W Blasku Reflektorów/Anna_Dziedzic

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chyba każdy marzył kiedyś o rozmowie ze swoim idolem. Podziwia kogoś i pragnie zadać mu pytanie. O przeszłość, o drogę na szczyt, problemy i przeszkody temu towarzyszące. Poznać najskrytsze myśli i sekrety. Udaje się to Ann King, młodej dziennikarce z opowiadania „W Blasku Reflektorów” AnOld-FashionedGal.

Opis zainteresował mnie od początku. Znając uwielbienie autorki do starego kina, czułam, że będzie ciekawie. Pierwszy akapit niemal idealnie wprowadza w fabułę, jednak to ostatnie zdanie intryguje najbardziej. Nie byłam do końca pewna, czy oznacza ono, iż James namieszał w przeszłości Faye, czy raczej namiesza w życiu Ann. Chociaż nie przepadam za motywem zdrad (jestem tradycyjna — jeden mąż, jedna żona), to liczyłam na to drugie. Jeden mężczyzna i dwie kobiety — zapowiada się ciekawie. Jednak bez względu na to, co miało się wydarzyć, pojawiały się kolejne pytania, o to, jak się spotkają, co się wydarzy, jaką rolę odegra James i co na to Faye. I przede wszystkim, jak to się skończy. Na odpowiedzi jednak musiałam poczekać.

WBR liczy sobie obecnie siedemnaście rozdziałów, a już pierwszy wprowadza nas do domu Faye. Na samym początku poznajemy Ann King i dowiadujemy się, że właśnie zmierza do mieszkania aktorki, którą za dziecka uwielbiała. Świadczą o tym nie tylko słowa, lecz również jej onieśmielenie w kontakcie z gwiazdą oraz rozpoznawanie różnych filmów, których kadry rozwieszone są w salonie Faye.

Od pierwszego rozdziału podobała mi się charakteryzacja dwóch pań, wskazanie na różnice między nimi. Faye Lloyd, uwielbiana gwiazda, odznacza się pewnością siebie, śmiałością. Natomiast Ann King, niepozorna dziennikarka, czuje się przy niej mała i niewiele znacząca. Nawet przestaje uważać się za atrakcyjną. W starciu pań autorce udaje się pokazać, że piękno i uroda to pojęcie względne, a największą rolę odgrywa pewność siebie.

Rozpoczyna się wywiad i od razu dostajemy informację, iż z nieznanego nikomu powodu Faye nie jeździ samochodem. Woli chodzić pieszo, a jeśli już, korzysta z komunikacji miejskiej. Ponieważ jednak wywiady mają na celu spisanie jej wspomnień, cofamy się do samego początku.

Jako że pierwszy rozdział napisany jest w narracji trzecioosobowej, pierwszoosobowa w drugim rozdziale mnie zaskoczyła i trochę zmyliła. Autorka je ze sobą przeplata, co jest zrozumiałe, gdyż „jedynka" dotyczy przeszłości opowiadanej przez Faye, jest jak długa wypowiedź, swoisty monolog, „trójka” zaś odnosi się do teraźniejszości i wywiadu Ann z aktorką. Przydałoby się to jednak albo jakoś rozdzielić, na przykład akapitami przy właściwej historii, albo wyjaśnić we wstępie, iż tak właśnie to będzie wyglądało. Z czasem bowiem da się do tego przyzwyczaić, lecz na początku myli i nieco dekoncentruje. Dosyć długo po prostu się gubiłam.

Początek opowieści Faye skojarzył mi się po części z Kopciuszkiem (rodzice giną, a rodzina zastępcza, w tym wypadku ciotka, dręczy młodą dziewczynę), a po części z wszechobecnym na Wattpadzie schematem — biedna dziewczyna udaje się do dużego miasta i poznaje przystojnego, sławnego aktora. Osobiście do schematów nic nie mam, nawet lubię się przy nich zrelaksować, ale takie było moje odczucie. Wierzyłam jednak, iż będzie to zaledwie wrażenie, gdyż zaznajomiona już wcześniej z twórczością AnOld-FashionedGal, wiedziałam, jak lubi zaskakiwać w najmniej spodziewanych momentach. Nie pomyliłam się, choć muszę przyznać, że tego się nie spodziewałam.

Najważniejsze role w WBR dostają trzy postaci:

James Ward — Moje pierwsze wrażenie brzmiało: dupek. Z kilku powodów, lecz przede wszystkim ze względu na opryskliwość wobec żony i uwodzicielską wręcz postawę wobec Ann. Zdawał się mówić „Kim to ja nie jestem”. Od początku miałam do niego mieszane uczucia: raz go nienawidzę, ponieważ zachowuje się, jak kretyn z za dużym ego, przed którym powinno się kłaniać i którego słowo jest najważniejsze, wredny, opryskliwy, zdaje się nie do wytrzymania. Z drugiej jednak strony mam słabość do „złych chłopców”, ale tylko w książkach. W każdym razie im gorszy, tym lepszy, więc momentami byłam skłonna wyznać mu miłość. Zaraz jednak na nowo mnie denerwował, gorszył i miałam ochotę go udusić. Myślę, że najlepiej opisuje go zdanie, wypowiedziane przez reżysera przedstawienia, w którym miał zagrać razem z Faye:

Na zdjęciach może się wydawać wspaniałym, czarującym młodzieńcem, ale w rzeczywistości jest opryskliwym gburem.

Podobała mi się jego uwodzicielska strona, gdy czarował kobiety, aby potem jednym słowem je odrzucić. Miał wtedy w sobie coś, co powodowało uśmiech na mojej twarzy. Jest jednak kolejnym powodem, dla którego boję się zbyt pewnych siebie i swej urody mężczyzn.

Jeden moment jednak go u mnie przekreślił. Kiedy dowiedziałam się, że jest w mafii, na początku mnie to rozśmieszyło, sama nie wiem czemu. Pomyślałam sobie wtedy „W sumie, może być ciekawie”, lecz gdy dochodzi do morderstwa, a on zachowuje się jakby nigdy nic, nie licząc momentu, gdy o znalezieniu kobiety informują media, coś się psuje. W nim. Wyszedł z niego trochę psychopata. Aż zaczęłam się zastanawiać, co musiał zrobić, że Faye mimo wszystko za niego wyszła i wpatrywała się niemal jak w obrazek.

Faye Lloyd — Zacznę od tego, że podoba mi się pewna różnica w jej zachowaniu, między obecną panią Ward a dawną panną Lloyd. Obecnie Faye wie, kim jest, jaki podziw wzbudza, i umie to wykorzystać. Natomiast zaledwie siedemnastoletnia Faye pozostaje dziecinna. Nie wiem, czy to zabieg celowy, ale autorce świetnie to wyszło. Dziewczyna chce być już dorosła, za taką się uważa, ale nie do końca jej to wychodzi. Beztroska, o nic się nie martwi, nie licząc stresu przed premierą. Jej postać jest raczej pozytywna, choć i ona potrafi zirytować. Nie wzbudziła we mnie jednak aż tylu emocji, co James, ale bardzo ją polubiłam.

Jej dziecinność najbardziej widoczna jest w kontakcie z panem Wardem. Kiedy ten ją denerwuje, nieraz wręcz obraża, ona stara się mu odpyskować, co jednak budzi w nim (i we mnie też) politowanie i śmiech. W momencie zaś kompletnej zmiany nastawienia Jamesa do dziewczyny, ta zdaje się zapomnieć o wszystkich złych rzeczach. Może nie od razu, lecz bardzo szybko. Jest łatwowierna i niezwykle ufna. Może nie opowiada pierwszej napotkanej osobie o swoim prywatnym życiu, lecz wierzy we wszystko, co jej powiedzą. Przykładem jest konflikt Jamesa z jedną z aktorek, Myrą. Myra opowiada jej historię o tym, jak James zepchnął ją ze schodów — Faye w to wierzy. Nie ma w tym nic dziwnego, też bym była przerażona, chociaż ja przeczuwałam, że za jej słowami kryje się coś więcej. Kiedy jednak James przedstawia tę historię inaczej, Faye nie postanawia sprawdzić, co jest prawdą, lecz po prostu mu wierzy. Dla mnie to trochę nierealne, zważywszy na jego zachowanie wobec dziewczyny, ale ludzie są różni. Pannę Lloyd charakteryzuje właśnie ta nadmierna ufność.

Taką Faye spotykamy jednak w przeszłości. Obecnie jest nieco inna, choć nadal wpatrzona w Jamesa, zdaje się niemal jego wyznawczynią. Czyni wszystko, co jej każe. To trochę przerażające, aż naprawdę ciekawi mnie, skąd ta zmiana. Jest też niebywale zazdrosna o swego męża, czemu wcale się nie dziwię. James nie jest przykładem wierności.

Najlepsza jest w tym wszystkim widoczna ewolucja jej zachowania, przeistoczenie z dziewczynki w kobietę.

Ann King — Tę młodą kobietę najciężej mi opisać, ponieważ chociaż odgrywa tu ważną rolę — gdyby nie ona, nie byłoby wywiadu — to występuje niezwykle rzadko. Mimo to autorka jest konsekwentna w jej kreacji. Młoda dziennikarka dąży do wielkiej kariery, w czym pomóc ma jej przeprowadzenie wywiadu z niegdyś wielką gwiazdą, Faye Lloyd. Poznajemy ją, gdy ambitna i pełna stresu zmierza do kamienicy, w której mieszka jej idolka. Podoba mi się, jak przedstawiona jest jej nieśmiałość w kontakcie z kobietą, nawet gdy zauważa, że jej uroda przemija, a na twarzy pojawiają się zmarszczki.

Faye Lloyd przyprawiała ją o poczucie niższości.

Miło było razem z nią odkrywać sekrety rodziny Wardów, przeżywać zaskakujące momenty i zadziwiać się w relacji teraz już małżeństwa.

Najbardziej jednak podoba mi się Ann w stosunku do samego Jamesa. Nie ma się co dziwić, że mężczyzna na nią działa — przystojny (osobiście uważam, że w wieku czterdzieści, pięćdziesiąt lat mężczyźni wyglądają najlepiej), czarujący, szarmancki, wydawałoby się — ideał. Ann jednak, mimo że wyraźnie schlebia jej zainteresowanie ze strony takiego gwiazdora, pozostaje nieugięta. W pewnym momencie, odrzucając jego zaproszenie, wprost mówi, że przecież jest żonaty. Oznacza to, że Ann ma zasady, a ja szanuję ludzi z zasadami. Chyba to najbardziej sprawia, że ją lubię, mimo jej niewielkiego dotychczas udziału.

Rozdziały nie są długie, a czyta się je tak przyjemnie, że nie wiadomo, kiedy jest już koniec. Historia z pewnością jest przemyślana, prowadzona w ciekawy sposób prosi, by przeczytać jeszcze jeden rozdział. Dawno nie wciągnęło mnie tak żadne opowiadanie. Jest jednak kilka rzeczy, o które się przyczepię.

Błędy — Zdarzały się, ale kto ich nie robi, niech pierwszy rzuci kamień, cytując apokryfy. Głównym problemem były zjedzone przecinki, ale na to jest dobra rada — nie pisać, kiedy jest się głodnym. A tak na poważnie, autorka obiecuje korektę, więc niedługo będzie, jak należy. Sama starałam się pomóc i wskazać, gdy tylko coś zauważyłam.

O dwóch błędach pragnę jednak wspomnieć, ponieważ należą do tych, z których mało kto zdaje sobie sprawę.

Marki samochodowe piszemy małymi literami, chociaż są to nazwy własne. Też byłam zdziwiona, gdy się dowiedziałam, ale to taki wyjątek. Mamy więc forda, fiata, seata i inne.

Cudzysłów zamykamy najpierw, później stawiamy kropkę. Warto zapamiętać.

Zdania pojedyncze — Od razu mówię, że nie uważam tego za błąd. Jednak ich nadmiar w niektórych momentach wręcz przytłacza. Przykład:

W progu stał potężny mężczyzna w prążkowanym garniturze. Pod nosem miał wąsika. Na ręce lśnił złoty zegarek. Kurzył cygaro.

Gdyby ładnie to ułożyć, te cztery zdania mogłyby stać się jednym, a czytanie byłoby płynniejsze i łatwiejsze. Podobna sytuacja zdarzyła się przy opisie ucieczki Faye z domu.

Sceny, których nie rozumiem — Tak, zdarzyły się takie. Nie było ich wiele, bo zaledwie dwie.

1. Pierwszego dnia wywiadu przerywa im dzwonek do drzwi. Okazuje się, że to James. Nie wydaje się w tym nic dziwnego, ale to jego dom. Dlaczego on dzwoni do własnych drzwi? Rozumiem, może nie mieć kluczy, a Faye przykładowo zawsze przekręca zamek. W takim wypadku jednak wypadałoby o tym wspomnieć.

2. Druga sytuacja, która mi nie pasuje odnosi się już do końcówki. Od początku zastanawia mnie, jak James zareaguje, gdy dowie się, jak jego żona go obsmarowała. Teraz zastanawiam się, jak zareagują władze, gdy dowiedzą się, że śmiertelnie potrącił kobietę. Lata minęły, ale to wciąż przestępstwo, a sprawa może trafić do sądu. Przedstawienie przeszłości Faye to jedno, ale tu wchodzimy w konflikt z prawem, a to nie może przejść bez echa.

Były też momenty, w których miałam wrażenie, że mogłoby być lepiej. Takich również nie było wiele, ale brakowało mi czegoś w scenach tańca i podczas przedstawienia. Jako że swego czasu tańczyłam, lubię o tym czytać. Tymczasem dostałam informację o stresie lub jego braku. A tańcu towarzyszy tyle pięknych emocji! Można też wspomnieć o jakimś kroku, na przykład, że jest trudny i stanowi problem, a inny niezwykle przyjemny i lubiany. Gdy wyobrażam sobie taniec, gdy go widzę i gdy tańczę, uczucia mnie przepełniają. Nie doznałam tego, czytając WBR. Szkoda, bo tu jest wielkie pole do popisu. Tymczasem autorka wspomina o tym w zaledwie kilku krótkich zdaniach.

Podobnie czułam się też, gdy zginęli rodzice Faye. Pomijając fakt, że mimo iż do dziewczynki nie docierała informacja, reakcja była natychmiastowa, wspomnę o tym, że nic nie poczułam, a opis był nieco „suchy”. A później Faye ani razu za nimi nie zatęskniła.

Ogólne wrażenie jest jak najbardziej pozytywne i z niecierpliwością czekam na kontynuację. Postaci są prawdziwe i konsekwentnie prowadzone (z wyjątkiem ostatnich scen z Jamesem). Jestem pewna, że dałoby się podobne im spotkać naprawdę. Opisy i dialogi są naturalne, styl niezwykle przyjemny, a historia ciekawa. Także kto jeszcze nie czytał, niech szybko wchodzi na profil AnOld-FashionedGal i dodaje „W Blasku Reflektorów” do biblioteki.

Polecam i zachęcam

Anna_Dziedzic

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro