Cierpienia martwego Wiktora/darinowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Cierpienia martwego Wiktora" autorstwa PaulinaWrobel już od samego opisu wzbudziły mój zachwyt. Zdradzono w nim kilka podstawowych informacji i wprowadzono przyjemną atmosferę. Praca powstała dość dawno, ponieważ w latach 2010-2011, do tego jest zakończona, więc jestem pewna, że autorka dopieściła ją w najdrobniejszych detalach. Zerknęłam również na hashtagi, które sprawiły, że byłam jeszcze ciekawsza szczegółów pośmiertnego życia Wiktora.

Zaczęłam recenzję trochę nie w moim stylu, ponieważ zwykle jako pierwszą oceniam okładkę. Grafika prezentująca „Cierpienia martwego Wiktora" jest klimatyczna, utrzymana w ciemnych odcieniach. Lekko rozmyty font po bokach dodaje jej uroku. Prosta, ale wykonana fantastycznie, ponieważ wszystkie elementy ze sobą współgrają. Jestem pewna, że zwróciłaby moją uwagę na półkach w księgarni. Praca ma 23 części, epilog i posłowie, więc jest co czytać. Zawsze na początku zerkam na wyrywkowe rozdziały, żeby wiedzieć, jak obszernego tekstu się spodziewać — tutaj ciężko było ocenić. Jeden był dłuższy, drugi krótszy. Wydaje mi się, że autorka raczej nie rozplanowała wcześniej obszerności tekstu, ale mam nadzieję, że to świadczy tylko o tym, że pisała tak, jak czuła, zamiast zerkać co chwilę na liczbę słów.

Już od pierwszego rozdziału czuć tęsknotę, zarówno głównego bohatera, jak i jego rodziny. Wyjątkiem jest ojciec, którego zachowanie nie świadczy o dobrej więzi z bliskimi. Mała Nastka natomiast jest urocza, bardzo tęskni za bratem, a on za nią. PaulinaWrobel w kilku krótkich zdaniach pokazała: tęsknotę, miłość, bezbronność i ciekawość siedmioletniej dziewczynki. Jedno jednak zaintrygowało mnie najbardziej: jak umarł Wiktor?

W drugim rozdziale trochę zbiło mnie z tropu wtrącenie retrospekcji rozmowy z Mikołajem, którą początkowo wzięłam za bieżące wydarzenia. Pojawia się też Basia, słodka dziewczyna w różowym stroju. Główny bohater nie był do niej przekonany, więc od razu wyczułam komplikacje w ich relacji. Dziewczyna dojrzała w nim... zło? Mrok? Dalej nie wiadomo, jak umarł Wiktor, a to prawdopodobnie przez to Basia wyczuwała w nim coś nieprzyjemnego.

Podobało mi się wtrącenie, w którym pojawiła się siostra bohatera — krótka scena wywołująca dreszcze. Kilkuletnia dziewczynka bez opieki przychodzi na cmentarz, aby w Mikołajki zapalić znicz na grobie zmarłego brata.

Poznajemy również przyjaciela Basi, który prawdopodobnie jest jedyną osobą znającą tajemnicę śmierci Wiktora.

Kiedy Basia została z tytułowym bohaterem sama, zdradziła mu sekret, po czym pojawiła się dziewczyna chcąca odebrać sobie życie. Główny bohater, mimo sprzeciwu towarzyszki, próbował ją uratować. Trzymałam kciuki, żeby mu się udało. Nie zdradzę, jak akcja się potoczyła — to każdy musi sam przeczytać!

Zapewne każdy czytelnik „Cierpień martwego Wiktora" głowił się nad tym, co tak naprawdę było przyczyną śmierci tego młodego chłopaka. Ostatnia wypowiedź piątej części wszystko wyjaśnia. Zatrzymałam się w tym miejscu na chwilę, aby zastanowić się, czy tego właśnie się spodziewałam. I tak, od samego opisu właśnie taka wizja mi towarzyszyła, jednak z każdym rozdziałem, z każdą wypowiedzią głównego bohatera miałam wrażenie, że może się mylę (chyba nawet miałam taką nadzieję w niewielkim stopniu!). Miło zaskoczyłam się tak oczywistą odpowiedzią, jednak byłam lekko rozdarta. Z jednej strony czekałam na wyjawienie tajemnicy, z drugiej obawiałam się, że rozwiązanie zagadki tak wcześnie zniszczy resztę historii, pozbawi ją wciągającego uroku i tajemniczości.

Rozdział szósty z kolei wbił mnie w krzesło. Ostatni dzień „pierwszego" życia głównego bohatera. Splot różnych emocji, uczuć, wydarzeń. Czytając to, czułam się jak na karuzeli. Lepiej! Podzielałam wręcz emocje bohatera.

Po pierwsze... nie polubiłam Karoliny, po drugie — uważam, że ojciec Wiktora nie zasłużył na nazywanie się jego ojcem. Jego wątek jest opisany bardzo dobrze i emocjonalnie. Ojciec był i tyle. Niby żywił jakieś nadzieje względem syna, ale nie do końca. Typowy zapatrzony w siebie i swój zawód mężczyzna, który nie umiał pokochać potomka, ponieważ widział w nim tylko spuściznę rodu. Wzbudziło to we mnie refleksję dotyczącą tego, jak często pokazujemy więź między matką a dzieckiem. Na każdym kroku powtarzane nam jest, że to matka jest najważniejsza. Autorka pokazała natomiast coś ważnego, o czym często zapominamy — nawet mając najlepszą matkę na świecie i kochając ją ponad wszystko, zły ojciec może zmienić nasze postrzeganie świata. Oczywiście role mogą być odwrócone tak, że to ojciec jest aniołem, a matka niszczy życie, ale bardzo często tkwimy w przekonaniu, że to kobieta jest od wychowania dziecka. Autorka pokazała, jak oboje rodzice mają wpływ na postępowanie — w tym wypadku — nastoletniego dziecka.

Gdyby  na tym skończyła, można byłoby powiedzieć, że wykonała kawał świetnej roboty. Było cierpienie Wiktora, był Mikołaj, była Basia. Ciężkie relacje rodzinne, miłość, tęsknota — wszystkie piękne uczucia. Do tego coś niewiadomego, czyli życie po śmierci. Jednak to nawet nie jest połowa opowieści, mimo wrażenia, że temat został wyczerpany. Co najcudowniejsze (a zarazem najsmutniejsze) udręka Wiktora będzie trwała.

Bohater pojawia się w swojej szkole. Wcześniej miejsce było już opisane, jednak teraz dla głównego bohatera staje się jakby inne. „Spotkanie" z dawnymi przyjaciółmi nie należało do tych pozytywnych. Można było odnieść wrażenie, że znajomi przyzwyczaili się do myśli, że ich najlepszy kumpel po prostu się zabił i więcej go nie zobaczą. Ba! Nawet nie przyszli na pogrzeb. Karolina pojawia się ponownie — dalej jej nie lubię — i dowiaduje się, że Wiktor się zabił. Tutaj coś nie gra — wakacje trwają dwa miesiące, ona wyjechała na miesiąc i po powrocie nikt jej nie powiedział o śmierci chłopaka? Z nikim się nie kontaktowała, omijając nawet przyjaciółki? Niby szczegół, ale miałam wrażenie, że nie za bardzo to przemyślano. Na szczęście opis jej reakcji był cudowny, bardzo dokładny, tak samo, jak postępowanie Wiktora.

Relacja głównego bohatera ze Stefanem była dość dziwna. Na początku obaj wręcz plują na siebie jadem, jednak powoli można poczuć, że stary duch chce młodszemu po prostu pomóc. Prowadzi go ulicami miasteczka, które dla Wiktora są zupełnie nieznanym miejscem. Niezadbane osiedla są mu obce, ponieważ żył w innym świecie. Stefan miał rację, co potwierdził główny bohater — Wiktor był rozpieszczonym szczeniakiem. Czytając, jak idą razem, pomyślałam, że może jednak obrzydliwy, stary duch chce protagoniście pomóc. Była to kolejna skucha w moim myśleniu, ponieważ zbeształ on młodszego, zadając mu fizyczny ból, którego młodzik nie mógł doświadczyć. Dodatkowo Wiktor odniósł się do tego, czego się dowiedział — Stefan kogoś zabił. Starszy duch opiekował się Basią, więc zapewne to ona była ofiarą. Cała ich relacja jest jak rollercoaster, którego nie można pojąć. Dopiero później poznajemy prawdę o Stefanie i mogę powiedzieć, że nawet zrobiło mi się go żal. Zabił się, bo zniszczył dwa życia, małej dziewczynki i jej ojca, do tego skrywał tajemnicę od dnia rozmowy z duchem Basi. Był dla niej ogromnym oparciem, dlatego Wiktor nie mógł zdradzić sekretu swojego wroga.

Kiedy Stefan opowiadał o powodzie swojej śmierci, coś mi nie pasowało. Jak dwuletnie dziecko tak dobrze tworzyło zdania? Takie maleństwo ledwo powie poprawnie „wujek" czy „ciocia", a tutaj dwuletnia Basia wysiliła się nawet na zdanie kilkuwyrazowe, sprawiając wrażenie starszej niż w rzeczywistości. Pewnie gdybym nie miała w swoim otoczeniu takiego malucha, nawet bym tego nie zauważyła lub z czystej ciekawości zapytałabym wujka Google, co o tym myśli. Warto nad tym usiąść i może dodać, że dziewczynka gubiła jakieś wyrazy albo źle je wypowiadała? Dwuletnie dziecko ma swój własny język — często nawet dorosły, który jest z nim na co dzień, nie rozumie dłuższych zdań, a tutaj pojawia się obcy, który na dzieciach się nie zna.

Relacja z Basią jest nietypowa, zmienna — z jednej strony kłóci się z Wiktorem, z drugiej oboje nie umieją bez siebie egzystować (bo nie można powiedzieć, że żyć). Są nierozerwalną częścią rozdziałów, które wspólnie zaczęli.

Wyprawa Wiktora i Basi do szkoły jego siostry i rodzinnego domu to fantastycznie opisana podróż, dzięki której chłopak zaczyna pojmować, że odbierając sobie życie, skrzywdził całą rodzinę. Choć nawet jego ojciec boleśnie to przeżył, najbardziej widoczna jest tęsknota rodzeństwa. Wizja, że kiedyś Nastka go znienawidzi bądź zapomni, przyprawia bohatera o cierpienie, a myśl, że dziewczynka może pójść w jego ślady, przeraża. Czekałam, aż mała siostrzyczka dostanie od niego jakiś znak, coś, żeby wiedziała, że on koło niej jest.

Ponowne spotkanie z Karoliną, która wezwała Wiktora, bawiąc się w mistyczne rytuały, zmieniło nieznacznie moje zdanie o niej. Nie do końca wiem, czy go kochała, czy tylko chciała się zabawić, jednak nie była już przebojową gwiazdą szkoły, tylko zwykłą, smutną dziewczyną pragnącą poznać prawdę na temat śmierci kolegi. Nie rozumiem, dlaczego Wiktor nie dał jej jasno do zrozumienia, że była jednym z powodów, przez które się zabił.

Kiedy ojciec odwiedza samotnie grób Wiktora, czuć złość chłopaka na słowa będące z jednej strony wyjaśnieniem mężczyzny, z drugiej pokazujące jego frustrację spowodowaną tym, że syn podjął decyzję o pozostawieniu ich. Dopiero później można zrozumieć, że oboje cierpieli. Dalej uważam, że ojciec nie zasługuje na miano ojca, jednak serce mi zmiękło, gdy czytałam, jak bardzo żałuje swoich błędów. Po tym rozdziale na pewno można dojść do wniosku, że: „docenisz jak stracisz" to nie tylko błahe słowa. Często doceniamy ludzi, których nie zauważaliśmy albo — co gorsza — raniliśmy, dopiero gdy ich stracimy, odejdą i już nigdy ich nie spotkamy.

Śmierć Basi to jedna wielka zagadka od momentu, gdy ją poznajemy. Wiktor obiecuje ją rozwiązać, lecz nic nie przynosi efektu, dopóki nad jej grobem nie pojawia się tajemnicza kobieta. Chłopak podąża za nią do domu, aby odkryć sekret. Posuwa się wtedy do czegoś złego — męczy nieznajomą i jej syna! Nie tak dawno sam został źle potraktowany przez Stefana, a teraz robi dokładnie to samo. Jest świadom, że jego występek jest jeszcze poważniejszy. Niemniej wizja poznania tajemnicy Basi bardziej mnie ciekawiła niż roztrząsanie, czy zrobił dobrze, czy źle.

Przyjaźń Joli z Basią to opis typowej bliższej relacji dwój dziewczyn. Jedna jest piękna, druga jej tego zazdrości, dlatego tamtą ją wspiera i prawi jej komplementy. Słodka, młoda Basia wspierała swoją przyjaciółkę od momentu, gdy oddała jej misia, nie wiedząc, że Jola jej zazdrości i próbuje pokazać, ile jest warta. Zarówno w pierwszym życiu, jak i tym drugim, Basia to cukierek zawinięty w różowy papierek (tak, nawiązuje to do jej stroju), który najpierw pięknie się prezentuje, a potem, po rozpakowaniu i poznaniu, uwalnia endorfiny. Jola przez wiele lat kryła w sobie mroczny sekret. Kiedy Wiktor pisał do niej list z wyjaśnieniami — a miał co wyjaśniać — poczułam lekkie ukłucie na wieść, że Basia zniknie, ponieważ jej zagadka została rozwiązana. Naszła mnie też pewna myśl... Skoro poznanie tajemnicy to moment odejścia Basi w lepsze miejsce, co musiałoby się stać, by Wiktor też zaznał spokoju? No tak, dokonał czegoś, co nigdy mu na to nie pozwoli.

Mikołaj... Niby postać ważna, ale jakby mało doceniona. Był wsparciem dla Wiktora zawsze, kiedy ten tego potrzebował, a sam nawet nie zdawał sobie z tej potrzeby sprawy. Mikołaj, lekarz z innego wieku, był tak sympatyczny, tak mądry i tak dostojny, że w momentach, gdy dawał rady Wiktorowi, miałam wrażenie, że to właśnie sens jego drugiego życia. Pomoc — zwykła, bezinteresowna pomoc drugiemu, który nic nie wie o tym, dlaczego tutaj jest. Przy okazji szanuje on tajemnice, umie słuchać i wiadomo, że nikomu nic nie zdradzi. Tak jakby trzymanie tajemnic lekarskich przenosił na codzienność. Trochę się bałam, że odejdzie, kiedy główny bohater zrozumie, co się stało.

Ostatnie rozdziały wręcz pochłonęłam. Sylwester, ostatnie dni z Basią, spełnianie jej próśb. Najbardziej ucieszyła mnie wizyta pod domem Wiktora i nadzieja, że jego rodzina jednak zostanie rodziną, mimo braku jednego członka. Czuję niedosyt, ponieważ ich losy przez trzy tygodnie nie zostały bardziej szczegółowo opisane. Kiedyś ktoś mi powiedział, że niedosyt jest dobry, bo nie ma niczego za dużo, wszystko jest idealne. Zakończenie „Cierpień martwego Wiktora" właśnie takie było. Perfekcyjne, dające możliwość stworzenia w głowie obrazu, który nam pasuje.

Jeśli chodzi o błędy — nie widziałam ich. Pojawiła się w jednym rozdziale literówka w słowie „albo", mój błąd, że nie zapisałam w którym, ale tak się wciągnęłam, że o tym nie pomyślałam. Umknęło mi, że wzięłam się za pracę, bo muszę ją zrecenzować! Trochę zbijały mnie z tropu zapisy dialogów. Wiem, że były poprawne, ale czasami pauzy lepiej byłoby zastąpić przecinkiem, bo wypowiedzi zlewały się z myślami i czynami bohaterów.

Całość sprowadzała się do mojego ulubionego tematu, czyli zjawisk paranormalnych, więc tym bardziej pochłonęła mnie ta praca. Podobało mi się, że PaulinaWrobel często wracała do drugoplanowych postaci, pokazując, że ich początkowe pojawienie się nie było zwykłym przypadkiem, że zostało to przemyślane. Polubiłam bardzo siostrę Wiktora, w całej historii to jej było mi chyba najbardziej żal. Mimo że głównie to chłopak pokazywał swoje emocje i uczucia, to o niej ciągle myślałam, kiedy był opisywany. Jedynie dwójka przyjaciół bohatera jakby się rozpłynęła z biegiem historii, tylko Karoliny było trochę więcej.

Patrząc na pracę autorki, uważam, że na Wattpadzie nie powinna się znaleźć. Powinna ominąć ten serwis, bo tonie pod względem „popularności". Nie ma w niej znanych gwiazd, kontrowersji (pod względem treści seksualnych, bo przecież wizja życia po życiu zawsze będzie jako tako wzbudzać emocje). To jest po prostu kawał dobrej i przemyślanej roboty. Dlaczego nie Wattpad? Myślę, że półka w księgarni, a później w domowej biblioteczce byłaby lepszym miejscem na to, co przeczytałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro