ROZDZIAŁ 64

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dźwięk domowego dzwonka oderwał ją od zajęcia, które dotychczas zajmowało jej dłonie. Otarła je suchą ściereczką i wyszła z kuchni, by otworzyć drzwi przybyłym osobom. Oczywiście doskonale wiedziała kim mogły być owe istotki. 

- Dobry wieczór! My do Kariny  – Coralin odezwała się jako pierwsza i obdarzyła matkę brunetki, szerokim, a zarazem uprzejmym uśmiechem. Kobieta odwzajemniła ten miły gest. 

- Wchodźcie. Karinka jest na górze w swoim pokoju. Czeka na was. Mówiła, że wybieracie się na imprezę do Chrisa?  – kobieta uśmiechnęła się pod nosem i ugościła przyjaciółki córki, luźną rozmową. 

- Tak. Wie pani, jaki jest Chris. Tak na marginesie, to proszę się nie martwić o Karinkę. Później odwiozę ją do domu. Coś czuję, że Chris nie będzie w stanie – Coralin puściła oczko w stronę matki Kariny, po czym wybuchnęła głośnym śmiechem. Jeniffer zakryła usta dłonią, cicho chichocząc, natomiast pani Bergman podparła się pod boki i również wygięła usta w serdecznym uśmiechu. 

- Wspaniale. Pamiętajcie żadnego alkoholu, papierosów, ani innych tego typu używek. A no i zapomniałabym, żadnych studenckich zabawach. Rozumiemy się?  – szatynka uniosła do góry palec i pogroziła nim dziewczynom, zachowując przy tym zabawną minę. Nastolatki wiedziały, że pani Bergman nie mówiła tego na poważnie, dlatego uczyniły słodkie minki i pokiwały łebkami.

- No dobra, już was nie zatrzymuję.

- Dziękujemy!  – Coralin i Jeniffer krzyknęły w tym samym czasie, po czym obie z torbami wypchanymi po brzegi ciuchami oraz kosmetykami, wbiegły po schodach o mało nie tracąc przy tym równowagi. Lorein patrzyła na tę scenę z nieukrywanym zadowoleniem na twarzy. Cieszyła się, że jej córka ma takie wierne i oddane przyjaciółki. W dzisiejszych czasach ciężko o kogoś szczerego i dobrego, a jej córeczka miała to szczęście, że właśnie znalazła takie osoby. Pani Bergman nie przeszkadzając dziewczynkom, ruszyła do kuchni, by zająć się dalszym zmywaniem naczyń. Tymczasem dziewczyny zdążyły już rozgościć się w pokoju przyjaciółki (to znaczy rzuciły swoje torby na ziemie i zaczęły przeglądać przyniesione w nich ciuchy oraz kosmetyczki z mnóstwem przeróżnych kosmetyków i pianek do włosów). Żadna z nich nie mogła zdecydować się na to, jaką kreację założyć na dzisiejszą imprezę, w związku z tym postanowiły, że co trzy głowy to nie jedna i w trójkę poradzą sobie z tym arcytrudnym wyzwaniem. Ten kto jest dziewczyną doskonale zrozumie ten problem. 

- Co sądzicie o tej?  – Coralin wyciągnęła z torby falbaniastą sukienkę z odkrytymi ramionami, w panterkę i łakomie się do niej uśmiechnęła. 

- Niezła jest! Przymierz! – Jennifer pisnęła z entuzjazmem, a następnie podbiegła do koleżanki, by pomóc jej rozłożyć ową sukienkę. 

- Nie jest przypadkiem za krótka, za cienka i zbyt no wiecie, roznegliżowana, jak na tę porę roku? – Karina przerwała zabawę dziewczynom, wtrącając się do tej wymiany zdań i unosząc jedną brew do góry w geście wyrażającym sceptycyzm. 

- Daj spokój Kari! Idziemy na imprezę do mojego chłopaka a nie na stypę. Zresztą, zobaczycie wewnątrz się rozgrzejemy  – blondynka najpierw machnęła ręką, a później poruszyła brwiami z cwanym wyrazem twarzy. Zarówno Jeniffer, jak i Karina odczytały ten ukryty przekaz i zrozumiały koleżankę. 

- To jak? Mam ją założyć, czy nie bo sama już nie wiem. Okropnie nie mogę się zdecydować...

- Jak kobieta w ciąży! A może ty jesteś w ciąży!?  – Jeniffer pacnęła otwartą dłonią w ramię koleżanki, po czym zaniosła sią tak histerycznym i głośnym śmiechem, iż wszystkie osoby przebywające w tym domu, bardzo dobrze ją słyszały. Karina pomyślała sobie, że dobrze, iż jej rodzice i brat są takimi spokojnymi ludźmi, rozumiejącymi innych. Zapewne komuś zrzędliwemu, takie głośne i energiczne zachowanie rudowłosej dziewczyny, przeszkadzałoby. 

- Głodny głodnemu wypomina  – Coralin wydęła do przodu usta, niczym ryba wyjęta z wody, po czym wystawiła w stronę Jen język. No i zaczęło się. Jeniffer nie mogła przepuścić blondwłosej przyjaciółce takiej zniewagi, więc wyciągnęła ze swojej torby jakąś długą bluzkę (Karina rozpoznała w niej długą, aksamitną tunikę, którą dziewczyna kupiły na wczorajszych zakupach), a następnie spoliczkowała nią Coralin (oczywiście tak na żarty, gdyż żadna z dziewcząt przy tym nie ucierpiała). Jasnowłosa udając oburzoną, złapała za tunikę Jeniffer i polizała ją, zostawiając na niej mokre, śliskie ślady. Karina nie brała czynnego udziału w tej sprzeczce, po prostu stała nieopodal i przyglądała się przyjaciółkom z rozbawieniem wymalowanym w oczach. Jakież one były podobne do swoich chłopaków. 

- Ejjj!! Chciałam ją dzisiaj założyć!  – Jen wrzasnęła, wymachując w powietrzu rękoma. Jej krzyk obudziłby nawet leżącego w trumnie trupa. 

- Ubierzesz coś innego, masz mnóstwo ciuchów. Wczoraj wykupiłaś prawie cały sklep.

Dziewczyny roześmiały się w tym samym czasie, a to świadczyło o tym, iż rudowłosa nie żywiła urazy do blondwłosej przyjaciółki. 

- Kocham zakupy! To moja największa pasja!

- Biedny Yves  – Karina nie dokończyła zdania, aczkolwiek koleżanki zrozumiały, co chciała im przekazać, po czym ponownie zaniosły się śmiechem. 

- Oho! Już późno. Odstawmy żarciki na bok, trzeba się szykować. Kari wiesz już mniej więcej, w co chciałabyś się ubrać?

Karina skrzywiła się. To tak, jakby pytać ufoludka, ile jest kontynentów na ziemi. Chociaż obcy zapewne bardzo dobrze o tym wiedzieli. Na pewno obserwowali cały wszechświat. Karina nie miała zielonego pojęcia, co chciałaby założyć na siebie dzisiejszego wieczoru. Ten samy palący dyskomfort odczuwała podczas wczorajszych zakupów. Jej przyjaciółki chodziły roześmiane od półki do półki, od sklepu do sklepu, od wieszaka do wieszaka z konkretnym zamiarem zakupu, a ona go nie posiadała i czuła się w tej sytuacji, jak ślepiec pozostawiony samemu sobie, na dużej, nieznanej przestrzeni. Lecz Karina nie była sama, miała przyjaciółki, które chętnie pomogą jej skompletować czaderski, imprezowy outfit. 

- Hmm.. szczerze nie wiem. Może wy mi coś doradzicie. Lepiej się na tym znacie – Karina uśmiechnęła się miło do koleżanek, z nerwów zaczęła drapać rękę. Jeniffer i Coralin jakby czekały na taką odpowiedź koleżanki. W ich oczach było widoczne zadowolenie. 

- Usiądź sobie kochana. Zaraz przejrzymy twoją szafę i powiemy ci, co mogłabyś założyć, a czego nie.

Coralin złapał brunetką za ramiona i podprowadziła ją do niewielkiego, jednoosobowego łóżka, które mieściło się zaraz pod jedną ze ścian, pomalowaną na delikatny cynamonowy kolor. Pokoik dziewczyny nie był duży, lecz bardzo uroczy i na pierwszy rzut oka, sprawiał wrażenie przytulnego i ciepłego. Widać było, że mieszka w nim osoba, która ceni sobie ład i porządek oraz dobrą książkę i zdjęcia, ponieważ znajdował się tam jeden mały regał, po brzegi wypełniony książkami. Na przeciwległej ścianie wisiały zdjęcia, poprzyklejane do ściany, bądź poprzypinane spinaczami do sznureczka, na którym wisiały małe, kolorowe lampeczki. Karina uwielbiała je, gdyż tworzyły zachwycający, a zarazem magiczny klimat. Tyleż pięknych wspomnień, zgromadzonych w jednym miejscu. Ponadto, w pomieszczeniu mieściło się jeszcze okno, usytuowane obok łóżka, małe biurko nieopodal, szafa oraz komoda. Nie było tego dużo, lecz w sam raz. Coralin stanęła przed niedużą szafą, pomalowaną na jasny kolor, po czym zaczęła przesuwać wieszaki, w tę i we w tę w poszukiwaniu, czegoś co mogłoby okazać się godne miana imprezowego ubioru, oczywiście w jej oczach. Jeniffer stała zaraz obok niej, kręcąc na palcu, ognistego loka i dyskutując na temat mody czającej się, lub nie w szafie brązowowłosej koleżanki. Karina nie miała jej tego za złe. Nie była tak modna, jak jej koleżanki, ale ani trochę się tym nie przejmowała. Ważne było to, by być sobą, a ona dobrze czuła się w swoich zwyczajnych ubraniach. Karina nie mogła się doczekać, kiedy przyjaciółki wreszcie coś wybiorą. Ułożyła dłoń pod podbródkiem i tkwiła tak w tej pozycji, obserwując niebieskooką przyjaciółkę. Blondynka marszczyła brwi, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa, gdy nagle rozpromieniła się i wyciągnęła z szafy, nowo zakupioną przez Karinę sukienkę. Na jej widok, źrenice w jej oczach rozszerzyły się, jak u narkomana, po czym pisnęła z zadowolenia. Jeniffer poszła w jej ślady, natomiast brunetka nie wiedziała, o co tyle zachodu. 

-Ta jest idealna. Załóż ją. W sklepie wyglądałaś w niej bosko! – jasnowłosa dziewczyna podbiegła z kawałkiem czerwonego materiału do lekko oszołomionej brunetki. Karina wzięła w dłonie sukienkę, którą wręczyła jej Coralin i popatrzyła na nią z góry. Nie była zła, w końcu dziewczyna zdecydowała się na jej kupno. Chociaż długo wahała się i rozmyślała, czy aby na pewno ta sukienka odpowiadała jej gustom, w końcu jednak kupiła ją, za namową jej dwóch stylistek. Teraz była na nią skazana. 

- No nie wiem...  – niebieskooka brunetka pokręciła przecząco głową, mając nadzieję, iż jej przyjaciółki będą miały czas do namysłu i zmienią jeszcze zdanie. Jednakże na niekorzyść Kariny okazało się, iż dziewczęta wcale nie zamierzały ustąpić. 

- Musisz się w niej pokazać. Chłopcy będą jedli ci z ręki. Mmm.. i do tego ten kuszący i uwodzicielski kolor  – Coralin przygryzła wargę i wpiła swój wzrok w krwistoczerwony materiał sukienki. Stojąca obok niej Jeniffer pokiwała entuzjastycznie głową, wprawiając w ruch ognistą burzę włosów. Nawet one zdawały się wyrażać aprobatę, co do wyborów dokonywanych przez dwie narwane imprezowiczki. Karina wzięła głęboki wdech i spojrzała głęboko w oczy, raz Coralin, a później swój poważny wzrok przeniosła na Jeniffer. 

- Jest za krótka, zbyt obcisła i do tego jeszcze ten kolor. Nic nie mam do czerwonego, aktualnie lubię wszystkie kolory tęczy, ale ten jest jakiś taki zbyt wyzywający i prowokujący... nie jestem przekonana co do tego wyboru – Karina rzekła smutnym tonem. Jeszcze raz rozłożyła suknię w swych dłoniach, by przyjrzeć się jej nieco dokładniej. Coralin w jednym miała rację, sukienka była bardzo seksowna i to nawet nie przez ten intensywny, czerwony kolor. Cały jej krój wręcz zdawał się kusić i prowokować do dłuższego wpatrywania się w nią. Karina zaczęła się zastanawiać. 

- No właśnie i w tym rzecz! Pamiętasz co powiedziała nam kiedyś pani Adkins. Ludzie w czerwonym są atrakcyjniejsi dla płci przeciwnej. Nawet psychologowie potwierdzają ten fakt  – Coralin założyła ręce na piersi. -  A to oznacza, że...

Karina domyślała się, co zaraz usłyszy z ust koleżanki, dlatego wolała ją wyprzedzić. 

- Dobra, przymierzę ją, ale nie gwarantuję, że w niej pójdę. Na zewnątrz musi być jakieś minus piętnaście stopni. Do tego moi rodzice w życiu nie puszczą mnie w czymś takim na żadną imprezę świata  – Karina uniosła ręce nad głową i kilkukrotnie machnęła nimi w powietrzu. Stojące przed nią dziewczęta zaczęły chichotać. 

- Jasne. Zakładaj ją szybciutko.

Brunetka ze skwaszonym wyrazem twarzy powędrowała w stronę łazienki, zastanawiając się nad jakimś planem awaryjnym, który mógłby uchronić ją od szalonego pomysłu dziewczyn. Niestety nie wymyśliła niczego odpowiedniego, w związku z czym po kilku minutach wróciła z powrotem do pokoju, w wywalczonej przez obie przyjaciółki, sukience. Coralin i Jen uczyniły takie miny jakby ujrzały ducha, lub co gorsza zaraz miały zejść na zawał. Karina przeraziła się. Czyżby aż tak okropnie prezentowała swe krągłości w tej obcisłej sukience? Może nie posiadała figury modelki, ale wydawało się jej, że nie wyglądała koszmarnie w tym stroju. Trochę się speszyła, a jej policzki zalał krwawy rumieniec, zrównujący się z barwą sukienki. 

- Dlaczego nic nie mówicie?  – dziewczyna przerwała krępującą i nieprzyjemną ciszę, twardym wzrokiem wpatrując się w bliskie jej sercu koleżanki. Pierwsza odezwała się Coralin, która natychmiast znalazła się w strefie intymnej brunetki. 

- A nie mówiłam! Ja to jednak mam dryg do mody – Coralin pisnęła i popatrzyła na sukienkę z namaszczeniem wymalowanym na twarzy. 

- Nie zapominaj, że to ja pierwsza ją zobaczyłam i namówiłam Kari, żeby ją kupiła, więc to tak jakby moja zasługa.

Druga z dziewcząt, rudowłosa Jeniffer stanęła przy drugim boku Kariny i patrzyła na ubiór młodej Brytyjki z takim samym uwielbieniem, a może i nawet większym, co jej jasnowłosa koleżanka. 

- Jest za krótka, jak dla mnie... – Karina jęknęła żałośnie, próbując ściągnąć jak najniżej się da, poły niesfornego materiału, który z każdym jej ruchem jeszcze bardziej podsuwał się do góry. Wreszcie młoda brunetka zaprzestała walki z nim i czerwona ze złości, dmuchnęła na kilka włosków, opadających jej na czoło. 

- Co ty gadasz! Masz takie zgrabne nogi! Kiedy będziesz je pokazywać jak nie teraz? Masz siedemnaście lat, dziewczyno! Nie siedemdziesiąt. Sukienka jest urocza. Znajdziemy jeszcze jakieś szpileczki...

- O nie. Nie dam namówić się na szpileczki  – Karina przerwała gorące rozważania Jeniffer, która zaplanowała już wszystko krok po kroku, dosłownie w kilka sekund. Brunetka musiała być bardzo stanowcza i przekonywująca w tym starciu. Dziewczyny były niezwykle uparte w takich kwestiach, jak moda, lecz po chwili ustąpiły. 

- Dobra, bez szpilek.

- Super  – Karina była z siebie zadowolona. Cieszyła się, że wreszcie postawiła na swoim. Przynajmniej zrobiła coś, czego naprawdę chciała i dobrze się z tym czuła. 

- Ok. Został nam do zrobienia jeszcze makijaż i włosy, i będziemy już prawie gotowe  – blondynka zapiała z zadowolenia, podskakując do góry. 

- Tak! Kosmetyki!!  – Jeniffer klasnęła dwa razy w ręce i rozszerzyła usta w szerokim, zadowolonym z życia uśmiechu, ukazując przy tym urocze dołeczki w policzkach. Wyglądała wówczas tak dziewczęco i niewinnie. Podbiegła do torby i wyciągnęła z niej dużą, przypominającą małą walizeczkę, kosmetyczkę. Coralin uczyniła to samo, po czym dziewczyny zabrały się za robienie sobie nawzajem makijażu (to znaczy, głównie Coralin i Jeniffer bawiły się w wizażystki, a Karina pełniła funkcję ich królika doświadczalnego. Brunetka miała nadzieję, że nie będzie prezentować się niczym mim z lunaparku. Wiedziała, że przyjaciółki czasem, a może nawet często lubiły przesadzać.) Miały przy tym niezłą frajdę. Śmiały się, opowiadając sobie śmieszne historie oraz wspominając wspólne chwile. 

- Dodaj jeszcze trochę różu, ten makijaż jest zbyt blady. Chyba nie chcemy, żeby któryś z tych przystojniaków sądził, iż mdlejesz na jego widok. Do tego przejdziemy później – Coralin wyglądała przezabawnie z tą zmarszczką po środku czoła. Jawiła się, jako osoba, która dobrze zna się na wykonywanej pracy, a te jej wskazówki dla siedzącej na krześle brunetki, by nie ruszała się, iż każdy, nawet najdrobniejszy ruch, mógł wpłynąć na precyzję wykonywanych przez nią oraz Jen, ruchów, wprawiały Karinę w zabójcze napady śmiechu. Próbowała je tłamsić, dlatego mocno zaciskała zęby oraz powieki.

- Nie zamykaj oczu. Nałożę ci teraz tusz do rzęs. Musisz na chwilkę spojrzeć w górę  – Jennifer uśmiechnęła się przyjaźnie i poinstruowała rozbawioną przyjaciółkę. Coralin odeszła na chwilę od dziewczyn. Założyła już na siebie krótką, rozkloszowaną sukienkę w panterkę, z odkrytymi ramionami oraz czarne koturny. Włosy upięła w wysokiego koka, po czym zabrała się za robienie sobie makijażu. 

- Chris już wie, czy Townshend będzie u niego na imprezie?  – Jeniffer skierowała to pytanie, jakby od niechcenia w stronę jasnowłosej koleżanki, która zajmowała się nakładaniem brązu na policzki. Dziewczyna lekko się wzdrygnęła, po czym wykrzywiła usta, jakby właśnie skosztowała jakiegoś nieprzyjemnego smaku. 

- Nie wiem. Chris mówił, że miał do niego zadzwonić, ale nie odezwał się od tamtego dnia, więc nic nie wiadomo  – Coralin z mniejszym obrzydzeniem na twarzy, wpatrywała się w małe lusterko, usadowione na jednej z szafek nocnych. 

- Yhm. Ciekawe czy przyjdzie...  – Jeniffer nie zadawała już więcej pytań. Chyba wyczuła, iż koleżanka nie ma ochoty rozmawiać na temat ich kolegi z klasy. Karina zamyśliła się na chwilę. Kompletnie straciła głowę do tego, co działo się wokół niej i co robiła jej rudowłosa przyjaciółka. Czasem Jen kazała jej obrócić głowę, czy przymknąć powieki, Karina czyniła to mechanicznie i instynktownie. Cała jej głowa zapełniona była myślami na temat przystojnego bruneta i jego domniemanej obecności na imprezie u chłopaka Coralin. Głównie z tego powodu, niebieskooka dziewczyna zgodziła się, by Coralin i Jeniffer przyszły do niej i pomogły jej się wyszykować. Nawet te wcześniejsze zakupy, one również były powodem jej przemożnej chęci zaimponowania tajemniczemu chłopakowi, którego ani trochę nie znała, lecz mimo to bardzo chciała go poznać. Gdzieś w głębi siebie liczyła na to, iż z tej znajomości mogłoby narodzić się coś więcej, ale czy było to w ogóle możliwe? Brunetka zadawała sobie świetnie sprawę, iż nie żyła w bajce, w której spotyka na swej drodze zabójczo pociągającego mężczyznę, zakochującego się w niej bez pamięci. Marzyła o tym, ale to było realne, normalne życie i trzeba było się z tym pogodzić. 

- Skończyłam. Możesz już wstać i przejrzeć się w lustrze. Myślę, że poszło mi całkiem dobrze. Co myślisz Coralin? – Jeniffer odwróciła się do siedzącej za nią dziewczyny i zmierzyła jej szczupłą sylwetkę, wzrokiem pełnym zadowolenia z wykonanej przez siebie roboty. Coralin jak na rozkaz wstała z krzesła i podeszła do brunetki, stojącej już przed dużym lustrem, umiejscowionym w kącie pokoju. Dziewczyna mierzyła swoją osobę od stóp do głów i nie wierzyła w to, kogo właśnie widziała. To nie była ona. Dziewczyna w lustrze miała na sobie kuszącą sukienkę, w kolorze płatków maku, idealnie skrojoną dopasowaną do jej ciała, przylegającą, sięgającej jej do połowy uda. Podobnie jak w przypadku sukienki Coralin, czerwona kreacja brunetki nie okrywała jej ramiona, a jedynie to co znajdowało się poniżej. Lekka, niezobowiązująca, idealna na wieczorne imprezy. Do tego ten niecodzienny makijaż oraz rozpuszczone, skręcone w lekkie fale, ciemnobrązowe, połyskujące w świetle żarówek włosy. Karina nie była przyzwyczajona do siebie w takim wydaniu, niemniej była zadowolona z efektu pracy najlepszej przyjaciółki. 

- Wyglądam inaczej...  – Karina była w szoku. Zdołała wydusić z siebie tylko te dwa krótkie słowa. Jen stanęła na wysokości zadania i zrealizowała je na ocenę celującą. Dumna z siebie przybiła piątkę z Coralin, która cieszyła się, widząc te ogniki szczęścia pulsujące w oczach młodej brunetki. 

- Moje drogie, czeka nas niezapomniana impreza. Coś czuję to w moich imprezowych kościach – Coralin wygięła się zabawnie, raz w przód raz w tył, obdarzając przy tym dziewczęta szerokim uśmiechem. 

- Dobra, dajcie mi pięć minut, no góra dwadzieścia. Zapomniałam, że muszę poprawić jeszcze włosy i makijaż  – Jeniffer zaczęła zbierać porozrzucane po podłodze rzeczy. 

- Dwadzieścia minut to i tak mało, jak na ciebie  – Coralin roześmiała się głośno, zarażając tym śmiechem Karinę. 

- Nie wymądrzaj się, tylko pomóżcie mi  – Jeniffer złapała za ręce dziewczyny i podprowadziła je do krzesła, na którym wcześniej siedziała brunetka. Dziewczyny szybko uwinęły się z włosami (które dzisiejszego wieczoru były niezwykle posłuszne. Zazwyczaj puszyły się i rozchodziły we wszystkie strony, uniemożliwiając rozczesanie, a co dopiero spięcie, takie zabiegi praktycznie graniczyły z cudem), po czym zabrały się za poprawienie makijażu Jen. Rudowłosa już wcześniej zrobiła sobie profesjonalny makijaż, teraz tylko wystarczyło lekko go poprawić i gotowe. Następnie dziewczyny pomogły wybrać jej odpowiednie ciuszki (oczywiście musiały być w odcieniach zieleni, bądź pasteli) oraz buty i wówczas mogły stwierdzić, iż były całkowicie gotowe na podbój dzisiejszej imprezy. 

- To co dziewczęta, może jakaś wspólna sweet focia

Blondyna wyciągnęła telefon ze swej małej, czarnej torebki i ustawiła na nim aparat. 

- No jasne!!  – Jeniffer uradowała się na propozycję przyjaciółki, po czym objęła dziewczyny od tyłu i wyszczerzyła się do aparatu. Karina pomyślała sobie, że rudowłosa idealnie nadawałaby się na fotomodelkę. Ona po prostu kochała aparat i bycie w centrum obiektywu, jeśli można to było tak nazwać. Wszystkie uczyniły przezabawne miny, a następnie wysłały zdjęcie do Chrisa i Yves'a, chichocząc i spoglądając na siebie z głupkowatymi wyrazami twarzy. Ich świetną zabawę przerwało czyjeś pukanie do drzwi. Przyjaciółki uspokoiły się i wyprostowały. 

- Mogę wejść?

Zza drzwi dobył się miły i spokojny głos pani Bergman. 

- Chwileczkę! Ubieramy się!

Karina z niewyraźną miną podskoczyła w miejscu, a następnie na oczach koleżanek przebiegła pół pokoju w zastraszająco szybkim tempie. Wydobyła z szafy zimowy, elegancki płaszcz w odcieniu beżu i założyła go na czerwoną sukienkę. Nie chciała, żeby jej matka ujrzała ją w takim stroju. Na pewno nie pozwoliłaby jej nigdzie wyjść, nie wspominając już reakcji ojca, który wściekłby się, gdyby zobaczył, w czym jego córka ma zamiar wyjść dziś do ludzi. 

- Już!  – dziewczyny krzyknęły chóralnie, po tym jak Karina zapięła już ostatni guzik. One też dla zmydlenia oczu pani Bergman zaczęły zakładać płaszcze i zbierać porozrzucane po podłodze ciuchy. Kobieta obserwowała je z uśmiechem w kształcie banana, jakby coś podejrzewała. 

- Skończyłyście się szykować?  – Lorein założyła ręce na piersi i przypatrywała się córce, której policzki płonęły żywą czerwienią. Kobieta domyślała się, czym mogło to być spowodowane. 

- Tak. Będziemy się zbierać proszę pani. Dziękujemy za gościnę  – Coralin obdarzyła matkę brunetki uroczym, niewinnym uśmiechem, po czym założyła na ramię pasek od torby i szturchnęła rudowłosą, by uczyniła to samo.

- Nie będzie wam zimno w tych strojach?  – kobieta wskazała na nie palcem, lustrując je przy tym podejrzliwym, aczkolwiek rozbawionym wzrokiem. Dziewczynki popatrzyły po sobie i zgodnie skinęły głowami, iż wybrane przez nich stroje pasują do warunków pogodowych panujących na zewnątrz (choć to stwierdzenie mijało się z prawdą). Chcąc umknąć przed bacznym wzrokiem Lorein, dziewczyny szybko prześlizgnęły się obok niej i w dosyć szybkim tempie znalazły się przy schodach. Karina miała pewne obawy, co do tego, czy ten dziwny, sztywny, pełen podejrzliwości chód, nie sprawił, iż jej rodzicielka zacznie zastanawiać się nad jej zachowaniem oraz jej najlepszych przyjaciółek. Lecz szatynka ich nie zatrzymała. Na odchodne wykrzyczała tylko parę słów.

- Tata jest w garażu! Ta sukienka to świetny wybór!

Brunetka nie wierzyła własnym uszom. Odwróciła się w stronę matki, która z zadowoleniem wymalowanym na pociągłej twarzy, uśmiechnęła się do córki. Karina lekko wystraszyła się słów kobiety. Czyżby jej matka posiadała coś w rodzaju szóstego zmysłu, albo nadzwyczaj rozwiniętej intuicji? A może po prostu potrafiła czytać w myślach? Oby nie, bo myśli Kariny czasem zbaczały ze ścieżki i obierały dotąd nieznany i niepodejmowany kurs, co wprawiało młodą brunetkę w zakłopotanie. W tej chwili Karina właśnie czuła coś podobnego, lecz mimo wewnętrznego zażenowania z powodu oszustwa wobec rodzicielki, (chociaż może to nie było oszustwo, skoro jej mama doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co tak naprawdę kombinuje oraz jej dwie znajome) lekko się rozluźniła i posłała w stronę matki, miły i niewinny uśmiech. Szatynka skinęła im głową i pozwoliła wyjść. Nasłuchiwała, jak Karina i jej dwie najlepsze przyjaciółki zbiegają po schodach i trzaskają drzwiami. W tym właśnie momencie opuszczały domostwo. Lorein odczuła dziwne uczucie pustki, chwytające ją za gardło i mrożące wnętrzności. A co jeśli jej mała córeczka znowu ucierpi? Co jeśli przekorny los znów postanowi się nią zabawić, niczym szmacianą laleczką, a następnie porzuci na jednej z ciemnych, zimnych, nieprzyjaznych ulic? Przeszedł ją niemiły dreszcz, oplatający ciało od stóp do głów. Nie, to się nie wydarzy. Karinka będzie bezpieczna, razem z przyjaciółmi, wśród osób, które dobrze znała.

- Mamo!

Kobieta wzdrygnęła się. Z plątaniny myśli wyrwał ją krzyk drugiego dziecka, młodszego synka. 

- O co chodzi kochanie?  – zapytała stojąc w tym samym miejscu, co przedtem. Jakoś nie miała ochoty, by zmieniać swą pozycję. Tutaj było jej dobrze i w każdej chwili mogła wejść do pokoju córki, by posiedzieć tam i nawdychać się jej zapachu. 

- Pomożesz mi ułożyć wieżyczkę z klocków?  – dziecinny głosik małego chłopczyka wyrażał tyle nadziei, iż szatynka nie była w stanie mu odmówić. Wiedziała, że to mogłoby go zasmucić, to jej odtrącenie. 

- Już idę.

Noah nie był głupi. Dobrze wyczuwał i rozumiał sytuację, która niestety, nie z ich winy, zaistniała w ich życiu i chcąc nie chcąc musieli się z nią pogodzić. Podjąć walkę o lepsze jutro, lepszą przyszłość. Gdy Lrrein ujrzała małą, okrąglutką twarzyczkę Noah, zapomniała o wcześniejszych troskach i zatopiła się w świecie wypełnionym dziecięcą wyobraźnią, która nie znała żadnych granic, czy barier.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro