabłem. Wyobraził sobie tę scenę, lecz wnet odgonił te myśli. Wibrujące oczy powróciły zmuszając go do zwrócenia lunchu.

W tym samym czasie Karina zadowolona z siebie również podążyła w kierunku wcześniej obranym przez blondyna. Uśmiechała się od ucha do ucha zadowolona z przeprowadzonej rozmowy. Szkoda, że Daniel był gejem. Dziewczyna bardzo go lubiła, a co więcej darzyła dużym zaufaniem. Niestety figlarne życie ciągle robiło jej psikusy. Czasem myślała sobie, że może na siłę próbuje sobie kogoś znaleźć, gdyż inni mówią, iż w jej wieku powinna mieć już kilka przygód za sobą. Karina pokręciła sprzecznie głową, po czym głośny dźwięk dochodzący od strony jej brzucha, rozniósł się po korytarzu, chociaż pewnie nikt go nie słyszał (prócz młodego wampira). Na korytarzu panował totalny rozgardiasz, niczym na targowisku. Brunetka przytknęła dłoń do brzucha i pomasowała go. 

- Ciszej, zaraz dostaniesz jedzonko – zwróciła się do niego pieszczotliwie, jak do dziecka i ruszyła w stronę dużego automatu, który mieścił w sobie tonę (w odczuciu Kariny, która była bardzo, ale to bardzo głodna) pysznego jedzonka. W pierwszej chwili nie zauważyła chłopaka stojącego przy rogu jednej ze ścian. Nieświadomie odwróciła twarz i napotkała na ciemne, bacznie przyglądające się jej tęczówki. Dziewczyna zawstydziła się i od razu spuściła wzrok. Przeszła obok wysokiego bruneta, trochę zbyt pospiesznie, nie zwracając uwagi na jego osobę. Wzrok kolegi z klasy wybijał ją z taktu, mieszał w głowie i sprawiał, iż Karina czasem czuła się, jak w pułapce, choć przyjemnej pułapce. Po ciele przeszedł ledwo widoczny dreszcz, rozgrzewając jej komórki i pobudzając do życia. Dzień zapowiadał się cudownie. Karina sięgnęła do torebki i wyciągnęła różowy portfel, pokryty cekinami, mieniący się w sztucznym świetle, wieloma kolorami. Dziewczyna kupiła go na jednej z wyprzedaży, podczas jesiennych zakupów z mamą. Ciemnowłosa dziewczyna kochała chadzać po sklepach i oglądać różnorakie rzeczy i bibeloty, gdy do towarzystwa miała swą mamę, bądź dwie najlepsze przyjaciółki. Udało jej się wyłowić kilka drobnych monet, po czym wygłodniałym wzrokiem wodziła od produktu do produktu. Zastanawiała się, co mogłaby przekąsić, by załagodzić burczenie w brzuchu i pomóc sobie dotrwać do przerwy obiadowej. Palcem wskazującym pocierała swój podbródek, myśląc o tym, iż chyba powinna przejść na dietę i zacząć mniej jeść. Ostatnimi czasy miała apetyt, jak potwór z filmu Potwory i spółka. Chociaż postać tej maleńkiej babuleńki, powolutku poruszającej się za pomocą drewnianej laski była urocza. Karina wreszcie zdecydowała, iż kupi sobie wodę o smaku zielonego jabłuszka, gdyż to był jej ulubiony smak wody. Ponadto, by uszczęśliwić spragnione kalorii kubki smakowe, postanowiła wziąć jeszcze jakieś czekoladowe ciasteczka i rogalik z nadzieniem czekoladowym. Powinno jej to wystarczyć do następnej przerwy. Niecierpliwym ruchem wrzuciła drobne do odpowiedniego otworku maszyny, a następnie wcisnęła pierwszy numerek, który miała na myśli. Czekała, aż produkt spadnie na dół i będzie go mogła zabrać, ale chwilunia co się stało! Ciastka, które Karina miała szczęście sobie upatrzeć zawisły w powietrzu, pomiędzy jedną półką a drugą i nic nie wskazywało na to, iż zmienią swoje położenie. Dziewczyna wpadła w panikę, przez chwilę przestała myśleć o trawiącym żołądek głodzie. Wszystko zepchnęła na drugi plan, nawet wrażenie, że ciemnowłosy chłopak wciąż studiuje wzrokiem ułożenie jej pleców i tyłka. 

Spokojnie! To jeszcze nie koniec świata! Pamiętasz radę Coralin! Do trzech razy sztuka, ten stary grat potrzebuje wysępić od ciebie jeszcze kilka drobnych.... Agggrrr.. niczym zgrzybiały zrzędzinoga przekrzykujący się z przekupkami na jarmarku. 

Niebieskooka brunetka odchrząknęła, po czym wrzuciła jeszcze kilka monet do automatu i ponownie wybrała, tylko że tym razem inny numerek. W jej zamyśle było otrzymać czekoladowego rogalika, a co dostała? Wielkie nic, jajco! Dziewczyna lekko się zdenerwowała i odsunęła od automatu. 

- Musisz psuć mi ten dzień, ty kupo złomu!?

Zmartwiona Karina patrzyła, jak rogalik bierze przykład z ciasteczek i również zawisa w powietrzu na haczykach, zaraz obok czekoladowych pierniczków. W oczach brunetki pojawiła się nadzieja i determinacja. 

Trzy razy, trzy razy. Zresztą woda jest cięższa niż te produkty, powinno się udać. 

Otworzyła przegródkę, gdzie trzymała drobne i ku jej pokrzepieniu spostrzegła, iż ma tam ostatnie drobniaki, które może oddać zatwardziałemu automatowi. Dmuchnęła na nie, po czym szybkim ruchem wykonała tę samą czynność, co wcześniej. W skupieniu patrzyła, jak butelka z wodą, umiejscowiona na najwyższych metalowych poręczach, przesuwa się, a następnie nawet nie dociera do końca i zatrzymuje się, jak przełożony na rozkaz sierżanta. Karina wpadła w panikę. Wykorzystała już wszystkie drobne! I co ona teraz ma zrobić!? Zostało jej jeszcze kilka banknotów na obiad i to wszystko. Nigdy nie nosiła ze sobą zbyt wielu pieniędzy na wypadek kradzieży. Złodziej nie miałby co zabierać, chyba że gustuje w szkolnych legitymacjach, dowodach tożsamości i małych skrawkach karteczek, przypominających jej o wizycie u dentysty, czy o kupnie podpasek. Nosiła tam jeszcze zdjęcia rodziców i brata, o które zaciekle walczyłaby ze złodziejaszkiem, chociaż takie incydenty napawały ją lękiem. Lecz to, co w tej sytuacji stanowiło dla niej największe wyzwanie i wywoływało lęk to przetrwanie zajęć, bez myślenia o jedzeniu i wystawienia się na pośmiewisko z powodu niezidentyfikowanych odgłosów pochodzących z wnętrza jej brzuszka. On tylko domagał się amu! Miał do tego prawo i młoda dziewczyna mu tego nie zabraniała, ale w tej sytuacji nie miała innego wyjścia. 

Może powinnam poprosić kogoś o pomoc? Zadzwonię po Coralin, ona na pewno znajdzie jakieś rozwiązanie. 

W tym samym czasie, brunet przypatrywał się rozzłoszczonej, a zarazem zasmuconej koleżance, która podejmowała kolejne próby walki z niepokornym automatem. Na sam koniec poddała się i zrobiła kilka kroków w tył, by odetchnąć. Choć stała do niego tyłem, chłopak oczami wyobraźni mógł zobaczyć, jak brunetka napina mięśnie twarzy, a jej skóra robi się czerwona od pohamowywanej złości. Pokręciła głową ze zrezygnowania i zaczęła szeptać, jakieś słowa w stronę automatu. Jej starania okazały się być płonne. Drake zacisnął zęby. Część jego ciała i umysłu wyrywała się w stronę dziewczyny, by pospieszyć jej na pomoc i tym samym zwrócić jej uwagę. Druga połowa skrzeczała, iż to fatalny pomysł i wampir powinien pozostać w tym miejscu, niewzruszony. Po chwili jednakże, przed jego oczami pojawiła się scena, której Drake był niedawnym świadkiem i znów poczuł wściekłość. 

Pieprzyć to! 

Odepchnął się od ściany i ze spuszczonymi rękoma udał się dosyć szybkim krokiem w stronę pochłoniętej rozmyślaniami o lunchu dziewczyny. W pierwszej chwili nie zauważyła go. Z tego dziwnego transu i skupienia wyrwał ją głos chłopaka. Drake zauważył, że trzyma w dłoni telefon. 

- Trzeba użyć siły  – dosłownie wyrzucił z siebie to jedno krótkie zdanie, uważając przy tym, by nie zjeść jakiejś litery, bądź nie zacząć paplać bez sensu. Czasem język przyklejał mu się do podniebienia i nie chciał współpracować. Dziewczyna, lekko zszokowana i oniemiała, spojrzała na niego tymi swoimi dużymi błękitnymi oczami, w których czaił się strach. Ale przed kim? Drake jeszcze bardziej się spiął, aż w uszach zaczęło mu brzęczeć. Ktoś wygrywał marsz żałobny, albo balladę o tragicznej śmierci. 

- Odsuń się – jeszcze raz spojrzał na jej twarz, by zaobserwować jakąkolwiek zmianę w jej wyglądzie. Dziewczyna zrozumiała jego słowa i jak na komendę pospiesznie odeszła trochę w bok od automatu, obserwując wysokiego kolegę przy pracy. Drake nie zamierzał się popisywać, ale skoro już do niej podszedł, no to musiał jej pokazać, jak załatwia się takie sprawy, gdy się jest takim silnym i niebezpiecznym chłopczykiem, jak on. To był sposób na Drake'a Parker'a, czyli po prostu nokaut wymierzony w ściankę urządzenia, które powinno ustąpić i oddać należne mu paczuszki. Z tym, że czasem Drake używał również kopniaków i w tej sytuacji, jego metoda nie zawiodła. Najpierw chłopak walną pięścią w metal, następnie kopną i proszę, wszystko spadło, wywołując cichy szeleszczący dźwięk. Chłopak schylił się, by zabrać produkty, po czym odwrócił się w stronę dziewczyny. Karina stała w tym samym miejscu i nie poruszyła się ani o centymetr. Zachowanie kolegi z klasy wprawiło ją w zakłopotanie zwłaszcza, iż Drake był jednym z tych uczni, którzy trzymali się z dala od innych i nikomu nie pomagali. Tym trudniej dziewczynie było zrozumieć motywy nim kierujące. Najpierw ocalił Chrisa, teraz jej brzuch, może młodzieniec nie był tym za kogo go uważali? Wystawił w jej stronę dłonie i podał jej zakupione przez nią jedzenie. 

- Dziękuję ci bardzo za pomoc! To były moje ostatnie drobne pieniądze! Już myślałam, że będziecie skazani na wysłuchiwanie burczenia dochodzącego z mojego brzucha. Uwierz mi czasem jest naprawdę okropnie głośne i przypomina ryk smoka  – niebieskooka brunetka uniosła kąciki ust w geście uśmiechu i obdarzyła stojącego obok młodzieńca przepełnionym radością i wdzięcznością spojrzeniem. Patrzyła na niego tak inaczej, niż wszyscy wokół, co sprawiło, że po raz pierwszy w życiu, Drake poczuł się przez kogoś naprawdę doceniony i potrzebny. Włożył ręce do kieszeni i spuścił wzrok. Nie patrzył w oczy dziewczynie, choć wiedział, że ona go obserwuje. 

- Nie ma sprawy  – gardło mu się ścisnęło powodując, iż ostatnie słowa wypowiedział zachrypniętym i drgającym głosem. Odchrząknął, by pozbyć się tego wiążącego uczucia. 

- Jest! Może poczęstujesz się ciasteczkiem? – dziewczyna zabrała się za rozpakowywanie kolorowej folii, okalającej plastikową foremkę, a Drake poczuł się, jak pies na łańcuchu. Ni to odejść, ni zostać, a niewidzialna obroża zaciskała się na jego gardle wprawiając usta w drżenie, jakby było mu zimno. Chciał coś powiedzieć. Tak bardzo chciał, cokolwiek rzec, nawet jakąś bzdurę, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy, pustka. Nastolatka uporała się już z paczuszką i podstawiła ją pod nos chłopakowi. Zachowywała się, jakby nigdy nic. Strach w jej oczach ulotnił się tak szybko, jak się tam pojawił. 

- Śmiało! Sama wszystkich nie zjem – uśmiechnęła się bezdźwięcznie, układając wargi w szerokim, oślepiającym pięknem uśmiechu. Lecz Drake był zbyt zajęty sobą, by przejmować się tymi kwestiami. Mimo złości i wyzwisk względem samego siebie, wycofał się. 

- Nie, dzięki. Na razie.

Włożył ręce do kieszeni czarnej bluzy z białym nadrukiem, po czym podbiegł do ściany, którą wcześniej podpierał. Zabrał plecak i zatopił się w tłumie studentów, obijając się o nich i odpychając ich od siebie, tak jakby uciekał. Karina nie ukrywała, iż zachowanie chłopaka, trochę ją zasmuciło. 

- Kari! Co z tym automatem? Nasz staruszek ma dziś kiepski humor? Staną lewą nóżką, chociaż chwileczkę – blondyna pochyliła się i spojrzała na dolną część urządzenia. - Nie, to jednak nie to  – posłała Karinie głupi uśmieszek, poprawiając czarną czapeczkę z uszkami na głowie, która opadał jej na oczy. 

- Problem rozwiązany. Drake mi pomógł.

- Coooo!!?? Znowu on? No nie rób sobie jaj Kari! Chrisa mogę zrozumieć, bo dostał z pięści w nos i wiesz, pewne trybiki mogły mu się poprzestawiać  – dziewczyna wykonała zabawny gest palcami wokół swych skroni. - Ale ty? Zdrowa na umyśle osoba i racjonalnie myśląca?

- Chodzę do psychologa  – Karina wydęła do przodu wargę, niczym mała dziewczynka. Wyglądała na urażoną.

- Powinnaś go zmienić, albo przestać brać te leki, które ci przepisuje.

- Daj już spokój... nie rozumiem, dlaczego tak się na niego uwzięłaś? Przecież nic ci nie zrobił, więc nie musisz wieszać na nim psów i ciągle go wyśmiewać. Poza tym, pomógł twojemu chłopakowi, gdy inni zostawiliby go na lodzie i nie przejęli jego losem. Przemyśl to  – Karina skonstatowała z poważnym wyrazem twarzy. 

- Dobra, dobra, ale zdania nie zmienię. Chodź już, mamy dziś w innej sali. Ciekawe, czy nasz kolega o tym wie? Jeszcze nie zapisał się do grupy.

Coralin przerzuciła dumnie włosy na bok, po czym poszła tam, gdzie czekała na nich reszta grupy. Karina wzięła jedno małe ciasteczka i idąc obok koleżanki, zaczęła je po cichu chrupać. Blondynka marszcząc nos i węsząc zapach czekolady, wystawił w jej stronę błagalną dłoń. Karina zaśmiała się na gest koleżanki i dała jej całą paczkę. 

- Tylko nie zjedz wszystkich.

- Jasne – odpowiedziała pomiędzy mlaśnięciami. Karina poczuła żal. Żal rozsadzający jej piersi, tłoczący krystaliczne łzy do jej oczu. Żal nad losem chłopaka, który chciał pomóc innym, a nie potrafił pomóc samemu sobie. Do końca następnej lekcji nie pojawił się.

🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹

Bring me the horizon - Can you feel my heart

Czy potrafisz pomóc beznadziei?
Więc, błagam na kolanach.
Czy potrafisz ocalić moją duszę łajdaka?
Zaczekasz na mnie?

Boję się zbliżyć, a nienawidzę być sam.
Tęsknię za tym stanem, by nie czuć nic...

No tak to czasem w naszym życiu bywa, że pewne sprawy, na których bardzo nam zależy, nie układają się tak, jak powinny. Trzeba walczyć i nigdy się nie poddawać... choć to bardzo ciężkie zadanie...

Nasz bohater już się o tym przekonał. Czy uda mu się przełamać wewnętrzna blokadę? Niechęć do świata, innych ludzi? Czy sięgnie po to, czego naprawdę chce?
Wszystko jest zależne od nas samych.

Dziękuję za wszelkie słowa wsparcia i otuchy!

Ingis20 ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro