Aldanari/Selene Helder

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tytuł: Aldanari

Autor: aldanari

Muszę przyznać, że ta recenzja pisana była przez tak ogromną ilość czasu, że aż mnie to przeraża. Mimo wszystko wybrnęłam. Zeszło się dłużej, bo też czytałam niektóre rozdziały kilkukrotnie (głupia gąska Selene nie zrobiła notatek, kiedy wróciła do czytania po sesji).

Właśnie, może najpierw krótkie usprawiedliwienie. Chciałabym serdecznie przeprosić, że czekało się na tę recenzję aż tak długo. W życiu już nie pozwolę nikomu tyle czekać. Po prostu niespodziewanie pojawiło się w moim życiu wiele problemów, w tym zdrowotnych. Po drodze była też sesja, dwa konkursy na głowie. Nie potrafiłam się z tym wszystkim uporać, ale jakoś podołałam. Tylko kosztem moich własnych, publikowanych na tym portalu prac, no i oczywiście recenzji/recenzowni. Od razu napiszę dla niedowiarków, którzy w FAQ ciągle zadają te same pytania w kółko — tak, nadal działamy i działać będziemy. To się na razie nie zmieni, a gdyby tak było, z pewnością dalibyśmy jakiś znak. Po prostu czyścimy kolejki, niektórzy lepiej, inni gorzej ze względu na sprawy prywatne, ale pracujemy cały czas.

Przechodząc jednak do głównego tematu, czyli samej recenzji... Właśnie w momencie, w którym zaczęłam czytać, a dokładniej jakoś pod koniec kwietnia/początek maja, o ile się nie mylę, rozdziałów było dwadzieścia jeden. Potem, jak można się domyślać, zaczęło ich przybywać. Zdecydowałam, że w tej finalnej recenzji obejmę w takim razie cały tom pierwszy, Elssari. Wiem, że autor/ka jest w trakcie pisania drugiego, Navi Kova, i dalej sukcesywnie publikuje, jednak ze względu na okoliczności stwierdziłam, że najlepiej jest ocenić coś skończonego, tak jak skończyły się, przynajmniej na tę chwilę, moje problemy z brakiem czasu, organizacji i... weny na cokolwiek.

Zazwyczaj w recenzjach staram się nie pisać o okładkach (ostatnio wiele razy mi się zdarzało, wybaczcie). Tutaj jednak aż grzech nie wspomnieć chociażby! Jest naprawdę przepiękna, dopracowane są detale, a te kolory niesamowicie pasują i przyciągają wzrok. Kawał dobrej roboty i brawa dla grafika (tudzież graficzki).*

Opis oceniłabym jako nie tyle obiecujący, co nawet świetny, nie — prześwietny. Znalazł się tam drobny bubel (brakuje przecinka przed „co", o ile się nie mylę), ale to tam tyle co... nic. Patrząc na strukturę, sposób tworzenia zdań czy wprowadzony zarys fabularny, mogę śmiało powiedzieć — a właściwie napisać — że naprawdę mam ochotę dowiedzieć się tego, co się kryje w środku. Szczególnie zachęciły mnie morderstwa, spiski, tajemnice i oszustwa — najlepsze wątki to tylko z takimi elementami (niekoniecznie wszystkimi naraz, ale tutaj wyjątkowo trafiło się combo)!

Zacznę od, nazwijmy to, wstępu. Problem w tym, że nie wiem, co mam o nim napisać. Podczas czytania zapisałam sobie jedynie: „trochę nie kumam, ale zapowiada się fajnie". Pod względem poprawności, no jest doszlifowany ten tekst, nawet najmniejszego przecinka się nie można doczepić — gratuluję! Tyle że to przedstawienie sytuacji oraz postaci jako swego rodzaju rozszerzenie opisu miało pomóc, tymczasem trochę się pogubiłam (widocznie dedykacja dotyczy również mnie). Nie wiem, czy to natłok bohaterów, czy może złe połączenie wątków (miałam wrażenie takiego skakania od jednego do drugiego), a może też jestem wredną babą i czepiam się najzwyklejszego w świecie dark fantasy już od samego początku. Nie mam pojęcia jak inni, ale ja zawsze, ale to zawsze, na początku dark fantasy gubię się przez niezliczoną ilość postaci, a potem okazuje się, że połowa z nich ginie i nie byli jacyś szczególnie istotni. No cóż, skądś morderstwa się muszą brać. Przeczytam, przekonam się co z rozdziałami i dopiero ocenię, czy to chaos, czy może moja paranoja.

Prolog to już co innego. Napędza opowiadanie i nadaje mrocznego klimatu. W pewnym momencie jakby zjadło część zdania, coś się tam wydarzyło, ale domyśliłam się kontekstu. Spodobał mi się motyw Masek. Kiedy czytałam o tym na początku, w tym „wstępie", to miałam w głowie kultowy film z Jimem Carreyem (tj. Maska, oczywiście), gdzie tam on pod osłoną nocy zmieniał się w swoje alter ego za sprawą magicznego przedmiotu, który (o ile nie jestem w błędzie) miał należeć do Lokiego. Tak, dokładnie — Lokiego. W Aldanari wygląda to jednak zupełnie inaczej i, po przeczytaniu prologu, ciekawiło mnie co dalej, jaki jest sens i co (lub kto) za tym stoi.

Mapka również cudowna. Z początku myślałam, że autorka sama coś tam działała w grafice, ale okazuje się, że jest taka stronka/apka umożliwiająca zrobienie czegoś takiego, o czym nie wiedziałam (całe życie się człowiek uczy!). Mimo wszystko doceniam starania, bo z pewnością trzeba było nad tym posiedzieć, a usprawnia to wizję podziału świata przedstawionego.

Chciałam potem oceniać częściowo, może niekoniecznie rozdział po rozdziale, ale po kilku razem wziętych. Byłoby to takie spisywanie myśli „na świeżo". Tylko, co już wiadomo, sknociło mi to wiele czynników niekoniecznie zależnych ode mnie (nie, nie chciałam sobie robić kłopotów z lekarzami, uwierzcie). Też jestem z osób, które nie bardzo lubią się powtarzać i gdyby taka recenzja wypełniona była ciągłymi superlatywami, dla mnie równałoby się to mniej więcej z wchodzeniem komuś, za przeproszeniem, w dupę, a tego chcę uniknąć. Z drugiej strony, gdybym miała z kolei ocenić coś względnie słabego, pisanie rozdział po rozdziale, że „to jest źle, a tamto gorsze" może być dodatkowo przybijające i podcinające skrzydła. Trzeba wiedzieć, jak to zrównoważyć. Nie to, że może nie popieram tej metody, bo czasem jest pomocna, ale akurat w tym przypadku, gdzie rozdziałów jest sporo, a żaden z nich nie zawiera szczególnie rażących błędów fabularnych lub jakichś innych logicznych niespójności, no to nie ma sensu się aż tak rozpisywać. Po prostu.

Może zacznę od samego tytułu — nie spodziewałam się, że to połączenie nazw obu bóstw. Tę wiarę skojarzyłam trochę na zasadzie (nie wiem, czy słusznie) z Yin i Yang. Oczywiście, Alda to ten względnie dobry bóg, a Nari to demon. Podczas owego pierwszego tomu trwa zacięta walka o to, aby przypadkiem ten zły nie zawładnął pewną młodą dziewczyną. O postaciach i samym przebiegu jednak trochę później. Jeśli chodzi o sam tytuł — jest to coś, z czym wcześniej do tej pory się nie spotkałam.

Na pewno Aldanari to opowiadanie, które ma porządne zaplecze. Zwykle, we wszelkich tekstach tego gatunku można się spotkać z powierzchownym przedstawieniem zwyczajów, kultury, religii czy historii. Tego nie można powiedzieć o Aldanari. Autor/ka zadbał/a o to, aby w stosownych miejscach wzbogacić opis o wyjaśnienie związane z kultem, wydarzeniem czy miejscem. Nawet nie spoglądając na mapkę, łatwo mogłam się orientować w rozmieszczeniu danych osad, miast tudzież krain. Co też było moim zdaniem cudowne, to to jak sprytnie połączono dwie religie, jak pokazano tę dawną jedność rozbitą na wiele drobniejszych kawałeczków. Jeśli ktoś marudzi na niedopracowany świat przedstawiony, w Aldanari będzie mu jak w niebie. Też te drobne fragmenty umieszczane na początku rozdziału, pochodzące z różnych ksiąg/zapisków... No, naprawdę, jest to kawał świetnego zaplanowania i naprawdę dobrej realizacji.

Skoro poruszyłam już kwestię łączenia — fabuła. Z początku byłam zawiedziona, bo dostałam sylwetkę Vesa Periona, który potem zniknął na rzecz Verieenów, a następnie pojawiło się Bractwo i moja ukochana postać (tak, faworyzuję, dlaczego nie?) — Byakura. Przez dosyć długi czas akcja toczyła się jedynie wokół spraw Elssarów i tajemniczej dziewczyny, Senny (bowiem takie imię sobie przybrała), która została wplątana w niemałe kłopoty, bo wewnątrz niej czaiło się zło. W jej głowie umieszczono Nari. Jak się można domyślać, Bractwo postanowiło jej pomóc. Tyle że właśnie później pojawiają się kolejne tajemnice, spiski, knowania, brutalne morderstwa, a wraz z nimi wracają poprzednie postaci wpasowując się w ten cały element skomplikowanej układanki. Rzadko kiedy spotyka się na Wattpadzie takie perełki, jakim jest ta, którą właśnie oceniam. To kawał fantastycznego tekstu, gdzie nigdzie nie zabrakło mi takiego... zaniedbania pod względem logiki. Jeśli coś jest, to ma to znaczenie. I to właśnie mi się niezmiernie podoba.

Też nie brakuje tutaj akcji, w końcu mamy wielu bogów, tajemnice, przyjaciół i wrogów — to, co zwykle zawiera standardowe dark fantasy. Dla fanów tego gatunku (czy nawet podgatunku) taki tekst to gratka, a ja akurat uwielbiam, więc się mi trafiło!

Bohaterów jest dużo, bardzo. W dodatku każdy z nich ma swój specyficzny charakter. Wybrałam jednak zaledwie garstkę, którym wolałam poświęcić dłuższą chwilę.

Byakura Elssari — poza tym, że to mój faworyt, jest postacią, od której bije właśnie takie swoiste piętno bycia protagonistą w tej całej historii (chociaż z pojawieniem się Senny, to się zmienia znacznie). Ma niełatwą przeszłość, z którą dokładniej dzieli się dopiero pod koniec pierwszego tomu. Chociaż urodził się jako słaby chłopiec, wyrasta na silnego mężczyznę z ogromnymi zdolnościami, nie tylko walki, ale i przywódczymi. To taka postać, jak dla mnie, pokrzywdzonego niegdyś, ale wychodzącego z każdej sytuacji zwycięsko. Też muszę przyznać, że od samego początku widziałam zalążki relacji hate-to-love pomiędzy nim a Senną, jednak jak jest, to już polecam się każdemu zapoznać. Być może kolejne tomy przyniosą coś ciekawszego, zobaczymy!

Senna — mądra, ciekawa świata, szukająca swojego miejsca dziewczyna. Tak w skrócie mogłabym ją opisać. Chociaż nie zna swojego imienia ani tego, skąd faktycznie pochodzi, nieustannie stara się odnaleźć swoją przynależność. Właśnie dlatego tak łatwo Bractwo staje się dla niej Domem, w którym desperacko pragnie akceptacji, przede wszystkim jej nauczyciela — Byakury — który z początku, przez brak zaufania do dziewczyny, traktuje ją jak intruza i ciągle dogryza. Nie mogę powiedzieć, że jej związek z Hanem Koną mnie nie zaskoczył, bo bym skłamała. To jednak rzuciło inne światło na postać Senny — zobaczyliśmy jej uczuciowość, kobiecość i wewnętrzną siłę. Naprawdę łączyło ją coś z khaanem szczególnego, choć pojawiło się nagle. Też jest kwestia Nari. Ta walka, którą musi staczać niemal na każdym kroku we własnym umyśle z pewnością pozwala czytelnikowi łatwo ocenić jak wytrzymałą kobietą jest Senna.

Han Kona — powiedziałabym o nim, że to ktoś, komu nie można ufać, nawet jeśli to udowadnia. Nie wiem, czy to moje własne przekonania lub chęć zeswatania Senny z Byakurą, ale nie ufam tej postaci za grosz. Co tym bardziej wzbudza takie odczucia, to sposób bycia Hana. Opisałabym go jako takiego typowego bad boya, tyle że skrywającego swoje sekrety znacznie lepiej niż przeciętny nastolatek z problemami. Sam fakt, że ukrywał swoje pochodzenie przed Senną przez dosyć długi czas, dawało mi pewne podejrzenia co do jego faktycznych zamiarów. Nie mogę jednak rzucać na niego podejrzeń, bo nie wiem, co dokładnie dzieje się w kolejnym tomie, a co będzie w następnych. Liczę jednak, że moje podejrzenia okażą się niepotrzebne i Kona tylko był... problematyczny.

Tantal VerieenTen, Co Wymaga Poznania. Z początku wzięłam go za tego słabego brata, który w porównaniu z np. Teslą nie będzie miał tutaj większego znaczenia i po prostu przejdzie na stronę „tych dobrych". Jak dobrze, że się myliłam! Wydarzenia w karczmie, w trzecim rozdziale utworu tylko dają zalążek tego, kim Tantal się stanie. Najmłodszy z braci, mimo że nie jest Mędrcem ani Wojownikiem, pokazuje w Lunarium, że nie da sobą pomiatać. Jego sojusz z Vesem Perionem to zalążek pięknej przyjaźni w imię dobrej sprawy. Też sposób, w jaki go wykreowano, jego szacunek do płci przeciwnej, jego misja, w której — podobnie do Senny — musi odnaleźć samego siebie, jednak jego działania i poszlaki kierują go w stronę czegoś większego... Naprawdę, gratuluję! Martwi mnie tylko to, co przemknęło przez jego głowę, kiedy książę Lunarium został uwięziony przez przyjaciół... Oby Tantal walczył ze złem, jakie dotychczas pozostało uśpione.

Ves Perion — jest to dla mnie bohater typowego nauczyciela, starszego mężczyzny, który ma jakieś swoje działania, ale pole do popisu oddaje młodym (tj. Byakurze). Bardzo mi przypomina Durzo Blinta z „Drogi Cienia" Brenta Weeksa. Walczy w imię dobra i jako pierwszy zauważa problemy, z którymi od razu zamierza coś robić. Mazeen, główny Mistrz Bractwa, oczywiście go nie słucha, co sprowadza konsekwencje. Ves jednak, mimo uprzedzeń do rodu Verieenów, zawiera sojusz z Tantalem, co przeradza się w przyjaźń pozbawioną sekretów, działającą w słusznej sprawie. Chociaż główną pobudką przez pewien czas dla Periona była zemsta, to przełamał to w sobie i zwalczył, by połączyć tajemne elementy dziwacznej układanki.

Tesla Verieen — nienawidzę tego skurczybyka. Bardzo nie chciałam go opisywać, bo nie wiążę z nim ani jednej pozytywnej cechy, ale jest on takim antagonistą, że aż grzech choćby nie wspomnieć. Co bym zatem w skrócie mogła o nim powiedzieć? Bezwzględny, brutalny, pozbawiony empatii, cyniczny i podstępny „typ spod ciemnej gwiazdy". Ma już swoją pozycję i perfidnie ją wykorzystuje. Co tak naprawdę leży w jego knowaniach i działaniach? Nie do końca wiadomo. Wiadomo, że z Teslą wiążą się kłopoty. Szkoda, bo te samochody, to bardzo dobra marka (taki żarcik z mojej strony).

Na koniec zostawiłam sobie kilka słów marudzenia — błędy. Trochę się ich pojawiło, głównie kłopoty z interpunkcją, ale też i były wpadki z literówkami czy powtórzeniami. Najbardziej mnie bolały przecinki pomiędzy „mimo" a „iż", aczkolwiek myślę, że to kwestia przeoczenia i wstawienia znaku trochę „na wyczucie". Od środka [rozdziałów] ta sytuacja się już nie powtarza. Znalazło się też jedno, bardzo zagmatwane zdanie, którego screena (z moich prywatnych notatek, gdzie nie wstawiam wszędzie przecinków) zdecydowałam się zamieścić poniżej. Poza tym, problemem też są akapity. Być może to Wattpad źle wkleja (bo zakładam, że są one przekopiowywane), bo nieraz zwyczajnie oddzielają się fragmenty, które nie powinny się od siebie oddzielić (tj. wypowiedź nad, a didaskalia „powiedział ktoś" czasem pojawiały się pod spodem).

Podsumowując, Aldanari to zdecydowanie wattpadowa perełka. Polecam ją każdemu, kto wątpi w ten portal i jakość tekstów tutaj publikowanych. Myślę, że autor/ka osiągnie sukces i być może nawet wyda niegdyś ten tekst jako pełnoprawną książkę. Wtedy zapłacę stosowną cenę, żeby mieć to na swojej półce. Poza drobnymi bublami interpunkcyjnymi i estetycznymi (podział akapitów) jest to coś, na co warto poświęcić uwagę. Fabuła, kreacja świata oraz bohaterów zdecydowanie wynagradzają nawet poważne błędy ortograficzne (których tam nie ma, ale gdyby były, nie zwracałoby się na nie uwagi).

*Chodziło mi o wcześniejszą grafikę, tę z mieczem. Czaszka jest równie piękna, ale ten sztylet i te kolory nadawały opowiadaniu zupełnie innego klimatu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro