„Kołysanka dla wilka" | szekspir_z_salem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Kołysanka dla wilka" to jedno z lepszych opowiadań, jakie miałam przyjemność nie tylko recenzować, ale i przeczytać na Wattpadzie. Po raz pierwszy z tej okazji nie zapraszam Was bezpośrednio do recenzji, a proponuję zapoznać się najpierw z oryginalnym tekstem, bo moja opinia — jak zawsze — jest spoilerowa. Zatem jeśli szukacie lekkiego, przyjemnego czytadła w skandynawskim klimacie z elementami grozy, to opowiadanie może Wam się spodobać i szkoda byłoby psuć sobie zabawę, szczególnie że jest krótkie i można dość sprawnie przebrnąć przez całość.

Jeśli natomiast niestraszne Wam spoilery, bo i tak nie zamierzacie sięgnąć po omawiany tekst, zapraszam dalej. Przygotowałam analizę poszczególnych motywów i coś, co może zainteresować szersze grono — na przykładzie „Kołysanki dla wilka" porozmawiamy o przedstawianiu w literaturze scen grozy. Agata0001 dostarcza doskonałych materiałów mogących posłużyć jako przykład edukacyjny.

Aby być wierną tradycji, zacznę od krótkiej oceny okładki. Grafika reklamująca „Kołysankę dla wilka" jest bardzo estetyczna, utrzymana w spójnej kolorystyce i dobrze rozłożona kompozycyjnie. Nie mam co do niej zastrzeżeń i istnieje spore prawdopodobieństwo, że wpadnie wielu osobom w oko.

Choć tytuł zapewne nie przyciągnąłby mojej uwagi przy przeglądaniu Wattpada, to opis od początku dał mi nadzieję na coś dobrego. Bardzo lubię taki format — krótkie nakreślenie tematu, zaciekawienie czytelnika zapowiedzią głównego wątku, żadnych dodatkowych ozdobników czy cytatów. Niemniej, jak już zaznaczałam w innych recenzjach, nie mam pojęcia, jak podręcznikowo napisać wzorowy marketingowo opis, który trafi do szerokiej publiczności; taki format to po prostu coś, co przemawia do mnie i piszę czysto na podstawie swoich odczuć.

KLIMAT OPOWIADANIA

Jak wspomniałam, „Kołysanka dla wilka" prawdopodobnie nigdy nie przyciągnęłaby mojej uwagi, gdyby nie została zgłoszona do recenzji. Są takie tematy w sztuce, które zapalają u mnie czerwoną lampkę, a motyw wilków jest właśnie jednym z nich. Nazwałabym to pewnym zmęczeniem tematu; w popkulturze nieustannie wirują opowieści o wilkach i wilkołakach, stąd zwykle gdy widzę wzmiankę o nich w jakimś utworze, mam przed oczami kolejne opowiadanie omegaverse czy FF „Zmierzchu".

Jakże daleka od tych schematów jest „Kołysanka dla wilka". Nie żałuję ani chwili spędzonej na czytaniu tej historii. Autorka świetnie wpasowuje wilki w klimat, przeplata je z legendami i klimatem malutkiej, szwedzkiej wioski. Wykorzystano tu potencjał wilków w stu procentach, co było wyjątkowo miłą odmianą od zwykle spotykanej sztampy.

Jeśli miałabym zaś skojarzyć opowiadanie klimatem z jakimś dziełem funkcjonującym w przestrzeni kulturalnej, prędzej byłoby to „Prowadź swój pług przez kości umarłych" Tokarczuk niż kolejne fanfiction o wilkołakach. Naturalnie, nie ma tu przyrównania w poziomie; chcę jedynie nakreślić, jakiego typu jest to praca.

Autorka czerpie pełnymi garściami z potencjału oferowanego przez miejsce akcji. Historię wypełniają motywy ze skandynawskich legend, które stanowią w gruncie rzeczy kręgosłup całej opowieści.

W tekście przedstawiono kilka malowniczych lokacji, których opisy co prawda były dość szczegółowe, ale moim zdaniem wiele mogłyby zyskać, gdyby tchnięto w nie więcej artystycznego ducha. Zastosowanie większej ilości metafor i barwnych porównań mogłoby skutkować nadaniem całości bardziej baśniowego, fantastycznego klimatu pasującego do charakteru opowieści.

Spojrzałabym również ponownie na sposób przedstawienia mitologii i systemu legend. Wszystko było bardzo dobrze dopasowane fabularnie i ładnie spinało akcję, ale momenty, w których Saga opowiadała historie, mnie rozczarowały. Widać było bardzo wyraźnie, że pełnią funkcję ekspozycji; brzmiały bardziej, jak wycinek z podręcznika czy Wikipedii niż fantastyczne bajania starego człowieka.

KLAMRA FABULARNA — POCZĄTEK I KONIEC

Omawiane opowiadanie stanowi idealny przykład tego, jak powinno się pisać prologi i epilogi, które często są przez twórców traktowane niewłaściwie. Prolog u niektórych pełni funkcję pierwszego rozdziału nazwanego z niewyjaśnionych powodów prologiem; czasem rzucona jest w nim jakaś niezwiązana z fabułą powiastka filozoficzna niczym spod pióra Paulo Coelho. Otwarcie „Kołysanki dla wilka" wpasowuje się natomiast idealnie do roli, jaką powinno pełnić. Nawiązuje do historii, lecz nie tłumaczy wszystkiego i stawia pytania, na które chce się poznać odpowiedzi. Sama scena świetnie buduje delikatne napięcie i daje przedsmak tego, czego można doświadczyć w kolejnych fragmentach.

Epilog z kolei tworzył wzorową klamrę fabularną w połączeniu z prologiem. Sceny przedstawione w obu częściach krążą dookoła tej samej tematyki i idealnie się dopełniają, co podkreśla jedynie to, że opowieść rzeczywiście była przemyślana i zaplanowana od początku do końca. Widać, że zmierzaliśmy w stronę z góry określonego kierunku i nie była to improwizacja.

FABUŁA

Historia przedstawiona w „Kołysance dla wilka" jest bardzo spójna i zwięzła. Każda scena została zaplanowana od początku do końca i nic nie znalazło się w opowiadaniu przypadkiem, nie ma zbędnego lania wody. Wydarzenia są przedstawione bardzo konkretnie i zmierzamy od początku w jasnym kierunku, nie zbaczając z trasy. Nie ma praktycznie w ogóle wątków pobocznych, całość jest oparta na jednej, wąsko sprecyzowanej historii.

Został we mnie przez to lekki niedosyt, chciałabym zobaczyć więcej, wciągnąć się w ten świat głębiej przed poznaniem zakończenia. Mimo to nie wydaje mi się, aby to było w tym przypadku konieczne; rozwinięcie niektórych wątków mogłoby ująć im tajemniczości i niepotrzebnie rozwlec fabułę, rozpraszać od głównego wątku. Niedosyt ten i powracające pytania są dla mnie personalnie w tym przypadku bardzo pozytywnym doświadczeniem i ciężko mi zakładać, co by było gdyby poszerzono ten czy inny wątek. Być może się mylę i historia tylko by zyskała, być może — jak już wspomniałam — odbyłoby się to kosztem jej uroku, którego nie zrekompensowałoby zaspokojenie ciekawości.

Na uwagę zasługuje zakończenie, które zmieniło ostatecznie moją opinię o opowiadaniu. Pierwsze rozdziały pozostawiły we mnie myśl: „W porządku, ma swoje lepsze momenty, ma te trochę gorsze, ale jest raczej pozytywnie". Ilość napięcia zbudowanego w dwóch ostatnich częściach i emocji, które one wzbudziły, powaliły mnie niemalże na kolana, przeczytałam je na jednym tchu. Wszystko nabrało sensu, wydarzyło się wiele plot twistów, których się nie spodziewałam, ale wskazówki ich dotyczące były rozsiane w poprzednich częściach. Bardzo mi się to podobało, choć nie od razu po skończeniu lektury połączyłam wszystkie kropki; musiałam wrócić do tekstu, aby od nowa prześledzić niektóre fragmenty. Nad tym można byłoby się pochylić, ponieważ jakkolwiek zmuszenie czytelnika do refleksji i przemyślenia fabuły od nowa jest pożądane, to konieczność wracania do tekstu i czytanie go po kilka razy już niekoniecznie.

Aby rozwinąć sformułowanie „gorsze sceny", muszę wspomnieć o tym, że niektóre z początku były średnio angażujące, powiewały momentami monotonią. Rozgrywały się w bardzo statyczny sposób i choć pchały akcję do przodu, nie czytałam ich ze szczególnym zainteresowaniem. Będzie to między innymi scena, w której Björn spotyka nad rzeką Tomasa — chłopca spędzającego we wsi wakacje. Sama wyprawa do lasu jest ciekawie opisana, natomiast rozmowa ją poprzedzająca została poprowadzona bardzo przewidywalnie i bezpiecznie.

BOHATEROWIE

Postaci „Kołysanki dla wilka" — podobnie jak sceny — dzielą się na te lepsze i gorsze; nie ma raczej wśród nich tych złych. Ci najważniejsi zostali solidnie dopracowani i niewiele mam do nich zastrzeżeń; lekko zgrzytały mi jedynie postaci poboczne i epizodyczne.

Główny bohater — Björn — jest naprawdę dobrze zrobioną postacią. Postacią, z którą możemy empatyzować, której motywacje i rozterki rozumiemy, a jednak nie jest to jednoznacznie dobry bohater. Widzimy go wielokrotnie w sytuacjach, które wyciągają go z kliszy typowego protagonisty. Widzimy Björna okrutnego, gdy postanawia zemścić się na Tomasie, który niczym mu nie zawinił, a jednak był pośrednio źródłem jego krzywdy. To dodaje jego kreacji autentyczności, ludzie często projektują swoje frustracje na tych, którzy tak naprawdę nie są winni sytuacji, a jednak są z nią jakoś powiązani. Agata0001 nie próbuje wybielać bohatera, nie demonizuje go także tymi działaniami; jest to przedstawione w bardzo neutralny sposób. W opowieści widzimy chłopca w wielu takich niejednoznacznych sytuacjach, którym ciężko byłoby przypiąć etykietkę dobra lub zła i to właśnie one czynią go tak intrygującym. Wiemy dla przykładu, że Björn nie jest lubiany w szkole, ale z drugiej strony dostajemy informację, że on sam innych dzieci również lubi — nie czuje się mentalnie przerażoną ofiarą, choć doświadczył prześladowania, nie pała też do nich gwałtowną nienawiścią — po prostu ich nie lubi w specyficznie chłodny, a jednak nie okrutny sposób.

Drugą najciekawszą postacią w „Kołysance dla wilka" była matka głównego bohatera — Agneta. Z początku sprawiała wrażenie stereotypowej wyrodnej matki, która niektóre dzieci faworyzuje kosztem zaniedbywania innych. To wrażenie się rozmyło, gdy dostrzegałam coraz to bardziej osobliwe jej zachowania, z których wyłaniał się obraz kobiety zrozpaczonej, zagubionej, na skraju szaleństwa. Zakończenie jej wątku bardzo do mnie trafiło, poczułam przy tym ukłucie wzruszenia i żalu, a zwykle niezbyt emocjonalnie podchodzę do perypetii fikcyjnych postaci.

Ojciec głównego bohatera — Kristoffer — również nie był skonstruowany źle, choć nie zaintrygował mnie aż tak, jak wcześniej wspomniana dwójka. Jego zwyczajność, prostoduszność i serdeczność stanowiły równowagę dla zdruzgotanej i zagubionej Agnety. Widać było wyraźnie, że Kristoffer szuka w tym szaleństwie sposobu na normalność, choć okoliczności dotkliwie raniły również jego.

Ostatnią z ważniejszych postaci jest staruszka imieniem Saga, którą lubił odwiedzać Björn i jego rodzeństwo. Często raczyła ona ich fantastycznymi historiami bazującymi na miejscowych legendach. Jedyny zarzut, jaki mogłabym wobec niej wysunąć, to charakter jej wypowiedzi, o którym wspomniałam już wcześniej. Spodziewałam się odnaleźć w nich więcej klimatu, bardziej gawędziarskiego charakteru, a przypominało to bardziej streszczenia tekstów informacyjnych.

Nie można tyle dobrego powiedzieć o postaciach epizodycznych, które według mnie zostały zbyt mocno wepchnięte w schematy; do tego stopnia, że wydawały się mało realistyczne. Absolutnie nie odradzam nikomu korzystania z klisz przy kreowaniu postaci epizodycznych i drugoplanowych; gdyby każdy bohater danej opowieści miał mieć rozbudowany profil psychologiczny i biografię, ciężko byłoby skupić się na głównym wątku. Schematy są wtedy bardzo potrzebne, ponieważ czytelnik wie mniej więcej, z czym ma do czynienia, a autor może skupić się na opowiadaniu historii. Trzeba jednak umieć wpasować postaci w te ramy i ich nie przejaskrawić. Piszę o tym, mając w pamięci rodziców Tomasa, szczególnie jego ojca ukazanego wręcz karykaturalnie.

RELACJE

Relacją, która wyróżniała się na tle pozostałych, była bez wątpienia ta pomiędzy Björnem a jego matką. Choć z początku wyglądało to niekoniecznie przekonywująco, odkrywanie motywów matki i tego, co tak naprawdę czuła względem syna, było jednym z lepszych elementów historii. Mimo że jej uczucia oparte były o raczej wysłużony schemat, to przedstawiono je w absolutnie łamiący serce sposób. Ciekawe były również reakcje samego Björna na jej zachowania, ponieważ czuć od niego było coś na kształt... zobojętnienia? Równocześnie przez to wszystko przebijało się, w moim odczuciu, przygnębienie i wyrzuty sumienia. Bardzo niejednoznaczny, a przez to intrygujący wątek.

OSOBY ZAGINIONE A PRAWO

W trakcie czytania rzuciła mi się w oczy jedna informacja, która według mnie wygląda podejrzanie. Nie będę ukrywać — nie czytałam szwedzkich aktów prawnych, bo nie znam zupełnie tego języka, a nie mogłam znaleźć tłumaczenia, ale biorąc pod uwagę systemy prawne innych krajów europejskich, pozwolę sobie poczynić następującą uwagę:

W „Kołysance dla wilka" padło stwierdzenie, jakoby poszukiwania siostry głównego bohatera trwały tydzień, po czym śledztwo zamknięto, co zupełnie nie trzyma się kupy. Śledztwa nie można zamknąć ot tak z braku śladów po zaledwie tygodniu. Można byłoby to zrobić, gdyby były jednoznaczne dowody na to, że dziecko nie żyje, a takich — zdaje się — policja nie miała. Będę teraz bazować konkretnie na polskich zasadach, ale domyślam się, że w Szwecji może obowiązywać zbliżony system. Jeśli jest inaczej i prawo tam dopuszcza zamykanie śledztw w takich sprawach po tygodniu — moja wina.

W Polsce wygląda to następująco:

Czynności poszukiwania osoby zaginionej kończy się, a materiały z wykonanych czynności przekazuje do archiwum na zasadach określonych w odrębnych przepisach w przypadkach, gdy:

1. upłynęło 10 lat od dnia przyjęcia zawiadomienia o zaginięciu osoby pełnoletniej (nie powoduje usunięcia danych o osobie zaginionej z ewidencji policyjnej),

2. upłynęło 5 lat od dnia zaginięcia osoby, która w chwili składania zawiadomienia o zaginięciu osoby miała ukończone 70 lat;

3. upłynęło 10 lat od dnia, w którym zaginiona osoba osiągnęłaby pełnoletniość.

[ źródło: Poszukiwania osób zaginionych: system i metody działania w procedurach służb, Aleksandra Wentkowska ]

Gdybyśmy zatem założyli, że Szwecja ma system choć trochę zbliżony do polskiego, niemieckiego, amerykańskiego czy angielskiego (bo o tych udało mi się dotrzeć do informacji), to śledztwo po tygodniu wciąż by musiało trwać, szczególnie że zaginęło już w podobnych okolicznościach inne dziecko. Co najwyżej ograniczono by poszukiwania i funkcjonariusze przestaliby przeczesywać las.

DEKONSTRUKCJA — JAK PISAĆ SCENY GROZY?

Jak wspomniałam — „Kołysanka dla wilka" pozwala świetnie na przykładzie swoich fragmentów zaobserwować dobrze i źle skonstruowane sceny grozy, rozpoznać ich wady oraz zalety. Wybrałam dwie, w których zauważyłam najwięcej ciekawych elementów, i pozwolę sobie je krótko omówić, żeby pokazać ogólny schemat.

Rozpoczniemy od podręcznikowo rozpisanej sceny:

Zsunął się z łóżka i podszedł do otwartego na oścież okna. Tata codziennie prosił, aby je zamykał, ale miał wtedy wrażenie, że za chwilę się udusi w małym pokoju. [ ... ]

Znając szerszy kontekst, czyli całość opowiadania, informacja o otwartym oknie nabiera nowego znaczenia. Wiemy, że rodzice zakazują chłopcu pewnych rzeczy ze względów bezpieczeństwa; wiemy również, jako czytelnicy, że to właśnie przez okno zaginiona wcześniej siostra głównego bohatera widziała tajemnicze zjawy. Otwarte okno jest więc zwiastunem niebezpieczeństwa.

Las zaszumiał cicho i chłopcu się zdawało, że pomiędzy drzewami dostrzegł jakiś ruch. Zamrugał. Już miał odejść od okna przekonany, że tylko mu się przywidziało, kiedy usłyszał cichy śpiew. Nie mógł rozróżnić poszczególnych słów, ale był niemal pewien, że to ta sama kołysanka, którą matka śpiewała co wieczór przy oknie. Nagły podmuch wiatru zakołysał choinkami i przysłonił księżyc gęstymi chmurami, sprawiając, że na zewnątrz zrobiło się całkiem ciemno. Przemknęło mu przez myśl, że wcale się nie obudził i dalej śni.

Kolejny fragment to klasyczne budowanie napięcia przy wykorzystaniu opisów otoczenia. Oddziałuje na trzy zmysły — wzrok, słuch i dotyk.

Wilk, który wyszedł z zarośli, posturą przypominał warga z koszmaru, z tym wyjątkiem, że sierść miał białą i skrzącą jak śnieg. Poruszał się z gracją, bezszelestnie stawiając łapy. Znacznie większy niż te, które normalnie zamieszkiwały teren. Stanął na środku dróżki i obejrzał za siebie. Sprawiał wrażenie, jakby na coś lub kogoś czekał.

Śpiew stawał się coraz wyraźniejszy i Björn wreszcie mógł ją zobaczyć. Strażnik Puszczy - pomyślał. Przełknął ślinę. A więc Saga mówiła prawdę.

Ponownie, duża część kunsztu tej sceny oparta jest na analogii do wydarzeń, które widzieliśmy wcześniej w opowiadaniu. W bardzo podobnych okolicznościach zniknęła siostra Björna. Odruchowo więc czytelnik zastanawia się, czy to samo przydarzy się i chłopcu; wie już, że pojawienie się wilka może mieć opłakane skutki, więc czeka w napięciu, aby przekonać się, czy czeka bohatera szczęśliwe zakończenie, czy — tak jak siostra — da się zwabić fantastycznym istotom i zniknie w lesie na zawsze.

Duch świecił hipnotyzującym, fluorescencyjnym blaskiem, który nie rozświetlał nocy, a zdawał się otaczać jedynie zjawę. Długie włosy opadały swobodnie na plecy, sukienkę miała poszarpaną, stopy poranione do krwi. Płynęła nad ziemią, zbliżając się do czekającego towarzysza. Pogłaskała go po pysku, z czułością. Położył uszy.

Kolejny element budującej napięcie ekspozycji. Scenę opisano w bardzo plastyczny sposób z wykorzystaniem elementów charakterystycznych dla straszaków (krew, rany, zjawy), które składają się w upiorną całość. Istoty pozostają również na razie stosunkowo bierne, więc wciąż możemy jedynie mgliście domyślać się ich zamiarów i intencji; są one dla nas niewiadomą.

Björn poczuł, że temperatura nagle spadła. Objął się ramionami i zaczął dygotać, ale mimo to dalej stał w oknie i patrzył na rozgrywającą się scenę. W pewnym momencie mara skierowała wzrok wprost na chłopca. Martwe, puste oczy, zasnute białą mgłą. Uniosła dłoń do góry, pokazując na niego palcem i postąpiła kilka kroków w stronę domu, szepcząc coś niezrozumiale. Wtedy jakby oprzytomniał: szybko zatrzasnął okno i skulił się pod parapetem, wstrzymując oddech.

Duch podejmuje w końcu pewne działania, co zagęszcza atmosferę grozy. Kontrastem do jego spokojnych akcji jest gwałtowna reakcja głównego bohatera. Podkreślony jest jego strach, podąża on za instynktem i próbuje się ukryć.

Usłyszał pisk tak głośny, że musiał zasłonić uszy. Coś uderzyło głucho, a zaraz potem długie paznokcie przejechały po szybie, wydając przy tym okropny, skrzypiący dźwięk. Rzucił szybkie spojrzenie na przeciwległą ścianę, ale nie zobaczył tam niczego. Przypomniał sobie, co mówiła Saga: „Strażnicy nie odbijają się w wodzie, Björn. Nie rzucają też cienia".

Bardzo zręcznie autorka zawęża perspektywę Björna jedynie do bodźców słuchowych. Jak powszechnie wiadomo, boimy się najbardziej niewiadomego, a bazowanie na jednym zmyśle pozostawia pewną lukę, którą wyobraźnia — zarówno bohatera, jak i czytelnika — może uzupełnić, często w dużo bardziej złowieszczy sposób niż gdyby pokazano pełen obraz sytuacji.

Przed czytelnikiem zostaje również postawiona kolejna niewiadoma — czy nadprzyrodzone istoty mogą się dostać do środka? Wiemy, że siostrę głównego bohatera wywabiono, zjawy nie weszły do domu. Możemy jedynie spekulować na ten temat, bazując na tym, że matka Björna starała się co noc odgonić złe duchy z okolic mieszkania. Nie mamy jednak pewności, czy jej metody działały. Dodatkowym czynnikiem napędzającym strach jest fakt, że od zjawy dzieli chłopca zaledwie kilka centymetrów — ot, szyba, którą bardzo łatwo zbić.

W przedstawionej wyżej scenie odnajdujemy więc wszystko to, co ważne w scenie grozy — budowane powoli napięcie, poczucie niebezpieczeństwa, ale i mnóstwo niepewności, niewiadomych. Opisy są dobrze zdynamizowane — z początku statycznie opisują to, co się dzieje, aby czytelnik otrzymał wyraźny obraz całości, a gdy dochodzi do momentu kulminacyjnego, całość przyspiesza. Mamy więc szybko zatrzaśnięte okno, wstrzymany oddech, głośny pisk, głuche uderzenia czy skrzypienie paznokci na szybie.

Spójrzmy więc teraz na przykład sceny, w której nie wszystko zagrało tak, jak powinno, aby zastanowić się, jak można byłoby rozpisać to w coś straszniejszego. Tym razem fragment w całości:

Björna obudziło zimno. Czuł piasek pod powiekami, a mięśnie zdrętwiały od zbyt długiego siedzenia w jednej pozycji na niewygodnym, twardym parapecie. Poruszył się i stęknął. Głowa pulsowała tępym bólem, na policzkach miał zaschnięte ślady łez. Usłyszał ciche pukanie w szybę. Zmarszczył brwi i z trudem otworzył oczy.

Przez chwilę nie był w stanie zrozumieć, na co patrzy, gdy napotkał wzrokiem ślepe spojrzenie. Zjawa z bliska wyglądała jeszcze gorzej, niż zapamiętał. Jej skóra była sucha i pomarszczona, w niektórych miejscach odchodziła i zwisała w strzępach, odsłaniając kości. Jasne włosy wyglądały na brudne i posklejane. Otwarte usta przywodziły na myśl ciemny tunel bez końca. Siedziała skulona na parapecie po drugiej stronie i przyglądała się chłopcu z ciekawością, paznokciami skrobiąc szybę, jakby chciała wejść do środka.

Krzyknął i stoczył się na podłogę. Jęknął. Zmartwiałe ciało przeszył ból, gdy krew zaczęła dopływać do rozprostowanych kończyn. Szybko odczołgał się jak najdalej od okna i skulił pod ścianą, przy łóżku, w myślach błagając, aby mara sobie poszła.

Zaczęło się naprawdę nieźle — dostaliśmy ciekawą ekspozycję, dobre opisy. Tutaj element budowania napięcia był krótki, ponieważ zamknął się w jednym zdaniu — pukaniu w okno. Niestety źle dopasowano dynamikę i zamiast najpierw pokazać czytelnikowi paniczną reakcję bohatera, autorka raczy nas bardzo szczegółowym opisem zjawy. Czytając tych kilka zdań o wyglądzie widziadła całkowicie gubimy napięcie, element przerażenia znika. Nawet gdy później autorka pisze o strachu Björna i próbach ucieczki, to już nie robi na odbiorcy takiego wrażenia, jakie mogłoby zrobić, gdyby zamieniono te elementy kolejnością z opisem wyglądu ducha.

JĘZYK

Językowo tekst wygląda naprawdę przyzwoicie. Trafiały się czasem literówki, błędy interpunkcyjne czy inne drobne niedociągnięcia — nic jednak, co znacząco utrudniałoby czytanie. Przeszkadzały mi najbardziej chyba dialogi zapisane za pomocą dywizów, zamiast pauz.

PODSUMOWANIE

„Kołysanka dla wilka" to bez wątpienia interesująca pozycja i, patrząc na nią w kontekście jakości innych prac na Wattpadzie, bez wątpienia się wybija. Nie obyło się bez niedociągnięć, jednak stosunkowo prosto je wyeliminować. Przede wszystkim doceniam spójność i zwięzłość historii; żadna scena nie była zbędnym wypełniaczem, w każdej zawarto jakąś informację czy wydarzenie istotne dla fabuły. Największy mankament może być ciężko wskazać, jednak jeśli miałabym zdecydować się na jedną rzecz, to prawdopodobnie w pierwszej kolejności wymieniłabym podkręcenie klimatu — dodanie magii opisom otoczenia i ubarwienie historii opowiadanych przez Sagę.

Korekta: szekspir_z_salem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro