Rozdarte serce/Selene Helder

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tytuł: Rozdarte serce (tom I Seria Bellomo)

Autor: LenaBielska

Trochę się bałam tej recenzji, bo, jakby nie patrzeć, to opowiadanie jest chyba najpopularniejszym z tych, które do tej pory udało mi się ocenić, więc im większy popełnię błąd w moim spektrum działania, tym bardziej zostanę za to zlinczowana. Cieszę się, że opowiadanie okazało się niesamowicie wciągające i nie dostanę po łbie od fanów. Naprawdę, świetna robota!

Okładka jest przyjemna, a fonty ładne. Faktycznie, przypomina mi to romans, przynajmniej takie pozycje zakupione w empiku, gdzie mamy fragment fotografii mężczyzny w garniturze. Myślami odpłynęłam też w stronę bardziej erotyków niż romansów faktycznie, bo posiadam w domu egzemplarz z niezwykle podobną szatą graficzną i panem pod krawatem.

Tak czy inaczej, nie ma co się rozwodzić nad okładką, skoro to tekst jest najważniejszy w tym całym przedsięwzięciu. Tak też zerkam w opis i... no nie jestem ani zachwycona, ani jakoś szczególnie zawiedziona. Raczej jest okej. Po prostu. Nie został źle sformułowany, ale też niezbyt mnie zachęca do zajrzenia, co kryje w środku. Mamy przedstawienie bohaterów trochę na zasadzie tej standardówki „on i ona" plus na koniec parę pytań. Pierwsze moje skojarzenie wędruje do popularnego ostatnimi czasy „365 dni", jednak żywię nadzieję, że to nie będzie napisane w równie płytki sposób, gdzie fabuła ma opierać się na wrażeniach seksualnych, a historia sama w sobie jest taką trochę zżynką z „50 twarzy Grey'a", tylko że Blanka Lipińska akurat upchała wszystkie wątki w jedno. No cóż, zatem – jak wygląda wnętrze tego opka? 

Spotykam się z czymś nietypowym, jeśli chodzi o opowiadania pisane w tym serwisie, już na samym początku, bo jest wstęp. I co? Widać research autorki o mafijnym życiu (chwała Panu, czyli to już ma większy potencjał od pisaniny B.L.) oraz informację o korekcie, tak więc wyjątkowo nie będę się czepiała tutaj tego, skoro prowadzona jest poprawka, a skupię się wyłącznie na fabule i kreacji bohaterów, czyli dwóch najistotniejszych aspektach. 

W prologu mamy wstawkę ze zwiastunem. Obejrzałam go, jest uroczy, ale moim zdaniem, osoba decydująca się na przeczytanie opowiadania, ma zbyt wiele w nim zaserwowane. Krótszy filmik natomiast dałby radę. Mimo to, podziwiam pracę włożoną w znalezienie scen i montaż. Można było się trochę tym jeszcze pobawić, bo na off-ie mamy tylko piosenkę Eda Sheerana, o ile się nie mylę, a więcej wstawek audio (nawet głupich efektów dźwiękowych) byłoby interesującym dopełnieniem całości. ALE ja tutaj nie oceniam zwiastunu, to taka uwaga na marginesie.

Co do samego właśnie prologu, widać było wiele niepoprawionych błędów (powtórzenia, przecinki, literówki... dużo by wymieniać), więc no najwidoczniej korekta jeszcze nie dotarła albo autorka (lub osoba zajmująca się tym) zrobiła tzw. mijaki i sprawdziła to zbyt szybko, nie pochylając się dokładnie nad tekstem. Jednak skoro poprawki nadal trwają, to pewnie po moim marudzeniu będzie na to zwrócona powtórnie uwaga. Przechodząc zatem do meritum, czyli do treści... Lena (mogę po imieniu, pani Autorko?) wyłożyła na stół wiele kart. Może nawet nazbyt wiele. Nie znając konkretnego kontekstu i tak miałam zarys fabularny mniej więcej zbudowany w głowie. Trochę się tym prologiem zawiodłam. Jeszcze nadal twardo wydawało mi się, że mogłoby być podobnie do „365 dni". Pomyliłam się, przyznaję (całe szczęście!), ale po kolei.

Pierwsze wrażenie o całym opowiadaniu powinien nam zapewnić ten początkowy rozdział, od którego zaczyna się cała magiczna historia. Tutaj miałam mieszane uczucia, bo z jednej strony styl autorki od razu wydawał się lekki i przyjemny, do tego stopnia, że czerpało się przyjemność z czytania i pochłaniało opowiadanie. Jednak jestem marudą, która nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, dlatego (śmiało, wybuczcie mnie) nie ruszyło mnie dziwne spotkanie dwójki bohaterów. Było to dla mnie nienaturalne i miałam Eve za totalną fajtłapę. Akcja potoczyła się z początku zbyt szybko, takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Co do takich błędów, na które mogę pomarudzić – zły zapis dialogów, to na pewno, niektóre niepasujące do siebie formy i notoryczne wtrącenia z myślnikami (które są poprawne, ale co za dużo, to niezdrowo, czasem wystarczy ten cholerny przecinek). Resztę bubli pominę, chociaż miałam długą listę, ale no bez przesady, nie będę taką jędzą i sadystką. 

Skoro siedzę przy błędach, to zamienię to na ogół – strasznie denerwowało mnie ciągłe powtarzanie informacji o tym, jak to Vito szanuje kobiety, albo Eve, która ciągle wypierała się uczucia zasadami moralnymi (o tym jeszcze później). Wystarczy to raz napisać i potem, jeśli już wracać, to nie w tym samym rozdziale dwa czy trzy akapity dalej, ale co jakiś czas. Powiedzmy, że jeśli postać oznajmi „szanuję kobiety", to po np. okazaniu tego, czytelnik raczej się domyśla, nie trzeba mu tego wpajać po tysiąckroć. Poza tym, niektóre działania bohaterów, mimo że uzasadnione, były dla mnie zupełnie nielogiczne i nienaturalne (akcja z chorobą, a potem imprezą albo wmawianie sobie czegoś, bez wytłumaczenia sobie sytuacji, jak na dorosłych przystało). 

Uff, no dobra, pomarudziłam, doczepiłam się, no to teraz większa część recenzji przeznaczona na pochwały! Po pierwsze i najważniejsze: research, jaki wykonała autorka, jest naprawdę nieziemski. Wiele się dowiedziałam z tego opowiadania, m.in. to, jak może wyglądać mafia, że to nie jest tylko okrucieństwo i faktycznie opisywano tu jej działania, a nie tylko „Massimo musiał wykonać jakąś sprawę" (pozdrawiam jeszcze raz, Blania!). Po drugie, co wiąże się niejako z dobrym podłożem informacji przed rozpoczęciem pisania – nasi bohaterowie nie uprawiają tylko seksu, ale mają też swoje własne, prywatne życie i pracę, którą wykonują! To już w ogóle super! Romans pełną gębą. Co jeszcze warto pochwalić? Napięcie seksualne pomiędzy bohaterami wytwarzane z rozdziału na rozdział. Autentycznie czuło się ich frustrację i chciało się ich zbliżenia jak najszybciej (kolejny plus, że nie zrobili tego od razu). Tutaj mogę mieć tylko jedno „ale". Chodzi o „zbyt ciasne spodnie" Vito. Naprawdę, nie ściemniam teraz, oprócz grzebania w Internecie, pytałam swoich kumpli, jak to wygląda (dobry dziennikarz nie może mieć tylko jednego źródła informacji, czyż nie?), bo to dla nich raczej normalne i sami z doświadczenia wiedzą. No i to jest faktycznie naturalne, by mieć tyle wzwodów, ile się przewijało w tekście (a było tego sporo i z wielu błahych przyczyn), nawet z takich powodów jak chociażby dotknięcie kogoś w ramię, więc okej – nie czepiam się, ale osobiście postarałabym się to zredukować, bo z drugiej strony... Vito to facet, który był aktywny seksualnie, więc takie głupawe sytuacje, w których miał erekcję, jakoś mi nie leżały do końca, ale no skoro można, no to taka moja sugestia jedynie.

Zostało kilka drobniejszych nieco plusików – za piękne wypowiedzi (wzruszyłam się na jednej z nich), za stworzenie dobrych postaci drugoplanowych i za przedstawienie kliszy jako coś naprawdę wciągającego, takiego, po co można by bez poczucia zażenowania sięgnąć i przeczytać. Kawał dobrego opowiadania, tyle mam do napisania, o!

Nie byłabym jednak sobą, gdybym powierzchownie omówiła fabułę, nie analizując postaci, tak więc skupiłam się na Eve i Vito, jako że o nich jestem w stanie napisać najwięcej. 

Zacznę od rudowłosej. Nie będę się rozpisywać jak piękna była, to nieistotne dla mnie (nawet w przypadku włoskiego przystojniaka, tj. Vito). Liczy się charakter. Tutaj troszeczkę miałam wrażenie rollercoasteru, jeśli chodzi o moją sympatię względem tej bohaterki i jej (nie)logicznych zachowań. Po kolei. Najpierw, co już napisałam, uznawałam ją za niezdarę jakąś, co się zmienia od sytuacji w klubie, gdy razem z grupką znajomych kobiety doświadczamy ich pierwszego wyjścia (w opowiadaniu, a nie ogóle, wiadomo). Wtedy też Eve wydaje się zwyczajną, skrzywdzoną przez los kobietą, która ma swoje potrzeby i, chociaż obawia się pożądania, jakie odczuwa do Vito, to i tak brnie w to, bo podświadomie tego właśnie chce. Jest taka jak każda uparta baba. Tylko że potem mamy wyjście „mafijnego życia" na światło dzienne. Oczywiście, opisy, które towarzyszyły Eve, gdy została porwana, były cholernie autentyczne i pełne emocji, a także miały sens, naprawdę. Po tym wydarzeniu jednak borykanie się z problemem, jakim były wpojone przez rodziców wartości moralne, które przedkładała nad uczucie do mężczyzny... Miałam ochotę walnąć ją krzesłem w twarz. Rozumiem, mogła się wystraszyć i zanadto analizować, ale robiła to tak długo i boleśnie, że aż jej los był w tym momencie dla mnie zupełnie obojętny. Czy się to zmieniło pod koniec? Niekoniecznie. Stała się dla mnie nie czarną owcą, a wyblakłą. Zrehabilitowała się nieco jako postać, ale to nie była ta sama sympatia, jaką czułam do niej w połowie historii. 

Bellomo – wielki capo nowojorskiej mafii i włoskie ciasteczko, za którym szaleje płeć przeciwna. Tak właśnie jest przedstawiony w opowiadaniu Vito. Czy jest tak faktycznie? Tak. Ponadto to bardzo inteligentny facet, dobry strateg, znający się na swoim... fachu. Było jednak parę niedociągnięć, co do kreacji tej postaci. Po pierwsze, mimo szacunku, jaki ponoć miał do kobiet, od czasu ujawnienia, że jest bossem, stawia nie raz Eve ultimatum albo też podpuszcza ją niejako do podjęcia decyzji. O ile ta finalna decyzja pozostaje jej, to i tak wiemy, że formalnie już dawno przepadła. Vito chce, Vito zdobywa. Objawia się w nim władcza część charakteru, do której mam mieszane uczucia. Znaczy, no trochę chłopa rozumiem, bo wkładał miliard wysiłków, żeby rudowłosa zmieniła zdanie, a ona potem rozbijała mu jajka na głowie (dosłownie). Też bym się trochę wkurzyła. Tyle że Vito to choleryk. Jest zanadto wybuchowy, cokolwiek niezręcznie wytłumaczy mu Eve, on to nadinterpretuje i się wścieka. Jeśli faktycznie to taki raptus, czego nie doświadczamy tego podczas sielanki tzn. „poznawania się" i tych takich? No to mnie tak deczko zawiodło. Co oprócz tego? Była taka jedna sytuacja, w której Vito rzekomo zdradził ukochaną. Moje pytanie brzmi – dlaczego tego nie zrobił? O ile rozwiązanie, które serwuje autorka, jest całkiem zabawne (wyobrażałam sobie, jak głupio się musiała czuć Eve i od razu mi się śmiać chciało), to i tak myślę, że to by ciekawiej rozbudowało postać i nadało takiej... czary goryczy, że jednak facet marzeń nim nie jest, bo nie dość, że ma nielegalne interesy, to jest impulsywny do tego stopnia, że jest w stanie zrobić w jednej chwili wszystko. Wtedy wahania Eve też miałyby sens poza tymi idiotycznymi zasadami moralnymi, które sobie sama niejako wpajała, nie znając działań tej Rodziny.

Tak czy inaczej, podsumowując, zbierając wszystko do jednego wora, czy tam w kupę – dostałam to opowiadanie po kimś, przejęłam je po osobie, która od nas odeszła i powiem tyle – bardzo dobrze i się cieszę, że miałam okazję przeczytać tę historię. Pomimo potknięć, połknęłam ją w całości, było mnóstwo akcji, wiele interesujących wypowiedzi i emocji, które jednak przeważyły znacznie na plus. Jak będę tylko miała czas, to wrócę do sagi i poczytam o kolejnych braciach, bo ciekawi mnie, co Salvatore będzie miał z tej swojej rosyjskiej mafii i czy Zoya da mu popalić! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro