§ 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mój telefon wydał z siebie dźwięk oznaczający przyjście wiadomości w momencie, kiedy rozsunęły się drzwi windy. Przepuściłam stojącą obok mnie starszą kobietę, po czym sama weszłam do środka. Kobieta wcisnęła przycisk z numerem trzynaście, a ja piętnaście.

Korzystając z chwili przejażdżki, otworzyłam Messengera, aby odczytać wiadomość od Marcina. Spotykaliśmy się od kilku tygodni. Nie było to może nic wyjątkowego, ale miałam na koncie o wiele gorsze znajomości z płcią przeciwną. Tak więc z tą wiązałam pewne nadzieje. Nie napalałam się jednak za bardzo, bo wiedziałam z doświadczenia, że jak na czymś mi zależy, to szybko się spieprzy. Taki pech mnie prześladował. A przynajmniej jeśli chodziło o związki.

Z Marcinem tak naprawdę wciąż byłam na etapie zapoznawania się, nic poważnego, więc starałam się nie przejmować tym, że wyjechał na kilka dni z kolegami w góry. I nie zaproponował mi, abym wybrała się z nimi. Podobno to była męska wyprawa, ale kiedy przedwczoraj wysłał mi parę zdjęć, na drugim planie dostrzegłam co najmniej dwie dziewczyny, które nie wyglądały, jakby znalazły się tam przypadkiem. Kiedy o nie zapytałam, zbył temat, twierdząc, że to znajome, na które natknęli się przypadkiem. Średnio w to wierzyłam, ale nie miałam podstaw być zazdrosną, zwłaszcza że nie zależało mi na tym facecie jakoś szczególnie, więc nie drążyłam. Aczkolwiek musiałam przyznać sama przed sobą, iż poczułam lekkie ukłucie rozczarowania na myśl, że mnie okłamał.

Sądziłam, że wiadomość, którą właśnie dostałam, również zawierała jakieś fotki. Niestety, kiedy uruchomiłam aplikację, ukazał mi się tylko krótki tekst.

„Sorry, Kala, ale nic z tego nie będzie. Trzymaj się i baw dobrze ;D"

Że co? To jakiś żart czy on właśnie zerwał ze mną przez Messengera?

– Co za palant! – krzyknęłam, wpatrując się z niedowierzaniem w ekran, a stojąca obok mnie kobieta sapnęła z dezaprobatą.

Normalnie pewnie przeprosiłabym za swoje zachowanie, ale byłam w zbyt wielkim szoku, żeby to zrobić. I nie chodziło o sam fakt zakończenia znajomości, ale o formę, w jakiej się to odbyło. Czy w dzisiejszych czasach już żaden facet nie potrafi się zachować jak przyzwoity człowiek? Co jeden to gorszy, ale czegoś takiego to jeszcze nie doświadczyłam. Mógł, kutafon, chociaż zadzwonić! Oczywiście najlepiej byłoby, gdybyśmy rozstali się podczas spotkania twarzą w twarz, ale naprawdę już nawet rozmowa przez telefon byłaby mniej lekceważąca. A w tej chwili poczułam się jak jakaś przypadkowa laska, z którą spędziło się jedno kiepskie popołudnie i można ją spławić totalnie od niechcenia.

Byłam tak podminowana, że wściekle wystukałam odpowiedź „wal się". Wstrzymałam się jednak z jej wysłaniem. Mój kciuk zawisł nad strzałką. Przygryzłam nerwowo wargę, zastanawiając się, czy lepiej po prostu nie zignorować tego żałosnego komunikatu. Ale z drugiej strony, czy to nie pokazywałoby, że to wcale mnie nie obeszło? Oczywiście nie zamierzałam rozpaczać, ale honor przecież też jakiś miałam i nie mogłam pozwolić tak podle się traktować.

Winda zatrzymała się na trzynastym piętrze. Kobieta posłała mi ostatnie niemiłe spojrzenie, po czym wysiadła. Kiedy drzwi za nią się zamknęły i już nie czułam na sobie jej karcącego wzroku, ze satysfakcją wcisnęłam tę strzałkę.

– Wal się, palancie – mruknęłam pod nosem, a zaraz potem winda wjechała na piętro, gdzie mieściła się kancelaria, w której pracował mój ojciec.

Wrzuciłam telefon do torebki, wysiadłam i od razu wpadłam na kogoś znajomego. Humor zaraz mi się poprawił.

– Cześć, Ana! – zawołałam, uśmiechając się szeroko, po czym podbiegłam do mojej przyszłej bratowej, aby ją mocno wyściskać.

A przynajmniej miałam nadzieję, że już niedługo nią zostanie, gdyż mój szaleńczo zakochany w niej brat jakoś nie spieszył się z oświadczynami. Próbowałam kilka razy podpytać go, na co właściwie czeka, ale odparł tylko, że na wszystko przyjdzie czas. Oby tylko prędzej niż później.

– Cześć, co tutaj robisz? – spytała Anastazja, zwana właściwie przez wszystkich Pestką.

– Eh, tata znowu zapomniał zabrać z domu jakichś papierów – odparłam z westchnieniem, wskazując na wystającą z torebki teczkę. – Chyba muszę mu kupić na urodziny jakiś suplement diety na poprawę pamięci, bo staruszek już się naprawdę zaczyna gubić.

Ana kiwnęła głową ze zrozumieniem, jakby sama zauważyła, że jej patron vel przyszły teść faktycznie zaczyna nieco podupadać na zdrowiu. Cóż, ojciec nie był już pierwszej młodości, a prowadzenie skomplikowanych spraw karnych wymaga bystrego umysłu i wigoru. Dobrze, że Pestka jako jego aplikantka nad wszystkim czuwała. Dziewczyna miała głowę na karku i nie bała się wyrażać swojego zdania. Między innymi właśnie za to ją tak bardzo lubiłam.

– A ty co? – zagadnęłam, wyrywając ją z lekkiego zamyślenia. – Nie ma jeszcze nawet południa, a ty już zatęskniłaś za moim braciszkiem? – zapytałam z kpiarskim uśmieszkiem, kiwając głową w stronę CRSB, z którego wychodziła, kiedy ja wysiadałam z windy. – Wy w ogóle pracujecie czy tylko obściskujecie się po kątach?

CRSB stanowiło skrót od jakże oryginalnej nazwy jedynej w swoim rodzaju instytucji – Centrum Rozwiązywania Spraw Beznadziejnych – którą stworzył mój brat. Ksawery z wykształcenia był informatykiem, ale z zamiłowania ekspertem od znajdowania informacji w sieci. Także tymi nie do końca legalnymi drogami. Robił jednak to wszystko w słusznych sprawach – pomagał ludziom, kiedy naprawdę tego potrzebowali. I przy okazji wspierał również pracowników kancelarii prawnej, która znajdowała się tuż obok jego biura.

A już szczególnie wspierał oczywiście swoją dziewczynę. Poznali się przy pierwszej ze spraw, które Ana prowadziła z naszym ojcem. Ksawciu tak zauroczył się aplikantką, że nawet nieproszony szukał pomocnych dla niej informacji, żeby tylko u niej zapunktować. No i się udało. A teraz od ponad roku byli przesłodko szczęśliwi i zakochani.

– Musieliśmy obgadać coś ważnego – odparła Pestka, przewracając oczami i sięgając po klamkę do drzwi prowadzących do kancelarii. – I w sumie związanego z pracą.

– Jasne. – Spojrzałam na nią powątpiewająco. – Dobrze, że tę „pracę" można rozumieć na różne sposoby – dodałam, uśmiechając się głupkowato.

Anastazja i Ksawery bez wątpienia byli dla siebie stworzeni zarówno pod względem relacji prywatnej, jak i zawodowej. Uzupełniali się w każdym możliwym aspekcie. Nie wiedziałam, czy zdarzało im się łączyć pracę z przyjemnościami, ale lubiłam się z nimi droczyć. Kiedy to robiłam, Ksawciu zwykle łypał na mnie krytycznie, jakby chciał powiedzieć „siostra, oszczędź mnie i sobie tej żenady". Ana za to próbowała udawać, że zachowują pełny profesjonalizm, jakby nikt w kancelarii nie wiedział, że są parą. Trochę mnie to bawiło, chociaż w głębi duszy zazdrościłam im tej relacji.

Weszłyśmy do kancelarii, gdzie przywitała nas uśmiechnięta recepcjonistka Ola. Nie znałam jej zbyt dobrze, ale wydawała się sympatyczna.

– Cześć, przyszła mamusiu – powiedziała w jej kierunku Pestka, kładąc na ladzie wydzierganą na szydełku żyrafę. – To dla twojego szkraba – dodała, wskazując na maskotkę.

– Och, jaka śliczna! – zachwyciła się Ola. – Dziękuję – dodała, sięgając po przytulankę. – A z jakiej to okazji? Mały jeszcze trochę tu posiedzi. – Pogłaskała się czule po zaokrąglonym brzuchu.

Ostatnio wpadałam do kancelarii dość często, gdyż ojciec co chwila czegoś zapominał i potem kazał mi to sobie na gwałt przywozić. Przy okazji jednej z takich wizyt dowiedziałam się, że Ola spodziewa się dziecka. Właściwie powinna być już na zwolnieniu lekarskim, ale czuła się na tyle dobrze, że nadal chciała pracować.

– Moja współlokatorka odkryła nowe hobby – wyjaśniła Ana. – A że nikt z jej znajomych nie ma małych dzieci, to lawina tych zabawek spadnie na mnie, bo ta wariatka ubzdurała sobie, że dobre geny mojego faceta nie mogą się zmarnować i powinnam czym prędzej rozpocząć produkcję małych Dziurków.

Razem z Olą zaśmiały się głośno. To rzeczywiście brzmiało jak tekst w stylu Zośki – współlokatorki Pestki, która w ciągu ostatniego roku stała się też moją przyjaciółką. Początkowo połączyła nas misja wyswatania Any i mojego brata, ale szybko okazało się, że mamy bardzo podobny sposób bycia i podejścia do życia. Co prawda Anastazja i Zośka były ode mnie o pięć lat starsze, ale wszystkie trzy świetnie się dogadywaliśmy. Moja przyszła bratowa nieco odstawała charakterem – była tą najbardziej ułożoną i stonowaną – ale mimo wszystko tworzyliśmy dość zgrane trio.

– Cała Zośka! – stwierdziłam, aż żałując, że sama nie wpadłam, na nazwanie dzieci przyszłych państwa Dziurowiczów małymi Dziurkami. – Ale muszę przyznać jej rację. Takie geny nie mogą się zmarnować! To kiedy zostanę ciocią?

Nie mogłam sobie odpuścić. Zwłaszcza że ten temat wracał co jakiś czas na rodzinnych spotkaniach, gdyż mamę zaczynał uwierać fakt, iż jej syn, chociaż po trzydziestce, wciąż nie dał jej wnuków. Mama uwielbiała Anę i uważała ją za idealną kandydatkę na żonę i matkę. Niestety Pestka miała póki co inne priorytety związane z życiem zawodowym. Nie przeszkadzało to jednak mnie i Zośce w rzucaniu pewnych aluzji, aby trochę się z nią podroczyć.

– Na pewno nie w najbliższym czasie – odparła Anastazja z pełną powagą. – A jak tam wygląda kwestia przekazania twoich genów? – zwróciła się do mnie, posyłając mi znaczące spojrzenie. – Co tam słychać u tego chłopaka, z którym ostatnio się spotykałaś?

Na samo wspomnienie o Marcinie, który kilka minut temu rzucił mnie przez Internet, aż się skrzywiłam. Nie chciałam jednak pokazywać, jak bardzo ubodło mnie kolejne fiasko. Nie znosiłam się nad sobą użalać, więc tylko machnęłam lekceważąco ręką.

– A nawet mi nie przypominaj. – Starałam się zabrzmieć totalnie luzacko. – Kolejny idiota, który nadawał się tylko do tego, żeby go kopnąć w tyłek.

I w sumie jak się teraz nad tym zastanowiłam, to faktycznie Marcin wcale nie był tak dobrą partią, jak mi się z początku wydawało. Tak więc chyba nawet zrobił mi przysługę, kończąc naszą znajomość. Aczkolwiek wciąż nie podobało mi się to, w jaki sposób to zrobił.

Ana spojrzała na mnie z wyraźną troską. Na bieżąco opowiadałam jej o moich kolejnych związkowych porażkach, chociaż bez zbędnych szczegółów, więc wiedziała, jak wygląda sytuacja. Za każdym razem przekonywała mnie, że nie mam się czym przejmować, bo jestem jeszcze młoda i miłość sama kiedyś mnie znajdzie. Ona wcale jej nie szukała i ta dopadła ją znienacka. Miałam nadzieję, że i mnie wkrótce się przytrafi.

– Może to dlatego, że faceci w moim wieku nie są jeszcze zbyt dojrzali – stwierdziłam po chwili. – Chyba poszukam siebie kogoś starszego. Tobie to wyszło na dobre.

Między Aną i Ksawerym było siedem lat różnicy. Sama nie mierzyłabym w faceta starszego ode mnie o prawie dekadę, bo to mogłoby się wiązać z różnymi oczekiwaniami wobec wspólnego życia, ale myślę, że trzy-cztery lata byłyby okej. Chociaż nie będę wybrzydzać, bylebym tylko w końcu trafiła na mężczyznę, który okaże się wart mojego zaangażowania.

– Co takiego wyszło Pestce na dobre? – Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy męski głos, na dźwięk którego przeszły mnie lekkie ciarki. – Aplikacja u najbardziej gburowatego patrona w kancelarii? Czy biurko przy skrzeczącej kserokopiarce?

Żeby spojrzeć na uśmiechniętą twarz Michała Okońskiego, musiałam lekko poderwać głowę do góry. Nie był może tak wysoki jak mój brat, który mierzył sobie blisko dwa metry, ale i tak przewyższał mnie i Anę o ponad głowę. Szary garnitur apetycznie opinał jego umięśnione ciało, a jasne włosy zostały schludnie zaczesane do tyłu. Na twarzy natomiast błądził lekko kpiący uśmieszek, który od jakiegoś czasu wywoływał we mnie pewną dozę wewnętrznego ciepła.

– To, że wyrwała mojego brata – odparłam zaczepnym tonem. – Naprawdę takiego faceta to ze świecą szukać!

Wiedziałam, że poruszam nieco drażliwy temat, bo doskonale pamiętałam nasze pierwsze spotkanie sprzed roku. Miało ono miejsce przy biurku Anastazji, która zaledwie od kilku dni była aplikantką mojego ojca. W tym czasie zdążyła jednak wpaść w oko zarówno mojemu bratu, jak i Michałowi. Ten drugi dość nachalnie próbował przekonać ją do randki, kiedy ja zachwalałam Ksawcia w każdym możliwym aspekcie, mając nadzieję, że Ana umówi się z właśnie z nim. Nie wywiązała się wtedy między mną a Okońskim żadna kłótnia ani nic takiego, ale ewidentnie mieliśmy inną wizję tego, komu Pestka powinna dać szansę na związek. Ostatecznie wyszło na moje i bardzo się z tego cieszyłam, ale i tak było mi trochę żal Michała, bo wydawał się naprawdę fajnym facetem. Miłość jednak nie wybiera, a Anę i Ksawerego niewątpliwie połączyła ta w najczystszej postaci.

Po tamtym pierwszym spotkaniu widywałam Michała jedynie przelotnie, kiedy wpadałam do kancelarii, przynosząc coś ojcu. Nie byłam pewna, czy w ogóle mnie pamiętał i kojarzył, ale kilka tygodni temu, podszedł do mnie, kiedy czekałam na tatę przed jego zamkniętym gabinetem. Wymieniliśmy parę miłych zdań, żartowaliśmy z gburowatości mecenasa Dziurowicza, nie padło nic na temat związku Pestki i mojego brata. Najwyraźniej przez ten rok Okoński zdążył odchorować tamto fiasko i nie miał do mnie urazy za to, że byłam największą shipperką tej dwójki.

Rozmawiało nam się na tyle dobrze, że kiedy kilka dni później znów zjawiłam się w kancelarii, to ja podeszłam do niego. Twierdził, że ma sporo pracy, ale mnie nie spławił. Wręcz przeciwnie – sam tak przeciągał wymianę zdań, że spóźniłam się na zajęcia na uczelni. Było jednak warto. Od tamtej pory, za każdym razem, kiedy na siebie wpadamy, zatrzymujemy się na przynajmniej kilkuminutową rozmowę. Póki co czysto koleżeńską, choć chwilami zahaczającą o flirt.

– Nie może być aż tak źle – stwierdził Michał, odnosząc się do moich narzekań na facetów. – Cóż, może nie jestem ekspertem od spraw beznadziejnych – zrobił niewielki przytyk do mojego brata – ale, nieskromnie mówiąc, też nieźle sobie radzę. A biceps prawie taki sam! – dodał, napinając dumnie mięśnie skryte pod marynarką.

Cóż, musiałam przyznać, że faktycznie miał się czym pochwalić. Co prawda nigdy nie oceniałam atrakcyjności facetów na podstawie ich muskułów, ale w przypadku Michała zdecydowanie przemawiały one na jego korzyść.

– No, całkiem, całkiem – skwitowałam, kiwając głową ze szczerym uznaniem. – A co poza tym masz do zaoferowania? – spytałam zaczepnie.

– Cały wachlarz wszechstronnych zalet – odparł Michał, puszczając mi oczko.

Nie umknęło mi, że Ana posłała mi zdziwione spojrzenie. Najwyraźniej nie spodziewała się, że rozmowa między mną i Okońskim przyjmie taki flirciarski charakter. Póki co nie wspominałam jej o naszej rozwijającej się znajomości, bo na dobrą sprawę nie było o czym. Tym bardziej, że jeszcze kilkanaście minut temu oficjalnie spotykałam się z Marcinem. Czułam jednak, że prędzej czy później Pestka weźmie mnie na spytki.

– Nie byłabym taka pewna, czy to same zalety – stwierdziłam niby powątpiewająco. – Trzeba by to zweryfikować.

Michał oczywiście wyczuł, że tylko się z nim droczę, więc posłał mi najbardziej olśniewający uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam.

– Jak chcesz, możemy to przedyskutować przy kawie – zaproponował nieskrępowanie, a ja mimo woli poczułam, jak na policzki wkradł mi się lekki rumieniec.

Cholera! Nie chciałam dawać mu satysfakcji, pokazując, jak na mnie działa. Ani Pestce powodu do nabrania jakichś podejrzeń. Chociaż w tym względzie chyba i tak już poległam z kretesem, bo Ana dość ostentacyjnie biegała wzrokiem między mną i Michałem, jakby chciała pojąć, co właśnie rozgrywało się na jej oczach. Postanowiłam się odezwać, zanim ona zdążyłaby zdać jakieś niewygodne pytanie.

– Zastanowię się – odparłam, mając nadzieję, że to sprawi, iż będę się jawiła Okońskiemu jako chociaż odrobinę niedostępna.

Oczywiście miałam ochotę spotkać się z nim i móc spokojnie porozmawiać bez świadków, ale on nie musiał o tym wiedzieć. W końcu pewnie ulegnę, bo nigdy nie miałam dość silnej woli, jeśli chodzi o facetów, ale nie chciałam wyjść na zbyt łatwą. Zresztą to był też dobry test na to, aby sprawdzić, jak bardzo mu zależy. Jeśli będzie ponawiał zaproszenie, to znaczy, że faktycznie traktuje tę znajomość dość poważnie.

– Byle szybko – stwierdził Michał, znów się uśmiechając. – Za pół godziny mam przerwę. Jak się namyślisz, to wiesz, gdzie mnie znaleźć – dodał, po czym, nie czekając na moją reakcję, odebrał od Oli pocztę i ruszył w stronę swojego biurka, zostawiając naszą trójkę w małej konsternacji.

Póki nie zniknął za zakrętem, panowała między nami cisza. Odprowadziłam go wzrokiem, czując dziwny ścisk w klatce piersiowej. Czy to był znak, że powinnam zgodzić się na tę kawę?

– Dobra, czy ja o czymś nie wiem? – Z zamyślenia wyrwała mnie Ana, patrząc na mnie podejrzliwie.

W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami. Nie chciałam teraz tego wszystkiego roztrząsać. Tym bardziej, że sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.

– Wpadliśmy na siebie kilka razy, kiedy przywoziłam coś tacie – odparłam, starając się, aby zabrzmiało to nonszalancko. – Nic wielkiego.

Pestka nie spuszczała ze mnie czujnego wzroku i już wiedziałam, że nie dała się na to nabrać. W końcu była prawnikiem specjalizującym się w prawie karnym i podejrzane sprawy wyczuwała na kilometr. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli między mną i Michałem naprawdę do czegoś dojdzie, to na bank ona pierwsza się o tym dowie. I pewnie będzie mnie wspierać. Niestety nie mogłam tego samego powiedzieć o Ksawerym. Mój brat ewidentnie nie przepadał za Okońskim i chyba vice versa. Tak to już jest jak się walczy o serce jednej kobiety.

Ana wyraźnie nad czymś dumała, więc postanowiłam wykorzystać jej zamyślenie i się stamtąd ulotnić, tym samym unikając kolejnych dociekliwych pytań.

– To ja lecę do ojca, bo za chwilę pewnie dostanie szału, że się spóźniam – oznajmiłam, nawet nie mijając się z prawdą. – Do zobaczenia później! – rzuciłam jeszcze, po czym ruszyłam w głąb kancelarii.

Anastazja mnie nie zatrzymała, więc szybkim krokiem udałam się w stronę gabinetu ojca. Po drodze musiałam minąć open space, w którym znajdowały się biurka stażystów, aplikantów i młodszych prawników, w tym biurko Michała. Zerknęłam ukradkiem w tamtym kierunku. Okoński był skupiony na poczcie, którą odebrał w sekretariacie, więc nie zwrócił na mnie uwagi. Mimo to szybko odwróciłam wzrok, aby nie przyłapał mnie na podglądaniu go. Nie chciałam, aby moje zainteresowanie jego osobą było zbyt ostentacyjne.

Wzięłam kilka głębokich wdechów, aby uspokoić przyspieszone tętno. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak reagowałam. Jasne, Michał mi się podobał, ale nie doszło do niczego, co mogłoby przyspieszyć bicie mojego serca. Czy sam jego uśmiech miał tak potężną moc?

Potrząsnęłam głową, by pozbyć się tych myśli i skupić na tym, po co faktycznie tutaj przyszłam. Stanęłam przed drzwiami gabinetu taty, zapukałam i po chwili usłyszałam burknięcie, które zinterpretowałam jako „proszę".

– No dłużej się nie dało? – fuknął ojciec, kiedy ledwo przekroczyłam próg. – Za dwadzieścia minut mam spotkanie!

– Ciebie też miło widzieć, tatku – odparłam kompletnie niewzruszona jego oburzeniem i położyłam na biurku teczkę z dokumentami.

Ojciec miał trudny charakter i już dawno przywykłam do tego, że prędzej usłyszę pretensje niż coś w stylu „dzięki, córcia, ratujesz mi tyłek". Oczywiście fajnie byłoby od czasu do czasu dostać pochwałę z jego strony, ale już w późnym dzieciństwie przestałam na to liczyć. Tak więc tata był nad wyraz szorstki, ale za to ponadprzeciętne ciepło mamy mi to wynagradzało.

Tata nie uraczył mnie już żadnym spojrzeniem, tylko całą swoją uwagę skupił na dokumentach, które zaczął nerwowo przeglądać. To był wyraźny znak, że nic tu więcej po mnie. Dostał to, co było mu potrzebne, więc mogłam się ulotnić.

Bez słowa ruszyłam z powrotem w stronę drzwi. Nie było sensu ciągnąć rozmowy, bo i tak pewnie nie doczekałabym się odpowiedzi. Tata był po prostu specyficznym człowiekiem, po którym nie należało oczekiwać zdawkowych uprzejmości. Michał miał rację – mecenas Dziurowicz był najbardziej gburowatym prawnikiem. I to nie tylko w tej kancelarii, ale chyba w całej palestrze.

Minęłam kilka par drzwi, za którymi mieściły się gabinety wyżej postawionych adwokatów, po czym znów znalazłam się w open spasie. Jak zwykle panował w nim jeden wielki harmider. Ludzie biegali między biurkami, stukali zaciekle w klawiatury laptopów albo prowadzili ożywione rozmowy przez telefon. Chłonęłam ten widok, próbując do niego przywyknąć. Co prawda nie miałam zamiaru zostać prawniczką, ale przypuszczałam, że atmosfera pracy w największych redakcjach prasowych wygląda podobnie.

Odkąd pamiętam, chciałam być dziennikarką. Jako mała dziewczynka bawiłam się, że przeprowadzam wywiady z lalkami i misiami pluszowymi. Potem zarówno w podstawówce, gimnazjum, jak i liceum należałam do redakcji gazetek szkolnych. Tak więc studia dziennikarskie były dla mnie oczywistością. Tym bardziej, że podobno miałam gadane oraz lekkość pióra. Polonistka ze szkoły średniej była przekonana, że jak nikt nadaję się do tego zawodu. Zwłaszcza że w genach odziedziczyłam zmysł dociekania prawdy i niezawodną intuicję.

Dlatego też nie interesowała mnie praca w żadnym szmatławcu. Miałam nadzieję, że zaraz po studiach uda mi się trafić do jakiegoś porządnego czasopisma, gdzie będę mogła rozwinąć skrzydła, a z czasem stanę się reporterem śledczym z prawdziwego zdarzenia. Wiedziałam, że aby osiągnąć sukces, o jakim marzyłam, czeka mnie wiele pracy, ale byłam na to gotowa. My, Dziurowiczowie, nigdy się nie poddawaliśmy i parliśmy do przodu pomimo wszelkich przeszkód.

Z zamyślenia wyrwało mnie mocne szturchnięcie, w wyniku którego wpadłam na stojące obok biurko. Wymuskany facet koło trzydziestki nawet nie przeprosił, tylko pognał przed siebie, jakby się paliło.

– Palant – mruknęłam pod nosem, rozmasowując obolały bok, którym nadziałam się na kant blatu.

– Znany również jako Szymon Fijas. – Usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się w jego kierunku. Za biurkiem siedział nikt inny jak Michał. – Kancelaryjny wrzód na dupie. Przeprosin to się od niego nie doczekasz.

Naprawdę, jakie było prawdopodobieństwo, że ten facet popchnie mnie akurat na biurko Okońskiego? Patrząc na to, że wierzyłam w przeznaczenie, a nie przypadki, chyba dość spore. I skoro już doszło do tego ponownego spotkania, to musiałam to uznać za znak do wykorzystania tej okazji.

– Rozumiem więc, że nie mogę liczyć na przeprosinową kawę z jego strony – zaczęłam z niby rozczarowaną minką. – A czy w takim razie twoja propozycja jest nadal aktualna?

Chyba nie spodziewał się takiej bezpośredniości, bo na sekundę przez jego twarz przemknęło zaskoczenia. W sumie sama też się trochę sobie dziwiłam, że tak szybko przeszłam do konkretów. Niby miałam zgrywać niedostępną, ale może warto zaryzykować. W końcu z Marcinem cackałam się kilka tygodni i wyszła z tego figa z makiem. Z innymi facetami było podobnie. Chyba czas najwyższy zmienić taktykę i nie tracić czasu na podchody, po których i tak mogę nic z tego nie mieć.

– Jak najbardziej aktualna – odparł z szerokim uśmiechem. – Muszę tylko jeszcze wysłać dwa maile i jestem do twojej dyspozycji.

Mimo że była to bardzo niezobowiązująca propozycja, poczułam, jak żołądek lekko mi się ścisnął. Zwykle nie stresowałam się przed randkami, ale tym razem z jakiegoś powodu było inaczej. A poza tym, czy to w ogóle była randka? Chyba ciężko tak nazwać spotkanie na kawę w środku dnia, ale z drugiej strony czułam, że to będzie coś więcej niż zwykły wypad do kawiarni dwójki znajomych. Nie wiedziałam jednak jeszcze, w jakim dokładnie kierunku rozwinie się ta relacja. Ale bardzo chciałam się dowiedzieć.

– Super. – Odwzajemniłam uśmiech. – W takim razie poczekam na ciebie w tej kafejce za rogiem – zaproponowałam. – Wolałabym uniknąć kolejnej wątpliwej przyjemności zderzenia z wrzodem na dupie – dodałam konspiracyjnym tonem, na co Michał zaśmiał się gromko.

– A ja nie miałbym serca cię na nie narażać, więc dołączę do ciebie najszybciej jak się da – odparł. – Powinno mi to zająć góra piętnaście minut.

– Okej, to będę czekać.

Okoński skinął głową z aprobatą, na co ja posłałam mu ostatnie spojrzenie i ruszyłam w stronę wyjścia. Zdusiłam w sobie chęć odwrócenia się, mimo że czułam na sobie jego odprowadzający mnie wzrok. Bezpośredniość bezpośredniością, ale trzeba zachować chociaż nutkę nieoczywistości. Facetów to kręci.

W sekretariacie minęłam Olę, która spojrzała na mnie z cwanym uśmieszkiem. Najwyraźniej wyczuła, co się święci. O nic jednak nie zapytała, a ja pożegnałam się tylko krótkim „cześć". Kancelarię pewnie prędzej czy później obiegną plotki, ale miałam to gdzieś. Na razie sama musiałam się przekonać, czy trzeba będzie je dementować, czy potwierdzać. 

********************************************************************* 

Hejka :) Czy ktoś tęsknił? Mam nadzieję, że chociaż troszkę :P Jak widzicie, wracam z opowiadaniem, które osadzone będzie w "uniwersum Pestki". Samej Any i Ksawerego będzie tu raczej niewiele, bo akcja będzie się rozgrywać w czasie, kiedy oni prowadzili sprawę w Piasku, ale mam nadzieję, że polubicie Kalinę i Michała równie mocno i będziecie im kibicować tak jak Pestce i Dziurze :D I oczywiście z zainteresowaniem będziecie śledzić ich historię, chociaż w dużej mierze już wiecie, co się między nimi wydarzyło ;)

Jak mogliście się już przekonać, zaczynamy od sceny, którą poznaliśmy oczami Anastazji w czwartym rozdziale "Twardej jak Pestka". Pojawi się też kilka innych scen, które mieliście okazję przeczytać w tamtym opowiadaniu, ale jednak w większości będzie to coś nowego. Oczywiście pojawi się też wątek prawniczy, ale uprzedzam, że ta historia będzie bardziej obyczajowo-romansowa niż te o Pestce. Rozdziały będą też trochę krótsze i pierwotny plan zakłada, że będzie ich dwadzieścia. Opowiadanie można czytać bez znajomości "tekstu bazowego", ale mimo wszystko zachęcam do zapoznania się z nim. 

W związku z tym, że obecnie mam nieco mniej wolnego czasu niż kilka miesięcy temu, póki co nowe rozdziały będą się ukazywały co dwa tygodnie (tak więc na następny zapraszam 14 stycznia). Jeśli uda mi się nadgonić z pisaniem, to może wrócę do cotygodniowych publikacji, ale na razie będziecie musieli na kolejne części poczekać troszkę dłużej ;) 

Na koniec chciałabym życzyć Wam wszystkiego dobrego na ten nowy rok 2022. Oby był lepszy niż poprzedni. A przynajmniej nie gorszy :P 

Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło, dajcie znać, co myślicie o tym rozdziale i do napisania :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro